Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 96750.34 kilometrów w tym 7732.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.51 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2021

Dystans całkowity:1020.91 km (w terenie 13.00 km; 1.27%)
Czas w ruchu:40:44
Średnia prędkość:25.06 km/h
Maksymalna prędkość:86.40 km/h
Suma podjazdów:6397 m
Maks. tętno maksymalne:182 (97 %)
Maks. tętno średnie:158 (84 %)
Suma kalorii:31039 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:113.43 km i 4h 31m
Więcej statystyk
  • DST 51.51km
  • Czas 02:01
  • VAVG 25.54km/h
  • VMAX 71.64km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 182 ( 97%)
  • HRavg 156 ( 83%)
  • Kalorie 1534kcal
  • Podjazdy 741m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Górki z rana

Sobota, 31 lipca 2021 · dodano: 09.08.2021 | Komentarze 0

Po wyjeździe z zeszłego weekendu jakoś nawet nie chciało mi się iść na rower przez ostatnie parę dni, ale przy piątku już nabrałem ochoty dlatego w sobotę rano wystartowałem chwilę pojeździć. Wskoczyło kilka górek, bo w niedzielę z rodzinką szykuje się wakacyjny wyjazd do Ustronia. Rower zabieram ze sobą, więc może uda się co pokręcić na miejscu oprócz wycieczek z przyczepką po okolicy ;)
Do domu zdążyłem wrócić kilka minut przed porządną ulewą, więc wyszło idealnie na czas.





  • DST 200.01km
  • Teren 3.00km
  • Czas 08:24
  • VAVG 23.81km/h
  • VMAX 65.88km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 155 ( 83%)
  • Kalorie 6567kcal
  • Podjazdy 1062m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lub lubelskie 3/3

Niedziela, 25 lipca 2021 · dodano: 09.08.2021 | Komentarze 0

Dzień wcześniej padłem wieczorem jak nieżywy zanim zdążyłem sobie pojeść, więc kalorie uzupełniam od pobudki. Z namiotu wygania mnie gorąco. Zresztą co raz większy huk od pobliskiej drogi i tak nie daję już pospać. W nocy parę razy budziły mnie jeżdżące opodal samochody. Zbieranie się idzie jakoś topornie i ruszam w drogę dopiero po 9. Najpierw mam w planie dostać się bocznymi drogami do Kazimierza Dolnego. Przebijam się przez ogródki w Puławach i wjeżdżam na dróżkę wzdłuż Wisły. Niestety szybko okazuję się że jest ona z kostki chodnikowej i na szosie nie jedzie się zbyt przyjemnie. Po paru kilometrach odbijam na pobliską drogę. Żeby było ciekawiej to jadę przez Kazimierski Park Krajobrazowy i w końcu zaliczam jakiś stromszy podjazd. Zjazd doprowadza mnie bardzo malowniczą drogą w do Kazimierza. Trochę płatania po mieście. Podjeżdżam trochę po nierównej kostce w stronę zamku, ale nie ma gdzie się za bardzo wbić z rowerem, a do tego tłum turystów zniechęca mnie do dalszych prób i wracam na rynek. Jadę nad Wisłę i wzdłuż niej na chybił trafił wyjeżdżam z miasta. Kończy się to terenową jazdą po chwilami dość mocno nachylonych dróżkach. Później odcinek po kostce i w końcu docieram do upragnionego asfaltu;) Przez całe to płatanie i gubienie niepotrzebnie tracę sporo czasu. Po ponad 2 godzinach mam zaledwie 35 km na liczniku. Tu już prawie południe, a do domu daleko. Fajnym zjazdem docieram znowu w okolice Wisły i jadę prawie 20 km po płaskim. Słońce zaczyna mocno dogrzewać. W bidonach dno, a ja opadam z sił. Robię przerwę koło sklepu i pakuje w siebie trochę kalorii. Słońce nie odpuszcza, bo na postoju temperatura na liczniku skacze do 40 stopni!!! Przede mną powoli wznosząca się droga, wiatr w twarz i mega gorąc. Jedzie się bardzo źle. W Niedźwiadzie Dużej dojeżdżam do terenów leśnych. W cieniu robi się trochę przyjemniej, kończy się podjazd, a ja zaczynam czuć przypływ moc z wcześniejszego posiłku. Sytuacja zaczyna się diametralnie zmieniać. Jedzie się co raz lepiej i szybciej. Temperatura spada do 27-28 stopni i dzięki temu robi się dużo przyjemniej. Przez Józefów po małych hopkach dojeżdżam do Annopola i tu kończy się moja przygoda z Lubelszczyzną. Wjeżdżam do Świętokrzyskiego i pierwsze co widzę to nadciągającą chmurę deszczową. Niestety jej trajektoria ewidentnie przecina się z kierunkiem mojej jazdy. Koło Zawichostu dopada mnie deszcz, ale chowam się na stacji benzynowej robiąc jednocześnie przerwę na jedzenie. Kilkanaście minut później ruszam dalej, ale dopada mnie nawrót deszczu. Chowam się znowu pod jakimś drzewem na chwilę, a zaraz ruszam dalej. Przestaje padać, ale drogi całe mokre, więc i tak chwila moment mam mokro w butach. Temperatura spada z 34 stopnie które były niecałą godzinę wcześniej do 17 stopni :O aż zaczęło mi się robić zimno. Jednak jedzie mi się bardzo dobrze, więc cisnę dalej. Przez kolejną góreczkę docieram do Sandomierza. Znowu robi się 28 stopni. Tam trochę plątania po centrum, parę zdjęć, wciągam zapiekankę i uciekam z miasta, bo taki tłum turystów, że ciężko przejechać. Znowu wychodzi na mnie chmura deszczowa, ale teraz wygląda to trochę gorzej, bo nie widać jej końca, a do domu jeszcze prawie 80km. Na dodatek wjeżdżam w mało zaludnione tereny i nawet nie ma się gdzie schronić. Gdy zaczyna mocniej padać tylko staje pod drzewem i ubieram wiatrówkę. Przed deszczem może bardzo nie chroni, ale robi się cieplej;) Kolejne kilometry mijają w dość mocnym deszczu. Jestem kompletnie przemoczony. Droga jak od linijki przez lasu i pola. Nawet nie ma się gdzie zatrzymać na chwilę. Do tego walczę z opadającą przednią sakwą, którą z racji deszczu obciążyłem aparatem. Kończy się to przetarciem jej od przedniego koła. Traci szczelność i do środka dostaje się woda. Przed Nową Dębą wbijam na główną drogę. Chwile wcześniej przestaje padać. Niestety po kilku kilometrach znowu mam nawrót deszcze, ale na szczęście tym razem tylko na chwilę. Do Kolbuszowej cisnę po głównej chociaż w planie miałem boczne drogi. Do przejechania jeszcze około 30 km, ale w bidonach dno, jedzenia brak, a ja zaczynam się robić głodny. Ratuje się na Orlenie hot-dogiem i batonami. Dobra dawka kalorii i bliskość domu dodają sił. Ciśnie się bardzo dobrze. Zresztą najwyższą prędkość miałem podczas ostatniej godziny jazdy;) Żeby na koniec też dobić do 200 jadę do domu przez Sędziszów. Idealnie wyliczone- wjeżdżając na mostek na liczniku wybija 200km :)
I nawet dzisiaj praktycznie przeszedł mi ból kolana;)

Całą trasę udało się przejechać mniej więcej tak jak planowałem z lekkimi modyfikacjami. Wyszło ze 30 km więcej od trasy w komputerze, więc w graniach tego co się spodziewałem (z powodu gubienia się, zmian trasy itp). Bardzo dawno już nie robiłem dystansów powyżej 200km, a coś takiego 3 dni z rzędu jeszcze nigdy;) Lubię na rowerze stawiać sobie ambitne cele i sprawdzać przy okazji swoje możliwości. Tutaj zdecydowanie byłem ich bliski;) Myślałem że bolące kolano spowoduje przedwczesny powrót, ale od drugiego dnia ból powoli przechodził, aż praktycznie zniknął na koniec. Z miejsc które odwiedziłem na plus mogę zaliczyć Roztoczański Park Narodowy i Zwierzyniec, Zamość, Lublin, Nałęczów, Kazimierz Dolny i jego okolice. Sandomierz był mi już wcześniej znany, ale też wart polecenia. Do kolekcji około 40 nowych gmin;)
Łącznie czas brutto od wyjazdu z domu do powrotu to niecałe 61 godzin z czego jazda to około 26 godzin- wyszedł z tego mały ultramaraton;) 

Trochę własnych przemyśleń odnośnie ekwipunku do bikepackingu (dla chętnych i dla mnie żebym nie zapomniał;)
Był to mój pierwszy wyjazd w stylu bikepackingu. Specjalnie pod tym kątem skompletowałem nowy ekwipunek zwracając uwagę na wagę i gabaryty. Nowy namiot, śpiwór, mata, które łącznie mieszczą się w wadze niewiele ponad 2kg i zmieściły się w torbie podsiodłowej. Nowe sakwy bikepackingowe z których wcześniej zdążyłem wypróbować tylko podsiodłówkę (Newboler 13L)- ona zdecydowanie na plus. Torba w ramę od Crosso też dobrze sobie poradziła i idealnie spasowała do rozmiaru ramy. Najbardziej problematyczna była sakwa na kierownicę, która składał się z dwóch niezależnych toreb (zestaw Rhinowalk 8+4L). Główna torba w której miałem ubranie trzymała się bardzo dobrze jednak naciskała na przewody od przedniego hamulca i powodowało to jego ocieranie. Jednak to był problem do rozwiązania przez dodatkowy pasek mocujący, a w przyszłości przez wydłużenie pancerza od tego hamulca. Gorzej było z mocowanie drugiej torby z zestawu, którą mocowało się od przodu tej głównej. Pod własnym ciężarem nisko opadała i zaczynała ocierać o przednie koło. Przez to właśnie przetarła się (dziura o średnicy 1 cm) i do środka dostała się woda, która chlapała prosto z przedniego koła. Muszę przemyśleć jak zmienić system jej mocowania, bo ta torba była najbardziej przydatna w trakcie jazdy. Miałem w niej wszystkie podręczne pierdoły, oraz przekąski, więc jej posiadanie uważam za konieczne. Z racji bardzo ograniczonego miejsca w torbach ekwipunek do ponownego przemyślenia, ponieważ tym razem zdecydowałem się na jazdę bez palnika i garnuszka, a jednak w bardziej niedostępnych terenach i przy spaniu na dziko byłby bardzo przydatny, ale już za bardzo nie miałem na niego miejsca;) Chociaż z drugiej strony zabrałem ze sobą stroje na przebranie na każdy dzień, więc tu można by wygospodarować trochę miejsca.

Poniżej trasa ze stravy gdzie można też znaleźć trochę zdjęć z jazdy:




  • DST 200.50km
  • Teren 2.00km
  • Czas 08:19
  • VAVG 24.11km/h
  • VMAX 55.08km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 162 ( 87%)
  • HRavg 125 ( 67%)
  • Kalorie 6317kcal
  • Podjazdy 775m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lub lubelskie 2/3

Sobota, 24 lipca 2021 · dodano: 30.07.2021 | Komentarze 0

Mimo że w łóżku to noc średnia. Pogryzły mnie komary i trochę dokuczało w nocy bolące od wczoraj kolano. W planie było sprawdzić na początku czy będę w stanie jechać dalej, a później się zobaczy;) 
Zebranie chwilę mi zeszło i ruszam koło 8:30. Na początek w stronę Rejowca Fabrycznego przez okoliczne wioski. Drogi niestety średniej klasy, a dodatkowo jedna z zaplanowanych to kamienie, więc trzeba było znaleźć alternatywę. Na szczęście kolano mniej doskwiera niż wczoraj, więc jedzie się całkiem dobrze. Przez Siedliszcze docieram do głównej drogi na Włodawę i jadę nią do Urszulina. Tutaj kolejny mój cel, czyli Poleski Park Narodowy, oraz Poleski Park Krajobrazowy. Krajobrazy typu pola i lasy. Jedzie się przyjemnie, a nawet pojawiają się całkiem fajne asfaltowe ścieżki rowerowe. Ogólnie niestety bez szału z poziomu siodełka. Pewnie dużo ciekawiej by to wyglądało gdybym na nogach zagłębił się w jakieś ścieżki. Po drodze znajduję sklep. Uzupełniam zapasy wody i chwile odpoczywam, bo zaczęło mnie trochę dogrzewać. Dojeżdżam do Sosnowicy i później uderzam główną drogą na Łęczną. Odcinek bez historii tylko jakoś tak gorzej mi się jedzie. Musiałem zrobić kolejną przerwę, a i tak do Łęcznej dojeżdżam jakiś przymulony. Tam odpoczywam chwilę i wyjeżdża drogą na Lublin. Robi się gorąco, a ja żeby uniknąć głównej uderzam w prawo przez wioski. Temperatura przekracza 30 i wysysa ze mnie siły. Kolejna przerwa pod sklepem. Zjadał snikersa i popijam colą. Na szczęście za chwilę wychodzą chmury, temperatura trochę spada, a to w połączeniu z wchłoniętymi kaloriami dodaje mi życia. Zaczyna się jechać dużo lepiej i szybciej mimo że pojawiają się pierwsza od dłuższego czasu pagórki. Do Lublina wjeżdżam bocznymi drogami. W jednym miejscu źle skręciłem, bo chciałem zaoszczędzić trochę trasy i skończyło się to przebijaniem szutrowymi drogami przez ogródki działkowe i to spory kawałek. Zamiast zaoszczędzić straciłem tam sporo czasu. 
Sam Lublin całkiem fajny, zwłaszcza centrum. Zwiedzam okolice zamku, starówkę i Krakowskie Przedmieście. Z chęcią wybiorę się tu jeszcze kiedyś. Miałem zrobić sobie przerwę obiadową, ale tłum turystów zniechęcił mnie do tego. W związku z tym szybko oddalam się z miasta po drodze zjadając paczkę kabanosów i dalej szukając jakiegoś miejsca obiad. Z braku takowych miejsc jadę przed siebie i dojeżdżam do Nałęczowa. Tutaj przerwa w jakiejś gruzińskiej knajpie. Co ciekawe mają w ofercie napój Temek, który piłem często podczas wyjazdu do Turcji, a w Polsce się z nim nie spotkałem. Za Nałęczowem kolejne małe góreczki, a mi zmęczenie z dwóch dni daję o sobie znać i trochę siada mi tempo. Podjazdy może nie były jakieś bardzo wymagające, ani długie, ale nachylenia rzędu 7-8 % się trafiały. Przez Końskowolę jadę do Puław, gdzie planowałem się rozbić na kampingu. Przejeżdżam jeszcze mostem przez Wisłę w te i z powrotem dzięki czemu dobijam do 200 km i rozbijam się na spanie. Na spokojnie rozkładanie namiotu, prysznic i zakupy. Po nich miałem sobie dobrze pojeść, ale byłem tak padnięty, że wypiłem tylko trochę picia i padłem w namiocie bez sił do czegokolwiek;) 

Znowu ewentualne zdjęcia z trasy można znaleźć na stravie.




  • DST 227.58km
  • Teren 1.00km
  • Czas 09:19
  • VAVG 24.43km/h
  • VMAX 50.76km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 165 ( 88%)
  • HRavg 127 ( 68%)
  • Kalorie 7257kcal
  • Podjazdy 1010m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lub lubelskie 1/3

Piątek, 23 lipca 2021 · dodano: 17.11.2021 | Komentarze 0

3 dni. Tylko 3 dni, albo dla mnie, aż 3 dni. Całe 3 dni na rower. Mając małe dzieciaki ciężko czasem wygospodarować czas w ogóle na rower, a co dopiero na kilkudniowe wyjazdy. Jednak dzięki dobroci żony dostałem wolne na przedłużony weekend. Wybór padł dość nietypowo na zwiedzenie województwa lubelskiego. Z założenia miało być dużo kilometrów i zwiedzanie z poziomu siodełka rowerowego. Plan trasy udało się zrealizować razem z podstawowym założeniem 3 x 200km.
Miało to być też mój pierwszy wyjazd w stylu bikepackingowym. Sakwę podsiodłową miałem już wypróbowaną, ale resztę sprzętu nie, a kupowałem go specjalnie pod kątem tego i kolejnych wyjazdów, które mam nadzieję kiedyś jeszcze nastąpią. 

Wystartowałem 7:15 z pod domu. Na początek 16-17 stopni i trochę przychmurzone niebo. Może lekko chłodno, ale jedzie się bardzo przyjemnie. Pierwsze kilometry to oswajanie z objuczoną sakwami szosą. Niestety na początku pojawia się problem z opadającą sakwa na kierownicy. O ile zwijany worek trzymał się bardzo dobrze, o tyle druga sakwa (podręczna) z zestawu okazała się za bardzo dociążona (głównie przez aparat) co skutkowało naciskiem na pancerz od hamulca. To powodowało ocieranie hamulca o koło. Na szczęście udało się z tym uporać za pomocą dodatkowego paska do sakw zamontowanego do kierownicy.
W końcu mogłem cieszyć się jazdą. Początkowe kilometry to oczywiście przebijanie się przez dobrze znane mi drogi. Praktycznie do Leżajska znam te okolice, chociaż po niektórych drogach już dawno nie jeździłem. W Leżajsku wizyta w bazylice Bernardynów i przeskakuję na drugą stronę Sanu. Powoli zmierzam na Roztocze. Przed Biłgorajem ogromne roboty drogowe, więc odbijam w boczną drogę i mijam je nadrabijąc kilka kilometrów. Po drodze przerwa Biłgoraju w którym raczej nie znalazłem nic ciekawego. Za nim wbijam na szlak Green Velo i dużo fajniejszymi drogami przez Roztocze docieram do Zwierzyńca i Roztoczańskiego Parku Narodowego. Te okolice spodobały mi się już dużo bardziej. W Zwierzyńcu przerwa na obiad i powoli ruszam dalej.
Po jeździe w zeszłym tygodniu lekko czułem lewe kolano i obawiałem się tego pod kątem wyjazdu. To kolano rozruszało się i nic mu nie było, ale dla równowagi zaczęło mnie boleć ścięgno w prawym. 
Kolejnym celem na trasie jest Zamość. Tam oczywiście zwiedzam zabytkowe centrum i robię chwilę przerwy. Ruszam dalej na północ, ale żeby było ciekawiej i mniej po głównych drogach to jadę przez wioski leżące w Skierbieszowskim Parku Krajobrazowym. Krajobraz urozmaicony lekkimi górkami od razu staje się ciekawszy i lepiej się jedzie chociaż kolano doskwiera. Powoli zaczynam szukać jakiegoś sklepu żeby zrobić zapasu na noc, ale jak na złość nic nie ma. Tak dojeżdżam do głównej drogi i lecę na Krasnystaw. Dopiero tam udaje sie znaleźć sklep i zrobić zapasy. Z reklamówką przewieszoną przez kierownicę szukam jakiegoś spania. Campingów brak więc zostaje poszukać czegoś u jakiegoś gospodarza, bo nie chciało mi się spać na dziko po takiej długiej trasie. Jak na złość jadę jednak wzdłuż głównej drogi i nie ma czego tutaj szukać. Dopiero jak odbijam w bok skręcam na wioskę i zaczynam czegoś szukać, ale już późno i zaczyna się ściemniać. Dowiaduje się że opodal jest jakaś agroturystyka i tam uderzam. Pani niechętnie podchodzi do opcji rozbicia namiotu, ale z chęcią może mi wynająć pokój za 4 dyszki, więc już nie wybrzydzałem i skończyło się na spaniu w łóżku. Jeszcze tylko stoczyłem w pokoju nierówną walkę z chmarami komarów co skończyło się zabiciem co najmniej kilkudziesięciu sztuk, a i tam do rana zdążyły mnie pogryźć kilkanaście razy.
Dzisiejszy dystans wskoczył do czołówki moich najdłuższych. Tylko 3 razy zrobiłem więcej w ciągu jednego dnia.

Zdjęć nie chce mi się wrzucać, więc dla chętnych jest ich trochę do obejrzenia na stravie.







  • DST 72.06km
  • Czas 02:24
  • VAVG 30.03km/h
  • VMAX 61.90km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 173 ( 93%)
  • HRavg 150 ( 80%)
  • Kalorie 1829kcal
  • Podjazdy 331m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Rzeszowa na lody

Niedziela, 18 lipca 2021 · dodano: 19.07.2021 | Komentarze 0

Dzieci z mamą pojechały na przejażdżkę pociągiem do Rzeszowa, a ja tą samą trasę na rowerze. Do Rzeszowa po hopkach i nad zalewem. Mimo to średnia dość mocna, a nawet na końcu spadła podczas dojazdu przez ścisłe centrum. W mieście przerwa na lody i spacery po mieście, oraz odtransportowanie ekipy na dworzec. Ja ruszam do domu okrężną drogą po płaskim. O ile rano jechało się dość przyjemnie to teraz dogrzewa już dość mocno. Do tego tak jakby pod wiatr. Objeżdżam lotnisko i uderzam na zachód. Z Czarnej do Krzywej wbijam się za TIR-a i kawałek przeleciałem w ekspresowym tempie. 
Dobrze się jechało, ale pojawił się jeden problem. Mianowicie bolące kolano. Tak jakby powróciła kontuzja ze stycznia:/ To bardzo źle wróży, bo najbliższy weekend miał być mocno rowerowy co planowałem od dłuższego czasu, a tu nie wiem czy będę w stanie coś więcej pojeździć... Oby przeszło.


 




  • DST 114.71km
  • Czas 04:01
  • VAVG 28.56km/h
  • VMAX 62.28km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 153 ( 82%)
  • Kalorie 2938kcal
  • Podjazdy 736m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łańcut i takie tam

Sobota, 17 lipca 2021 · dodano: 19.07.2021 | Komentarze 0

Start po 8 żeby złapać trochę chłodniejszego powietrza. Najpierw na Rzeszów, przebicie się na drugą stronę i przez Malawę, oraz Kraczkową na Łańcut. Później na północ w okolice Sokołowa, bo dawno nie byłem w tych terenach. Słońce już co raz mocniej dopieka i jedzie się gorzej. W tym roku jakoś nie mogę się przyzwyczaić do wyższych temperatur chociaż nigdy mi one jakoś nie przeszkadzały. Z Nienadówki na Hucisko fajną drogę przez las. Powrót przez Głogów, Lipie i Bratkowice. Ogólne wszystkie drogi były mi znane tylko dawno po niech nie jeździłem. Jazda raczej bez większej historii. Tylko dwie przerwy w sklepach na uzupełnienie napojów i ciśnięcie przed siebie. Jak na taką trasę to wróciłem w nawet dość dobrym stanie. 




  • DST 23.32km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:23
  • VAVG 16.86km/h
  • VMAX 53.64km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 842kcal
  • Podjazdy 280m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z przyczepką

Wtorek, 13 lipca 2021 · dodano: 19.07.2021 | Komentarze 0

Z dzieciakami na plac zabaw. Żona została z dziećmi, a ja dostałem chwilę na krótką pętlę.  Podjazd z Trzciany, zjazd do Woliczki. Znowu pod górę przez pola i chciałem zjechać do Dąbrowy, ale na górce strzelił łańcuch :/ Nie miałem w planach innej jazdy niż na plac zabaw więc nie miałem ze sobą żadnych narzędzi. Ze Słotwinki zjechałem w dół. Później stylem hulajnogi na plac zabaw, ale teraz trzeba było wrócić do domu z przyczepką ;)
Najpierw trochę z górki i po płaskim, kawałek żona nas pociągnęła. Następnie pod górkę w Dąbrowej z buta, a stamtąd udało się dojechać siłą rozpędu z górki, aż pod dom:)





  • DST 83.78km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 86.40km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 179 ( 96%)
  • HRavg 152 ( 81%)
  • Kalorie 2362kcal
  • Podjazdy 1125m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z wizytą na Rzeszowskim Kryterium Szosowym

Niedziela, 11 lipca 2021 · dodano: 11.07.2021 | Komentarze 0

Wybrałem się zobaczyć jak ścigają się na Rzeszowskim Kryterium Szosowym, ale wcześniej skatowałem się trochę po górkach. Przed dojazdem do Rzeszowa 5 większych góreczek po okolicach których dawno nie odwiedzałem, a gdy mieszkałem w Boguchwale to były standardowe okolice do objeżdżania. Na powrocie do domu jeszcze 3 mniejsze góreczki, ale trzeba przyznać że wyjazd z miasta to na bombie;) która później trochę odpuściła, ale i tak już za bardzo sił nie było żeby mocniej pocisnąć.
Na wyścigu nie zabawiłem zbyt długo, bo czasu brakowało, a startował mój brat, który ostatecznie zajął 20 miejsce. Trzeba przyznać, że tempo tam mieli mocne. 




  • DST 47.44km
  • Czas 01:33
  • VAVG 30.61km/h
  • VMAX 59.76km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 158 ( 84%)
  • Kalorie 1393kcal
  • Podjazdy 337m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z wizytą na zawodach

Sobota, 10 lipca 2021 · dodano: 10.07.2021 | Komentarze 0

Dłuższa przerwa od jazdy. Nie było czasu, możliwość, pogody itp. W końcu udało się wyjść na rower. Trasa na Rzeszów. Dobrze znanymi mi drogami nad zalew. Tempo dość mocno jak na pofałdowany teren. Przez miasto trochę prędkość spadła. W Rzeszowie przypomniałem sobie że przecież jest festiwal rowerowy i dzisiaj wyścig XC w Parku Sybiraków, więc tam obrałem kierunek. Na miejscu okazało się że akurat startuje najmocniejsza kategoria wiekowa. Popatrzyłem kilkanaście minut i ruszyłem do domu nietypowo, bo po głównej drodze, która nie jest zbyt przyjemna do jazd, ale kilka kwadratów było po drodze do zgarnięcia ;) Tempo i tak dzisiaj dobre wyszło, chociaż po tej przerwie od roweru płuca nie chciały pracować tak jak ostatnio.