Info
Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102730.07 kilometrów w tym 8000.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 707743 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad6 - 0
- 2024, Październik7 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień10 - 0
- 2024, Lipiec9 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj15 - 0
- 2024, Kwiecień11 - 1
- 2024, Marzec9 - 0
- 2024, Luty7 - 0
- 2024, Styczeń3 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik7 - 0
- 2023, Wrzesień7 - 0
- 2023, Sierpień9 - 0
- 2023, Lipiec14 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 0
- 2023, Maj8 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty3 - 0
- 2023, Styczeń8 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad5 - 0
- 2022, Październik9 - 0
- 2022, Wrzesień4 - 0
- 2022, Sierpień9 - 0
- 2022, Lipiec9 - 0
- 2022, Czerwiec10 - 1
- 2022, Maj7 - 0
- 2022, Kwiecień10 - 1
- 2022, Marzec11 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń9 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad7 - 0
- 2021, Październik5 - 0
- 2021, Wrzesień9 - 0
- 2021, Sierpień8 - 3
- 2021, Lipiec9 - 0
- 2021, Czerwiec10 - 0
- 2021, Maj9 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 1
- 2021, Marzec8 - 0
- 2021, Luty5 - 0
- 2021, Styczeń5 - 0
- 2020, Grudzień7 - 0
- 2020, Listopad9 - 0
- 2020, Październik4 - 0
- 2020, Wrzesień4 - 0
- 2020, Sierpień9 - 0
- 2020, Lipiec10 - 0
- 2020, Czerwiec8 - 0
- 2020, Maj9 - 3
- 2020, Kwiecień14 - 5
- 2020, Marzec11 - 4
- 2020, Luty5 - 0
- 2020, Styczeń1 - 0
- 2019, Grudzień3 - 0
- 2019, Listopad3 - 5
- 2019, Październik2 - 0
- 2019, Wrzesień7 - 1
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec7 - 0
- 2019, Czerwiec13 - 0
- 2019, Maj8 - 0
- 2019, Kwiecień5 - 0
- 2019, Marzec8 - 0
- 2019, Luty5 - 1
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik5 - 1
- 2018, Wrzesień9 - 1
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec9 - 0
- 2018, Czerwiec9 - 3
- 2018, Maj10 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec6 - 1
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń4 - 1
- 2017, Grudzień1 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik5 - 0
- 2017, Wrzesień11 - 0
- 2017, Sierpień7 - 0
- 2017, Lipiec11 - 0
- 2017, Czerwiec12 - 14
- 2017, Maj11 - 2
- 2017, Kwiecień11 - 0
- 2017, Marzec10 - 2
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień8 - 0
- 2016, Sierpień14 - 7
- 2016, Lipiec13 - 5
- 2016, Czerwiec12 - 3
- 2016, Maj15 - 0
- 2016, Kwiecień11 - 0
- 2016, Marzec6 - 0
- 2016, Luty1 - 0
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień5 - 1
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik4 - 0
- 2015, Wrzesień5 - 0
- 2015, Sierpień4 - 2
- 2015, Lipiec20 - 11
- 2015, Czerwiec11 - 5
- 2015, Maj8 - 2
- 2015, Kwiecień10 - 0
- 2015, Marzec3 - 0
- 2015, Luty2 - 4
- 2015, Styczeń1 - 3
- 2014, Listopad1 - 0
- 2014, Październik2 - 3
- 2014, Wrzesień3 - 1
- 2014, Sierpień10 - 3
- 2014, Lipiec10 - 2
- 2014, Czerwiec7 - 1
- 2014, Maj10 - 12
- 2014, Kwiecień9 - 2
- 2014, Marzec6 - 7
- 2014, Luty2 - 1
- 2014, Styczeń4 - 2
- 2013, Grudzień4 - 2
- 2013, Wrzesień2 - 7
- 2013, Sierpień4 - 0
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj10 - 2
- 2013, Kwiecień8 - 8
- 2012, Grudzień1 - 2
- 2012, Listopad1 - 13
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Sierpień13 - 2
- 2012, Lipiec21 - 14
- 2012, Czerwiec19 - 46
- 2012, Maj20 - 22
- 2012, Kwiecień12 - 16
- 2012, Marzec13 - 28
- 2012, Luty2 - 4
- 2012, Styczeń2 - 4
- 2011, Grudzień5 - 21
- 2011, Listopad16 - 42
- 2011, Październik22 - 11
- 2011, Wrzesień24 - 25
- 2011, Sierpień20 - 34
- 2011, Lipiec26 - 43
- 2011, Czerwiec26 - 31
- 2011, Maj19 - 37
- 2011, Kwiecień21 - 47
- 2011, Marzec20 - 26
- 2011, Luty8 - 52
- 2011, Styczeń13 - 51
- 2010, Grudzień8 - 24
- 2010, Listopad22 - 74
- 2010, Październik22 - 25
- 2010, Wrzesień24 - 35
- 2010, Sierpień27 - 69
- 2010, Lipiec22 - 66
- 2010, Czerwiec22 - 43
- 2010, Maj13 - 24
- 2010, Kwiecień12 - 21
- 2010, Marzec28 - 61
- 2010, Luty7 - 11
- 2009, Grudzień7 - 28
- 2009, Listopad10 - 26
- 2009, Październik4 - 11
- 2009, Wrzesień13 - 38
- 2009, Sierpień21 - 29
- 2009, Lipiec27 - 40
- 2009, Czerwiec8 - 7
- 2009, Maj10 - 46
- 2009, Kwiecień13 - 45
- 2009, Marzec8 - 23
- 2009, Luty1 - 4
- 2008, Grudzień5 - 18
- 2008, Listopad9 - 28
- 2008, Październik11 - 47
- 2008, Wrzesień17 - 48
- 2008, Sierpień18 - 66
- 2008, Lipiec15 - 60
- 2008, Czerwiec26 - 80
- 2008, Maj27 - 151
- 2008, Kwiecień24 - 172
- 2008, Marzec25 - 218
- 2008, Luty25 - 193
- 2008, Styczeń9 - 74
- 2007, Grudzień8 - 46
- 2007, Listopad12 - 70
- 2007, Październik22 - 85
- 2007, Wrzesień26 - 55
- 2007, Sierpień21 - 35
- 2007, Lipiec4 - 15
- 2007, Czerwiec27 - 32
- 2007, Maj29 - 54
- 2007, Kwiecień25 - 25
- 2007, Marzec26 - 9
- 2007, Luty9 - 0
- 2007, Styczeń10 - 0
Przewyższenia>1000m
Dystans całkowity: | 18498.50 km (w terenie 1314.00 km; 7.10%) |
Czas w ruchu: | 874:23 |
Średnia prędkość: | 21.16 km/h |
Maksymalna prędkość: | 89.27 km/h |
Suma podjazdów: | 236950 m |
Maks. tętno maksymalne: | 184 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 156 (83 %) |
Suma kalorii: | 315934 kcal |
Liczba aktywności: | 168 |
Średnio na aktywność: | 110.11 km i 5h 12m |
Więcej statystyk |
- DST 147.88km
- Teren 3.00km
- Czas 08:14
- VAVG 17.96km/h
- VMAX 61.38km/h
- Kalorie 6000kcal
- Podjazdy 2450m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Plan Adriatyk- dzień 8- Alpy słoweńskie
Piątek, 31 lipca 2015 · dodano: 12.08.2015 | Komentarze 1
Wczoraj posiedziałem trochę z moją eskortą w skład której wchodziła moja żona, siostra, brat i Mateusz:) Rano też wstawanie chwilę zajęło. Brat z Mateuszem zrobili jeszcze szybki serwis sterów w których posypał się jeden wianek, a żonka wyposaża mnie w zapas jedzenie na drogę:) Spotkamy się jutro wieczorem jak dotrę do swojego celu na tym wyjeździe, póki co czeka mnie niezła przeprawa przez góry. Ruszam koło 10 i niestety dalej niebo zachmurzone, ale Pan na campingu obiecywał na dzisiaj ładną pogodę.
Wyjeżdżam z miasteczka. Wyjątkowo dobrze się jedzie dzisiaj z rana- dobrze odpocząłem po wczorajszym dość kiepskim dniu.
No i pogoda rzeczywiście zaczyna się klarować. Obok mnie widać pasmo górskie, ale schowane w chmurach. Już chwilę później okazuje się że to co do chmur to raptem 1/3 wysokości tych gór! Tu zaczynają się Alpy! Widoki coraz piękniejsze- gęba sama się śmieje widząc te wszystkie góry. Chciałoby się zawsze jeździć w takiej scenerii.
Mijam lotnisko i dojeżdżam do miejscowości Kranj i dalej kierują się bardziej na północy-zachód Słowenii (dojechanie nad Adriatyk najkrótszą drogą było by za łatwe:P). Kieruje się nad wizytówkę Słowenii, czyli jezioro Bled. Na miejscu mnóstwo ludzi, bo i pogoda sprzyja turystyce. W końcu zrobiło się słonecznie i ciepło. Nad jeziorem spędzam dość sporo czasu robiąc przy okazji trochę zdjęć. Objeżdżam je dookoła i dalej jadę w góry. Po drodze jeszcze zaliczam szutrowy podjazd i wracam na drogę prowadzącą w stronę Włoch. Moim celem jest miejscowość Kranjska Gora. Droga cały czas wiedzie lekko pod górkę z mały podjazdami i zjazdami, a po obu stronach piętrzą się góry o wysokości ponad 2000m.
W wymienionej miejscowości robię dłuższą przerwę i uzupełniam kalorie przed dzisiejszym gwoździem programu. Właściwy podjazd na przełęcz Vrsić zaczynam dopiero po 17. Na szczyt wiedzie 24 ponumerowane serpentyny z podaną wysokością przy każdym znaku. Jazda pod górę z obciążonym rowerem i przerwami na zdjęcia schodzi mi około 1:50h i około 19 melduję się na przełęczy o wysokości 1611m. Wyżej na rowerze byłem tylko raz na Chorwacji. To był jeden z bardziej wymagających podjazdów z jakimi miałem okazję się zmierzyć do tej pory, no ale w końcu to są Alpy chociaż jeszcze trochę mniejsze niż np we Włoszech.
Czad na zjazd. Jak się okazało w dół wiodło 26 serpentyn o jeszcze większej różnicy wysokości niż podjazd (z tej strony było by jeszcze trudniej podjechać). Rower w dół rozpędza się błyskawicznie, ale na każdej serpentynie trzeba mocno hamować, ponieważ są one dość wąskiej i ciężko się zmieścić w zakręcie tym obładowanym rowerem.
Droga cały czas lekko z górki, więc postanawiam nadrobić trochę kilometrów i odpuszczam kilka mijanych campingów jadąc na spanie, aż do miejscowość Bovec, gdzie obok siebie mam do wyboru 5 campingów.
To był najpiękniejszy dzień na wyprawie, a te widoki na długo zapadną mi w pamięć!
I mega fotorelacja, ale był dzisiaj co podziwiać:
Ekipa z rana i przygotowanie wyżerki na trasę © azbest87
W miejscowości Kamnik © azbest87
Zaczynają się wyłaniać góry © azbest87
Pogoda się poprawia © azbest87
Alpy przede mną © azbest87
Charakterystyczny słoweński krajobraz (może poza tymi drutami) © azbest87
Kiubek jeszcze nie był w Alpach © azbest87
Ścieżka rowerowa w stronę jeziora Bled © azbest87
Nad jeziorem Bled © azbest87
Kościół na wyspie- można się tam dostać tylko łódką © azbest87
Kościół na wyspie a w tle zamek na skale © azbest87
Bardzo malownicze jezioro © azbest87
Kawałek przez malutkie wioski © azbest87
Góry robią się coraz większe © azbest87
Przez te góry będę musiał przejechać na drugą stronę © azbest87
Tą górę w tle mijałem z prawej strony © azbest87
Jeziorko w Jasnej na początku podjazdu © azbest87
No to zaczynamy zabawę na dobre © azbest87
Widoki obok całkiem fajne © azbest87
Pionowe ściany skalne towarzyszą mi przez cały podjazd © azbest87
Gdzieś w tym masywie leżą najwyższe szczyty Słowenii © azbest87
Kto tak poukładał te kamienie? © azbest87
To już 20 serpentyna- do szczytu coraz bliżej © azbest87
Przełęcz Vrsić zdobyta - 1611 m.n.p.m © azbest87
Na punkcie widokowym obok przełęczy © azbest87
Teraz czeka mnie zjazd tam gdzieś w dół- 1000 m w dół © azbest87
Słońce już chowa się za górami © azbest87
Chmura przelewa się przez góry © azbest87
- DST 155.00km
- Czas 08:18
- VAVG 18.67km/h
- VMAX 67.57km/h
- Kalorie 5500kcal
- Podjazdy 1730m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Plan Adriatyk- dzień 7- Deszczowa przeprawa
Czwartek, 30 lipca 2015 · dodano: 11.08.2015 | Komentarze 0
Całe szczęście że spałem pod dachem, ponieważ pół nocy padał deszcz i rano dalej leje. Właściciele pojechali do pracy. Ja wcinam zupkę na śniadanie i powoli się zbieram z nadzieją że deszcze przejdzie. Niestety patrząc po chmurach na niebie- nie zanosi się na to..
W końcu udaje mi się wbić w moment w którym słabiej pada i ruszam przed siebie. Początek idzie w miarę ok, ale zaraz dojeżdżam do miasta Ljutomer i zaczynam stromy podjazd, a następnie kilka góreczek. Deszcz się wzmaga i o ile podjazd w deszczu był ok, to na zjeździe całkowicie przemoczyłem buty i trochę mnie schłodziło.. Z rana temperatura nie zachwyca, a w połączeniu z deszczem daje bardzo niemotywującą mieszankę. Ponadto zalany licznik zaczyna odmawiać posłuszeństwa.
Trzeba jednak przyznać że Słowenia nawet zalana deszczem zaczyna mi się podobać. Widoczki coraz ładniejsze.
Po dotarciu do miasta Ptuj robię przerwę w barze przy dworcu na ciepłą herbatę i hot doga. Kompletnie przemoczony jakoś nie mam ochoty ruszać dalej, więc ostatecznie spędzam tam pewnie z godzinę. W końcu jednak zbieram się w sobie i ruszam dalej. Chwila z mniejszym deszcze i znowu zaczyna padać mocniej. Jadnak jedzie się trochę lepiej, ponieważ trochę podniosła się temperatura i tak nie marznę.
Dojeżdżam do większy gór i zachwycające widoki odwracają moją uwagę od deszczu. Przejeżdżam przez jeden podjazd i w końcu deszcz słabnie. W Poljcane znowu trochę pada, ale robię chwilę przerwy na złapanie zasięgu WiFi. Parę kilometrów dalej po przejechaniu ponad 70km w deszczu w końcu przestaje padać. Moja radość w tej chwili nie zna granic;)
Jadę wzdłuż coraz większych gór, które są częściowo spowite w chmurach- piękne widoki. Zaliczam jeszcze kilka podjazdów gdzie niemal na każdym nachylenie dochodzi do kilkunastu procent. W końcu wbijam się na ścieżkę rowerową która prowadzi do miast Celje. Po drodze mijam się jeszcze z dwoma sakwiarzami z Czech (których widzę jeszcze 3 dni później nad morzem;)
Tutaj robię chwilę przerwy i nawiązuję łączność z moim wozem technicznym, czyli ekipą która jedzie po mnie:) Oni mieli w planach jeszcze trochę zwiedzania, ale ostatecznie dogadujemy się że będę w stanie dotrzeć do miejscowości Kamnik na północ od Ljubljany i tam możemy razem spać na campingu.
W związku z tym trzeba trochę pocisnąć bo przede mną 60km, a tu już 17 godzina. Przede mną pięknie położona droga między dwoma pasmami górskimi które powoli schodzą się ku sobie. Wysokie góry w połączeniu z szalejącymi chmurami dają świetne widoki- Słowenia podoba mi się coraz bardziej.
W końcu przecinam autostradę i wjeżdżam w góry. Droga cały czas idzie lekko pod górkę, aż do finałowego stromego podjazdu i wjeżdżam na przełęcz Kozjak - 658m. Teraz czeka mnie już tylko zjazd do Kamnika i spotkanie z ekipą!
To był najcięższy dzień na wyjeździe i to nie przez zmęczenie, ale przez deszcz który towarzyszył mi przez pół dnia. Cieszę się że znalazłem w sobie tyle siły żeby go przezwyciężyć, bo dzięki temu cel wyprawy mi nie uciekł, a wręcz przybliżył się. Co prawda po tym deszczu rower cierpieć na kilka dolegliwości, ale dalej dawało się na nim jechać.
Ljutomer w deszczu © azbest87
Zaraz czekają mnie kolejne górki © azbest87
Deszczowy krajobraz © azbest87
Góry w chmurach © azbest87
W końcu przestaje padać i zaczynają się wyłaniać kolejne góry © azbest87
Ten znak oznacza że łatwo nie będzie © azbest87
Malownicze chociaż zachapane słoweńskie krajobrazy © azbest87
Po takich drogach jeździ się z przyjemnością © azbest87
Dzisiaj w krajobrazie góry grają pierwszoplanowe role © azbest87
Robi się coraz fajniej © azbest87
Charakterystyczne słoweńskie kościoły © azbest87
Takie górki towarzyszą mi przez kilkadziesiąt kilometrów © azbest87
..żeby zmienić się w jeszcze większe :) © azbest87
Kościół z wysoką wieża umieszczony gdzieś na wzgórzu - to widok wspólny dla każdej części Słowenii © azbest87
Słoneczki i górki © azbest87
Pasmo górskie w które chwilę później wjechałem © azbest87
Przełęcz zdobyta © azbest87
Przełęcz Kozjak- 658 m © azbest87
- DST 159.60km
- Czas 08:47
- VAVG 18.17km/h
- VMAX 61.95km/h
- Kalorie 5100kcal
- Podjazdy 1500m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Plan Adriatyk- dzień 4- Witamy na Węgrzech!
Poniedziałek, 27 lipca 2015 · dodano: 09.08.2015 | Komentarze 2
W nocy na szczęście żaden dzik mnie nie denerwował;) ale gdy wstaję to całe niebo zachmurzone. Powoli wyjeżdżam z większych gór, ale po drodze jeszcze sporo mniejszych podjazdów. Droga jakoś tak się ułożyła że szła w poprzek górek, więc tylko wyjeżdżał na jedną, zjeżdżałem i podjeżdżałem na kolejną. Było tego tyle że pogubiłem się w ich ilości. Zaliczam kilka miasteczek po drodze, zakupy w Lidlu i chwilę w deszczyku, ale takim mały i raczej przyjemnym. Kawałek przed granicą z Węgrami wypłaszcza się co zapowiada trochę to co mnie czeka wśród Madziarów.
Zaraz za granicą ładne małe miasteczko i płaski odcinek, ale wbrew pozorom zaczynają się większe podjazdy. Nawet zaskakuje mnie znak "stromy podjazd". Po słowackich doświadczeniach już myślałem że znowu czeka mnie 12% pod górę, ale węgierskie realia są inne- jedyne 6%- toż to tyle co nic;) Tak czy siak parę wspinaczek jedna po drugiej musiałem zliczyć. Chwilami towarzyszył mi mały deszczyk, ale później lekko się wypogodziło i gdzieniegdzie zaczęło przebijać się słońce. Po tych góreczkach dojeżdżam, aż do Dunaju. Myślałem o przedostaniu się na drugi brzeg za pomocą promu, ale spóźniłem się 10 minut, a następny prawie za godzinę. Szkoda bo po drugiej stronie miałem nadzieję na camping. Ruszam więc tą stroną w stronę Budapesztu bardzo fajną ścieżką rowerową, które wiedzie w okolicach Dunaju, aż do stolicy. Często bardzo malowniczymi odcinkami. Ostatecznie śpię między drzewami nad Dunajem, na terenie zalewowym- później się okazało że to był teren zamknięty;P Przynajmniej nikt mnie nie niepokoił, poza jakimś jednym zwierzakiem.
Czas się zbierać z tego pola © azbest87
Większe górki zostają już za mną © azbest87
Jakiś pałac schowany na góreczce © azbest87
Bezkresne pola słoneczników © azbest87
Witamy na Węgrzech! © azbest87
W miejscowości Balassagyarmat © azbest87
Węgierskie góreczki © azbest87
Po raz kolejny udało się dojechać rowerem nad Dunaj © azbest87
Naddunajska ścieżka rowerowa © azbest87
Zachód słońca nad Dunajem © azbest87
- DST 158.46km
- Teren 2.00km
- Czas 08:56
- VAVG 17.74km/h
- VMAX 70.14km/h
- Kalorie 6000kcal
- Podjazdy 2600m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Plan Adriatyk- dzień 3- Słowackie góry
Niedziela, 26 lipca 2015 · dodano: 05.08.2015 | Komentarze 1
W nocy dwa razy się budziłem z racji przechodzących burz. Jakoś nie chce mi się wstawać więc zwlekam się dopiero po 8. Na śniadanie od moich miłych gospodarzy dostaję jeszcze kanapkę i herbatę. Niebo całe zachmurzone i ledwie ruszam zaczyna padać. Na szczęście lekko, więc tylko ubieram kurteczkę na deszcz i śmigam przed siebie na pierwszy większy podjazd dzisiejszego dnia. Razem z początkiem podjazdu zaczyna mocniej lać i taki deszcze towarzyszy mi do samej góry, przez wszystkie serpentyny. W sumie to było w miarę ciepło i bardzo mi nie przeszkadzał ten deszcz chociaż przemokłem całkowicie. Pół godziny wspinaczki (na wysokość około 850m) i zjazd po resztkach asfaltu- teraz już zaczęło mi się robić zimno, a przemoknięty licznik dodatkowo odmawia współpracy (pewnie ze 2 km nie zostało zarejestrowane). Wyjeżdżam prosto na Spiski Hrad- jeden z największy średniowiecznych zamków w tej części Europy. Oglądam go od dołu i jadę w stronę Lewoczy przez kolejną górkę. Zaczyna się ładnie wypogadzać, a ja zaczynam schnąć. Jedzie się dość przyjemnie przy świetnych widokach dookoła. Oglądam zabytkowe centrum Lewoczy i udaje się zaliczyć Lidla- całe szczęście bo w niedziele prawie wszystkie sklepy pozamykane. Uzupełniam trochę straconych kalorii i kieruję się w stronę Popradu na następny podjazd. Odbijam w lewo, bo to nie Poprad jest moim następnym celem, a droga na południe od niego. Przejeżdżam przez dużą wioskę cygańską- strach się tam było zatrzymywać..
Droga na którą się kieruję biegnie kolejno przez 3 parki narodowe- Słowacki Raj, Niżne Tatry i Muranską Planinę. Droga wiedzie cały czas do góry i kończy się kilkoma kilometrami stromego podjazdu wiodąc na wysokość około 1060m. Jeszcze po drodze uzupełniam wodę w bidonie ze strumyczka obok drogi. Później malowniczymi drogami przez Tatry Niżne i znowu ląduję na wysokości 1000m. Tutejsze podjazdy chyba nie mają innego nachylenia niż 12%, albo po prostu mniejszych nachyleń nie opłaca się im oznaczać;)
Przerwa w knajpie na potrawkę z jelenia z knedliczkami i kofolę:) Kupuję jeszcze w knajpie 1,5l wody za 2,25 euro, bo w bidonie sucho, a sklepy pozamykane. Tempo dzisiaj bardzo wolne z racji dużej ilości stromych podjazdów. Godzina 17 a ja mam dopiero 90km na liczniku.
Ruszam dalej przed siebie i kolejny podjazd w Muranskiej Planinie- tym razem na wysokość około 950m. Przed szczytem robię jeszcze zapas wody z pobliskiego strumyka (była smaczniejsza niż niejedna kupiona w sklepie). Teraz nareszcie czeka mnie dłuższy zjazd, bo aż do wysokości około 400m. Do tego piękne widoki na góry, także nie poszalałem na zjeździe, bo zatrzymywałem się co chwilę na zdjęcia;) Jeszcze jeden większy podjazd i do końca dnia droga już szła lekko z górki dzięki czemu nadrabiam trochę kilometrów.
Szukanie noclegu w tym dniu ma swoją osobną historię. Nie mogłem się zdecydować na jakieś miejsce do spanie więc dojeżdżam aż pod Rimavską Sobotę i zaczyna się robić ciemno. Chciałem się schować w krzakach za złożonym balami słomy około 200m od drogi, Dojeżdżam za nie, a tam.. siedzi gość ze strzelbą.. Nie ukrywam że poczułem się trochę zmieszany;) Zagaduje do gościa czy to jego pole i co tu robi o tej porze. Okazuje się że poluje na dziki;P Mimo wszystko lepiej się stamtąd ulotnić:)
Ostatecznie skręcam w boczny asfalt i z niego w jakąś polną drogę która kończy się w zarośniętym polu- tutaj nikt nie powinien mnie niepokoić, ponieważ byłem dobrze schowany. Błąd! Gdy już miałem iść spać słyszę że ktoś wjeżdża prosto na tą drogę i jedzie wprost na namiot! Wyskakuję z niego jak poparzony i świecę latarką żeby mnie zobaczyli. Z auta wychodzi dwóch gości ubranych w moro i oczywiście ze strzelbami... Okazuje się że jest to pole jednego z nich, a oni oczywiście idą polować na dziki;) Na szczęście pozwalają mi zostać tam gdzie byłem rozłożony i znikają w zaroślach na polu. Wrócili ze dwie godziny później i w spokoju odjechali.
W końcu mogłem spokojnie spać.
Dzisiejszy dzień był pełen pięknych widoków, wielkich gór i stromych podjazdów, czyli po prostu świetny!! No i z największą ilością przewyższeń z całego wyjazdu (chociaż niektóre z późniejszych dni były niewiele gorsze;).
Obszerna fotorelacja, ponieważ było czym się zachwycać w czasie dzisiejszej jazdy:
Góreczki z rana © azbest87
Te chmury nie zapowiadają niczego dobrego © azbest87
Przez te góry przejechałem, a te chmury który widać zgotowały mi niemały prysznic © azbest87
Droga w stronę Spiskiego Hradu © azbest87
Spisski Hrad w swej okazałości © azbest87
Drogą w stronę Lewoczy- zaczyna się przejaśniać © azbest87
Kościółek na wzgórzu opodal zamku © azbest87
Malownicze słowackie drogi © azbest87
Centrum Lewoczy © azbest87
Lewockie uliczki © azbest87
Kolejny kościół po drodze © azbest87
Byle przed siebie- takimi drogami to można jeździć © azbest87
Zaczyna się podjazd na najwyższy dzisiaj punkt © azbest87
Wśród skał ciągle w górę © azbest87
No to zaczynamy właściwą część podjazdu © azbest87
Piękne widoki na terenie Niżnych Tatr © azbest87
Szczyty w Niżnych Tatrach © azbest87
Wiadukt kolejowy w Telgarcie © azbest87
Zjazd w stronę Muranu © azbest87
Długi szybki odcinek ze ścianą gór obok © azbest87
Centrum Parku Narodowego- Muran © azbest87
No to kolejny podjazd- tylko jeszcze spojrzenie za siebie © azbest87
Kościół z miejscowości Krasna © azbest87
- DST 162.32km
- Czas 08:58
- VAVG 18.10km/h
- VMAX 66.29km/h
- Temperatura 33.0°C
- Kalorie 5600kcal
- Podjazdy 1860m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Plan Adriatyk- dzień 2- Przywitanie ze Słowacją
Sobota, 25 lipca 2015 · dodano: 03.08.2015 | Komentarze 2
Jak dla mnie to jest dzień pierwszy, bo wczorajsza dojazdówka jest taka jakby jej nie było;)
Pobudka przed 7 i o 7:30 ruszam. Wcześniej jeszcze tylko udany żart Tomka, który wczoraj zamykał rower w garażu, a później go przestawił gdzie indziej- podobno moja mina na widok że nie ma roweru była bezcenna;)
Od rana słoneczko, a ja pokonuję powoli kolejne górki w stronę granicy- najpierw Warzyce, później przełęcz Hałbowska (540m) i w końcu na granicy przełęcz Beskid (590m) do której docieram koło południa. Z obciążeniem te górki idą znacznie wolniej, a żar lejący się z nieba wcale nie pomaga. Na Słowacji trochę zjazdu i przez Zborov docieram do Bardejova- miasteczka które chciałem zobaczyć z racji wpisanego na listę UNESCO zabytkowego rynku. Na miejscu okazało się że jest jeszcze wystawa aut i cała impreza z tym związana. Koło 14:30 robię sobie przerwę na schłodzenie w pobliskiej rzeczce, ponieważ upał zaczyna robić się nie do zniesienia. Mimo tego podczas mozolnej wspinaczki pod przełęcz Obrucne (640m) czuję że się przegrzewam. Znowu się chłodzę chwilę w wodzie, ale jedzie się mega ciężko Ledwie żywy docieram na jej szczyt i zaczynają wychodzić chmury, oraz rusza się wiatr. To pomaga mi odżyć i dzięki lekkiemu spadkowi temperatury do końca dnia jedzie się już dobrze mimo zaliczenia jeszcze kilku podjazdów.
Dookoła zaczynają pojawiać się burze. Jedna atakuje mnie na zjeździe, więc chowam się w Motorest (zajazd po słowacku). Tam wcinam rosół i jakieś mięso z knedliczkami. Jadąc między kolejnymi burzami docieram do miejscowości Brezovica, gdzie szukam spania. Udaje się u gospodarza na ogrodzie:) Starsze małżeństwo jeszcze karmi mnie ostrą grilowaną kiełbaską i herbatą z mięty z ogrodu.
Fotorelacja:
Pierwsza górka dzisiaj- Warzyce © azbest87
W drodze na przełęcz Hałbowską- w tle góra Grzywacka © azbest87
Koniec Polski- czas zacząć Słowacki odcinek © azbest87
Górki po słowackiej stronie © azbest87
Widok na Zborov © azbest87
Górki pasma granicznego © azbest87
Rynek w Bardejovie © azbest87
Wystawa aut na rynku © azbest87
W tle bazylika św. Idziego © azbest87
Przerwa na chłodzenie w rzeczce © azbest87
Przełęcz Obrucne zdobyta © azbest87
No to sruuu w dół © azbest87
Sianokosy na pobliskich górkach © azbest87
Dzień się kończy- trzeba znaleźć nocleg © azbest87
- DST 100.68km
- Teren 30.00km
- Czas 05:15
- VAVG 19.18km/h
- VMAX 59.42km/h
- Temperatura 31.0°C
- Kalorie 4000kcal
- Podjazdy 1400m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
100, 1000, 2000..
Sobota, 18 lipca 2015 · dodano: 19.07.2015 | Komentarze 2
.. czyli stóweczka dzisiaj zaliczona, 1000 w pionie przekroczone i w końcu 2000 km na liczniki w tym roku stuknęło.
Zaczęło się jak zwykle niepozornie, czyli ruszyłem przed siebie w stronę Niechobrza przez Mogielnicę.
Po asfalcie w górę, parno jak cholera chociaż to dopiero po 9. Tempem starca wyczołgałem się na górę i uderzyłem w stronę Wielkiego Lasu wzdłuż którego szutrowo-leśnymi drogami dojechałem do Pstrągowej. Jakimś dawno zapomnianym przeze mnie zjazdem (ale jakże przyjemnym) śmignąłem przez las do Nawsia i asfaltem do Wielopola. Tutaj stwierdziłem że mogę jeszcze przez górkę potłuc się do Wiśniowej, a później się zobaczy.. W Wiśniowej naszło mnie na niebieski szlak przez Czarnorzecko-Strzyżowski Park Krajobrazowy. Tak wiec wykaraskałem się z rowerem do rezerwatu Herby, po drodze walcząc ze stromizną, pokrzywami i natrętnymi owadami. Na szczęście na górze było trochę przyjemniej jeśli chodzi o temperaturę i dało się jechać- nie to co na niektórych odcinkach szlaku pod górę. Na moje nieszczęście picie skończyło mi się zaraz za rezerwatem Herby, więc czekał mnie dłuższy odcinek usychania. Szlakiem dojechałem do Rzepnika, skąd przeskoczyłem między górkami do Węglówki i obrałem już kierunek do domu za główną drogą. Słońce przypiekało, podjazdy już tak nie wchodziły, ale po płaskim na szczęście szło się gładko mimo nadwyrężonych sił.
Walka z takimi warunkami jeszcze wyjdzie na dobre i to już niedługo:)
W rezerwacie Herby © azbest87
Cerkiew w Rzepniku © azbest87
- DST 61.91km
- Teren 13.00km
- Czas 02:55
- VAVG 21.23km/h
- VMAX 70.47km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 1800kcal
- Podjazdy 1030m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Z górki na górkę
Sobota, 11 lipca 2015 · dodano: 11.07.2015 | Komentarze 0
Niestety dzisiaj dyżur w pracy, wiec dopiero jak wróciłem po 15 to mogłem śmignąć na rower.
W planach było parę górek i wyszło nawet całkiem dobrze. Szkoda tylko że GPS zwariował i nie zapisał większości trasy.
Najpierw podjazd na Babią Górę, później z Czudca do góry, zjazd do Wyżnego i podjazd żółtym szlakiem- jeszcze nigdy nim nie jechałem. Na początek niezła stromizna z średnio przyczepnym podłożem, ale udało się to zmiażdżyć. Później zjazd do Lubeni i podjazd w stronę Przylasku. Zjazd przez las i serpentyną znowu do góry. Przez las do Nowego Borku i z powrotem do góry na Kielnarową. Na koniec jeszcze podjazd w Hermanowej na Przylasek gdzie zaliczyłem zderzenie z dostawczakiem wyjeżdżającym z pod domu na drogę- gość w ogóle się nie zatrzymał tylko władował się prosto na drogę za krzaków. Miałem raptem z 5 metrów na wyhamowanie co skończyło się bliskim spotkaniem z jego lusterkiem i drzwiami. Na szczęście bez uszkodzeń na ciele i sprzęcie, ale takich idiotów to powinni zamykać, a nie dawać im prowadzić auta.. Na koniec jeszcze polną drogą do Budziwoja i przez mostek linowy do domu.
Trasa ręcznie zmalowana, bo nie zarejestrowała się jak trzeba..
- DST 136.60km
- Teren 30.00km
- Czas 08:05
- VAVG 16.90km/h
- VMAX 60.10km/h
- Temperatura 32.0°C
- Kalorie 5900kcal
- Podjazdy 1900m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Pogórze Przemyskie
Sobota, 4 lipca 2015 · dodano: 05.07.2015 | Komentarze 0
Nie miałem jakiegoś konkretnego pomysłu na dzisiejszą jazdę, ale miałem ochotę pojeździć po jakichś trochę dalszych górkach.
Padło na Pogórze Przemyskie. Bez konkretnego planu pojechałem w stronę Dynowa i zostawiłem auto w Dąbrówce Starzeńskiej koło ruin zamku. Na początek wybrałem podjazd przez Przełęcz Kruszelnicką i drogą pod cerkiew w Piątkowej, a później miało się zobaczyć;) Po wizycie pod cerkwią stwierdziłem że spróbuje podjechać drogą obok niej i na szczycie wbić się na niebieski szlak.
No i się zaczęło.. podjazd drogą zwózkową dawał nieźle popalić. Do tego oczywiście jak to na suszę- mnóstwo błota;) tak że zasysało koło na głębokość 20 cm. Przez to trzeba było co kawałek zasuwać z buta:/ Przebrnięcie 10 km zajęło mi ponad godzinę i irytacja rosła z każdym kolejnym kilometrem. Mnóstwo gałęzi i jeszcze więcej błota- takie warunki chociaż poruszałem się już wzdłuż szlaku. Jeżeli gdzieś jest poprowadzony szlak to powinni zabronić wjeżdżać tam ciężkiemu sprzętowi.
Nad Kotowem dojechałem do szutrowej drogi i mocno się zastanawiałem czy stamtąd nie zjechać, ale dalszym ciąg wzdłuż pola wyglądał lepiej więc uderzyłem dalej szlakiem przez Piaskową do Sufczyny. W lesie dużo lepiej nie było, ale przynajmniej dało się jechać trochę więcej niż na poprzednim odcinku. W Sufczynie odpuściłem sobie dalszy ciąg szlaku i zjechałem do Birczy. Miałem tam kupić wodę, ale oczywiście zapomniałem. Przypomniało mi się to podczas podjazdu serpentynami w Woli Korzenickiej. Na szczycie podjeżdżam jeszcze zobaczyć ukryte lotnisko i zmierzam do Trójcy. Po drodze ratuje mi tabliczka z napisem: " Do punktu czerpania wody". Odbijam nad pobliski potoczek i uzupełniam bidon, oraz schładzam się trochę wodą, bo słońce zaczyna co raz bardziej przypiekać.
Z Trójcy jadę do Arłamowa kompletnym odludziami. Wymyśliłem sobie że podjadę pod ośrodek w Arłamowie od tyłu i nawet się udało, ale na górze okazuje się że brama jest zamknięta i nie ma jak przedostać się naokoło. Ostatecznie trzeba było zjechać z powrotem na dół i podjechać jeszcze raz.. Myślałem chwilę o Połoninkach Kalwaryjskich, ale to że miałem już 70 km przejechane i drugie tyle do auta przekonało mnie do skrócenia trasy, tak więc zjechałem asfaltem do Makowej. Tutaj w końcu uzupełniłem trochę zapasy wody w sklepie i ruszam dalej do Rybotycz na żółty szlak w celu zdobycia Kopystańki. Jazda szutrówką całkiem przyjemna, ale droga polna prowadząca już na szczyt masakra- jakby ktoś ją zaorał i na tym wyrosła trawa do tego nachylenie ~15%. Trochę mnie zniszczyła na końcówka. Na górze odpoczynek z podziwianiem widoków naokoło. Całkiem fajny punkt widokowy.
Zjeżdżam do Brylińców droga którą przejął płynący z góry strumyk- przynajmniej trochę obmyłem rower;) Od teraz myślę już o powrocie do auta bo już prawie setka na liczniku. Myślałem żeby przedostać się na drugą stronę Sanu i tam spokojnie dojechać, ale przeprawa promowa nieczynna, bo budują tam most, a mostek który mijałem trochę dalej nieczynny z powodu remontu. Tak dojeżdżam w końcu do mostu w Iskani. Stwierdzam jednak że teraz już nie opłaca mi się jechać drugą stroną, więc jadę końcówkę tą samą drogą co początek, czyli przez Przełęcz Kruszelnicką. Po drodze jeszcze zaczyna mi odcinać prąd, bo za mało jadłem w drugiej części trasy. Wciskam w siebie na siłę snicersa i popijam resztkami wody. Kawałek dalej zaczyna się jechać trochę lepiej, ale pod górkę już brakuje mocy. Na szczęście ostatnie kilometry to już zjazd do Dąbrówki.
Trasa wyszła całkiem niezła chociaż układana na bieżąco, do tego niedużo brakło do 2000 w pionie, no i słońce które naprawdę nieźle dawało popalić. Mimo to skończyłem ją w dużo lepszym stanie niż podczas ostatniej upalnej setki.
I przejechałem spory kawał Pogórza Przemyskiego!
Niewiele zdjęć dzisiaj zrobiłem, ale wrzucam kilka poglądowych:
Dzisiejszy wyjazd sponsorował: © azbest87
Cerkiew w Piątkowej © azbest87
Ukryte wśród drzew lotnisko © azbest87
Odludzia w drodze do Arłamowa © azbest87
Chłodzenie w potoku w Makowej © azbest87
Kopystańska zdobyta © azbest87
Widoki z Kopystańki- w tle już Ukraina © azbest87
- DST 125.63km
- Teren 20.00km
- Czas 06:23
- VAVG 19.68km/h
- VMAX 71.85km/h
- Temperatura 32.0°C
- Kalorie 5300kcal
- Podjazdy 1560m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Uff.. jak gorąco..
Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 14.06.2015 | Komentarze 2
Plan na dzisiaj był jasny- wynik trzycyfrowy na liczniku, chociaż pogoda a zwłaszcza zapowiada temperatura średnio zachęcały do spędzenia całego dnia na rowerze. 32 stopnie potrafi każdego wykończyć.
Początek jazdy też średnia napawał optymizmem- kompletny brak mocy. Dodjazdówka w stronę Czudca i pierwszy podjazd to było raczej walczenie z sobą żeby nie zawrócić niż sensowna jazda. Na szczęście na górze powoli zacząłem się rozkręcać i jechało się co raz lepiej chociaż straciłem całkowicie motywację do jakiejkolwiek szybszej jazdy. Także najbliższe górki były już pokonywane z prędkością turystyczną.
Z Kopaliny przejechałem jakąś nową drogą w stronę górki w Jaworniku (pomógł w tym wujek google) i później jakimiś polnymi i leśnymi dróżkami którymi jeszcze nie miałem okazji jeździć. W końcu dojeżdżam w okolice Gwoźnicy Górnej. Zjazd koła cmentarza miażdży- przyspieszenie czuć jak na Sołonce- nie znałem drogi i trochę przyhamowałem w połowie, a i tak gładko 70 przekroczyłem.
W sklepie zakupiłem picie zeżarłem banana i jazda dalej. Władowałem się w jakąś drogę asfaltową z nachyleniem pod 20%- w sumie mogłem stąd łatwo odbić na Wilcze, ale obrałem inny kierunek. Nawet bym powiedział że mnie poniosło i tak trafiłem na serpentyny w Izdebkach. Wturlałem się na nie spokojnym tempem i na górze odbiłem na Wydrną, ale z asfaltu uciekłem w polne drogi i dojechałem do Obarzymu. Dojazd do Dynowa jeszcze jakoś poszedł, ale tutaj już czułem że przyjąłem dzisiaj za dużą dawkę słońca.. Przerwa opodal mostu i małe uzupełnienie kalorii lekko mi pomogło, ale ostatecznie jazda od Dynowa do Boguchwały to byłą trochę męka. Marzyłem o wskoczeniu do zimnej wody. Na płaskim jechałem bez problemów nie najgorszym tempem, ale byle górki i odcinało mnie. Jakby nie patrzeć to trochę górek było, ale chyba bardziej odbiła się na mnie jazda przez kilka godzin w mega słońcu i wysokiej temperaturze.
Efekt dnia jest taki że jestem spalony niczym kurczak z rożna z piękną kolarską opalenizną;) i wypite 5 litrów picia w czasie jazdy, a i tak waga w porównaniu do rana o 3 kg mniejsza...
Kilka zdjęć, bo nie chciało mi się za bardzo robić fotek (kiepskie światło do zdjęć;)
Na początek kładka w Boguchwale © azbest87
Przerwa pod drzewem © azbest87
Niedaleko szczytu na Żarnowej © azbest87
Nad Gwoźnicą Górną © azbest87
A zaraz szybki zjazd © azbest87
Gdzieś w lesie © azbest87
Na serpentynach w Izdebkach © azbest87
- DST 50.00km
- Teren 1.00km
- Czas 04:00
- VAVG 12.50km/h
- VMAX 44.60km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Pożyczone itp
- Aktywność Jazda na rowerze
Cypr - okolice Pafos
Środa, 25 lutego 2015 · dodano: 08.03.2015 | Komentarze 4
W Polsce ciągle zima, więc szukając ciepła razem z Anią udaliśmy się na tygodniowy urlop na Cypr. Udało się nawet cały ten wyjazd okrasić jazdą na rowerze. Szkoda tylko że kompletnie brak mi formy, więc i trasy niezbyt wymagające, ale jak na kompletny brak przygotowania to trochę metrów w pionie udało się zrobić. Za to dupa później nieźle bolała;P
Ten dzień to zwiedzanie okolicy Pafos, czyli miejsca w którym przebywaliśmy. Udało się wspiąć na pobliskie górki o wysokości około 700 m startując praktycznie z poziomu morza.
Tempo niewiele większe od piechura, ale długie odcinki o średnim nachyleniu 9% skutecznie mnie zwalniały..
Kilka zdjęć z trasy:
Nadmorskie klify © azbest87
Miejsce jaskiń morskich © azbest87
Morze Śródziemne © azbest87
Lazurowa woda © azbest87
No to jedziem pod górę © azbest87
Wysokość powoli wzrasta © azbest87
Tutaj wszędzie zielono © azbest87
"Banda" przy drodze © azbest87
Znowu 9% © azbest87
W terenie też byłoby gdzie poszaleć © azbest87
Winnice © azbest87
Cypryjskie wioski © azbest87
Grekokatolicka świątynia © azbest87
Charakterystyczne kamienne murki © azbest87
Pożyczony rower= słabe hamulce= brak szaleństw na zjeździe © azbest87
Chwilę trzeba było przeczekać z racji chwilowego deszczyku © azbest87
Cypryjskie krajobrazy © azbest87
Bonusowo fotka pod wieczór z pod hotelu © azbest87