Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 104557.07 kilometrów w tym 8031.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 724191 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawy

Dystans całkowity:13291.24 km (w terenie 357.00 km; 2.69%)
Czas w ruchu:668:15
Średnia prędkość:19.89 km/h
Maksymalna prędkość:82.80 km/h
Suma podjazdów:128808 m
Maks. tętno maksymalne:177 (95 %)
Maks. tętno średnie:145 (77 %)
Suma kalorii:136569 kcal
Liczba aktywności:106
Średnio na aktywność:125.39 km i 6h 18m
Więcej statystyk
  • DST 130.26km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:33
  • VAVG 17.25km/h
  • VMAX 57.03km/h
  • Podjazdy 1680m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 23- Góry nad Morzem Czarnym

Niedziela, 7 sierpnia 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 0

Nocleg koło meczetu, więc znowu nas budziły w nocy bębny. Rano Marcin centruje koło, a ja w tym czasie zajadam śliwki które dostaliśmy od imama:) W końcu ruszamy i znowu pod wiatr- już zaczynam mieć go serdecznie dość! Po 20 km docieramy znowu nad Morze Czarne i zaczynają się świetne widoki. Droga cały czas prowadzi nie dalej jak 500 m od morza, a z drugiej strony wznoszą się wysokie górki przekraczające nie raz 1500 m wysokości.
Robimy koło południa przerwę na pływanie w morzu, ale długo tam nie wytrzymujemy z racji, że woda w tej zatoce jest lodowata! Po 20 minutach zabawy w falach prawie nie czułem palców u stóp;)
Po tej przerwie zaczynają się niezłe górki. Cały czas jedziemy wzdłuż morza, a tu hopki po 100 lub więcej metrów w górę i to o nachyleniach nie mniejszych niż 15%. Nieźle dają w kość, ale powoli wspinamy się na kolejne z nich. Widoki też niemal jak w górach chociaż ciągle jesteśmy nie więcej jak kilometr od morza.
Zmyleni przez tubylców postanawiamy jechać tak długo, aż dotrzemy do celu naszej wyprawy, czyli do Zonguldaku. Po drodze mamy bardzo malowniczy zachód słońca nad morzem. Jedziemy przez centrum Eregli, które jest pełne ludzi z racji zakończenia już na dzisiaj ramazanu.
Myśleliśmy że jadąc przez miasto skrócimy trochę. Okazało się jednak, że droga idąc wzdłuż morza ma dla nas sporo niespodzianek w postaci ciągnących się jeden za drugim stromych podjazdów jeszcze cięższych niż te które mieliśmy po południu. Do tego zjazdy w kompletnych ciemnościach drogą idącą urwiskiem kilkadziesiąt metrów nad morzem.
Okazuje się, że jednak do naszego celu jest trochę więcej kilometrów niż nam mówiono. W końcu gdzieś koło 1 w nocy przejeżdżamy obok warsztatu, którego pracownik proponuje nam rozłożenie namiotu obok z czego szybko korzystamy;) Jeszcze wspólna herbatka i spanie, a jutro koniec trasy w tą stronę;)

Trasa:


Zdjęcia:

Spanie koło meczetu © azbest87


To wysypisko śmieci to w rzeczywistości czyjeś "domki" © azbest87


U nas to co najwyżej jakieś dęby rosną na ulicach;) © azbest87


Górki nad morzem © azbest87


Nad zatoczką w której pływaliśmy © azbest87


Morze Czarne © azbest87


Tureckie górki © azbest87


Domy i domki w gęstwinie © azbest87


Droga wzdłuż morza © azbest87


Widok na Morze Czarne © azbest87


Marcin robi foty © azbest87


Morze o zachodzie © azbest87


Marcin o zachodzie © azbest87


I jeszcze koparka o zachodzie;) © azbest87


Panowie ze stacji którzy poczęstowali nas herbatką i czekoladkami:) © azbest87




  • DST 102.29km
  • Czas 05:38
  • VAVG 18.16km/h
  • VMAX 43.63km/h
  • Podjazdy 706m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 22- Z wiatrem zmagania

Sobota, 6 sierpnia 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 0

Z rana krótki spacer nad morzem, żeby cyknąć parę fotek ponieważ Marcin oczywiście jeszcze śpi;) W końcu ruszamy i od razu daje się nam we znaki mocny wiatr w twarz. Już 5 dzień z rzędu jedziemy pod wiatr i to bynajmniej nie jest byle jaki wiaterek- cały czas porządnie dmucha. Tak że chwilami ciężko utrzymywać prędkość ponad 20 km/h. W Izmicie szukamy miejsca do wymiany dolarów, ponieważ musiałem trochę pieniędzy pożyczyć od Marcina, żeby mi starczyło przynajmniej do czasu powrotu do Istambułu. Po drodze jeszcze w piekarni Marcin dostaje za darmo dwa bochenki chleba i dwie paczki ciastek:) W Sarakoy odbijamy w końcu z głównej drogi z którą już kilka dni się męczymy i jedziemy na północ w stronę Morza Czarnego. Zatrzymujemy się 20 km przed Karapasą i gość ze sklepu pokazuje nam lasek w którym możemy się rozbić, oraz otwartą łazienkę koło meczetu do ewentualnego mycia. Po zagadaniu dostajemy jednak możliwość rozbicia się koło meczetu:D a Panowie z knajpki, który była obok stawiają nam przekąskę i herbatę. Próbujemy trochę z nimi pogadać naszym kaleczącym tureckim prosto z kartek;P Później jeszcze gotujemy resztki makaronu i w miarę najedzenie kładziemy się spać.
W nocy znowu budzą nas znane już nam odgłosy bębnów związanych z jakimiś modlitwami muzułmanów.
Podczas jazdy z Izmitu do Sarakoy wzdłuż jeziora, które znajduje się praktycznie na wysokości poziomu morza towarzyszyły nam wspaniałe widoki. Tuż obok jeziora górki ponad 500-metrowe, natomiast w oddali zarysy gór, które już przekraczały swoją wysokością 1600 m. Kolejny dzień z genialnymi widokami:)

Trasa:


Zdjęcia:

My spaliśmy kilkanaście metrów dalej © azbest87


Góreczki skrajem których jechaliśmy © azbest87


W nocy ten tankowiec był świetnie oświetlony © azbest87


Na takie widoki natykaliśmy się nie raz © azbest87


Pan Piekarz który sprezentował nam chleb i ciastka:) © azbest87


Dzień bez zdjęcia meczetu to dzień stracony;) © azbest87


Góreczki nad jeziorem © azbest87


Droga którą się poruszaliśmy © azbest87


Kolejne zdjęcie z serii tureckie meczety © azbest87


Po takich góreczkach przyjemnie się jeździ © azbest87




  • DST 46.43km
  • Czas 03:00
  • VAVG 15.48km/h
  • VMAX 65.44km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 734m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 21- Kradzież :(

Piątek, 5 sierpnia 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 3

Wstajemy o 6:20 i zbieramy się z feralnego parkingu. Ruszamy bez śniadania z myślą, że zrobimy je gdzieś później. Po drodze tylko chwila przerwy na wc przy stacji benzynowej. Zjeżdżamy do miasta Dilovasi i pod sklepem robimy przerwę na jedzenie. Gdy sobie pojedliśmy chciałem pochować resztę rzeczy i zauważam, że nie ma mojego portfel, który zawsze chowam w sakwie na kierownicy. Niestety został skradziony chociaż cały czas siedziałem 3 m od rower:/
W jednej chwili zostałem bez pieniędzy 2000 km od domu. Nie mówiąc o stracie dokumentów takich jak dowód, legitymacja, karty do bankomatu, itp. Na szczęście paszport miałem schowany gdzie indziej, więc przynajmniej miałem jak później przekroczyć granicę.
Ogólnie koło sklepu robi się trochę zamieszania, a właściciel wzywa policję. Ostatecznie jedziemy za policją na komendę. To też łatwe nie było. Nie sądziłem, że górki w mieście mogą mieć takie nachylenie :O Tam było spokojnie ponad 15%, ledwie się wytoczyliśmy na tą górę, a radiowóz musiał na nas czekać co kawałek. Na miejscu zeznania, opisanie podejrzanych gości, którzy kręcili się przy rowerach i prawdopodobnie oni zwinęli portfel i tym podobna zabawa;) Zajmował się nami sam komendant, który jako jedyny mówił po angielsku. Polecił nam również zostać tam parę godzin do ewentualnego wyjaśnienia sytuacji. Dlatego spędzamy w ogrodzie przy komendzie większość dnia przy okazji odsypiając kiepską noc.
No cóż po części sam sobie jestem winny. Dwa dni wcześniej przekładałem pieniądze między portfelami i tak jakoś się stało, że praktycznie wszystkie wylądowały w jednym. Miałem je rozdzielić, ale oczywiście zapomniałem:/
W międzyczasie mieliśmy jeszcze wizję przez lustro weneckie, ale to niestety nie trafiona interwencja policji.
Przez tą akcję kompletnie straciłem humor:/ jednak by dłużej nie siedzieć bezproduktywnie w miejscu postanawiamy po południu ruszyć w dalszą drogę.
Zjazd od komisariatu taki stromy, że chwilami miałem problem z wyhamowaniem roweru, a to normalna droga w mieście!
Droga znowu wiedzie wzdłuż zatoki Morza Marmara. Po obu jej stronach wznoszą się wysokie górki, które tworzą korytarz dla wiatru wijącego bardzo mocno prosto nam w twarz. Jedzie się ciężko.
Dziś postanawiamy rozbić się wcześniej. Trochę popytaliśmy ludzi i jeden z nich prowadzi nas do strzeżonego parku. Rozmawia ze strażnikami i bez problemu możemy zostać do jutra. W międzyczasie poznajemy Jakuba studenta z Ankary, który pracuje w restauracji w parku. Zaprasza nas na kolację razem z innymi pracownikami z racji zakończenia w dniu dzisiejszym ramazanu. Dostajemy dżadżyk, czorwe i baraninę, a na deser arbuza:) Mimo dzisiejszych przygód z kradzieżą wiara w uczynność i gościnność Turków zostaje niezachwiana:) Później trochę wspólnych rozmów i tureckie lody:)
No i jeszcze widok z brzegu na zatokę i oświetlony tankowiec- genialny:)

Trasa:


Zdjęcia:

Z serii: poranny widok z namiotu © azbest87


Statki w zatoce © azbest87


Z panami z komendy © azbest87


Droga którą podążaliśmy w stronę Izmitu © azbest87


Ładne góreczki nam towarzyszyły © azbest87


Marcin z gościem który nam załatwił nocleg i ze strażnikiem z parku © azbest87




  • DST 108.86km
  • Czas 06:40
  • VAVG 16.33km/h
  • VMAX 53.37km/h
  • Podjazdy 1201m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 20- Istambuł

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · dodano: 08.09.2011 | Komentarze 1

Rano budzi mnie standardowy gorąc w namiocie- jakoś nie mogę się do niego przyzywczaić, chociaż upały w dzień przeszły już w coś normalnego. Teraz przy temperaturze 32 stopnie czuję się całkiem optymalnie:D
Rano spotykamy jeszcze gościa, który okazuje się, że mówi po polsku ponieważ ma żonę Polkę:)
Przedmieścia Istambułu ciągną się kilometrami. Naokoło jedno wielkie miasto- tysiące samochodów, bloków, wieżowców, dróg i ludzi. I to cały czas jazda taka jakby się jechało centrum Warszawy;) a żeby się nie pogubić jedziemy główną drogą. Zresztą to był najlepszy wybór na przedostanie się przez to miasto.
W końcu po 50 km jazdy przez miasto udaje się dotrzeć do centrum Istambułu. Cieśnina Bosfor pełna wszelakich wielkich statków robi wrażenie! Miasto bardzo zadbane, wszędzie widać, że coś się robi. Stare miasto objeżdżamy od strony morza. Wskakujemy na prom i po kilkunastu minutach jesteśmy w Azji!!:D
Postanawiamy uczcić to porządnym obiadem. Trafiamy do restauracji z miła obsługą z którą próbujemy trochę porozmawiać mimo bariery językowej. Duży obiad połączony z dużą ilością soku zaraz po nim w pełni nas zapycha:) Jedziemy jeszcze na stację benzynową do ubikacji i tam zagaduje mnie jej szef. Zaprasza do siebie. Stawia po coli i po wysłuchaniu o akcji stawia nam kolejny obiad:P Nie wypadało odmówić. Gdy go kończyłem już się nawet schylić nie mogłem- myślałem że nie będę w stanie jechać:P Nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak najadłem;) Tak więc wolnym tempem ruszamy dalej. Miasto dalej ciągnie się kilometr za kilometrem i nie ma końca,a my jedziemy drogą niczym autostrada. Co kawałek zjazdy i wjazdy także co chwilę znajdujemy się na środku 6-pasowej jezdni;) Sporą część jedziemy też lewą stroną, czyli na samym środku:P bo tam nie ma tych zjazdów;)
W Getze już po ciemku zaczynamy szukać miejsca do rozbicia. Po wskazówkach ludzi trafiamy na plażę na której jest tylko deptak:/ zero piasku. Ostatecznie spotkani tam goście ofiarują się pomóc. Prowadzą nas na parking strzeżony i dogadują się z cieciem, że możemy tam na kawałku zieleni przenocować do rana.
Niestety w nocy stróże się zmienili i nowy nic na ten temat nie wiedział. Tak więc o 1 w nocy ktoś nam nagle wparował do namiotu i coś energicznie tłumaczy po turecku;) Rozumieliśmy tylko "czadyr problem" (czadyr- namiot;). Tak długo przeciągaliśmy zbieranie się, że w końcu gość dał się przekonać i pozwolił zostać do 7 rano. Od razu po tej wiadomości idziemy spać.

Trasa:


Zdjęcia:

Miejscówa do spania © azbest87


Fajna woda no nie?:) © azbest87


Gdzieś nad morzem © azbest87


Meczet na przedmieściach © azbest87


Jakaś taka wieża po drodze © azbest87


Cieśnina pełna statków © azbest87


Istambuł- widok na część azjatycką © azbest87


Z Marcinem w Istambule © azbest87


Mury starego miasta © azbest87


Istambuł © azbest87


Morze w Istambule © azbest87


Jedna z zatoczek portowych © azbest87


Centrum Istambułu © azbest87


Statek wycieczkowy zacumowany w mieście © azbest87


Istambuł po raz kolejny- widok z promu © azbest87


O ile się nie mylę widok na Sulejmanat © azbest87


Wieża na środku cieśniny, a za nią most łączący Europę z Azją © azbest87


Po stronie azjatyckiej © azbest87


Czas szukać miejsca do spania © azbest87




  • DST 86.55km
  • Czas 04:50
  • VAVG 17.91km/h
  • VMAX 45.45km/h
  • Podjazdy 643m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 19- Obijanie się nad morzem

Środa, 3 sierpnia 2011 · dodano: 08.09.2011 | Komentarze 1

Z racji, że wczoraj się zasiedzieliśmy to znowu krótsze spanie, ale za to w wygodnym łóżko, więc wstaję wyspany:) W nocy znowu komary mnie zgryzły niemiłosiernie:/ i tak prawie codziennie- to jest moje przekleństwo na tym wyjeździe. Ruszamy dopiero po 10- po śniadaniu, myciu, praniu i pożegnaniu z rodziną u której spaliśmy. Znowu wiatr w twarz. Tak w ogóle to odkąd wjechaliśmy do Turcji cały czas mamy pod wiatr (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że będzie tak przez cały tydzień, aż do końca wyjazdu). Chwila przerwy nad morzem, gdzie od pracowników restauracji dostajemy herbatę. Wiatr dzisiaj wyjątkowo uprzykrza życie, więc znowu robimy przerwę na pływanie w Morzu Marmara. Na plaży Marcin znowu zagaduje jakieś dziewczyny i kończy się to tak, że po pływaniu dostajemy zaproszenie od jednej z nich na obiad tj. od Buszry (polska pisownia;P) Później nauka jazdy na deskorolce z dwom kółkami i szaleństwa w wodzie- ogólnie większość dnia się obijaliśmy:P Dalej w trasę ruszamy dopiero po 19 i po 3 km Marcinowi strzela szprycha w tylnym kole. Zatrzymujemy się na naprawę, ale że to Marcin, więc oczywiście musiał urwać szprychę 30 m od serwisu rowerowego..;) Panowie z serwisu wymieniają szprychę za darmo;) Próbujemy nadrobić trochę kilometrów i jedziemy, aż zrobiło się całkiem ciemno. Trochę schodzi z szukaniem noclegu, aż w końcu dzieciaki w wieku gimnazjalnym pokazują nam kawałek plaży z miejscem na namiot. Trochę z nimi siedzimy i gramy krótki meczyk w piłkę:D W sumie to właśnie dotarliśmy do pierwszych przedmieść Istambułu. Jutro czeka nas przejazd przez miasto, którego główne zwiedzania planujemy zostawić na dni kiedy będziemy wracać.

Trasa:


Zdjęcia:

Pierwsza przerwa nad morzem © azbest87


Z racji robót drogowych kawałek trzeba było się przebić rowkiem na środku drogi:) © azbest87


Łódki na Morzu Marmara © azbest87


Czas na przerwę na pływanie;) © azbest87


Morze Marmara po raz kolejny © azbest87


Buszra na Marcina rowerze:) © azbest87


W serwisie rowerowym © azbest87




  • DST 120.62km
  • Czas 06:41
  • VAVG 18.05km/h
  • VMAX 57.60km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1533m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 18- Morze Marmara

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 4

Oczywiście się nie wyspałem z racji, że po pierwsze położyłem się spać po 2, a po drugi o trzeciej w nocy słychać było wszędzie ludzi, bębny i coś tam jeszcze. Tak właśnie w środku nocy rozpoczął się ramazan u muzułmanów i mieli oni jakieś swoje święto. Po pobudce zostajemy zaproszeni do Bulenta na śniadanie:) Tureckie śniadanie, czyli konfitura, jajka, chleb, oliwki, ogórki, pomidorki, ser i coś tam;) Ogólnie dobrze sobie pojedliśmy:D Z rana mały deszczy jeszcze nas straszył, ale znowu skończyło się na niczym. Chmury szybko się rozeszły i znowu mamy patelnię. Po 25 km mała akcja ze zgubionym portfelem Marcina, ale po poszukiwaniach okazuje się, że jest w innej sakwie;) Po drodze, gdy zatrzymujemy się pod sklepem dostajemy obiad- bardzo dobrą zupę o nazwie czorwa- w Turcji jedzą ją prawie codziennie tylko przygotowywaną na różne sposoby. Przed Tekirdagiem ostatni dzisiaj porządny podjazd - prawie 3 km o średnim nachyleniu 6%. Na górze w końcu widać ostatnie z mórz, które chcemy odwiedzić- Marmara. Marcin dzisiaj tylko cały dzień kombinował jak przy pomocy ciężarówek dostać się na szczyt kolejnej górki;) Zjazd do miasta też niezły- można było poszaleć:D Tekirdag okazuje się być bardzo zadbanym miastem i jakby bogatszym w porównaniu do tego co widzieliśmy wcześniej w Turcji. Brak plaży, więc jedziemy dalej szukać miejsca do rozbicia. Dowiadujemy się o campingu 5 km za miastem, więc jedziemy dalej. Niedaleko tego miejsca pytamy w domu o możliwość rozbicia namiotu i zostajemy zaproszeni. Dostajemy kolację i tort:) bo okazuje się, że jedna z dziewczyn (z którymi później spędzamy cały wieczór:) ma właśnie dzisiaj urodziny. To był bardzo miły wieczór. No i zamiast spać w namiocie dostajemy do dyspozycji cały dół domu, czyli pokój z łóżkami, kuchnię i łazienkę. Normalnie luksusowe warunki:D No i znowu kładziemy się grubo po północy;)

Trasa:


Zdjęcia:

Nocleg koło bloku:D © azbest87


Znowu towarzyszą nam pola słoneczników © azbest87


Z serii: tureckie krajobrazy © azbest87


Do Istambułu już nie tak daleko © azbest87


A teraz z serii: tureckie meczety © azbest87


Słonecznikowy świat © azbest87


Pachnie orientem:) © azbest87


Tureckie krajobrazy © azbest87


Ostatnia górka przed Tekirdagiem © azbest87


Czyli że co??;) © azbest87


Morze w Tekirdagu © azbest87




  • DST 124.12km
  • Czas 05:54
  • VAVG 21.04km/h
  • VMAX 42.77km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 791m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 17- Morze Egejskie

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 3

Pobudka o 7 z racji jeżdżącego pół metra od namiotu traktora O.o Okazuje się że ktoś przyjechał zebrać siano z polanki na której śpimy. Po tym incydencie biorę się za śniadanie, a Marcin oczywiście zasypia:P Droga do Aleksadropoli idzie szybko po małych pagórkach. Przy wjeździe do miasta przerwa przy Lidlu i jedziemy do centrum. Wbijamy się na plażę i zaliczamy kolejne morze- Egejskie:) Temperatura wody nie pozostawia złudzeń, że jesteśmy w Grecji- aż nie chce się z wody wychodzić:D Ja spędzam w wodzie tyle czasu, że pod wieczór czuję lekkie oparzenia od słońca;)
Teraz czas na powrót do Turcji. Wracam się główną drogą do rozjazdu i jedziemy pustą autostradą do przejścia granicznego. Tutaj Marcin ma śmieszną sytuację z żołnierzami. Chwalił Turcję przed nimi, że to taki świetny kraj, a chwilę później okazało się, że mówił to do greckich żołnierzy:P
Po przejechaniu granicy zaczyna nas gonić pierwsza od nie wiem ilu dni burza;) Trochę kropki, ale ostatecznie kończy się na niczym, chociaż widać, że kawałek dalej nieźle popadało.
W Ipsali szukamy noclegu. Ludzie początkowo odsyłają nas w okolice stacji benzynowej, ale pytamy jeszcze w dwóch blokach z ogrodzeniem. Akurat na prawie każdym balkonie ktoś jest. Robimy przez to trochę zamieszania, ale okazuje się, że mieszka tam m.in. nauczycielka angielskiego. Ludzie bez problemu się zgadzają, a później się zaczęło. Najpierw dostaliśmy do zjedzenia pidę (coś w rodzaju pizzy), później jeszcze pilau (takie jakieś pseudo naleśniki;) i jeszcze arbuz na deser. Później Bulent (którego tam poznaliśmy) zaprasza nas do siebie i możemy wziąć prysznic, oraz skorzystać z internetu. Ogólnie z wszystkim schodzi nam do pierwszej, więc znowu krótsze spanie nas czeka;)

Trasa:


Zdjęcia:

Czas się zbierać © azbest87


Na greckich drogach © azbest87


Góreczki przy drodze © azbest87


Grecki krajobraz © azbest87


Grecki kościołek © azbest87


Wyschnięte koryto rzeki © azbest87


W Aleksandropoli © azbest87


Nad Morzem Egejskim © azbest87


Na plaży w Aleksandropoli © azbest87


Marcin z greckimi żołnierzami;) © azbest87


Takie tam.. gdzieś tam.. © azbest87




  • DST 121.90km
  • Czas 05:50
  • VAVG 20.90km/h
  • VMAX 46.27km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 829m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 16- Grecki klimat

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 2

Pobudka jak przeważnie po 7. Przynajmniej moja;) bo na Marcina czekam jeszcze trochę zanim wstanie. Szybkie śniadanie i jedziemy dalej. Po drodze tylko postój pod sklepem i następny dopiero w Edirne na większe zakupy. W centrum miasta napotykamy sporo różnych meczetów, w tym jeden dość duży i zabytkowy. Postanawiamy go obejrzeć. Trzeba przyznać, że robił wrażenie. I zdążyliśmy go obejrzeć zanim nas delikatnie wyproszono z racji wejścia w krótkich spodenkach:P Teraz kierunek granica. Oczywiście znowu wszytko idzie sprawnie i jesteśmy w Grecji! Ostatnie państw z naszej listy. Po przekroczeniu granicy od razu widać zmianę stylu budownictwa- pojawiając się charakterystyczne jasne domki pokryte dachówką., a na drogach dużo porządnych samochodów- nie widać żeby to państwo było w czasie kryzysu;) Gorąc dzisiaj niezły- dopiero po 19 zaczyna się robić trochę lepiej, ale dalej gorąco. Po drodze pięknie widać zarysy wysokich gór na horyzoncie. Ostatecznie dojeżdżamy do Soufli, gdzie udaje się dogadać z pewną kobietą po niemiecku i rozbijamy się na polance między domami. Na kolację wyjadanie zapasów od księdza i z Turcji, bo w Grecji mały skok cenowy w porównaniu do innych państw. Tak więc ograniczamy koszty;)

Trasa:


Zdjęcia:

Słoneczniki, słoneczniki, słoneczniki.. © azbest87


Meczet w Edirne © azbest87


Meczet od wewnątrz © azbest87


Kopuła meczetu © azbest87


Gdzieś w Grecji © azbest87


Grecka kapliczka przydrożna © azbest87


Przejazd przez Soufli © azbest87


2510 km - mój nowy rekord miesięcznego przebiegu:)




  • DST 73.15km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 19.08km/h
  • VMAX 77.66km/h
  • Podjazdy 1065m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 15- Turcja po raz pierwszy

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 05.09.2011 | Komentarze 2

Dzisiaj postanowiliśmy sobie zrobić "dzień dziecka", czyli odpoczywamy. Pospaliśmy do 9 w wygodnych łóżkach:) Do tego porządne śniadanie z księdzem, pranie wszystkich ubrań, mycie i golenie. Marcin pozszywał swoje sakwy. Razem z księdzem zwiedziliśmy miasteczko i obejrzeliśmy kościół. Dzisiaj wszystko na spokojnie. Na drogę dostajemy jeszcze ciastka, ser, ogórki i dżem:)
Ostatecznie ruszamy dopiero kilkanaście minut po 15. Na początek 9 km wspinaczki do granicy z Turcją, którą postanowiliśmy odwiedzić trochę wcześniej niż zamierzaliśmy. Wspinaczka ponad 300 m do góry po dość stromej drodze. Granica idzie bardzo sprawnie z racji że miły celnik po tureckiej stronie pokazuje jak szybko przez to przejść. Kupujemy więc wizy (20$) i kilka chwil później już jemy ciastka w Turcji:)
Na początku zaskakuje nas jakoś dróg w Turcji:O Jedziemy drogą niczym niemiecka autostrada na której jest zerowy ruch:) Na dobry początek czeka nas szybki zjazd, a później droga zaczyna się wić cały czas do góry i w dół. Znowu towarzyszą nam piękne widoki, ale już rzuca się w oczy zmiana krajobrazu na bardziej wysuszony z wystającymi co kawałek skałami. A środkiem.. asfalt po którym jazda to czysta poezja:) Ostatni zjazd miażdży- kilka minut jazdy ponad 60, wyprzedzanie ciężarówki i v-max całej wyprawy- ponad 77 km/h :D
Ciekawostką jest to że prawie każdy kierowca nas pozdrawia klaksonem i podnosi rękę. W końcu nie jest do trąbienie na nas tylko do nas!:)
Po wjechaniu do pierwszego większego miasta (Kirklareli) czuć już orient. Nad miastem widać wystające minarety i ogólnie widać inną kulturę. Teraz zaczynam czuć, że jest kawał drogi od domu:)
W mieście szukamy miejsca do kupienia mapy i wymiany dolarów na liry. Pewna kobieta prowadzi nas do brata, który zna angielski i prowadzi sklep optyczny. U niego udaje nam się wymienić dolary i dostajemy w prezencie mapę Turcji:) Życzliwość Turków nie przestaje nas zaskakiwać. Wyjeżdżamy w stronę Edirne, bo już późno i czas szukać noclegu.
W Inece zatrzymujemy się chwilę pod sklepem. Dla Panów z pod sklepu jesteśmy nie małą sensacją i jeden z nich stawia nam po.. herbacie:D Trochę próbujemy pogadać i jedziemy dalej. W następnej miejscowości dogadujemy się z młodymi i wskazują nam miejsce do rozbicia namiotu. Ziemia co prawda okropnie twarda, tak że trzeba było śledzie wbijać kamieniami, ale za to jest się gdzie rozłożyć, bo w tej części Turcji cała ziemia jest wykorzystana do najmniejszego skrawka. Albo wszędzie pola, albo droga, albo jakieś krzaki nad rzeką. Zero miejsca na rozbicie namiotu. Na kolację serwujemy makaron z sosem i herbatniki z dżemem.
To był kolejny bardzo ciekawy dzień:)

Trasa:


Zdjęcia:

Jak przez okno..;) © azbest87


U księdza w środku © azbest87


I domek w którym spaliśmy z zewnątrz © azbest87


Z wizytą w sklepie:D © azbest87


Malko Tarnovo z góry © azbest87


Prawdziwa natura Strandży- nieprzenikniony las niczym z tropików © azbest87


Ostatnie spojrzenie na Strandżę © azbest87


Witamy w Turcji © azbest87


Rowerowa autostrada:) © azbest87


Cała droga dla nas © azbest87


Turecki krajobraz © azbest87


Któraś tam górka za nami © azbest87


Tureckie dzieci © azbest87


Taki widok miał się stać dla nas codziennością:) © azbest87


Panowie z pod sklepu © azbest87




  • DST 128.06km
  • Czas 06:47
  • VAVG 18.88km/h
  • VMAX 52.41km/h
  • Podjazdy 1480m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 14- Strandża

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 05.09.2011 | Komentarze 0

Standardowo jak to na plaży pobudka po 7 bo nie da się już w namiocie wytrzymać. Uff.. gorąco. To zapowiada kolejny słoneczny dzień. Na rozbudzenie trochę chlapania w morzu, śniadanko i w drogę.Początek idzie szybko i raz dwa jesteśmy w Burgas. Na stacji benzynowej zaczepia nas Bułgar dobrze mówiący po polsku i stawia nam piwo:) Trochę gadamy i okazuje się, że polskiego nauczył się w Grecji gdzie pracował przez 10 lat z ekipą Polaków:P
Dalszą trasę planujemy zmienić i do Grecji wjechać przez kawałek Turcji zamiast bezpośrednio z Bułgarii. I decydujemy się jechać wzdłuż wybrzeża dopiero i na południu odbić w stronę przejścia granicznego. Ostatecznie jednak po kilkunastu kilometrach główną drogą zostajemy spacyfikowani. Droga z okropnym ruchem samochodowym i bez pobocza. Tak więc odpuszczam ją i decydujemy się na wariant alternatywny- boczne drogi trochę bardziej w głąb lądu. Skręcamy na Rosen. Już po 3 km od morza zaczynają się takie widoki jakbym jechał przez Beskid Niski, a droga cały czas powoli wchodzi w co raz większe góreczki:) Zaczyna mi się tu podobać:D Przebijamy się do drogi idącej w stronę przejścia z Turcją i wjeżdżamy do Parku Narodowego Strandża. Jedno z najładniejszych miejsc przez które jechałem podczas tej wyprawy:) Widoki jakbym jechał przez Bieszczady całkowicie pozbawione ludzi. Wszędzie tylko las tak zarośnięty, że nawet ciężko by było do niego wejść. Miejscowości co kilkanaście kilometrów, a tak to ani żywej duszy. Widoki genialne! Zalesione góry z wystającymi skałami po bokach drogi i co jakiś czas pojawiającymi się ścianami skalnymi. Na rzecze Veleka przejeżdżamy przez most zawieszony na oko z 50 m na doliną rzeki wcinającej się między góry- fenomenalne miejsce. Trzeba przyznać, że mi osobiście baaardzo spodobał się ta okolica i z chęcią bym tam jeszcze kiedyś wrócił:)
Ostatecznie pod wieczór docieramy do Malko Tarnovo niedaleko granicy tureckiej. Pod sklepem tubylcy oznajmiają nam, że w tym miasteczku niemalże na końcu świata żyje ksiądz misjonarz z Polski! Zostajemy do niego zaprowadzeni. Ksiądz Roman bez wahania przyjmuje nas pod swój dach. Zjadamy u niego sytą kolację, oraz dowiadujemy się sporo o okolicy i historii tego miejsca. Ksiądz mieszka w zabytkowym domu wykonanym w specyficzny dla okolicy sposób- bardzo ładny domek. Kosztujemy też trochę rakii:D No i mamy spanie w łózkach i możliwość podładowania baterii.
To był świetny dzień!:)

Trasa:


Zdjęcia:

Widok z namiotu © azbest87


Obok lotniska w Burgas © azbest87


Poznany Bułgar © azbest87


W Burgas © azbest87


Nieoczekiwana zmiana krajobazu © azbest87


Rzeźby gdzieś przy drodze © azbest87


Górki raz jeszcze © azbest87


Trawa;) © azbest87


Na takie zasadzki trzeba być przygotowanym;) © azbest87


Takie wynalazki to nic szczególnego w tamtym rejonie © azbest87


Strandża w całej swej okazałości © azbest87


Widok z mostu na rzeczkę w dole © azbest87


Do wąwozu rzeczki schodziły niemal pionowe ściany skalne © azbest87


Droga przez Strandżę © azbest87


Zachodzik © azbest87


Z księdzem Romanem © azbest87