Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102730.07 kilometrów w tym 8000.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 707743 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Przewyższenia>1000m

Dystans całkowity:18498.50 km (w terenie 1314.00 km; 7.10%)
Czas w ruchu:874:23
Średnia prędkość:21.16 km/h
Maksymalna prędkość:89.27 km/h
Suma podjazdów:236950 m
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:156 (83 %)
Suma kalorii:315934 kcal
Liczba aktywności:168
Średnio na aktywność:110.11 km i 5h 12m
Więcej statystyk
  • DST 55.63km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 21.13km/h
  • VMAX 53.93km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy maraton, czyli Skandia w Rzeszowie i pech

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 10.09.2011 | Komentarze 8

Pierwszy maraton w życiu, więc w sumie nie wiedziałem czego się spodziewać tak do końca;) Zwłaszcza że formy jeszcze do końca nie udało się przestawić z tej wyjazdowej na wyścigową. No ale skoro już Skandia zawitała do Rzeszowa to trzeba korzystać;) W zeszłym roku trzy dni przed tym maratonem złamałem ramę w rowerze i jak się okazuję również w tym roku pech mnie nie przestał prześladować chociaż przynajmniej przejechałem cały dystans;)
Moja założenia co do czasu opierały się jedynie na czasach przejazdów z objazdów trasy.

Na początek do sektorów wchodzę z kolegą niemal pod koniec, więc stoimy na szary końcu całej stawki. Za nami ledwie kilkanaście osób. Czyli trzeba będzie trochę gonić, żeby się przebić. Na początek start za radiowozem przez miasto i ciasno na zjeździe z rynku. Ja na końcu więc staram się trochę ludzi wyprzedzić i za mostem zamkowym dochodzę Micia i Włochatego z którymi już jadę do Słociny. Razem konsekwentnie przebijamy się do przodu. Średnia z tego odcinka to coś ponad 35.
Sam podjazd zaczynam tempem innych i co ciekawe jest to o wiele za niskie dla mnie:P Widać że niektórych dość mocno zaskoczył początek albo się wystrzelali na dojeździe. W każdym bądź razie reszta podjazdu to jest jedno wielkie wyprzedzanie;) przynajmniej przeskoczyłem do przodu o kilkadziesiąt miejsc:) Na górze dojeżdża do mnie Miciu i dalej trzymamy się razem.
Zjazd w stronę Chmielnika znam na pamięć, więc tam ludzie mnie tylko blokowali, a nie było jak wyprzedzić na ścieżce przez las. Na ostrym zakręcie Micia trochę zmietło w krzaki, bo za szybko w niego wchodził:P
Drugi podjazd raczej odpoczynkowy wyprzedziłem z 5 osób może, a kolejne tyle na zjeździe na którym znowu byłem ograniczany przez innych. Zawsze myślałem, że ja słabo zjeżdżam, ale jak się teraz porównuję z tymi osobami to widzę, że ja tam brylowałem i mnóstwo na tych odcinkach zyskiwałem.
W międzyczasie powrócił Miciu i czas na trzeci podjazd na Borówki. Trzeba przyznać, że jest ściana. Wyprzedziłem ze dwóch i później już jechałem tempem pozostałych. Za to zjazd z Borówek genialny:D nie znałem tam odcinak przez las po korzeniach, ale od razu mi się spodobał. Normalnie się latało:D Niestety od raz dogoniłem gościa przed sobą, który jechał dość asekuracyjnie. I reszta zjazdu zleciała na jego kole ponieważ na wąskiej ścieżce nie było gdzie wyprzedzać.
Powrót na Borówki to jak zwykle ściana tylko, że tym razem po asfalcie. Tu Miciu uciekł mi trochę do przodu, ale w zasięgu wzroku:) Na bufecie tylko chwyciłem kubek z piciem i pocisnąłem mocno po asfalcie.
Na zjeździe po kamulcach oczywiście znowu doganiam kolejne osoby w tym Micia:) i ostro cisnę w dół zyskując trochę metrów, ale prawie na dole przy prędkości ~50 dobijam tylnym kołem do jakiegoś większego kamienia (klasyczny snejk) i 30 m dalej już nie mam powietrza w kole:/ Wszystkie pozycje które wywalczyłem na ostatnich górkach szybko śmigają mi przed oczami wraz z kolejnymi zawodnikami mijającymi mnie próbującego jak najszybciej zmienić dętkę. 7 m dalej inny gość bawi się w identyczny sposób;P Wyprzedza mnie Miciu, Kona, Włochaty i kilkadziesiąt innych osób:/ Ale dalej jestem zmotywowanym, żeby mocno pocisnąć i to odrobić. Jednak wybity z rytmu jakoś ślamazarzę się pod Magdalenkę. Wyprzedziłem raptem ze 3 osoby i jadę tempem pozostałych. Dopiero na zjeździe coś się zaczyna dziać. Przy przeskoku przez strumyk robi się kolejka na czym korzystam, szybko przez niego przeskakuję bokiem i dzięki temu zyskuję z 3 pozycje. Zresztą i tak im zaraz odjeżdżam. Kawałek polami i krótki szybki zjazd. Po czym.. coś znowu dziwnie się jedzie.. wjeżdżam na szuter prowadzący z powrotem na Magdalenkę tj 6 podjazd i znowu nie ma powietrza na tyle:( Szlak by to trafił! Teraz to na pewno nie nadrobię straconych pozycji! Zwłaszcza że nie mam już zapasowych dętek:/ Moją energiczną reakcję z rzuceniem roweru do rowu widzi przejeżdżający zawodnik i oferuje swoją dętkę:) Za co chciałem numerowi bodajże 1703 (jeśli się nie pomyliłem) baaardzo podziękować. Chciałem go zgłosić do nagrody fair play, ale tylko mnie odsyłali od stolika do stolika w biurze zawodów:/
Wentyl presty, ale na szczęści moja pompka i takie obsługuje. Z tą zmianą już się tak bardzo nie spieszyłem i wyprzedziło mnie mnóstwo osób. Nawet nie chce wiedzieć ile.. Między innymi mój znajomy- Piotrek. W końcu ruszam z kopyta i ogień pod górę! Nie mam zamiaru odpuszczać! Przynajmniej postaram się trochę osób wyprzedzić. Szybko dochodzę najbliższych i mocnym tempem wskakuje na Magdalenkę. Moment przerwy przy bufecie na uzupełnienie wody w bidonie i jednego banana, ale raz dwa i cisnę dalej, żeby nie tracić czasu. Przejazd przez pola w samotności- wszyscy zdążyli już sporo odjechać, bo nawet przed sobą nikogo nie widziałem. Moje tereny, więc cisnę i jeszcze przed lasem dochodzę pierwszych. W lesie niestety znowu utykam na ścieżce za 4-osobową grupką. W końcu jednak mijam ich koleiną idącą obok mając przy tym ostre spotkanie z krzakami z boku;) ale za to jestem przed nimi i na dole już ich za sobą nawet nie widzę:P
W międzyczasie skurcz- chyba za mocno deptałem goniąc innych. Na szczęście szybko przechodzi, ale teraz muszę jechać przez bardziej miękko i uważać.
Na podjeździe przez las też pusto- raptem z 4 osoby wyprzedzam i dalej szukam następnych. Już przy górze doganiam Piotrka:) i w sumie razem wjeżdżamy na bufet. Szybko dwa kubki wody dosłownie wylewam część w siebie, część na siebie:P jeszcze banan w garść i jadę dalej konsumując go na odcinku asfaltu. Na zjeździe do Matysówki łykam kolejne dwie osoby i czas na kolejną ścianę, czyli Matysówka Druga Strona- ósmy podjazd dzisiaj. Standardowo trzech łykam na początek, a później już tempem wszystkich na górkę, czyli dość wolno:P Jeszcze jeden trochę wyżej, bo prowadził rower pod górkę;) Krótki przejazd szczytem, gdzie cisnę ile mogę i doganiam kolejnych dwóch którzy dopiero co byli ze 200 m przede mną. Jednak utykam za nimi na serpentynce, bo nie ma jak wyprzedzić. Robię to dopiero przy skręcie w stronę wyciągu. Na błotku blokuje mnie kolejny gość i zwalnia do prędkości ~6 km/h:/ Jak tylko się robi miejsce wyprzedzam jego i jeszcze drugiego, który podprowadza pod górkę. Chwile jadę za jakąś dziewczyną, żeby się uspokoić;) ale po kilkunastu metrach wyprzedzam. Znowu dziura i nikogo nie ma. W końcu ostatni dziewiąty podjazd za mną, a kolejne osoby widzę spory kawałek przede mną. No ale to moje tereny:P więc w dół płynę tylko dokręcając gdzie się dało w sytuacji, gdy inni goście przede mną hamowali;) Jednego wyprzedzam na stromych ściankach na torze motocrossowym, a dwóch kolejnych ze 100 m dalej. Na najszybszym odcinku przyblokowała mnie jakaś kobieta, ale kawałek dalej łatwo się dało wyprzedzać:)
Wpadam w miasto. Znowu pustka. Na Strażackiej dostrzegam kogoś daleko przed sobą, więc cisnę, żeby go dojść. Chciałem za nim w sumie odpocząć, ale po 10 sekundach się mi znudziło wiedząc, że sam mogę jechać dużo szybciej. Reszta Strażackiej samemu, tak samo jak ścieżka koło zalewu. Dopiero w marku koło zapory dostrzegam dwóch gości, ale z 300 m przede mną. Miałem już jechać spokojnie, ale zauważam 5-osobową grupę która zapędziła się na kładkę zamiast pod nią- jechali na pamięć drogą z zeszłego roku. Korzystam z sytuacji i cisnę ile mogę, żeby czasem nie przyszło im do głowy mnie ścigać:P Dzięki tej akcji przy przejeździe przez Wisłok doganiam tych których widziałem i nawet nie zwalniam, żeby nie dawać okazji do jazdy na kole. Ostatniego gościa mijam w okolicach Olszynek. Jeszcze tylko przez Słowackiego i jestem na mecie.

Z wyniku niezadowolony, ale zadowolony ze swojej jazdy:) Zmierzono mi czas 2:55, a z licznika miałem niecałe 2:38, czyli na te nieszczęsne gumy poszło 17 minut co kosztowało mnie jakieś 40 pozycji i skończyłem ostatecznie na 100 miejscu open i 42 w kategorii:/ Zadowolony jestem również z jazdy w dół- zawsze myślałem, że raczej kiepsko zjeżdżam, ale dzisiaj było szaleństwo:P i na zjazdach sporo pozycji zdobyłem nie tracą praktycznie żadnej:D
Od punktu pomiaru czasu, który był na Magdalence przez ostatnią 1/3 trasy wyprzedziłem 36 osób, a mnie nikt;)

Ale gratulacje należą się mojemu bratu, który startował na mini i był trzeci w open i pierwszy w kategorii M1:D

Ale się opisałem:P W życiu takiego długiego wpisu nie dodałem:P
Zdjęcia będą jak dostanę;)




  • DST 125.69km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:40
  • VAVG 22.18km/h
  • VMAX 80.05km/h
  • Podjazdy 1402m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sierpniowe Bieszczady- dzień 4- Manasterzec- Rzeszów

Środa, 24 sierpnia 2011 · dodano: 29.08.2011 | Komentarze 6

Ostatni dzień, czyli powrót do domu, co nie znaczy, że się obijaliśmy;)
Na początek postanowiliśmy się wydrapać na górkę zaproponowaną przez Bożenkę- na szybowisko w Bezmiechowej. Trzeba przyznać, że z obciążonym rowerem była to jedna z najcięższych szosowych górek na które miałem okazję się wspinać w naszych terenach. Na 3 km ponad 260 m przewyższenia, a do tego okropne gorąco co skończyło się tym, że rękawiczki wyciskałem z potu 4 razy na szczycie;P ale górka oczywiście skatowana bez odpoczynku chociaż prędkość spadała mi już 6 km/h:) Na górze (jakieś 620m) genialne widoki i jeszcze popatrzyliśmy jak startują paralotniarze po czym zjazd w dół gdzie czekała na nas Bożenka. Zjazd mega! Puszczam hamulce i na liczniku 64, hamuje bo ostry zakręt, znowu puszczam hample i 65. Znowu hamowanie. I teraz długa prosta, gdzie gładko dobijam do 80! Musiałem wcześniej hamować, żeby zatrzymać obciążony rower. Na dole po kawałku drogi musieliśmy się rozstać z Bożenką i już tyko z Piotrkiem pojechaliśmy w stronę Załuża po drodze oglądają ruiny zamku Sobień. Teraz czas na kolejny podjazd na ponad 600 m tylko, że jednymi z największych serpentyn w Polsce. Trochę ciągnie się ta górka, ale po serpentynach idzie szybciej niż w Bezmiechowej. Przerwa na punkcie widokowym i znowu szybki zjazd, gdzie po drodze wyprzedzam autobus:D Na zjeździe ciekawa rzecz. Otóż przy prędkości około 55 km/h coś wpadło mi do buta. Zdziwiłem się że kamień może wpaść przy tej prędkości. Na dole chciałem go wyciągnąć i okazało się, że w moim bucie siedzi konik polny:P
W Tyrawie Wołoskiej odbijamy na Mrzygłód i dojeżdżamy do Sanu. Doliną Sanu docieramy do Ulucza, gdzie oglądamy zabytkową cerkiew i jedziemy na nową kładkę nad Sanem. Tam przerwa na jedzenie i schłodzenie się w wodzie:) Stąd już sypiemy prosto na Rzeszów. Najpierw wzdłuż Sanu do Dynowa (po drodze jeszcze jedna kładka linowa), później serpentyny w Dylągówce, a na koniec narzucam mordercze tempo tak że do Rzeszowa praktycznie nie schodzimy poniżej 35 km/h.
To był bardzo udany wypad ze sporą ilością górek. Zawsze z miłą chęcią wracam w Bieszczady chociaż już parę razy objechałem niektóre z tych tras. No ale jeszcze też kilka zostało do zaliczenia:D

Trasa:


Zdjęcia:

Okolice Manasterca © azbest87


Początek podjazdu w Bezmiechowej © azbest87


Piotrek na górze;D © azbest87


Widok z szybowiska © azbest87


Widoczek z góry raz jeszcze © azbest87


Start! © azbest87


Takie tam złapane na górze © azbest87


Pod ruinami zamku Sobień © azbest87


Sepentynami pod górkę © azbest87


Na punkcie widokowym © azbest87


Cerkiew w Uluczu © azbest87


Kładka na Sanie w Uluczu © azbest87


Nad Sanem © azbest87


Takie bydlaki atakowały mnie cały czas © azbest87


Mostek linowy na Sanie © azbest87




  • DST 111.91km
  • Teren 14.00km
  • Czas 05:53
  • VAVG 19.02km/h
  • VMAX 64.80km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 1735m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sierpniowe Bieszczady 2011- dzień 3- Wetlina- Manasterzec

Wtorek, 23 sierpnia 2011 · dodano: 26.08.2011 | Komentarze 3

Dzisiaj w planach było przejechać przez najwyższe przełęcze asfaltowe w Bieszczadach co udało się bez problemu. Po tym odbiliśmy na drogę wzdłuż Sanu którą dotarliśmy, aż w okolice jeziora Solińskiego. Spora część tego odcinka prowadziła kamienistą drogą która asfalt widziała pewnie z 30 lat temu;) ale za to po drodze dużo wspaniałych widoków i miejsc. Nie będę się za dużo rozpisywał- odsyłam do zdjęć;) W Bukowcu zrobiliśmy sobie przerwę na chlapanie w wodzie i na koniec podjazdy koło Soliny i wzdłuż jeziora Myczkowieckiego do Leska i ostatecznie do Manasterca, gdzie mieliśmy nocleg u koleżanki. I tu podziękowania dla Bożenki za przyjęcie dwóch rowerzystów:) Nawet sporo przewyższeń wyszło:)

Trasa:


Fotorelacja:

W drodze na przełęcz Wyżną © azbest87


I serpentyny w dół do Brzegów Górnych © azbest87


Na przełęczy Wyżniańskiej © azbest87


Widoczek ze szczytu na połoniny © azbest87


Wystająca wieża mostu na Sanie © azbest87


I droga w stronę mostu © azbest87


Widok z mostu © azbest87


Przełom Sanu pod Chmielem © azbest87


Przełom raz jeszcze © azbest87


Cerkiew w Chmielu © azbest87


Widoczek podczas jazdy wzdłuż Sanu © azbest87


Gdzieś na Bieszczadzkich szutrach © azbest87


Na punkcie widokowym © azbest87


Bieszczadzkie lasy © azbest87


Bieszczadzkie żmije;) © azbest87


Nad Solinką w Bukowcu © azbest87




  • DST 106.10km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:08
  • VAVG 17.30km/h
  • VMAX 66.10km/h
  • Podjazdy 1727m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sierpniowe Bieszczady 2011- dzień 2- Terka - Wetlina

Poniedziałek, 22 sierpnia 2011 · dodano: 25.08.2011 | Komentarze 2

Plan na dziś był konkretny- dojechać nad jezioro Starina na Słowacji.
Zaczęliśmy od odbicia w bok by zobaczyć cerkiew w Łopience- trzeba było się tam dostać po kamulcach co na slickach jest już trochę trudniejsze. Następnie kierunek Cisna i ruszamy na podjazd pod przełęcz nad Roztokami (słowackie Ruskie Sedlo). Jest kawałeczek pod górkę, ale nawet wchodzi i w ten sposób jesteśmy na wysokości 801m. Teraz czeka nas odcinek słowacki, którzy zaczyna się od polnej drogi zmieniającej się w kamienistą serpentynę. Na slickach było sporo zabawy żeby tam zjechać, ale udało się ostatecznie bez problemu. Jazda wzdłuż jeziora to cały czas góra-dół, a podjazd w okolice zapory to 9%. Na miejscu okazuje się, że jako takiego dostępu do zbiornika nie ma ponieważ jest on źródłem wody pitnej. Na zaporę też nie da się wejść. Dlatego odwiedziliśmy tylko brzeg jeziora i punkt widokowy. Na Słowacji spotykamy kilku sakwiarzy i każdy z nich to.. Polak:P Razem z jednym z nich jedziemy niemal całą drogę powrotną do Cisnej (wracał akurat z wyprawy po Węgrzech). Okolice jeziora to najbardziej odludna część Słowacji o gęstości zaludnienia 9 osób na km2. Powrót trochę dłuższy niż zjazd nad jezioro ponieważ trzeba było się wspiąć z powrotem jakieś 500m z czego większość po tych nieszczęsnych kamieniach. Na koniec jeszcze nam została do zaliczenia przełęcz Przysłup i jesteśmy w Wetlinie, gdzie rozłożyliśmy się na polu namiotowym schroniska PTTK. Jeszcze nas burze straszyły przed spaniem, ale ostatecznie jakiegoś dużego deszczu nie było.

Trasa:


Zdjęcia:

O poranku © azbest87


Poranne rosy poszukiwanie.. © azbest87


Kwiatuszek i pszczółka;) © azbest87


Cerkiew w Łopience © azbest87


Dziuplowy stwór;) © azbest87


Przełęcz nad Roztokami © azbest87


Szutrem w dół © azbest87


Słowackie krajobrazy © azbest87


Nad jeziorem Starina © azbest87


Starina z punktu widokowego © azbest87


Jazda przez wsie których nie ma © azbest87




  • DST 131.18km
  • Czas 06:16
  • VAVG 20.93km/h
  • VMAX 67.33km/h
  • Podjazdy 1418m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sierpniowe Bieszczady 2011- dzień 1- Rzeszów- Terka

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 25.08.2011 | Komentarze 2

Znajomy ze studiów zaproponował mi wyjazd w Bieszczady rowerami. Długo się nie zastanawiałem;) i ruszyliśmy razem pośmigać trochę po bieszczadzkich przełęczach i górkach.
Pierwszy dzień to w sumie dojazd w góry. Stąd też droga prowadziła głównym asfaltem w Bieszczady, a nocleg zaplanowany w Terce. Po drodze zahaczyliśmy jeszcze kościół w Domaradzu i Bliznem, rynek w Sanoku, oraz zalew Soliński w Polańczyku (gdzie spotkaliśmy się ze znajomą).
Pod koniec zaczęły się porządniejsze górki, ale i widoczki świetne. Przyjemnie było znowu się pobujać po "moich" Bieszczadach:)
Na deser czekało nas genialne nocne niebo z widokiem na drogę mleczną. Jeszcze nigdy nie widziałem tylu gwiazd co było widać w Terce:) Świetny widok!

Trasa:


I trochę fotek. Zbyt dużo nie robiłem ponieważ tą trasę to już znam na pamięć;)

Pod kościołem w Domaradzu © azbest87


Wnętrze kościoła w Domaradzu © azbest87


Kościół w Bliznem wpisany na listę UNESCO © azbest87


Zaczynają się powoli większe góreczki © azbest87


Piotrek na rynku w Sanoku © azbest87


W Sanoku © azbest87


Myczków- w drodze do Polańczyka © azbest87


Widok na Zalew Soliński © azbest87


W Polańczyku © azbest87


Bieszczady w Terce © azbest87




  • DST 130.26km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:33
  • VAVG 17.25km/h
  • VMAX 57.03km/h
  • Podjazdy 1680m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 23- Góry nad Morzem Czarnym

Niedziela, 7 sierpnia 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 0

Nocleg koło meczetu, więc znowu nas budziły w nocy bębny. Rano Marcin centruje koło, a ja w tym czasie zajadam śliwki które dostaliśmy od imama:) W końcu ruszamy i znowu pod wiatr- już zaczynam mieć go serdecznie dość! Po 20 km docieramy znowu nad Morze Czarne i zaczynają się świetne widoki. Droga cały czas prowadzi nie dalej jak 500 m od morza, a z drugiej strony wznoszą się wysokie górki przekraczające nie raz 1500 m wysokości.
Robimy koło południa przerwę na pływanie w morzu, ale długo tam nie wytrzymujemy z racji, że woda w tej zatoce jest lodowata! Po 20 minutach zabawy w falach prawie nie czułem palców u stóp;)
Po tej przerwie zaczynają się niezłe górki. Cały czas jedziemy wzdłuż morza, a tu hopki po 100 lub więcej metrów w górę i to o nachyleniach nie mniejszych niż 15%. Nieźle dają w kość, ale powoli wspinamy się na kolejne z nich. Widoki też niemal jak w górach chociaż ciągle jesteśmy nie więcej jak kilometr od morza.
Zmyleni przez tubylców postanawiamy jechać tak długo, aż dotrzemy do celu naszej wyprawy, czyli do Zonguldaku. Po drodze mamy bardzo malowniczy zachód słońca nad morzem. Jedziemy przez centrum Eregli, które jest pełne ludzi z racji zakończenia już na dzisiaj ramazanu.
Myśleliśmy że jadąc przez miasto skrócimy trochę. Okazało się jednak, że droga idąc wzdłuż morza ma dla nas sporo niespodzianek w postaci ciągnących się jeden za drugim stromych podjazdów jeszcze cięższych niż te które mieliśmy po południu. Do tego zjazdy w kompletnych ciemnościach drogą idącą urwiskiem kilkadziesiąt metrów nad morzem.
Okazuje się, że jednak do naszego celu jest trochę więcej kilometrów niż nam mówiono. W końcu gdzieś koło 1 w nocy przejeżdżamy obok warsztatu, którego pracownik proponuje nam rozłożenie namiotu obok z czego szybko korzystamy;) Jeszcze wspólna herbatka i spanie, a jutro koniec trasy w tą stronę;)

Trasa:


Zdjęcia:

Spanie koło meczetu © azbest87


To wysypisko śmieci to w rzeczywistości czyjeś "domki" © azbest87


U nas to co najwyżej jakieś dęby rosną na ulicach;) © azbest87


Górki nad morzem © azbest87


Nad zatoczką w której pływaliśmy © azbest87


Morze Czarne © azbest87


Tureckie górki © azbest87


Domy i domki w gęstwinie © azbest87


Droga wzdłuż morza © azbest87


Widok na Morze Czarne © azbest87


Marcin robi foty © azbest87


Morze o zachodzie © azbest87


Marcin o zachodzie © azbest87


I jeszcze koparka o zachodzie;) © azbest87


Panowie ze stacji którzy poczęstowali nas herbatką i czekoladkami:) © azbest87




  • DST 108.86km
  • Czas 06:40
  • VAVG 16.33km/h
  • VMAX 53.37km/h
  • Podjazdy 1201m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 20- Istambuł

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · dodano: 08.09.2011 | Komentarze 1

Rano budzi mnie standardowy gorąc w namiocie- jakoś nie mogę się do niego przyzywczaić, chociaż upały w dzień przeszły już w coś normalnego. Teraz przy temperaturze 32 stopnie czuję się całkiem optymalnie:D
Rano spotykamy jeszcze gościa, który okazuje się, że mówi po polsku ponieważ ma żonę Polkę:)
Przedmieścia Istambułu ciągną się kilometrami. Naokoło jedno wielkie miasto- tysiące samochodów, bloków, wieżowców, dróg i ludzi. I to cały czas jazda taka jakby się jechało centrum Warszawy;) a żeby się nie pogubić jedziemy główną drogą. Zresztą to był najlepszy wybór na przedostanie się przez to miasto.
W końcu po 50 km jazdy przez miasto udaje się dotrzeć do centrum Istambułu. Cieśnina Bosfor pełna wszelakich wielkich statków robi wrażenie! Miasto bardzo zadbane, wszędzie widać, że coś się robi. Stare miasto objeżdżamy od strony morza. Wskakujemy na prom i po kilkunastu minutach jesteśmy w Azji!!:D
Postanawiamy uczcić to porządnym obiadem. Trafiamy do restauracji z miła obsługą z którą próbujemy trochę porozmawiać mimo bariery językowej. Duży obiad połączony z dużą ilością soku zaraz po nim w pełni nas zapycha:) Jedziemy jeszcze na stację benzynową do ubikacji i tam zagaduje mnie jej szef. Zaprasza do siebie. Stawia po coli i po wysłuchaniu o akcji stawia nam kolejny obiad:P Nie wypadało odmówić. Gdy go kończyłem już się nawet schylić nie mogłem- myślałem że nie będę w stanie jechać:P Nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak najadłem;) Tak więc wolnym tempem ruszamy dalej. Miasto dalej ciągnie się kilometr za kilometrem i nie ma końca,a my jedziemy drogą niczym autostrada. Co kawałek zjazdy i wjazdy także co chwilę znajdujemy się na środku 6-pasowej jezdni;) Sporą część jedziemy też lewą stroną, czyli na samym środku:P bo tam nie ma tych zjazdów;)
W Getze już po ciemku zaczynamy szukać miejsca do rozbicia. Po wskazówkach ludzi trafiamy na plażę na której jest tylko deptak:/ zero piasku. Ostatecznie spotkani tam goście ofiarują się pomóc. Prowadzą nas na parking strzeżony i dogadują się z cieciem, że możemy tam na kawałku zieleni przenocować do rana.
Niestety w nocy stróże się zmienili i nowy nic na ten temat nie wiedział. Tak więc o 1 w nocy ktoś nam nagle wparował do namiotu i coś energicznie tłumaczy po turecku;) Rozumieliśmy tylko "czadyr problem" (czadyr- namiot;). Tak długo przeciągaliśmy zbieranie się, że w końcu gość dał się przekonać i pozwolił zostać do 7 rano. Od razu po tej wiadomości idziemy spać.

Trasa:


Zdjęcia:

Miejscówa do spania © azbest87


Fajna woda no nie?:) © azbest87


Gdzieś nad morzem © azbest87


Meczet na przedmieściach © azbest87


Jakaś taka wieża po drodze © azbest87


Cieśnina pełna statków © azbest87


Istambuł- widok na część azjatycką © azbest87


Z Marcinem w Istambule © azbest87


Mury starego miasta © azbest87


Istambuł © azbest87


Morze w Istambule © azbest87


Jedna z zatoczek portowych © azbest87


Centrum Istambułu © azbest87


Statek wycieczkowy zacumowany w mieście © azbest87


Istambuł po raz kolejny- widok z promu © azbest87


O ile się nie mylę widok na Sulejmanat © azbest87


Wieża na środku cieśniny, a za nią most łączący Europę z Azją © azbest87


Po stronie azjatyckiej © azbest87


Czas szukać miejsca do spania © azbest87




  • DST 120.62km
  • Czas 06:41
  • VAVG 18.05km/h
  • VMAX 57.60km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1533m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 18- Morze Marmara

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 4

Oczywiście się nie wyspałem z racji, że po pierwsze położyłem się spać po 2, a po drugi o trzeciej w nocy słychać było wszędzie ludzi, bębny i coś tam jeszcze. Tak właśnie w środku nocy rozpoczął się ramazan u muzułmanów i mieli oni jakieś swoje święto. Po pobudce zostajemy zaproszeni do Bulenta na śniadanie:) Tureckie śniadanie, czyli konfitura, jajka, chleb, oliwki, ogórki, pomidorki, ser i coś tam;) Ogólnie dobrze sobie pojedliśmy:D Z rana mały deszczy jeszcze nas straszył, ale znowu skończyło się na niczym. Chmury szybko się rozeszły i znowu mamy patelnię. Po 25 km mała akcja ze zgubionym portfelem Marcina, ale po poszukiwaniach okazuje się, że jest w innej sakwie;) Po drodze, gdy zatrzymujemy się pod sklepem dostajemy obiad- bardzo dobrą zupę o nazwie czorwa- w Turcji jedzą ją prawie codziennie tylko przygotowywaną na różne sposoby. Przed Tekirdagiem ostatni dzisiaj porządny podjazd - prawie 3 km o średnim nachyleniu 6%. Na górze w końcu widać ostatnie z mórz, które chcemy odwiedzić- Marmara. Marcin dzisiaj tylko cały dzień kombinował jak przy pomocy ciężarówek dostać się na szczyt kolejnej górki;) Zjazd do miasta też niezły- można było poszaleć:D Tekirdag okazuje się być bardzo zadbanym miastem i jakby bogatszym w porównaniu do tego co widzieliśmy wcześniej w Turcji. Brak plaży, więc jedziemy dalej szukać miejsca do rozbicia. Dowiadujemy się o campingu 5 km za miastem, więc jedziemy dalej. Niedaleko tego miejsca pytamy w domu o możliwość rozbicia namiotu i zostajemy zaproszeni. Dostajemy kolację i tort:) bo okazuje się, że jedna z dziewczyn (z którymi później spędzamy cały wieczór:) ma właśnie dzisiaj urodziny. To był bardzo miły wieczór. No i zamiast spać w namiocie dostajemy do dyspozycji cały dół domu, czyli pokój z łóżkami, kuchnię i łazienkę. Normalnie luksusowe warunki:D No i znowu kładziemy się grubo po północy;)

Trasa:


Zdjęcia:

Nocleg koło bloku:D © azbest87


Znowu towarzyszą nam pola słoneczników © azbest87


Z serii: tureckie krajobrazy © azbest87


Do Istambułu już nie tak daleko © azbest87


A teraz z serii: tureckie meczety © azbest87


Słonecznikowy świat © azbest87


Pachnie orientem:) © azbest87


Tureckie krajobrazy © azbest87


Ostatnia górka przed Tekirdagiem © azbest87


Czyli że co??;) © azbest87


Morze w Tekirdagu © azbest87




  • DST 73.15km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 19.08km/h
  • VMAX 77.66km/h
  • Podjazdy 1065m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 15- Turcja po raz pierwszy

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 05.09.2011 | Komentarze 2

Dzisiaj postanowiliśmy sobie zrobić "dzień dziecka", czyli odpoczywamy. Pospaliśmy do 9 w wygodnych łóżkach:) Do tego porządne śniadanie z księdzem, pranie wszystkich ubrań, mycie i golenie. Marcin pozszywał swoje sakwy. Razem z księdzem zwiedziliśmy miasteczko i obejrzeliśmy kościół. Dzisiaj wszystko na spokojnie. Na drogę dostajemy jeszcze ciastka, ser, ogórki i dżem:)
Ostatecznie ruszamy dopiero kilkanaście minut po 15. Na początek 9 km wspinaczki do granicy z Turcją, którą postanowiliśmy odwiedzić trochę wcześniej niż zamierzaliśmy. Wspinaczka ponad 300 m do góry po dość stromej drodze. Granica idzie bardzo sprawnie z racji że miły celnik po tureckiej stronie pokazuje jak szybko przez to przejść. Kupujemy więc wizy (20$) i kilka chwil później już jemy ciastka w Turcji:)
Na początku zaskakuje nas jakoś dróg w Turcji:O Jedziemy drogą niczym niemiecka autostrada na której jest zerowy ruch:) Na dobry początek czeka nas szybki zjazd, a później droga zaczyna się wić cały czas do góry i w dół. Znowu towarzyszą nam piękne widoki, ale już rzuca się w oczy zmiana krajobrazu na bardziej wysuszony z wystającymi co kawałek skałami. A środkiem.. asfalt po którym jazda to czysta poezja:) Ostatni zjazd miażdży- kilka minut jazdy ponad 60, wyprzedzanie ciężarówki i v-max całej wyprawy- ponad 77 km/h :D
Ciekawostką jest to że prawie każdy kierowca nas pozdrawia klaksonem i podnosi rękę. W końcu nie jest do trąbienie na nas tylko do nas!:)
Po wjechaniu do pierwszego większego miasta (Kirklareli) czuć już orient. Nad miastem widać wystające minarety i ogólnie widać inną kulturę. Teraz zaczynam czuć, że jest kawał drogi od domu:)
W mieście szukamy miejsca do kupienia mapy i wymiany dolarów na liry. Pewna kobieta prowadzi nas do brata, który zna angielski i prowadzi sklep optyczny. U niego udaje nam się wymienić dolary i dostajemy w prezencie mapę Turcji:) Życzliwość Turków nie przestaje nas zaskakiwać. Wyjeżdżamy w stronę Edirne, bo już późno i czas szukać noclegu.
W Inece zatrzymujemy się chwilę pod sklepem. Dla Panów z pod sklepu jesteśmy nie małą sensacją i jeden z nich stawia nam po.. herbacie:D Trochę próbujemy pogadać i jedziemy dalej. W następnej miejscowości dogadujemy się z młodymi i wskazują nam miejsce do rozbicia namiotu. Ziemia co prawda okropnie twarda, tak że trzeba było śledzie wbijać kamieniami, ale za to jest się gdzie rozłożyć, bo w tej części Turcji cała ziemia jest wykorzystana do najmniejszego skrawka. Albo wszędzie pola, albo droga, albo jakieś krzaki nad rzeką. Zero miejsca na rozbicie namiotu. Na kolację serwujemy makaron z sosem i herbatniki z dżemem.
To był kolejny bardzo ciekawy dzień:)

Trasa:


Zdjęcia:

Jak przez okno..;) © azbest87


U księdza w środku © azbest87


I domek w którym spaliśmy z zewnątrz © azbest87


Z wizytą w sklepie:D © azbest87


Malko Tarnovo z góry © azbest87


Prawdziwa natura Strandży- nieprzenikniony las niczym z tropików © azbest87


Ostatnie spojrzenie na Strandżę © azbest87


Witamy w Turcji © azbest87


Rowerowa autostrada:) © azbest87


Cała droga dla nas © azbest87


Turecki krajobraz © azbest87


Któraś tam górka za nami © azbest87


Tureckie dzieci © azbest87


Taki widok miał się stać dla nas codziennością:) © azbest87


Panowie z pod sklepu © azbest87




  • DST 128.06km
  • Czas 06:47
  • VAVG 18.88km/h
  • VMAX 52.41km/h
  • Podjazdy 1480m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 14- Strandża

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 05.09.2011 | Komentarze 0

Standardowo jak to na plaży pobudka po 7 bo nie da się już w namiocie wytrzymać. Uff.. gorąco. To zapowiada kolejny słoneczny dzień. Na rozbudzenie trochę chlapania w morzu, śniadanko i w drogę.Początek idzie szybko i raz dwa jesteśmy w Burgas. Na stacji benzynowej zaczepia nas Bułgar dobrze mówiący po polsku i stawia nam piwo:) Trochę gadamy i okazuje się, że polskiego nauczył się w Grecji gdzie pracował przez 10 lat z ekipą Polaków:P
Dalszą trasę planujemy zmienić i do Grecji wjechać przez kawałek Turcji zamiast bezpośrednio z Bułgarii. I decydujemy się jechać wzdłuż wybrzeża dopiero i na południu odbić w stronę przejścia granicznego. Ostatecznie jednak po kilkunastu kilometrach główną drogą zostajemy spacyfikowani. Droga z okropnym ruchem samochodowym i bez pobocza. Tak więc odpuszczam ją i decydujemy się na wariant alternatywny- boczne drogi trochę bardziej w głąb lądu. Skręcamy na Rosen. Już po 3 km od morza zaczynają się takie widoki jakbym jechał przez Beskid Niski, a droga cały czas powoli wchodzi w co raz większe góreczki:) Zaczyna mi się tu podobać:D Przebijamy się do drogi idącej w stronę przejścia z Turcją i wjeżdżamy do Parku Narodowego Strandża. Jedno z najładniejszych miejsc przez które jechałem podczas tej wyprawy:) Widoki jakbym jechał przez Bieszczady całkowicie pozbawione ludzi. Wszędzie tylko las tak zarośnięty, że nawet ciężko by było do niego wejść. Miejscowości co kilkanaście kilometrów, a tak to ani żywej duszy. Widoki genialne! Zalesione góry z wystającymi skałami po bokach drogi i co jakiś czas pojawiającymi się ścianami skalnymi. Na rzecze Veleka przejeżdżamy przez most zawieszony na oko z 50 m na doliną rzeki wcinającej się między góry- fenomenalne miejsce. Trzeba przyznać, że mi osobiście baaardzo spodobał się ta okolica i z chęcią bym tam jeszcze kiedyś wrócił:)
Ostatecznie pod wieczór docieramy do Malko Tarnovo niedaleko granicy tureckiej. Pod sklepem tubylcy oznajmiają nam, że w tym miasteczku niemalże na końcu świata żyje ksiądz misjonarz z Polski! Zostajemy do niego zaprowadzeni. Ksiądz Roman bez wahania przyjmuje nas pod swój dach. Zjadamy u niego sytą kolację, oraz dowiadujemy się sporo o okolicy i historii tego miejsca. Ksiądz mieszka w zabytkowym domu wykonanym w specyficzny dla okolicy sposób- bardzo ładny domek. Kosztujemy też trochę rakii:D No i mamy spanie w łózkach i możliwość podładowania baterii.
To był świetny dzień!:)

Trasa:


Zdjęcia:

Widok z namiotu © azbest87


Obok lotniska w Burgas © azbest87


Poznany Bułgar © azbest87


W Burgas © azbest87


Nieoczekiwana zmiana krajobazu © azbest87


Rzeźby gdzieś przy drodze © azbest87


Górki raz jeszcze © azbest87


Trawa;) © azbest87


Na takie zasadzki trzeba być przygotowanym;) © azbest87


Takie wynalazki to nic szczególnego w tamtym rejonie © azbest87


Strandża w całej swej okazałości © azbest87


Widok z mostu na rzeczkę w dole © azbest87


Do wąwozu rzeczki schodziły niemal pionowe ściany skalne © azbest87


Droga przez Strandżę © azbest87


Zachodzik © azbest87


Z księdzem Romanem © azbest87