Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102730.07 kilometrów w tym 8000.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 707743 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Przewyższenia>1000m

Dystans całkowity:18498.50 km (w terenie 1314.00 km; 7.10%)
Czas w ruchu:874:23
Średnia prędkość:21.16 km/h
Maksymalna prędkość:89.27 km/h
Suma podjazdów:236950 m
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:156 (83 %)
Suma kalorii:315934 kcal
Liczba aktywności:168
Średnio na aktywność:110.11 km i 5h 12m
Więcej statystyk
  • DST 100.01km
  • Teren 2.00km
  • Czas 06:22
  • VAVG 15.71km/h
  • VMAX 66.11km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1484m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 13- Nadmorskie górki

Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 03.09.2011 | Komentarze 5

Jak zwykle budzi nas gorąco w namiocie (mimo że stoi w cieniu), a to zapowiada, że będzie dzisiaj ciepło. Droga dalej zaczyna się wić po górkach po 3-5 km podjazdach. Przerwa w południe w jakimś barze, gdzie pracuje Pani ze Słowacji- dowiadujemy się m.in. że w tym rejonie już od trzech miesięcy nie było deszczu. Docieramy do Białej i robimy dłuższą przerwą pod sklepem, a później na plaży. Oczywiście z pływaniem:) Spotykamy co raz więcej Polaków, którzy przyjeżdżają w te okolice na wakacje. Marcin standardowo idzie spać. Później żeby wrócić do miasteczka trzeba było wytargać rowery po schodach i podjechać dość stromą na dodatek remontowaną uliczką. Teraz zaczyna się zabawa- cały czas pod górkę z wypłaszczeniami co jakiś czas, aż w końcu z poziomu morza docieramy na ponad 400m. Po drodze w Banji spotykamy pół Bułgara, pół Polaka Mariusza, który poleca nam konkretne miejsca w Bułgarii do zwiedzenia i pod wpływem tych informacji później zmieniamy naszą trasę przejazdu. W końcu szczyt z pięknymi widokami i mega zjazd! Pędzimy w dół około 60 wyprzedzając samochody na serpentynach, a górka w dół cały czas o nachyleniu 7-8 %. Było gdzie się rozpędzić:D W połowie zjazdu ukazuje się jeszcze naszym oczom wspaniały widok na Słoneczny Brzeg i Nesebyr. Przejeżdżamy przez centrum kurortu, ale tam ogólnie tylko dziesiątki hotel i tysiące wczasowiczów, że ciężko przejechać chwilami- to nie dla mnie. Przebijamy się do Nesebyru. Stare miasto ze starożytnymi ruinami i ciekawą zabudową. Trzeba przyznać, że ma swój klimat tylko oczywiści tutaj też mnóstwo turystów, że ciężko się przebić. Poza tym już zaczęło się ściemniać, więc wyjeżdżamy poszukać noclegu za miastem. Zjadamy po kebabie i dojeżdżamy do Aheloy, gdzie namiot rozbijamy na plaży 15 metrów od brzegu morza.

Trasa:


Zdjęcia:

Miejscówka w krzakach © azbest87


Schowani w cieniu na plaży w Białej © azbest87


Nad Morzem Czarnym © azbest87


Kolejna nadmorska miejscowość © azbest87


Zabawa z pszczołą po drodze:) © azbest87


Widok na Nesebyr © azbest87


Wiatrak w Nesebyrze © azbest87


Ruiny w Nesebyrze © azbest87




  • DST 125.74km
  • Teren 3.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 19.34km/h
  • VMAX 70.60km/h
  • Podjazdy 1054m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 12- Bułgarskie wybrzeże

Środa, 27 lipca 2011 · dodano: 02.09.2011 | Komentarze 0

Pobudka znowu koło 8 i kąpiel w morzu na dobry początek dnia:) Udaje się wykręcić pozostałości śruby z ramy i wkręcamy śrubę z Marcina błotników, a jego błotnik montujemy oczywiście na.. opasce zaciskowej:P Tak więc jadę dalej!:) Droga nudna i do tego pod wiatr. Jedynym urozmaiceniem jest jedno, czy dwa miasteczka. W ogóle w Bułgarii miejscowości są znacznie od siebie oddalone i spotykamy się z raczej małą gęstością zaludnienia. Przed Warną zaliczamy dość długi podjazd i genialnym zjazdem docieramy w okolice Złotych Piasków. Na stacji benzynowej robimy sobie przerwę na mycie i golenie, po czym kolejna wspinaczka. Zjazd do samej Warny bardzo szybki, a samo miasto malowniczo usytuowane. W mieście idziemy do kafejki internetowej by nadrobić zaległości na blogu. Schodzi nam z tym jednak za długo i wychodzimy, gdy już jest ciemno i wszystkie sklepy zamknięte. Tak więc wyjazd z miasta w nocy i autostradą, bo innej drogi nie było w tym kierunku. Woda skończyła się już jakiś czas temu, zapasów jedzenia też nie zdążyliśmy zrobić, więc idzie mozolnie pod górę. Spotykamy jakiegoś autostopowicza, który dzieli się z nami herbatnikami:) W końcu po 15 km jest pierwsza stacja benzynowa! Kupujemy zapas batonów i wody i robimy piknik przed stacją:) Już mieliśmy się koło niej rozbijać, ale jak podjedliśmy to postanowiliśmy jeszcze kawałek przejechać. W końcu odbijamy w stronę jakiejś nadmorskiej miejscowości. Spory kawałek przez las, no i zjazd do wysokości poziomu morza. Okazuję się to być standardowa miejscowość turystyczna z mnóstwem hoteli i brakiem miejsca na namiot. Po długich nocnych poszukiwaniach plaży ostatecznie rozbijamy się kąsani przez komary w jakichś krzakach;) No cóż, sami się prosiliśmy o takie zakończenie dania.

Trasa:


Dzisiaj mało zdjęć:

Miejscówka na nocleg © azbest87


Widoczek z pod namiotu © azbest87


Pędzimy w dół © azbest87


Morze w Warnie © azbest87


Kościół w Warnie © azbest87


Piknik na stacji benzynowej;) © azbest87




  • DST 180.73km
  • Teren 2.00km
  • Czas 08:52
  • VAVG 20.38km/h
  • VMAX 62.33km/h
  • Podjazdy 1211m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 10- W końcu Morze Czarne

Poniedziałek, 25 lipca 2011 · dodano: 01.09.2011 | Komentarze 0

Wstaję po 7, a przed namiotem dość gęsta mgła. Porobiłem trochę zdjęć, połaziłem i przed 8 obudziłem Marcina- w końcu ile można spać:P Śniadanie standardowo już pod sklepem- tym razem pod marketem Punny. W końcu ruszamy w stronę Murighiolu drogą wzdłuż Rezerwatu Biosfery Delta Dunaju. Spodziewałem się tam lepszych widoków po wcześniejszych krajobrazach- pewnie popłynięcie w głąb delty byłoby lepszym rozwiązaniem, ale nie miałem rowerka wodnego;) Po drodze kupujemy świeżo upieczony chleb w piekarni i zjadamy go później na stacji benzynowej, gdzie Marcin przypadkiem uszkadza zamek w lodówce:P We wspomnianym miasteczku spotykamy dwójkę francuzów, którzy są już od pół roku w podróży rowerowej i stawiają nam piwo:) Wymieniamy trochę cennych informacji i ruszamy w drogę. Droga trochę monotonna, ale wygłupy na rowerze jakoś ją urozmaicają:D
W końcu docieramy do skądinąd znanego mi Babadagu, a to stąd że kiedyś w Beskidzie Niskim znalazłem na odludziu kierunkowskaz który wskazywał 1034 km do Babadagu:P i dziwnym zrządzeniem losu akurat przez niego przejechałem parę miesięcy później:)
Minęliśmy kilka fajnych podjazdów m.in. 10% przez 1,5 km. Kolejny dzień z rządu mamy wspaniały zachód słońca razem z towarzyszącymi nam cały dzień wiatrakami.
Zaczynamy jechać po zmroku szukając jakiegoś przyzwoitego miejsca na nocleg, ale trochę ciężko szło. Zresztą po zmroku temperatura była wręcz idealna do jazdy, więc postanowiliśmy trochę więcej pocisnąć:)
W Istrze chcieliśmy się rozbić nad jeziorem, ale jak się okazało, że ogłuszający brzęk wydostaje się z chmary komarów obok szybko stamtąd uciekliśmy. Po drodze jeszcze Marcin gubi śrubę od bagażnika, ale dość szybko sobie z tym radzimy. Ostatecznie docieramy w końcu nad Morze Czarne i rozbijamy się na plaży po północy w czym wcale nie pomaga silny wiatr z nad morza. Jeszcze tylko pierwsza kąpiel w morzu (niezbyt ciepłym;) i spanie dopiero po 2. To był długi dzień..

Trasa:


Zdjęcia:

Poranne zamglenie © azbest87


Z cyklu: mgliste opowieści © azbest87


Poranna makrozabawa © azbest87


Góreczki po drodze © azbest87


Cała droga dla nas © azbest87


Przydrożny krzyż © azbest87


Pofałdowany teren © azbest87


Babadag!:D © azbest87


Osiołki dwa:P © azbest87


Wiatrakowy zachód słońca © azbest87




  • DST 164.34km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:53
  • VAVG 20.85km/h
  • VMAX 67.96km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1257m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Zakopca do Krakowa

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 7

Czas wracać. Znajomi mieli jeszcze pójść na delikatną trasę, a ja odpuściłem sobie powrót do Rzeszowa i zamiast tłuc się z powrotem postanowiłem pojechać do Krakowa. Stamtąd już wspólnie mieliśmy wrócić pociągiem.
Miałem sporo czasu, wiec wybrałem się jeszcze lekko w bok, żeby zahaczyć o Słowację:) a tam niespodzianka- udaje mi się przebić dętkę mimo założonego Schwalbe Marathona z wkładką antyprzebiciową. Pięciocentymetrowy zardzewiały gwóźdź nie daje najmniejszych szans mojej dętce. Jednak szybko go wyciągam. Słyszę syk i tyle. Powietrze przestaje uchodzić, więc siadam i jadę dalej. Okazuje się że powietrze schodzi, ale bardzo wolno. Nie chce mi się teraz zmieniać dętki, więc jadę dalej. Później dopompowałem ze trzy razy i przejechałem tak z 60 km. W końcu podczas przerwy na bułeczki zmieniam oponę.
Niby miało być z górki, ale po drodze trzeba było się wspiąć na kilka przełęczy z fajnymi widoczkami:)
Problem z przejazdem miałem przed Myślenicami, bo nie widziałem innej drogi niż zakopianka na której pojawił się zakaz jazdy rowerem. No cóż inaczej się nie dało;) więc przebiłem się do Myślenic i później już cały czas prosta droga na Kraków.
Na miejscu byłem dość wcześnie, więc posiedziałem dłuższy czas na rynku, gdzie miałem między innymi piękną tęczę:)
Później dotarli znajomi i już razem wróciliśmy PKP do Rzeszowa. Na koniec jeszcze przejazd z dworca do domu.

Mapa:


Kilka zdjęć:

Jak Zakopane to nie może zabraknąć widoku na tą górę:) © azbest87


Tatrzańskie klimaty © azbest87


Słowacja wita © azbest87


Tatrzańska krowa;P © azbest87



Piękne widoczki:) © azbest87


Najpierw 12% do góry, a później tyle samo w dół © azbest87


Szczerze mówiąc to nie pamiętam gdzie był ten kościół:P © azbest87


Tutaj też nie wiem, ale jak się dowiem do poprawie;) © azbest87


Jeśli się nie myle to widok na Babią Górę © azbest87


W Myślenicach © azbest87


Kościół w Krakowie © azbest87


Tęcza nad krakowskim rynkiem © azbest87




  • DST 247.79km
  • Czas 11:26
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 72.72km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 2040m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spontaniczne Zakopane, czyli bicie rekordu po raz kolejny

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 4

W sumie cały ten wyjazd wyszedł dość nieoczekiwanie dosłownie niecałe dwa dni wcześniej. Znajomi jechali do Zakopca, więc stwierdziłem, że na weekend też mogę się wyrwać:)
Trasa w jeden dzień do Zakopanego chodziła mi po głowie już jakiś czas, a teraz miałem ku temu najlepszą okazję. Zładowałem cały dobytek z namiotem na czele i ruszyłem o 5:20 z pod bloku.
Początek to jazda przez 3 godziny w mega mgle. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło w takiej jeździć. Widoczność chwilami spadała poniżej 40-50 metrów, a w powietrzu była taka wilgotność, że cały czas na mnie osadzały się krople rosy. Przez to robiło się trochę chłodnawo i nie mogłem się rozkręcić.
W końcu jednak przed Jasłem mgła odpuściła, a przyjemne słoneczko tylko zachęcało do jazdy.
W Gorlicach zrobiłem sobie przerwę u Pauliny i po tym odpoczynku ruszyłem w dalszą trasę zmierzyć się z co raz większymi górkami.
Dwie większe górki pokonuje w spokojnym tempie razem z jakimś innymi rowerzystą, a na zjeździe rozpędzam się do ponad 70 km/h.
W międzyczasie jeszcze udało się spotkać z kumplami, którzy właśnie wracali z Krościenka, więc było chwilę przerwy na gadanie;)
Następnie raczej szybko przemknąłem przez Nowy i Stary Sącz pedałując w stronę Krościenka nad Dunajcem. Upał powoli dawał się we znaki, ale jechało się i tak bardzo fajnie i ciągle czułem się dobrze.
Podjazd na przełęcz Snozka poszedł mozolnie, ale sprawnie, zresztą tak jak i kolejne kilka hopek wzdłuż Jeziora Czorsztyńskiego. Tutaj po raz pierwszy mogę oglądać w oddali widok Tatr.
Ostatnie dwie godziny jazdy pod względem kondycyjnym idą dobrze, gorzej z moim tyłkiem, który ewidentnie ma już dość przebywania na siodełku. To dlatego, że przez całą trasę miałem raptem z półtorej godziny przerw. Jednak w końcu udaje się dotrzeć do Zakopanego (część drogi z Nowego Targu jadę za traktorem z sianem ku uciesze dzieci, które siedziały na górze:P).
Na miejscu trochę szukania kempingu na którym są znajomi z racji, że po drodze padła mi komórka, ale w końcu udaje się wspólnie odnaleźć.

Całość trasy poszła dość sprawnie mimo sporej ilości przewyższeń i rekordowego dystansu. Okazało się, że najsłabszym punktem w takich trasach jest mój tyłek, który po około 8-9 godzinach na siodełku miał dość mimo, że siły w nogach cały czas dopisywały.

To ostatnie takie trasy przed wyjazdem do Turcji, który już w sobotę! Forma jest, teraz żeby tylko reszta się poukładała tak jak chcę:)

Mapa:


Trochę zdjęć z trasy, chociaż robiłem ich raczej mało:

Na dobry początek 3 godziny w mega mgle © azbest87


Trochę się rosa na mnie odkładała.. © azbest87


W Warzycach wyjechałem nad mgłę więc zobaczyłem w końcu promienie słońca © azbest87


Panorama Biecza © azbest87


Dwór obronny w Szymbarku © azbest87


Ratusz w Nowym Sączu- bardzo mi się spodobał © azbest87


Wzdłuż Dunajca zaczęły się pojawiać co raz większe górki © azbest87


Nad Jeziorem Czorsztyńskim było już widać w oddali Tatry © azbest87


Na dodatek jeszcze parę sztuk z niedzieli, gdy wyszliśmy ze znajomymi Doliną Pięciu Stawów, następnie na Szpiglasowy Wierch i zejście do Morskiego Oka.

Strumyczek © azbest87


Wielki Staw © azbest87


Dolina Pięciu Stawów © azbest87


Na Szpiglasowym *od Ani:) © azbest87


Morskie Oko i Czarny Staw © azbest87


5000 stuknęło:D




  • DST 235.73km
  • Teren 10.00km
  • Czas 09:32
  • VAVG 24.73km/h
  • VMAX 61.85km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1968m
  • Sprzęt Bratowa szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nowy rekord dystansu, czyli zwiedzanie Pogórza Przemyskiego i Gór Słonnych

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · dodano: 28.06.2011 | Komentarze 8

Co prawda pobity tylko o 5 km, ale jednak sowity dystans został dzisiaj pokonany z niezłą ilością przewyższeń.

Ogólnie trasa i ten wypad wyszedł dość spontanicznie. Od paru dni miałem ochotę na taką długą trasę, ale dopiero w niedziele wieczorem stwierdziłem, że na drugi dzień jadę i jeszcze rano układałem trasę w grubsza:P

Wymieniłem się z bratem rowerami i śmignąłem na szosie pozwiedzać trochę górek. Co prawda w ogóle nie jestem przyzwyczajony do tego roweru co później się dało odczuć (zwłaszcza przez mega niewygodne siodło:P), ale nawet taką trasę udało się pokonać mimo to.

Ogólnie na trasie to nie dystans, ani przewyższenia mnie wymęczyły tylko: po pierwsze wiatr, który dał mi nieźle w kość przez ponad pół trasy, a po drugie odcinki które musiałem pokonać na szosie w terenie- wytrzęsło mnie niemiłosiernie:P
Na szczęście umiem już zachować się na takiej trasie i odpowiednio o siebie zadbać, więc nie miałem po drodze żadnych kryzysów:) Tylko wkradła się trochę monotonia, gdy od Sanoka musiałem jechać bo mega wmordewind, gdzie prędkość nie przekraczał 23 km/h. Ogólnie tempo dostosowane do trasy, więc raczej się oszczędzałem. Zresztą w terenie na szosie nie da się poszaleć, a część z dróg którymi jechałem była tak dziurawa, że miałem prawdziwy rowerowy slalom;)

A co do trasy i przygód w jej czasie to niżej mała (no może nie taka mała:P) relacja.
Na początek postanowiłem sobie zrobić rozgrzewkę, więc pojechałem sobie przez Słocinę do Chmielnika i później w Zabratówce przez górą na serpentyny w Dylągówce, gdzie na górze o mało nie rozjechał mnie samochód (podniósł mi trochę ciśnienie). To dobrze znane mi tereny, więc jakoś to przeleciałem chociaż jechało się dość ciężko. Dopiero po 40 km (przed Dynowem) zacząłem się rozkręcać i jechało się już co raz lepiej:) Droga na Przemyśl jak zawsze fajna, bo zaraz za Sanem znajduje się malowniczy Park Krajobrazowy Pogórza Przemyskiego. Na drugą stronę Sanu postanowiłem się przedostać w Krzywczy i uczyniłem to przy pomocy promu z którego były genialne widoki:) Kawałek za promem okazało się, że mam do pokonania parę km drogą, której lata świetności dawno już minęły. Po kilku kilometrach wstrząsów docieram do Olszan na drodze do Przemyśla, gdzie po raz pierwszy się stołuje przy pobliskim sklepie zjadając swój zapas kanapek. Odbijam w boczną drogę na Brylińce mając nadzieję, że przedostanę się do Huwnik. No i nawet się udało tylko, że po drodze musiałem zaliczyć kilkukilometrowy podjazd (około 250 m przewyższenia) leśnym szutrem co na kolarce wcale łatwe nie było. Po dziurach dostaje się na skraj górki z której roztacza się piękny widok między innymi na masyw Suchego Obycza i Kalwarię Pacławską. Stąd kieruje się na Posadę Rybotycką, gdzie znajduje się jeden z celów wyjazdu, czyli cerkiew obronna św. Onufrego. Dalej kieruje się na zachód kompletnie odludnymi terenami- i to mi się podoba:D Uwielbiam tak jeździć. Poruszam się przez kilka wsi, które już nie istnieją, a ich jedynymi śladami są trochę zarośnięte i zdziczałem drzewa owocowe z dawnych sadów. Bardzo klimatyczne miejsca:) W końcu docieram do głównej drogi i kieruje się w stronę Gór Słonnych walcząc z wiatrem i oglądając po drodze kilka cerkwi. W Tyrawie Wołoskiej robię zakupy i zaczynam podjazd na serpentyny prowadzące na Góry Słonne (kolejny cel tego wyjazdu). Podjazd chwilę się ciągnie, ale bez przeszkód docieram na przełęcz (620m) mając wcześniej świetne widoki krajobrazowe. Na szczycie niefortunnie przechylam się podczas zatrzymywania na stronę z której jestem wpięty, więc przy zerowej prędkości kończę z wywrotką w kupie błota;P Sam z siebie się śmiałem, gdy widziałem się w połowie pokrytego błotem:P Zjeżdżam kawałek w dół i robię sobie przerwę przy punkcie widokowym. Widoki stamtąd genialne. Całe Bieszczady było widać jak na dłoni. W końcu ruszam tyłek i delektuje się zjazdem pozostałą częścią serpentyn, które się ciągną na niemal 300 m różnicy wysokości. Od Sanoka znowu zaczyna się męka pod wiatr i dopiero za Lutczą, gdzie wbijam się za koparkę zaczyna jechać się lepiej i wiatr trochę mniej przeszkadza. Jeszcze tylko wizyta u babci na obiadku i do Rzeszowa. Na koniec zahaczyłem Olszynki nad Wisłokiem, bo tam akurat przebywali moi znajomi, dlatego powrót do domu już całkiem późno, a tak to bez problemu wyrobiłbym się za dnia:)

Mapa:


Dla wytrwałych czas na kupę zdjęć:)

Na początek widoczek z serpentyn w Dylągówce © azbest87


Punkt widokowy nad Sanem © azbest87


Przeprawa promowa © azbest87


Płyniemy na drugą stronę © azbest87


Na Pogórzu Przemyskim © azbest87


Mostek na Sanie © azbest87


I widok z mostku © azbest87


Charakterystyczne krajobraz na Pogórzu Przemyskim © azbest87


Tą drogą musiałem przejechać na szosie © azbest87


Do Kalwarii Pacławskiej miałem dość blisko, ale tym razem sobie odpuściłem © azbest87


Z widokiem na szczyt Kopystańki © azbest87


No to sruuu w dół:) © azbest87


Cerkiew obronna w Posadzie Rybotyckiej pw. św. Onufrego © azbest87


Cerkiew w Roztokach © azbest87


Serpentyna w Górach Słonnych widziana z punktu widokowego © azbest87


Widok na Połoniny © azbest87


Moja miejscówka podczas przerwy na żarełko:) © azbest87


Cerkiew w Olchowcach © azbest87




  • DST 101.01km
  • Teren 28.00km
  • Czas 05:07
  • VAVG 19.74km/h
  • VMAX 51.91km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 1306m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

W końcu porządna przejażdżka:)

Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 09.06.2011 | Komentarze 5

Dawno już nie miałem tyle czasu, żeby coś więcej na raz pojeździć. Dzisiaj napisałem rano egzamin i po prostu musiałem w końcu poszaleć po górkach:) Tak więc wziąłem jakieś kanapki, aparat i ruszyłem w samo południe pośmigać w terenie.
Na początek poszedł podjazd przez strzelnicę na Kielanówkę i zjazd do Nosówki. Później szlakiem przez Zgłobień docieram do Woli Zgłobieńskiej i tam skręcam w boczną drogę by po kręceniu się trochę po lesie między innymi przy fajnie meandrującej rzeczce wyjechać w końcu na Pyrówkach koło Wielkiego Lasu. Dalej to jazda przez pola i zjazd gdzieś do Nowej Wsi. Po czym odbijam na podjazd, którym mam się dostać przez górkę do Strzyżowa. Z racji że jazdę chwilowo bez koszulki to muchy i baki chcą mnie zjeść, a z racji gorąca pot zalewa mnie niemiłosiernie;) Żółtym szlakiem w końcu docieram do Łętowni mając za sobą zjazd na którym były tylko koleiny, zwalone drzewa i pokrzywy (nogi to mnie po niech do wieczora swędziały;) Na miejscu napotykam pozostałości jakiejś starej skoczni narciarskiej O.o i zjeżdżam do Strzyżowa, gdzie na rynku robię przerwę na kanapki. Odwiedzam następnie schron, który akurat był otwarty, a wydostające się z niego powietrze było niczym z lodówki. Kolejny mój cel do podjazd na Żarnową, który jak zawsze daje radę;) Na szczycie wbiłem się na czarny szlak i w ten sposób dotarłem do Czudca. Sam zjazd żółtym szlakiem był dość ostry, zwłaszcza, że prowadziła tam ścieżka z pojawiającymi się co kawałek koleinami i dziurami. Ze trzy razy na tym kawałku już myślałem, że zaliczę efektowny lot z wyciągniętymi przed siebie rękami, no ale głupi ma szczęście, więc zjechałem na dół bez takich przygód;) Z Czudca jeszcze podjazd czarnym szlakiem na Grochowiczną i zjazd do Lutoryża do dziadków których ostatnimi czasy nie miałem okazji odwiedzać. Tutaj udało mi się przeczekać pojawiający się co chwilę deszcz. Po uzupełnieniu kalorii dzięki babci:) udałem się już po płaskim do domu. Ten odcinek to jakieś 86 km, jednak do domu wpadłem tylko pod prysznic i pojechałem na spotkanie ze znajomymi i po północy, gdy miałem wracać postanowiłem dokręcić do setki bo dużo już mi nie zostało, a noc była bardzo przyjemna:)

Mapa z pierwszej (zamiejskiej) części jazdy


Była porządna trasa, więc był aparat, to i są zdjęcia:)

Na początek pola w Nosówce bodajże © azbest87


Droga przez Zgłobień © azbest87


Takimi szutrami to jeździ się dość przyjemnie © azbest87


Przy potoczku w lesie- droga kilka razy go przecinała © azbest87


Na leśnej ścieżce © azbest87


Widok z Pyrówek © azbest87


Gdzieś wśród zbóż.. © azbest87


Pajączek;) © azbest87


Polny kwiatuszek © azbest87


Mniej więcej takie widoki towarzyszyły mi przez cały dzień:) © azbest87


i takie drogi:) © azbest87


Skocznia w Strzyżowie- Łętowni © azbest87


Schron w Strzyżowie © azbest87


Krajobraz Strzyżowa © azbest87


Gdzieś na czarnym szlaku na Żarnowej © azbest87


No i mały jubileusz- właśnie przekroczyłem 40 000 km razem z BikeStats:)




  • DST 123.04km
  • Teren 8.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 24.36km/h
  • VMAX 74.98km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1789m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Poznawanie nowych górek

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 15.05.2011 | Komentarze 9

Wstanie rano chwilę mi zeszło, ponieważ w końcu odsypiałem całe juwenalia, dlatego śniadanie dopiero po 12, po czym miałem ogromną ochotę coś więcej pojeździć i pomęczyć się na górkach. Przy okazji mogłem spalić i wypocić trochę piwnych kalorii zebranych przez ostatnie kilka dni;)
Całą trasa tworzyła się na bieżąco w zależności od tego gdzie akurat wyjechałem;)
Na początek poszedł podjazd pod Słocinę. Postanowiłem się sprawdzić na nim na czas. No i udało się wykręcić najlepszy czas, chociaż na slickach to akurat łatwiej, ale na odcinku 2,7 km i jakichś 90m przewyższenia zrobiłem czas 6:33 co daje średnią na podjeździe ponad 24. Nieźle jak na mnie;P
Dalej pojechałem sobie w stronę Kielnarowej i do Borku na podjazd koło kościoła. Polami przejechałem do Kielanrowej na górze i zjechałem asfaltem w lewo w okolice Nowego Borku/Błażowej Dolnej. Nawet nie wiedziałem, że jest tu taki szybki zjazd- prędkość prawie 75:) W Błażowej postanowiłem, że pojadę do Kąkolówki na serpentyny po których wyjechałem niedaleko Wilczego. Na głównej drodze po prawej był fajny podjazd, więc postanowiłem go jeszcze zaliczyć:) Na górze skręciłem w jakąś boczną drogę kierując się na południe. Na początku jeszcze był asfalt, który później zmienił się w szuter na zjeździe co na slickach potrafi podnieść ciśnienie, zwłaszcza gdy jedzie się koło 40 i nagle wpada na luźne kamienie- zero przyczepności. Jakoś udało się to przejechać i przez Magierów dostałem się do Izdebek. Skoro przypadek sprawił, że tu jestem to postanowiłem zobaczyć tutejsze serpentyny. Trzeba przyznać, że robią wrażenie:) Chyba największe na jakich do tej pory byłem (ponad 10 serpentyn) i do tego całkowicie odkryte, więc fajnie je widać w czasie jazdy, no i z góry był świetny widok. Dalej to zjazd częściowo serpentynami do Przysietnicy i odbicie na Golcową, bo czas powoli wracać do domu. W Golcowej natykam się na kolejny kościół ze Szlaku Architektury Drewnianej i śmigam do głównej dogi w Domaradzu. Zaliczam hopkę w Jaworniku Niebyleckim o nachylenie 9% i w Niebylcu postanawiam podjechać na Bliziankę i zjechać Sołonką. Jednak na górze mylę drogi i kończę polach. Zjeżdżam ostatecznie przez las jakąś nieźle stromą drogą (co na slickach nie jest łatwe;) i ląduję znowu po tej samej stronie górki przez którą chciałem przejechać. Znowu ją zaliczam tym razem zaczynając od Połomi i zjeżdżam do Lubeni. Stwierdzam, że mimo sporej ilości górek dalej mam jeszcze siłę i uderzam na ostatni podjazd koło kościoła w Lubeni (10% nachylenia).

Cała trasa była spontanicznie na bieżąco organizowana i wyszła super, a chęć pomęczenia się na górkach została całkowicie zaspokojona kilkunastoma wspinaczkami. Także nawet w swoich okolicach można natłuc sporą ilość przewyższeń:)

Co ciekawe całą trasę przejechałem tylko o tym co zjadłem na śniadanie przed jazdą, w trakcie jazdy posiłkując się tylko pełnym bidonem mineralki, jednym snickersem i małym Tymbarkiem, a mimo to do końca miałem siłę chociaż na koniec było czuć już trochę zmęczenie.

Ogólnie to dzisiaj była super przejrzystość. W okolicach Baryczy, gdy skręciłem na Magierów miałem genialne widoki. Cergową było widać jak na dłoni, obok Beskid Niski, "rzut kamieniem ode mnie cały Czarnorzecko- Strzyżowski Park Krajobrazowy. Do tego pięknie widoczne góry Słonne i Bieszczady nawet było nieźle widać:)

Mapa:


Trasa bez aparatu czego bardzo żałuję, bo miałem dzisiaj świetne widoki po drodze. Strzeliłem tylko dwie fotki telefonem. Szału nie ma, ale przynajmniej coś tam można na nich zobaczyć.

Serpentyny w Izdebkach © azbest87


Kościół w Golcowej © azbest87


I trzeci tysiąc wskoczył w tym roku:)




  • DST 187.16km
  • Teren 3.00km
  • Czas 07:56
  • VAVG 23.59km/h
  • VMAX 71.50km/h
  • Podjazdy 1382m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekend pieszo-rowerowy: Słowacja i powrót do Rzeszowa

Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 05.05.2011 | Komentarze 5

Ostatni dzień długiego weekendu, więc czas wracać do domu. Ale zaraz zaraz! Nie tak prędko:) Obudziłem się wcześnie (po 6), tak więc długi dzień przede mną- trzeba go jakoś dobrze wykorzystać:).
Jak wyszedłem z namiotu to okazało się, że niebo lekko straszy deszczem i nic nie zostało po wczorajszym słoneczku. Przynajmniej po polskiej stronie:P bo po słowackiej tak jakby było trochę ładniej. Postanowiłem więc, że przejadę kawałek przez Słowację i odbiję gdzieś w prawo w stronę Barwinka. Przynajmniej tak zamierzałem, ale bez mapy to mogłem sobie gdybać;) Miałem nadzieję, że znajdę jakąś mapę na Słowacji, ale trafiła się tylko jedna i to za mała. Tak więc zjechałem z przełęczy gdzieś w dół, a po prawej cały czas przed moimi oczami rosła góra przez którą nijak nie było jak się przedostać. Przynajmniej pogoda robiła się co raz lepsza i co chwilę ściągałem z siebie kolejne części garderoby.
W końcu przedostałem się przez jakąś górkę tylko, że droga zaczęła skręcać na południe, a ja chciałem się dostać do Polski i to było w odwrotnym kierunku;) Pozostało mi więc koło ratunkowe- kontakt z domem;) Wysłałem więc krótką wiadomość: "Jestem w miejscowości Chotca na Słowacji. Może mi ktoś sprawdzić jak wrócić do domu, bo nie bardzo wiem gdzie jestem:P" Pomoc telefoniczna szybko uzmysłowiła mi gdzie mam jechać i raz dwa się odnalazłem;) Tak więc przez Stropkow pojechałem do Svidnika, gdzie już były pierwsze kierunkowskazy na Rzeszów (z oznaczeniem 130km:P). Teraz czekała mnie jeszcze wspinaczka na Przełęcz Dukielską i zjazd po Polskiej stronie. W Dukli odbiłem jeszcze do Teodorówki do koleżanki, która uraczyła mnie pysznym obiadem i przy okazji trochę odpocząłem (tutaj poszła mi znowu szprycha w tylnym kole:/ i to mi się nie podoba) Po tym obiedzie dostałem takiego speeda, że z Dukli do Rzeszowa dotarłem w trochę ponad 3 godziny robiąc na tym odcinku średnią w granicach 27 (z obładowanym rowerem, ale i wspomagającym mnie wiatrem).
Jak można przeczytać z małymi przygodami, ale dotarłem do domu koło 18.30 i do Budziwoja wyjechał po mnie Mateusz, więc wspólnie pokonaliśmy ostatnie kilometry. Dosłownie 20 minut po przyjechaniu zaczęło lać, więc dzisiaj byłem w końcu szybszy od chmur burzowych:)

Mapa:


Zdjęcia:

Kościół bodajże w Certiznem © azbest87


Słowacki krajobraz © azbest87


..i słowackie drogi © azbest87


Górki koło Svidnika © azbest87


W Svidniku © azbest87


Czołgi przy wyjeździe ze Svidnika © azbest87


Im bliżej Przełęczy Dukielskiej tym co raz więcej rzeczy przypominało walkach stoczonych tam podczas wojny- tutaj cmentarz wojskowy © azbest87


Cerkiew w Ladamirovej © azbest87


Pod cerkwią w Hunkovcach © azbest87


Niedaleko Przełęczy Dukielskiej © azbest87


Cmentarz na Przełęczy © azbest87


Czas wrócić na naszą stronę granicy:) © azbest87


Do Rzeszowa już co raz bliżej;) © azbest87


Znowu miałem okazję zobaczyć Cergową od drugiej strony:) © azbest87




  • DST 107.88km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:54
  • VAVG 18.28km/h
  • VMAX 52.56km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 1392m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekend pieszo-rowerowy: Ustrzyki Górne - Przełęcz Beskid

Poniedziałek, 2 maja 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 4

Dziś mieliśmy jeszcze gdzieś się wybrać przed odjazdem, ale pogoda całkowicie zniechęcała do wyjścia w góry, a Połoniny odpoczywały pokryte chmurami. Dlatego odpuściliśmy łażenie. Mi przez chwilę przeszło przez głowę, żeby wrócić do domu, ale stwierdziłem, że mam jeszcze jutro dzień wolny to trzeba go jakoś wykorzystać, a nie przesiedzieć w domu:)
Ubrałem się ciepło i ruszyłem przed siebie bez jakiegoś konkretnego planu. Trochę marzłem chwilami (zwłaszcza na zjazdach), ponieważ było w granicach 8 stopni, a chmury na niebie cały czas straszyły deszczem. Co ciekawe mimo najgorszej pogody to był jedyny dzień bez deszczu;)
Na początek poszły dwa podjazdy na przełęcze: Wyżniańską (855m) i Wyżną (872m), po czym kierowałem się cały czas na zachód. I tak dalej miałem Przełęcz Przysłup o wysokości 681m i za Cisną znowu tak samo nazwaną przełęcz o wysokości 749m. Tą drogą jechałem, aż do Komańczy po drodze spotykając kilka innych osób na obładowanych rowerach. Kawałek za Komańczą skończyły się mapy jakie miałem ze sobą ponieważ miałem tylko być w granicach Bieszczad, a tu już wjechałem w teren Beskidu Niskiego. Wzdłuż granic Jaśliskiego Park Krajobrazowego jechałem sobie dalej na zachód. Koleżanka poleciała mi do zwiedzenia parę miejsc i tak może też trochę przypadkiem skręciłem w Jaśliskach na południe. Tam droga zmieniła się w szuter, a na około rozpościerały się świetne widoczki charakterystyczne dla Beskidu Niskiego. Górki, łąki i samotne krzyże przy drodze, oraz pozostałości po nieistniejących wsiach. W ten sposób dotarłem na Przełęcz Beskid (581m), która znajduje się na granicy polsko-słowackiej. Stwierdziłem, że to idealne miejsce do spania:D Rozbiłem się z namiotem 10 metrów od granicy, a kolacje jadłem ze świetnym widokiem na park krajobrazowy i fajnym widokiem na zachód słońca.
W nocy było trochę zimno (pewnie ze 3-4 stopnie, ale dało się spać spokojnie:) i coś mi łaziło po krzakach koło namiotu, ale za zimno było, żebym wychodził sprawdzić:P

Mapa:


Foty:

Połoniny w chmurach © azbest87


Serpentyny na Przełęcz Wyżną © azbest87


Gdzieś w drodze- pogoda mało rowerowa © azbest87


Cerkiew w Komańczy © azbest87


Cerkiew w Wisłoku Wielkim © azbest87


Jaśliski Park Krajobrazowy... © azbest87


..i jego widoki © azbest87


Gdzieś na południe od Jaślisk © azbest87


Taki sprzęcior widziałem po drodze:) © azbest87


A może by do Babadagu?:P to dopiero za jakiś czas..;) © azbest87


Po drodze widziałem sporo samotnych krzyży © azbest87


Na Przełęczy Beskid (Certizske Sedlo) czyli na granicy polsko-słowackiej © azbest87


Widok po słowackiej stronie © azbest87


Widok przed namiotem © azbest87


I tak kończy się zachodzik- czas spać;) © azbest87