Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 96750.34 kilometrów w tym 7732.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.51 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:22815.29 km (w terenie 1387.00 km; 6.08%)
Czas w ruchu:1043:50
Średnia prędkość:21.86 km/h
Maksymalna prędkość:81.40 km/h
Suma podjazdów:173162 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:154 (82 %)
Suma kalorii:223799 kcal
Liczba aktywności:177
Średnio na aktywność:128.90 km i 5h 53m
Więcej statystyk
  • DST 180.73km
  • Teren 2.00km
  • Czas 08:52
  • VAVG 20.38km/h
  • VMAX 62.33km/h
  • Podjazdy 1211m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 10- W końcu Morze Czarne

Poniedziałek, 25 lipca 2011 · dodano: 01.09.2011 | Komentarze 0

Wstaję po 7, a przed namiotem dość gęsta mgła. Porobiłem trochę zdjęć, połaziłem i przed 8 obudziłem Marcina- w końcu ile można spać:P Śniadanie standardowo już pod sklepem- tym razem pod marketem Punny. W końcu ruszamy w stronę Murighiolu drogą wzdłuż Rezerwatu Biosfery Delta Dunaju. Spodziewałem się tam lepszych widoków po wcześniejszych krajobrazach- pewnie popłynięcie w głąb delty byłoby lepszym rozwiązaniem, ale nie miałem rowerka wodnego;) Po drodze kupujemy świeżo upieczony chleb w piekarni i zjadamy go później na stacji benzynowej, gdzie Marcin przypadkiem uszkadza zamek w lodówce:P We wspomnianym miasteczku spotykamy dwójkę francuzów, którzy są już od pół roku w podróży rowerowej i stawiają nam piwo:) Wymieniamy trochę cennych informacji i ruszamy w drogę. Droga trochę monotonna, ale wygłupy na rowerze jakoś ją urozmaicają:D
W końcu docieramy do skądinąd znanego mi Babadagu, a to stąd że kiedyś w Beskidzie Niskim znalazłem na odludziu kierunkowskaz który wskazywał 1034 km do Babadagu:P i dziwnym zrządzeniem losu akurat przez niego przejechałem parę miesięcy później:)
Minęliśmy kilka fajnych podjazdów m.in. 10% przez 1,5 km. Kolejny dzień z rządu mamy wspaniały zachód słońca razem z towarzyszącymi nam cały dzień wiatrakami.
Zaczynamy jechać po zmroku szukając jakiegoś przyzwoitego miejsca na nocleg, ale trochę ciężko szło. Zresztą po zmroku temperatura była wręcz idealna do jazdy, więc postanowiliśmy trochę więcej pocisnąć:)
W Istrze chcieliśmy się rozbić nad jeziorem, ale jak się okazało, że ogłuszający brzęk wydostaje się z chmary komarów obok szybko stamtąd uciekliśmy. Po drodze jeszcze Marcin gubi śrubę od bagażnika, ale dość szybko sobie z tym radzimy. Ostatecznie docieramy w końcu nad Morze Czarne i rozbijamy się na plaży po północy w czym wcale nie pomaga silny wiatr z nad morza. Jeszcze tylko pierwsza kąpiel w morzu (niezbyt ciepłym;) i spanie dopiero po 2. To był długi dzień..

Trasa:


Zdjęcia:

Poranne zamglenie © azbest87


Z cyklu: mgliste opowieści © azbest87


Poranna makrozabawa © azbest87


Góreczki po drodze © azbest87


Cała droga dla nas © azbest87


Przydrożny krzyż © azbest87


Pofałdowany teren © azbest87


Babadag!:D © azbest87


Osiołki dwa:P © azbest87


Wiatrakowy zachód słońca © azbest87




  • DST 135.09km
  • Czas 06:40
  • VAVG 20.26km/h
  • VMAX 71.29km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Podjazdy 388m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 8- Płaskość widzę

Sobota, 23 lipca 2011 · dodano: 01.09.2011 | Komentarze 1

Po noclegu u rumuńskiej rodziny robimy sobie śniadanko pod Carrefourem i ruszamy dalej. Czeka nas chyba najnudniejszy kawałek z całej wyprawy. Dojazd do Braiły po płaskich terenach przez jakieś 80km, gdzie jedyne co widać to drogę jak od linijki, naokoło same pola, a do tego żar lejący się z nieba i trochę denerwujący przedni wiatr. Do tego mojemu tyłkowi coś się odwidziało dzisiaj i nie podobało mu się na siodełku;) W Braili zakupy i jedzonko nad Dunajem. Pewien Rumun z synem podprowadza nas na odpowiednią drogę prowadzącą do promu przez Dunaj. Kosztuje nas to raptem jedną leję. Natomiast z drugiej strony Dunaju inny świat. Zaczynają się górki dochodzące do 400-500 m, do tego mokradła, rzeczki, jeziorka. Genialne miejsce! Jedno z najładniejszych na wyprawie. Aż ciężko jechać, bo co chwilę zatrzymuję się żeby zrobić zdjęcie;P Docieramy do Macin- miasteczka, które swym klimatem przypomina włoskie miasteczka śródziemnomorskie. Droga wchodzi na górki, a widoki po dzisiejszych płaskościach ciągle mnie zachwycają:) Na koniec dni jeszcze jakby na podsumowanie piękny zachód słońca. Szukając jeziora do rozbicia namiotu znajdujemy studnię, która jest dobrym miejscem do zrobienia prania i umycia się. Już nie mogę się doczekać widoków na drugi dzień!:)
Dzisiaj też stuknął pierwszy tysiąc na wyprawie:)
W Rumunii ciekawą i przydatną rzeczą są słupki przy drodze na których są odliczane kilometry do następnej większej miejscowości i tak co kilometr- dobre w orientacji względem kolejnych punktów.

Trasa:


Zdjęcia:

Ostatnie spojrzenia na Karpaty © azbest87


Bardzo zróżnicowany krajobraz.... © azbest87


Tutaj można było się zdrzemnąć.. © azbest87


Główny deptak Braiły © azbest87


Braiła © azbest87


Barka na Dunaju © azbest87


Dunaj © azbest87


Dunaj po raz drugi © azbest87


Z drugiej strony Dunaju © azbest87


Marcin © azbest87


Panowie łódkarze;) © azbest87


Górki które na mnie czekają:D © azbest87


Jeziorko gdzieś po drodze © azbest87


Marcin niedaleko Macin © azbest87


Pierwszy tysiąc na wyprawie © azbest87


Nowy ciekawszy krajobraz i ciekawsze górki:D © azbest87




  • DST 189.95km
  • Teren 2.00km
  • Czas 07:58
  • VAVG 23.84km/h
  • VMAX 67.33km/h
  • Podjazdy 675m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 7- Największy dystans

Piątek, 22 lipca 2011 · dodano: 20.08.2011 | Komentarze 3

Silny wiatr w nocy, który chciał nam przewrócić namiot nie nastrajał optymistycznie biorąc pod uwagę to co przeżyliśmy z nim dwa dni wcześniej. W końcu ruszamy wcześniej, bo bez śniadania które jemy pod Lidlem- w końcu normalne ceny. Jeszcze lepsze jest to, że wiatr tym razem wieje w plecy!:D Wyjeżdżamy z miasta główną drogą i kierujemy się na południe. Odbijamy jednak w boczne drogi by uniknąć ruchu samochodowego. Tym oto sposobem jedziemy sobie bardzo fajnymi terenami wzdłuż gór. Najpierw jeden podjaździk na który Marcin wjeżdża trzymając się ciężarówki (i tak byłem pierwszy:P), a na drugim na szczycie robimy przerwę na objadanie się mirabelkami:D Spotykamy tam też pierwszych w Rumunii prawdziwych kolarzy. Dwóch gości na szosach z którymi chwilę rozmawiamy. Szybko docieramy do Onesti, gdzie pod sklepem spotykamy starszego gościa, który też sporo jeździ na rowerze. Dostajemy od niego sporo cenny rad co do dalszego ciągu naszej podróży przez Rumunię. Droga się wypłaszcza, ale dalej jedziemy wśród gór tylko że doliną rzeki w dół. Zachodzące powoli słońce nadaje okolicy przepięknych kolorów, a pojawiające się co kawałek pola słoneczników dodają uroku. Ciekawostką tutaj są wyschnięte koryta rzek. W końcu docieramy do Focsani, gdzie pytamy o możliwość noclegu na plebanii jedynego kościoła katolickiego, jednak nie ma proboszcza a wikary się nie zgadza, ale proponuje nam pokazanie lasu gdzie będziemy mogli przenocować. W ten sposób wyjeżdżamy 5 km za miasto. Po obejrzeniu miejsca jednogłośnie decydujemy, że spać tam nie będziemy;) Wtedy podjeżdża do nas Rumun na rozwalającym się rowerku i proponuje nam noclegu u siebie na ogródku. Ostatecznie śpimy na podłodze u niego w domu. Poznajemy jego rodzinę i zostajemy nakarmieni. Chociaż była to biedna rodzina zostaliśmy przez nich przyjęci bardzo serdecznie- takie rzeczy najbardziej się docenia.

Trasa:


Zdjęcia:

Góry w Piatra Neamt © azbest87


Z takimi widokami to można jeździć:) © azbest87


Bryczka to dość często spotykany środek transportu w Rumunii © azbest87


Rumuński kościół © azbest87


Podjaździk za nami © azbest87


Nie raz spotykaliśmy ukryte w lasach monastyry © azbest87


Karpaty po raz kolejny © azbest87


Zrywanie mirabelek:D © azbest87


Spotkani kolarze © azbest87


Gdzieś za Onesti © azbest87


Nad rzeczką- też gdzieś za Onesti © azbest87


Słoneczko © azbest87


Rumuński krajobraz © azbest87




  • DST 115.29km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:05
  • VAVG 16.28km/h
  • VMAX 47.57km/h
  • Podjazdy 828m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 5- Dzień próby

Środa, 20 lipca 2011 · dodano: 19.08.2011 | Komentarze 0

Pobudka po 8. Do 2 w nocy prałem rzeczy, więc średnio wyspany. Do tego z roweru zrobiłem wieszak na ubrania, które niestety nie zdążyły wyschnąć tak więc będę jechał jako suszarka. Porządne śniadanie, pamiątkowe zdjęcia i ruszamy. Do granicy droga idzie mozolnie pod wiatr, który zaczyna dzisiaj porządnie dokuczać. W końcu jednak się doturlaliśmy do granicy, która idzie sprawnie. W Sierecie po rumuńskiej stronie wymieniamy trochę pieniędzy na leje rumuńskie i ruszamy zobaczyć Rumunię. Początek jednak nie taki łatwy. Męczący wiatr z rana teraz zamienia się w istny huragan, który wieje nam prosto w twarz. Do tego interwałowy teren wcale nie pomaga w posuwaniu się na przód. Wiatr tak się wzmaga, że dochodzi do tego iż jadąc z górki musiałem pedałować by osiągnąć prędkość 18 km/h :O Normalnie jakaś masakra! Na domiar złego przed nami drogi niczym od linijki i naokoło tylko pola. Przerwa pod stacją benzynową ponieważ z gorąca Marcina zaczyna boleć głowa. Wystarczyła chwila by zasnął na trawniku;) W dalszej drodze odbijamy kawałek w bok by zobaczyć zabytkowy monastyr w Patrauti (wpisany na listę UNESCO). Za Suczawą zaczyna się ciekawsza droga z racji ładniejszych krajobrazów z widokami na góreczki i jeziora. Ostatecznie docieramy do Falticeni. Pokierowani przez tutejszych trafiamy nad jezioro gdzie podobno możemy się rozbić. Niestety trawa sięgająca mi powyżej pasa nie zachęca do rozbijania namiotu, dlatego nocleg znajdujemy w trochę innym miejscu. Na budowie domów po przeciwnej stronie drogi. Przynajmniej zdążyliśmy tam uciec przed burzą, która chwilę później się rozpętała. Noc spędziliśmy w jednym z domów. Nie trzeba było rozbijać namiotu i mieliśmy sucho nad głowami:)
Po średniej prędkości najlepiej widać jak dzielnie wiatr dzisiaj walczył z nami;)

Trasa:


Zdjęcia:

Jeszcze na Ukrainie © azbest87


Rumunia wita © azbest87


Monastyr w Sirecie © azbest87


Droga tak wyglądała przez kilkadziesiąt kilometrów © azbest87


Zabytkowy monastyr w Patrauti © azbest87


I jego wnętrze © azbest87


Widok na Suczawę © azbest87


Krajobrazy za Suczawą © azbest87




  • DST 140.32km
  • Teren 2.00km
  • Czas 07:05
  • VAVG 19.81km/h
  • VMAX 49.42km/h
  • Podjazdy 710m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 4- Ukraińscy Polacy

Wtorek, 19 lipca 2011 · dodano: 18.08.2011 | Komentarze 1

Wyspani, po dobrym śniadanku ruszamy razem z księdzem w stronę wyjazdu z Kołomyi. Po drodze mamy jeszcze okazję zobaczyć stary polski cmentarz, gdzie można było znaleźć nagrobki nawet z przed 150 lat. Robimy sobie też przerwę w kawiarence internetowej i śmigamy dalej denerwującą drogą góra- dół. W końcu odbijamy na południe, jednak mylimy zjazd przez co nadrabiamy sporo kilometrów. W końcu przez płaskie tereny z ładnymi i zadbanymi domami docieramy do podnóży Karpat Ukraińskich. W końcu piękne widoki i porządny podjazd, a na szczycie.. płasko;) Kilometry w końcu jakoś sprawnie zaczynają lecieć i szukając miejsca na nocleg docieramy do Stróżyńca. Na miejscu o dziwo udaje się jeszcze znaleźć kościół katolicki i polskich księży. Między innymi kleryka z osiedla na którym mieszkam, oraz księdza z okolic Rzeszowa. Ponadto poznajemy kilku Polaków żyjących na Ukrainie z którymi spędzamy wieczór. Jeszcze krótki artykuł do tutejszej gazety, jedzenie, pranie i można iść wygodnie spać.

Mapa:


Zdjęcia:

Stary polski cmentarz w Kołomyi © azbest87


Cyrylica w dalszym ciągu jest dla mnie zagadką;) © azbest87


Linia telefoniczna:) © azbest87


Kolejan stara cerkiew- nie byłem w stanie popamiętać gdzie co jest;) © azbest87


Jedziemy sobie jedziemy.. © azbest87


Zaczynają się widoki na Karpaty © azbest87


W tej części Ukrainy prawie przy każdym domu była taka zdobiona studnia © azbest87


Most © azbest87


Widok z mostu © azbest87


Takie sprzęty nie raz widzieliśmy © azbest87


Wnętrze przydrożnej kapliczki © azbest87


Przerwa przy źródełku © azbest87


Ładne widoczki na góry © azbest87


Kolejna świątynia tym razem z krzywą wieżą;) © azbest87




  • DST 107.80km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:35
  • VAVG 19.31km/h
  • VMAX 52.88km/h
  • Podjazdy 669m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 3- Klimat Kołomyi

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · dodano: 18.08.2011 | Komentarze 0

Noc tak niejaka z racji grupy Ukraińców bawiących się opodal naszego namiotu i Łady szarżującej zaraz obok. Na szczęście w końcu sobie odpuścili. Rano całe jezioro spowite we mgle co wyglądało niesamowicie. Porobiłem parę fotek i na rozbudzenie oczywiście skok do wody:)
Trasa na początku też nie zachwyca, ale później pojawia się fajna góreczka:) i zjazd do Iwano-Frankowska. Miasto typowe dla Ukrainy, które raczej nie ma zbyt wiele ciekawego do zaoferowania dla przejezdnych. Wyjazd z miasta okropny- droga jak od linijki, żar z nieba i od asfaltu, a na około płasko- normalnie tragiczny odcinek. W połowie drogi do Kołomyi stajemy na dobry obiad w jakiejś restauracji i dopadamy tam na chwilę internet. Kilka km przed Kołomyją spotykamy jakiegoś Ukraińca mówiącego dobrze po polsku, który nawet zapraszał nas na nocleg do siebie, ale zachowywał się co najmniej dziwnie, więc po pamiątkowym zdjęciu udało się nam wykręcić. Wjeżdżamy do Kołomyi. Miasteczko inne niż wszystkie. Wyglądało jak nie Ukraina;) Zadbane, odnowione i spokojne, a gdy wjechało się w jego uliczki można było poczuć specyficzny klimat niczym w polskim miasteczku z przed wojny. Świetne miejsce. Tam udaje się znaleźć kościół z pod którego ludzie prowadzą nas do polskiego księdza. Udaje się znaleźć nocleg na plebani. Ks. Kazimierz oprowadza nas po miasteczku i razem spędzamy bardzo fajny wieczór na rozmowach o wszystkim:)

Z ciekawostek mogę napisać, że udało mi się dziś kupić jakiś napój który w smaku przypominał lata świetności legendarnej gumy Turbo:D Ponadto na Ukrainie praktycznie nie ma żadnych napoi niegazowanych, wyłącznie soki. Natomiast jeśli chodzi o samochody to auto bez przyciemnionych szyb na Ukrainie to chyba nie auto:P Praktycznie każdy pojazd takowe posiada zaczynając od starych Ład kończąc na Audicach prosto z salonu. No i oczywiście podniesione podwozie- inaczej nie poradziłby sobie na tych drogach;)

Mapa:
#

Foty:

Zamgleni wędkarze © azbest87


Marcin w wodzie © azbest87


Czas się pakować © azbest87


Piękny przykład rzeźby socjalistycznej;) © azbest87


Jedna z mijanych cerkwi © azbest87


I kolejna- tym razem nowszy model;) © azbest87


Zielona Ukraina © azbest87


Widok na miasto z balkonu plebani © azbest87


Na rynku w Kołomyi © azbest87




  • DST 125.04km
  • Teren 1.00km
  • Czas 06:23
  • VAVG 19.59km/h
  • VMAX 48.48km/h
  • Podjazdy 861m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 2- Namiot na wyspie

Niedziela, 17 lipca 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 3

Wyspani wstajemy na 9 na śniadanie przy którym możemy porozmawiać z księdzem Władysławem- kierownikiem seminarium, oraz księdzem profesorem teologii z Paryża, który okazał się bardzo fajnym i inteligentnym gościem:) Przed odjazdem poznajemy jeszcze pewnego Australijczyka i ruszamy z powrotem do Lwowa. Tu okazuje się, że wydostanie się z miasta w zamierzonym kierunku nie jest takie łatwe. Kierowani przez tutejszych cały czas jedziemy w innym kierunku nadrabiając sporo kilometrów na plątanie się po drogach Lwowa. W końcu prowadzeni przez ukraińską policję pod prąd wjeżdżam na odpowiednią drogę spotykając jeszcze Ukraińca bardzo dobrze mówiącego po polsku.
Słońce zaczyna co raz bardziej przypiekać, a my po małych góreczkach powoli kierujemy się na Iwano-Frankowsk. Przez problemy z nawigacją jedziemy drogą odbiegającą trochę na wschód od naszych początkowych ustaleń. Górki co raz ciekawsze, raz po raz pojawią się hopki po 10%, ale wszystkie dość niskie. Trasa zmienia się już w całkowicie interwałową- cały czas jazda góra- dół. Przez Rohatyń docieramy do miejscowości Bursztyn i kierujemy się nad jezioro, które się tam znajduje. Brzeg jeziora okazuje się idealnym miejscem do noclegu, a woda dość ciepła, więc spędziłem w niej kilkadziesiąt minut:) Przez mostek dostajemy się na małą wyspę i tam rozbijamy namiot. Przez Ukraińców zostaliśmy jeszcze poczęstowani smażonym okoniem z jeziora:)
Rano rozwiązała się też zagadka bolących kolan. Za słabo zacisnąłem zacisk i obniżyła się sztyca. Po poprawieniu jechało się już idealnie:)

Mapa (bez uwzględnienia błądzenia po Lwowie):


I trochę fotek:

We Lwowie © azbest87


Mury we Lwowie © azbest87


Kościół we Lwowie © azbest87


Odpust?;) © azbest87


Panowie Policjanci którzy nas wyprowadzili na odpowiednią drogę © azbest87


Zaczynają się ciekawsze góreczki © azbest87


Kolejna hopka za nami © azbest87


Kaplica gdzieś przy drodze © azbest87


Ukraiński krajobraz © azbest87


Elektrownia nad jeziorem © azbest87




  • DST 117.15km
  • Czas 06:22
  • VAVG 18.40km/h
  • VMAX 41.55km/h
  • Podjazdy 779m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 1- Zaczynamy!

Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 2

Czas zacząć przygodę, a początek dość intensywny. Najpierw mnóstwo załatwień w związku z akcją, więc pakowanie się trwało do późna w nocy. Spakowany rower ważył 44 kg! :O Cztery godziny snu i po 5 trzeba było wstać na pociąg do Przemyśla. Razem ze mną i Marcinem jadą nasi znajomi, którym każdemu z osobna i wszystkim razem chciałem serdecznie podziękować za obecność i pożegnanie:) Na rynku w Przemyślu pojawiamy się po 8 i chwilę później zaczynają się pojawiać kolejne osoby. Znajomi, nasze rodziny dziennikarze, Wojak Szwejk, grupa motocyklistów, no i oczywiście Wiktoria z rodzicami. Ogólnie spora grupa się zebrała, a z każdym chciało się przywitać i zamienić kilka słów. Jeszcze pamiątkowe zdjęcia, ostatnie wywiady i ustawiamy się w kolumnie do ruszenia przez miasto.
Wyjazd z Przemyśla, aż do Medyki z eskortą policji i sznurem motocyklistów w mocnym tempie narzuconym przez radiowóz;) Przebicie się przez granicę gdzie jeszcze nagrywaliśmy resztę materiału do TV też poszło dość szybko. Jeszcze spotykamy podróżnych wybierających się w góry i nad Morze Czarne, jak również dwie pary sakwiarzy powracających z Mołdawi i Ukrainy. I w końcu przekraczamy granicę. Czas na Ukrainę. Zaczyna się inny świat. Obok siebie jeżdżą Łady i Audi A8. Wszystkie obowiązkowo z przyciemnionymi szybami- to taki standard na Ukrainie. Na stacji benzynowej spotykamy motocyklistów ze Szwajcarii, którzy dołączają się do naszej akcji. Niedaleko miasta Horodok robimy godzinkę przerwy na spanie w polach żeby odespać trochę ostatnią intensywną noc. W końcu dojeżdżamy do Lwowa. Droga którą pokonaliśmy przekonuje mnie, żeby nigdy więcej nie narzekać na polskie drogi. Z tego odcinka pamiętam głównie to, że patrzyłem pod koła, żeby omijać dziury.
Sam Lwów jak wszem i wobec wiadomo jest bardzo ładnym miastem i ja tylko podtrzymuje to zdanie. W centrum mnóstwo wszelkich zabytków. Tylko wszechobecna i nierówna kostka brukowa nieźle potrafi wytrząść, a jej remonty i wymiana porządnie spowolnić przy przejeździe przez miasto. Niestety byliśmy tam dość późno, więc zbytnio nie zwiedziliśmy, ale to miasto nie jest tak daleko, więc na pewno jeszcze je odwiedzę:) Ponadto wcześniej musieliśmy znaleźć kantor i kupić bilety na powrót (bilety na pocią z Krymu w lecie trzeba rezerwować miesiąc wcześniej). Niestety okazuje się, że już nie było wolnych miejsc, więc ostatecznie decydujemy się na powrót przez Odessę. To była jedna z możliwości zależna od tego kiedy będziemy wracać, a że bilety na pociągi na Ukrainie bardzo tanie to mogliśmy sobie na to pozwolić- najwyżej przepadną.
W centrum znajdujemy katedrę rzymsko- katolicką i jeden z księży zaprasza nas na nocleg do seminarium i domu rekolekcyjnego w Brzuchowie opodal Lwowa. Tak więc przy zapadającym zmroku ruszamy w tamtą stronę, co kończy się szukaniem odpowiedniej drogi w nocy w ukraińskim lesie- niezły początek:P Ostatecznie jednak udaję się trafić, dzięki czemu mam nockę w dobrych warunkach i miękkich łóżkach.
Na koniec dnia bolą mnie trochę kolana. Myślałem że to z powodu obciążenia roweru. Na drugi dzień się wyjaśniło czemu;)

Trasa bez uwzględnionego plątania się po Lwowie:


Parę zdjęć:

Oczekiwania na rynku w Przemyślu © azbest87


I już po ukraińskiej stronie:) © azbest87


Cyrylica wita;) © azbest87


Czas na drzemkę! © azbest87


Pod dworcem we Lwowie © azbest87


W centrum Lwowa © azbest87


Opera we Lwowie © azbest87




  • DST 164.34km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:53
  • VAVG 20.85km/h
  • VMAX 67.96km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1257m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Zakopca do Krakowa

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 7

Czas wracać. Znajomi mieli jeszcze pójść na delikatną trasę, a ja odpuściłem sobie powrót do Rzeszowa i zamiast tłuc się z powrotem postanowiłem pojechać do Krakowa. Stamtąd już wspólnie mieliśmy wrócić pociągiem.
Miałem sporo czasu, wiec wybrałem się jeszcze lekko w bok, żeby zahaczyć o Słowację:) a tam niespodzianka- udaje mi się przebić dętkę mimo założonego Schwalbe Marathona z wkładką antyprzebiciową. Pięciocentymetrowy zardzewiały gwóźdź nie daje najmniejszych szans mojej dętce. Jednak szybko go wyciągam. Słyszę syk i tyle. Powietrze przestaje uchodzić, więc siadam i jadę dalej. Okazuje się że powietrze schodzi, ale bardzo wolno. Nie chce mi się teraz zmieniać dętki, więc jadę dalej. Później dopompowałem ze trzy razy i przejechałem tak z 60 km. W końcu podczas przerwy na bułeczki zmieniam oponę.
Niby miało być z górki, ale po drodze trzeba było się wspiąć na kilka przełęczy z fajnymi widoczkami:)
Problem z przejazdem miałem przed Myślenicami, bo nie widziałem innej drogi niż zakopianka na której pojawił się zakaz jazdy rowerem. No cóż inaczej się nie dało;) więc przebiłem się do Myślenic i później już cały czas prosta droga na Kraków.
Na miejscu byłem dość wcześnie, więc posiedziałem dłuższy czas na rynku, gdzie miałem między innymi piękną tęczę:)
Później dotarli znajomi i już razem wróciliśmy PKP do Rzeszowa. Na koniec jeszcze przejazd z dworca do domu.

Mapa:


Kilka zdjęć:

Jak Zakopane to nie może zabraknąć widoku na tą górę:) © azbest87


Tatrzańskie klimaty © azbest87


Słowacja wita © azbest87


Tatrzańska krowa;P © azbest87



Piękne widoczki:) © azbest87


Najpierw 12% do góry, a później tyle samo w dół © azbest87


Szczerze mówiąc to nie pamiętam gdzie był ten kościół:P © azbest87


Tutaj też nie wiem, ale jak się dowiem do poprawie;) © azbest87


Jeśli się nie myle to widok na Babią Górę © azbest87


W Myślenicach © azbest87


Kościół w Krakowie © azbest87


Tęcza nad krakowskim rynkiem © azbest87




  • DST 247.79km
  • Czas 11:26
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 72.72km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 2040m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spontaniczne Zakopane, czyli bicie rekordu po raz kolejny

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 4

W sumie cały ten wyjazd wyszedł dość nieoczekiwanie dosłownie niecałe dwa dni wcześniej. Znajomi jechali do Zakopca, więc stwierdziłem, że na weekend też mogę się wyrwać:)
Trasa w jeden dzień do Zakopanego chodziła mi po głowie już jakiś czas, a teraz miałem ku temu najlepszą okazję. Zładowałem cały dobytek z namiotem na czele i ruszyłem o 5:20 z pod bloku.
Początek to jazda przez 3 godziny w mega mgle. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło w takiej jeździć. Widoczność chwilami spadała poniżej 40-50 metrów, a w powietrzu była taka wilgotność, że cały czas na mnie osadzały się krople rosy. Przez to robiło się trochę chłodnawo i nie mogłem się rozkręcić.
W końcu jednak przed Jasłem mgła odpuściła, a przyjemne słoneczko tylko zachęcało do jazdy.
W Gorlicach zrobiłem sobie przerwę u Pauliny i po tym odpoczynku ruszyłem w dalszą trasę zmierzyć się z co raz większymi górkami.
Dwie większe górki pokonuje w spokojnym tempie razem z jakimś innymi rowerzystą, a na zjeździe rozpędzam się do ponad 70 km/h.
W międzyczasie jeszcze udało się spotkać z kumplami, którzy właśnie wracali z Krościenka, więc było chwilę przerwy na gadanie;)
Następnie raczej szybko przemknąłem przez Nowy i Stary Sącz pedałując w stronę Krościenka nad Dunajcem. Upał powoli dawał się we znaki, ale jechało się i tak bardzo fajnie i ciągle czułem się dobrze.
Podjazd na przełęcz Snozka poszedł mozolnie, ale sprawnie, zresztą tak jak i kolejne kilka hopek wzdłuż Jeziora Czorsztyńskiego. Tutaj po raz pierwszy mogę oglądać w oddali widok Tatr.
Ostatnie dwie godziny jazdy pod względem kondycyjnym idą dobrze, gorzej z moim tyłkiem, który ewidentnie ma już dość przebywania na siodełku. To dlatego, że przez całą trasę miałem raptem z półtorej godziny przerw. Jednak w końcu udaje się dotrzeć do Zakopanego (część drogi z Nowego Targu jadę za traktorem z sianem ku uciesze dzieci, które siedziały na górze:P).
Na miejscu trochę szukania kempingu na którym są znajomi z racji, że po drodze padła mi komórka, ale w końcu udaje się wspólnie odnaleźć.

Całość trasy poszła dość sprawnie mimo sporej ilości przewyższeń i rekordowego dystansu. Okazało się, że najsłabszym punktem w takich trasach jest mój tyłek, który po około 8-9 godzinach na siodełku miał dość mimo, że siły w nogach cały czas dopisywały.

To ostatnie takie trasy przed wyjazdem do Turcji, który już w sobotę! Forma jest, teraz żeby tylko reszta się poukładała tak jak chcę:)

Mapa:


Trochę zdjęć z trasy, chociaż robiłem ich raczej mało:

Na dobry początek 3 godziny w mega mgle © azbest87


Trochę się rosa na mnie odkładała.. © azbest87


W Warzycach wyjechałem nad mgłę więc zobaczyłem w końcu promienie słońca © azbest87


Panorama Biecza © azbest87


Dwór obronny w Szymbarku © azbest87


Ratusz w Nowym Sączu- bardzo mi się spodobał © azbest87


Wzdłuż Dunajca zaczęły się pojawiać co raz większe górki © azbest87


Nad Jeziorem Czorsztyńskim było już widać w oddali Tatry © azbest87


Na dodatek jeszcze parę sztuk z niedzieli, gdy wyszliśmy ze znajomymi Doliną Pięciu Stawów, następnie na Szpiglasowy Wierch i zejście do Morskiego Oka.

Strumyczek © azbest87


Wielki Staw © azbest87


Dolina Pięciu Stawów © azbest87


Na Szpiglasowym *od Ani:) © azbest87


Morskie Oko i Czarny Staw © azbest87


5000 stuknęło:D