Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102730.07 kilometrów w tym 8000.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 707743 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Przewyższenia>1000m

Dystans całkowity:18498.50 km (w terenie 1314.00 km; 7.10%)
Czas w ruchu:874:23
Średnia prędkość:21.16 km/h
Maksymalna prędkość:89.27 km/h
Suma podjazdów:236950 m
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:156 (83 %)
Suma kalorii:315934 kcal
Liczba aktywności:168
Średnio na aktywność:110.11 km i 5h 12m
Więcej statystyk
  • DST 85.57km
  • Czas 03:31
  • VAVG 24.33km/h
  • VMAX 68.20km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 2300kcal
  • Podjazdy 1470m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pogórze Dynowskie

Sobota, 13 sierpnia 2016 · dodano: 14.08.2016 | Komentarze 0

Katowanie górek na południe od Rzeszowa. Trochę podjazdów weszło chociaż jechało mi się dość ciężko. Dawno tyle przewyższeń nie było Jakoś w tym tygodniu nie mogę wkręcić organizmu na wyższe obroty. Dopiero gdzieś po 4 górce jechało się trochę lepiej. 
Ponadto kupiłem sobie plecak na rower i dzisiaj były pierwsze testy. Bukłak fajna rzecz tylko mogłoby trochę więcej wody z niego lecieć;)

Część trasy zarejestrowana dopóki komórka nie padła:




  • DST 62.80km
  • Teren 27.00km
  • Czas 04:02
  • VAVG 15.57km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Kalorie 3100kcal
  • Podjazdy 1350m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chryszczata

Sobota, 30 lipca 2016 · dodano: 03.08.2016 | Komentarze 2

Wypad w Bieszczady razem z Piotrkiem. Plan był niczego sobie- przejechać czerwonym szlakiem z Duszatyna do Cisnej. Tak więc po 10 dojeżdżamy do Cisnej. Bierzemy zapas jedzenie i picia i ruszamy w drogę. Najpierw dojazdówka do Duszatyna po asfalcie. Zaczynamy od podjazdu na przełęcz za Żubraczem na ponad 750 m. Później droga wiodła albo z górki, albo po płaskim przy ładnym słoneczku. Bardzo przyjemny kawałek który już miałem okazję parę razy jechać. Odbijamy na Duszatyn i mamy do zaliczenia po drodze 4 brody na Osławie, a wcześniej jeszcze cerkiew w Smolniku. Rowery trochę się umyły, my schłodziliśmy więc czas na krótki popas w barku i zakupienie ostatnich zapasów. Teraz czeka nas sporo kilometrów bez takich luksusów. 
Na rozgrzewkę podjazd do jeziorek Duszatyńskich. Chwilami dość stromo, po błocie i kamulcach, ale da się jechać więc do jeziorek docieramy dość szybko i sprawnie. Tam przerwa na parę fotek i jedziemy dalej. W sumie słowo jedziemy jest trochę na wyrost, ponieważ zaczyna się robić dość stromo co w połączeniu z błotem, kamieniami i korzeniami w dużej części uniemożliwia jazdę. Następne 2 km prowadzące pod szczyt Chryszczatej pokonujemy w pół godziny w znacznej części prowadząc rowery. Dopiero kawałek przed szczytem można trochę pokręcić na rowerze. 
Jest! Chryszczata zaliczona! 997 metrów. Na górze kilka osób, ale ogólnie na szlakach raczej pustki. Widoków nie ma bo wszystko zarośnięte to i turyści za bardzo tu nie garną chociaż pogoda na wędrówki bardzo przyjemna.
Ze szczytu zjeżdżamy na przełęcz Żebrak i znowu pod górę na Jaworne (992m). Znowu kawałek trzeba prowadzić, ale znacznie krótszy niż na Chryszczatą. Na zjeździe trochę bardziej puszczam hamulce i na sekcji większy kamieni czuję niepokojące dobicie, a kawałek dalej słyszę psss.... zatrzymuję się i.. słyszę psss ale tak jakby w stereo.. Snake na dwa koła.. aż brak słów. Powietrze schodzi z obu kół jednocześnie. Czas na przymusową przerwę. Ja mam jeden zapas, Piotrek też więc zmiana powinna pójść w miarę sprawnie. Szybko zmieniam swoją dętkę na przodzie i zabieram się za tył. Niestety pompowanie nie przynosi rezultatu.. Okazuje się że zapasowa dętka Piotrka jest dziurawa;) W takim razie biorę się za łatanie. Niestety okazuje się że pęknięcia są w takim feralnym miejscu że przyklejone łatki się przesuwają podczas pompowania i puszczają.. Po dwóch takich próbach w końcu Piotrek łata swoją dętkę i udaje się uruchomić rower. Uf.. nareszcie.. zeszło nam z tym półtorej godziny. Niestety z racji tej przerwy mieliśmy znaczną obsuwę czasową, a musieliśmy być przed 20 w Rzeszowie. Podejmujemy decyzję o odpuszczeniu reszty czerwonego szlaku i zjeżdżamy czarnym w kierunku na Kołonice. Ciekawie się jedzie leśną ścieżką po błocie i kamieniach z nachyleniem między 20 a 30%. Po chwili wypadamy do szutrowej drogi i nią zjeżdżamy aż do asfaltu. Na dobicie jeszcze przejazd serpentynami i kolejne 200 m w pionie. No i jesteśmy z powrotem w Cisnej.
Trzeba przyznać że teren nie był łatwy, a wypych na Chryszczatą dał dobrze w kość, ale mimo to jak dla mnie to była świetna zabawa:) szkoda tylko straconego czasu na łatanie i odpuszczenia reszty czerwonego szlaku. Reszta trasy do poprawki:)


W drodze do Duszatyna
W drodze do Duszatyna © azbest87

Cerkiew w Smolniku
Cerkiew w Smolniku © azbest87

Przejazd przez Osławę
Przejazd przez Osławę © azbest87

Piotrek w Osławie
Piotrek w Osławie © azbest87

Pierwsze z jeziorek Duszatyńskich
Pierwsze z jeziorek Duszatyńskich © azbest87

Drugie jedziorko Duszatyńskie
Drugie jedziorko Duszatyńskie © azbest87

Chryszczata (997m) zdobyta!
Chryszczata (997m) zdobyta! © azbest87

Jaworne też zaliczone
Jaworne też zaliczone © azbest87




  • DST 127.13km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 26.76km/h
  • VMAX 69.52km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 2900kcal
  • Podjazdy 1160m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pruchnik

Piątek, 29 lipca 2016 · dodano: 29.07.2016 | Komentarze 0

Wolny piąteczek z przeznaczeniem na rower:) W sumie to może zrobiłbym jeszcze dłuższą trasę, ale jutro też pasuje mieć siły na jazdę;)
Na początek temperatura koło 20 stopni i zachmurzone niebo- na rowerze było czuć lekki chłodek- idealnie do jazdy. Szkoda tylko że zanim się rozkręciłem to minęło z godzinę;) Zbyt rzadko zaczynam jazdę tak wcześnie tj po 10;)
Po hopkach jazdę w stronę Kańczugi i Pruchnika. W międzyczasie niebo zaczyna się powoli rozchmurzać i słońce się przebija. w Pruchniku już ładnie świeci, a po porannym miły chłodzie zostało już tylko wspomnienie.. W Pruchniku przerwa na popas i podjazdem przez Kramarzówkę docieram do Babic. Stąd obieram kierunek na Dynów i serpentyny w Szklarach. Nie chciało mi się jechać cały czas główną na Tyczyn więc podjechałem na Borówki i przejechałem szczytem zjeżdżając w Borku Starym. Na końcówce trochę mnie przysuszyło, bo picie się skończyło, a zatrzymywać już mi się nie chciało.
Całkiem spoko się jechało:)





  • DST 61.10km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:28
  • VAVG 13.68km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 2600kcal
  • Podjazdy 1310m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskid Niski w najlepszym wydaniu

Niedziela, 24 lipca 2016 · dodano: 25.07.2016 | Komentarze 3

Kwintesencja jazdy po Beskidzie Niskim- tak mogę w skrócie podsumować dzisiejszą jazdę. 
Start dość późno, bo dopiero koło 11:30 w Krempnej i na początek lajtowy podjazd w stronę Żydowskiego po zdezelowanej drodze. W sam raz na rozgrzewkę. Na górze już czekały na mnie fajne widoczki charakterystyczne dla Beskidu- łąki i leniwe górki. Nawet spotkałem po drodze parę osób na rowerach i kilku piechurów. Następnie zjazd do Ożennej i podjazd asfaltem na przełęcz na granicy. Stamtąd odbijam na szlak graniczny. Ilość spotkanych osób spada do dwóch sztuk - tak samo jak ja na rowerach:) Odcinek mocno zarośnięty i sporo zdradzieckiego błota po drodze. Dwa razy skończyło się to katapultacją gdy zassało mi koło- oba lądowania zaliczone bez problemu z telemarkiem;) Tym szlakiem docieram do do Przełęczy Zajęczy Wierch i przez zarośnięte łąki przebijam się do ziemnej drogi prowadzącej mnie lajtowym zjazdem do Radocyny. Tam miałem nadzieję zakupić zapas wody na dalszą trasę, bo słońce dość dobrze dogrzewało, ale w jedynym czynnym barze obsługa niezbyt spieszyła się ze sprzedażą, a raczej próbowali nadrobić wydawanie klientom wcześniej sprzedanych dań. Skończyło się to 10-minutowym staniem w kolejce które ostatecznie sobie odpuściłem, bo ile można czekać.. Dalej wzdłuż rzeczki pojechałem do Nieznajowej i Wołowca po drodze kilkakrotnie przecinając wspomnianą rzeczkę. W jednym miejscu wydała mi się ona trochę za głęboka na przejazd.. Już kombinowałem jak się przedostać na drugą stronę, ale ostatecznie wziąłem tylko rower na plecy i przed siebie;) Okazało się że wody jest tam wyżej kolan, ale takie schłodzenie to była genialna rzecz w ten słoneczny dzień. Szkoda tylko że później miałem mokro w butach do końca wyjazdu;)
Z Wołowca uderzyłem bodajże czerwonym szlakiem do Bartnego. Na początku kilkadziesiąt metrów pchania pod górkę przez łąkę i dalej dało się już jechać bez problemu, tzn stromo ale dało się przesuwać do przodu;)
Tam udało się też zaopatrzyć w wodę w jakimś małym leśnym strumyczku i nic mi po niej nie było;) a temperatura wody jakbym wyciągnął ją z lodówki :D
Szybko docieram do Bartnego i już widzę przed sobą mój najwyższy cel na dzisiaj, czyli Wątkową. Najpierw mozolny dojazd szlakiem-ścieżką z błotem co kawałem, a na koniec kiepa do góry po luźnych kamieniach, które chyba bardziej mnie tam wymęczyły niż nachylenie. Mimo wszystko udało się wjechać prawie całość z wyjątkiem dosłownie kilkunastu metrów , gdzie przystawiło mnie na luźnych kamieniach i ciężko było w tym miejscu dalej ruszyć.
Na górze odbijam jeszcze kawałek w bok żeby dojechać na najwyższy punkt tj. 846m wbijam do przewodnik pieczątkę i jazda w dół po kamieniach i korzeniach. Znowu do góry i ląduję na Świerzowej (805m). Kolejny zjazd. Wytrzęsło mnie nieźle;) Miałem jechać przez Kolanina w stronę przełęczy Hałbowskiej, ale z racji że musiałem być w domu o w miarę normalnej godzinie to już sobie odpuściłem.
Zjechałem w okolice Świątkowej i szutrami przejechałem jeszcze do Kotani skąd już ostatnie kilometry po asfalcie do auta w Krempnej. 
Wymęczyłem się dobrze i wytłukłem po górkach, kamieniach i korzeniach, ale ostatecznie świetna trasa wyszła- było wszystko to co najlepsze ma do zaoferowanie Beskid Niski okraszone piękną pogodą- nic tylko jeździć i jeździć:)


Beskidzkie widoki w okolicach Ciechania
Beskidzkie widoki w okolicach Ciechania © azbest87

Piękne niebo nad Beskidem
Piękne niebo nad Beskidem © azbest87

W dole widać Ożenną i podjazd na granicę
W dole widać Ożenną i podjazd na granicę © azbest87

U źródeł Wisłoki
U źródeł Wisłoki © azbest87

Szlak graniczny
Szlak graniczny © azbest87

Widoki w stronę Słowacji
Widoki w stronę Słowacji © azbest87

Tutaj trzeba znaleźć ścieżkę którą prowadzi szlak
Tutaj trzeba znaleźć ścieżkę którą prowadzi szlak © azbest87

Droga do Radocyny
Droga do Radocyny © azbest87

Beskidzkie klimaty
Beskidzkie klimaty © azbest87

Chillout przy drodze
Chillout przy drodze © azbest87

Przede mną już widać Wątkową (846m)
Przede mną już widać Wątkową (846m) © azbest87

Wątkowa zdobyta!
Wątkowa zdobyta! © azbest87

Świerzowa też!;)
Świerzowa też!;) © azbest87

Zjazd w stronę Kotani
Zjazd w stronę Kotani © azbest87

Cerkiew w Kotani
Cerkiew w Kotani © azbest87




  • DST 100.50km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 26.22km/h
  • VMAX 72.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 2500kcal
  • Podjazdy 1160m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Katowanie na górkach

Niedziela, 12 czerwca 2016 · dodano: 13.06.2016 | Komentarze 0

Piękna słoneczna niedziela i trochę więcej czasu więc udało się pokręcić coś po okolicy. Postanowiłem przejechać się drogą z Błażowej do Dylągówki ponieważ odkąd położyli tam asfalt to jeszcze tamtędy nie jechałem, a wcześniej nie raz zdarzało się tam bywać. Po drodze zaliczyłem jeszcze podjazd z Tyczyna na Kielnarową. Z Dylągówki skierowałem się jak na Łańcut pokonując kolejne dwie górki jedno po drugiej i odbiłem przez Kraczkową w stronę Rzeszowa. W sumie to miałem jeszcze sporo siły więc postanowiłem jeszcze zaliczyć podjazd na Słocinę i zjazd od Tyczyna. Stamtąd miałem wracać do domu, ale coś mnie tchnęło żeby jechać dalej:P Dlatego zaliczyłem jeszcze kolejny podjazd przez Hermanową i na koniec na dobicie przez Lubenię- teraz już miałem dość;) Na koniec jeszcze krótka pętla po Boguchwale żeby dobić do setki i czas na odpoczynek, ponieważ dzisiaj było gdzie się zmęczyć..





  • DST 47.10km
  • Czas 01:52
  • VAVG 25.23km/h
  • VMAX 64.80km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 1640kcal
  • Podjazdy 1060m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Polana Jakuszycka

Czwartek, 2 czerwca 2016 · dodano: 06.06.2016 | Komentarze 0

W dzień zwiedzanie okolicy autem i z buta, a pod wieczór zostało chwilę czasu żeby zrobić krótką trasę po okolicy. Niebo zachmurzone i parę razy deszcze straszył, ale przez większość jazdy obeszło się bez moczenia;) Najpierw zjechałem sobie ze Szklarskiej i podjechałem do Jagniątkowa wracając przez Michałowice do punktu wyjścia w Piechowicach. Teraz moim celem było podjechanie na Przełęcz Szklarską na Polanie Jakuszyckiej zaczynając od Piechowic co oznaczało praktycznie 14 km podjazdu:) Chwilę się to jechało, ale poszło bez problemu. Zjazd do Szklarskiej Poręby poszedł do powtórki po wczorajszej glebie na nim. Początek szybki, ale później zaczęło mocniej kropić i znowu musiałem uważać żeby nie leżeć na asfalcie. Przez ten wzmagający się deszcz odpuściłem sobie jeden podjazd który jeszcze chciałem zaliczyć i pojechałem prosto do pensjonatu. Niby nie taka długa trasa a ponad 1000 m przewyższeń wpadło:) Dobrze się jechało chociaż w nogach czułem jeszcze trochę wczorajszą trasę.
Na tym wyjeździe to już tyle jeśli chodzi o rower- reszta to już inne formy rekreacji:)




  • DST 99.40km
  • Czas 03:57
  • VAVG 25.16km/h
  • VMAX 61.20km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 3385kcal
  • Podjazdy 2170m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Najtrudniejszy szosowy podjazd w Polsce- Przełęcz Karkonoska

Środa, 1 czerwca 2016 · dodano: 06.06.2016 | Komentarze 1

Tygodniowy urlop prawie w całości spędzony z żoną w Szklarskiej Porębie i okolicach. Co prawda nie miałem w planach zbytnio jeżdżenia na rowerze, ale jedną rzecz musiałem zrobić- wjechać na Przełęcz Karkonoską uznawaną za najtrudniejszy szosowy podjazd w Polsce! Specjalnie po to zabrałem ze sobą szosę na urlop i przewiozłem ją przez ponad pół Polski:P
Wiedziałem że na góralu pewnie nie miałbym dużych problemów z jej zdobyciem chociaż profile straszyły nachyleniem dochodzącym do 29%, ale skoro podjazd szosowy to postanowiłem go zdobyć na szosie:) To było większe wyzwanie!
Pogoda tego dnia nie rozpieszczała, ale po małej rozgrzewce dało się bez problemu jechać w krótkim rękawku. Na początek wyjazd ze Szklarskiej czyli 6 km z górki, po czym odbijam w stronę Podgórzyna, gdzie zaczyna się podjazd z wysokości około 350 m. Początek w kierunku Przesieki spokojny i jedzie się bez problemu. W Przesiece nachylenie trochę wzrasta, ale dzięki serpentynom jedzie się dość przyjemnie. Dopiero gdy kończą się zabudowania, a droga wchodzi do lasu zaczyna się pierwsza poważna stromizna. Nachylenie osiąga już poważne wartości (spokojnie dochodzi do 20%) i nie odpuszcza, a ja jestem zmuszony zacząć jeździć przysłowiowym wężem żeby nie zajechać się w połowie podjazdu;) Dojazd od drogi sudeckiej to chwila wytchnienia, ale już widzę co mnie czeka dalej.. Jadę dalej, a przede mną poważna ściana, więc znowu trochę zygzakiem. Po pewnym czasie podjazd trochę odpuszcza i jedzie się dużo łatwiej, ale to tylko cisza przed burzą. Mniej więcej 2 km przed końcem zaczyna się ściana i nie odpuszcza już do samej przełęczy. W końcu po godzinie jazdy melduję się na Przełęczy Karkonoskiej (1198 m) i podjeżdżam jeszcze kawałek do schroniska Odrodzenie osiągając wysokość 1236 m i prawie 900 przewyższenia na podjeździe co nie jest raczej spotykane w Polsce (poza wybranymi szlakami w terenie).
Podjazd trudny i dość długi z kiepskim asfaltem w drugiej części, ale najgorsze dla mnie były te najbardziej nachylone odcinki, ponieważ przy blacie z przodu 34 zęby i zębatce z tyłu 28 takie ściany stają się prawdziwym wyzwaniem i chwilami trzeba mocno przepychać korbami, albo jechać zygzakiem. 
Na szczycie stwierdziłem że powrót zrobię sobie przez Czechy, ponieważ pogoda nie straszyła za bardzo deszczem, a do tego po czeskiej stronie jest piękny i szeroki asfalcik. Natomiast zjazd po polskiej stronie to byłaby trochę mała przyjemność. Na szczycie spotykam jeszcze dwóch kolarzy z klubu Tarnovia Tarnowo Podgórne, ale robię jeszcze zdjęcia a oni zjeżdżają. Na dole się spotykamy i już razem ruszamy w poszukiwaniu drogi powrotnej do Polski. Chłopaki są na obozie i robią sobie trening, a ja tylko próbowałem utrzymać się u nich na kole;) W ten sposób przejechałem w mocnym tempie prawie do polskiej granicy gdzie pod sklepem na skraju Harrachova  się rozdzieliliśmy, ponieważ chciałem zdążyć przez burzą która zaczęła wychodzić. Wturlałem się na Przełęcz Szklarską i przez Polanę Jakuszycką skierowałem się na zjazd do Szklarskiej Poręby. Stąd miałem mieć już tylko w dół. Co prawda deszcz mnie nie złapał, ale cały zjazd był mokry po jakiejś ulewie która przeszła zapewne przed chwilą. Starałem się zbytnio nie szaleć, ale i to nie wystarczyło i na dużej agrafce w prawo nawet nie wiem kiedy uciekło mi przednie koło, a ja skończyłem z kilkumetrowym szlifem po asfalcie. Straty: obtarcie z prawej strony na ręce i nodze (na szczęście nie duże) oraz mocno stłuczony i obdarty tyłek, do tego zdarta od asfaltu tylna przerzutka, wygięty hak, całkowicie rozdarta owijka (aż zostały ślady na kierownicy pod spodem) i lekko obtarty telefon który miałem w bocznej kieszeni plecaka. Tenże plecak wziął na siebie chyba większość tarcia po asfalcie, więc większych ran na szczęście nie miałem.
Jak już się pozbierałem to reszta zjazdu wręcz emeryckim tempem. Na koniec jeszcze sztywna ścianka pod pensjonat i można odpocząć, bo sporo przewyższeń dzisiaj nastukałem.



Widoki w Przesiece
Widoki w Przesiece © azbest87

Wjazd od lasu i za chwilę pierwszy ostrzejszy kawałek
Wjazd od lasu i za chwilę pierwszy ostrzejszy kawałek © azbest87

Przełęcz Karkonoska zdobyta
Przełęcz Karkonoska zdobyta © azbest87

Widoki pod schroniskiem Odrodzenie- wyjechałem powyżej chmur:)
Widoki pod schroniskiem Odrodzenie- wyjechałem powyżej chmur:) © azbest87

I jeszcze widoki na pobliskie szczyty
I jeszcze widoki na pobliskie szczyty © azbest87

Kolarze spotkani na przełęczy
Kolarze spotkani na przełęczy © azbest87

Po czeskiej stronie przełęczy piękny asfalcik i schroniska jedno za drugim
Po czeskiej stronie przełęczy piękny asfalcik i schroniska jedno za drugim © azbest87

Cisnę za gośćmi z Tarnovi przez czeskiej drogi
Cisnę za gośćmi z Tarnovi przez czeskiej drogi © azbest87

W drodze powrotnej zaliczona jeszcze Przełęcz Szklarska (886m)
W drodze powrotnej zaliczona jeszcze Przełęcz Szklarska (886m) © azbest87




  • DST 91.10km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:04
  • VAVG 22.40km/h
  • VMAX 70.20km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 2370kcal
  • Podjazdy 1270m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pogórze Przemyskie po raz drugi

Sobota, 28 maja 2016 · dodano: 29.05.2016 | Komentarze 0

Wycieczka z serii: podróżowanie z Funflem;) tj razem z Piotrkiem podobnie jak tydzień temu wpakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy poznawać nowe tereny. Na dzisiaj wymyśliłem trasę z Birczy gdzie ruszamy z parkingu o godzinie 10. Na rozgrzewkę podjazd pod ukryte lotnisko i później dłuższy dojazd wzdłuż rzeki Wiar do Kalwarii Pacławskiej. Podjeżdżamy asfaltem pod sanktuarium- podjazd jak zawsze miażdży. Pierwszy raz jechałem tam na szosie i pod koniec musiałem już kawałek jechać wężem bo ciężko było przepychać korby. Niema co się dziwić jak nachylenie przekracza miejscami 25%! Na górze łapie nas deszcze akurat gdy jesteśmy na wieży widokowej i chwilę później co przeczekujemy pod sklepem. Tam dowiedzieliśmy się że droga do nie dawna szutrowa została pokryta asfaltem więc decydujemy się na zjazd inną drogą. Jak się okazuje po przejechaniu paruset metrów jest już sucho- tutaj deszcz nie dotarł. Na koniec jeszcze przejazd przez bród na rzecz i kierujemy się w stronę podjazdu do Arłamowa. Początek lajtowy i ciśnie się bez problemu, ale podjazd ciągnie się dość długo. Końcówka już trochę bardziej stroma, ale idzie bezproblemowo, bo w porównaniu do podjazdu na Kalwarię to jest pikuś;) Na górze łapie nas burza, ale chowamy się pod daszkiem obok lądowiska dla helikopterów i chwilę przeczekujemy. Następnie jedziemy pod hotel w Arłamowie i oglądamy cały kompleks. Co prawda piłkarzy nie zobaczyliśmy, ale też w sumie nie nastawiałem się na to, a hotel "zaliczyliśmy" przy okazji.
Zjazd do Kwaszeniny dość wolny, bo cały mokry i woda latała wszędzie na około i chociaż nigdzie nas nie złapał deszcz to na dole i tak byliśmy cali mokrzy..
Jeszcze jedna górka i jesteśmy na drodze do Kuźminy w której to obok cerkwi spotykamy dwóch sakwiarzy z Warszawy. Dojechali pociągiem do Rzeszowa i stamtąd pojechali na trasę po Bieszczadach i pogórzu. Po kilkunastu minutach rozmowy każdy jedzie w swoją stronę. Nas czeka jeszcze jeden podjazd i długi zjazd na którym próbuję gonić auto;) i jesteśmy z powrotem przy aucie.
To była dobra trasa:) Jechałem cały dzień bez rękawiczek żeby wyrównać moją rowerową opaleniznę co przy tym słońcu i temperaturze 28 stopni skończyło się mocno spalonym dłońmi o czym przekonałem się dopiero w domu;)





  • DST 106.10km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 22.34km/h
  • VMAX 67.30km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 2750kcal
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dynowskie okolice

Sobota, 21 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 0

Dzisiaj na jazdę ustawiam się razem z Piotrkiem. Jedziemy jego autem do Dynowa i stamtąd planujemy jakąś szosową pętlę. Zaczynamy od podjazdu w Hłudnie w stronę Izdebek, idzie się tu mocna zagrzać;) Spotykamy tam też starszego Pana na szosie który też dzisiaj robi sporą pętlę po górkach. Szybki zjazd do Izdebek i wspinamy się serpentynami na których Piotrek nie miał jeszcze okazji być. Na szczycie odbijamy w lewo w stronę Wydrnej, ponieważ chcemy jeszcze zwiedzić trochę terenów po drugiej stronie Sanu. Przekraczamy rzekę na kładce w Uluczu i odludnymi terenami wspinamy się do Borownicy. Zaczyna powoli doskwierać głód, a sklepu nigdzie nie widać. Dopiero w Siedliskach takowy znajdujemy i uzupełniamy trochę kalorii. Do Dynowa trochę przeszkadza nam wiatr wiejący w twarz, ale na spokojnie kręcimy przed siebie. Tempo na trasie dostosowane do Piotrka, ponieważ ja jechałem na szosie, a on na góralu na slickach. W Dynowie stwierdzam że czuję się na tyle dobrze że mogę jeszcze uderzyć do domu na rowerze. Narzucam sobie trochę mocniejsze tempo żeby zdążyć jeszcze na końcówkę odcinka na Giro;) No i udaje się jeszcze obejrzeć ostatniej 20-kilka kilometrów;)





  • DST 164.78km
  • Czas 08:11
  • VAVG 20.14km/h
  • VMAX 59.72km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 6000kcal
  • Podjazdy 2000m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Plan Adriatyk- dzień 9- Z gór nad Adriatyk

Sobota, 1 sierpnia 2015 · dodano: 17.08.2015 | Komentarze 2

Pobudka i ogarnięcie się w miarę szybko z rana. Okazuje się że pękła jedna szprycha w tylnym kole, ale już nie mam zamiaru wymieniać żeby nie tracić czasu- koło i tak powinno bez problemu wytrzymać do końca dzisiejszego dnia.
Dookoła campingu mega góry- gęba sama się uśmiecha na takie widoki.
Startuje już po 8 i śmigam drogą wzdłuż rzeki Socza. Ta rzeka jest moim kierunkowskazem przez dobre pół dnia. Jej turkusowa woda wije się między górami aż do Adriatyku. Sporo odcinków jest takich że oprócz rzeki jest tylko droga i same góry naokoło. Robię sporo przerw na zdjęcia i jadę teoretycznie w dół rzeki, ale co chwilę pojawiają się podjazdy i to nie takie małe. Podziwiam kolejne dwutysięczne pasma, które powoli znikają za moimi plecami ustępując miejsca trochę mniejszym górom. Otaczający mnie spokój mąci tylko skrzypiąca korba w moim rowerze, która zapadła na tą dolegliwość po deszczowej przeprawie dwa dni wcześniej.
W końcu docieram go miejscowości Nova Gorica przez którą przechodzi granica z Włochami- w ten sposób mogę zapisać sobie na koncie kolejne państwo do którego dotarłem rowerem. Kolejne kilkadziesiąt kilometrów wiedzie przez Włochy.
Tam w końcu osiągam swój podstawowy cel postawiony przed tą wyprawą- DOJEŻDŻAM DO ADRIATYKU!!
Plan minimum osiągnięty. Trochę zapał do jazdy mi osłabł razem z rosnącą temperaturą, która spokojnie przekroczyła 30 stopni. Ekipa która ma mnie odebrać jest jeszcze w Wenecji, więc jeszcze sporo czasu minie zanim dotrą do mnie. Tak więc jadę przed siebie wzdłuż morza do Triestu. Zwiedzam centrum, uzupełniam kalorie w MacDonaldzie i ruszam dalej przed siebie żeby dotrzeć do mojego właściwego celu, czyli miasta Piran w Słowenii (plan w wersji max). Przez kolejne górki wracam do Słowenii i przejeżdżając przez Koper oraz Izolę (tutaj mijam jeszcze dwóch czeskich sakwiarzy których minąłem 3 dni wcześniej w środkowej Słowenii) w końcu docieram w okolice Piranu. Jeszcze tylko kilka stromych górek i jest! Piran zdobyty! Cała ekstramalna wyprawa zakończona sukcesem.
Samo miasteczko bardzo nastrojowe z labiryntem wąskich uliczek- jedno z najładniejszych które widziałem na całym wyjeździe, a na pewno najbardziej klimatyczne. Przejeżdżam bulwarem nad morzem do samego końca, rozbijam się na kamyczkach i wskakuje do wody, żeby urozmaicić sobie czekanie na resztę ekipy. Po spotkaniu jeszcze chlapanie w wodzie, wspólne szwendanie po ciasnych uliczkach Piranu i zjedzenie kilku pizz. Mieliśmy jeszcze spać gdzieś tutaj i wracać nazajutrz, ale ostatecznie postanowiliśmy wracać przez noc. To dobrze bo jeszcze zanim wsiedliśmy do auta zaczęło mocno padać i tak padało przez pół Słowenii. Później jeszcze trochę przygód z objazdami na Słowacji i docieramy do domu.

Tak kończy się chyba najbardziej hardcorowy z moich wyjazdów. Ponad 1300 km w 8 dni i jeden wieczór;)  Mnóstwo przewyższeń, bo mimo że trasa długa to jeszcze postarałem się żeby podjazdów na niej nie zabrakło, chociaż ostatecznie i tak odpuściłem sobie chyba dwie z zaplanowanych górek, które nie były jakieś konieczne do zaliczenia. Z miejsc które muszę wyróżnić z tej trasy do oczywiście Alpy słoweńskie i w ogóle słoweńskie góry, które są naprawdę piękne, Budapeszt też był miejscem wartym odwiedzenia. Do tego muszę dodać oczywiście Piran, drogę na Słowacji którą przejechałem przez 3 parki narodowe. Adriatyk i pewnie jeszcze kilka miejsc by się znalazło, ale już nie pamiętam;)
W ten sposób udało mi się dojechać rowerem do 3 morza po Bałtyku i Morzu Czarnym do których będzie najbliżej z Rzeszowa. 


O poranku na campingu
O poranku na campingu © azbest87

Gdzie nie spojrzeć to widać góry, góry, góry
Gdzie nie spojrzeć to widać góry, góry, góry © azbest87

Rzeka Socza z charakterystycznym turkusowym kolorem
Rzeka Socza z charakterystycznym turkusowym kolorem © azbest87

Wioski wciśnięte między góry
Wioski wciśnięte między góry © azbest87

Kręte drogi wzdłuż skalnych ścian
Kręte drogi wzdłuż skalnych ścian © azbest87

Kościółki pochowanego na górkach
Kościółki pochowanego na górkach © azbest87

No i co ja tu będę pisał.. to trzeba zobaczyć
No i co ja tu będę pisał.. to trzeba zobaczyć © azbest87

Między tymi górami można jeździć i jeździć
Między tymi górami można jeździć i jeździć © azbest87

Widok na miasteczko z serpentyny którą z niego wyjeżdżałem
Widok na miasteczko z serpentyny którą z niego wyjeżdżałem © azbest87

Rzeka i droga- na więcej nie ma miejsca
Rzeka i droga- na więcej nie ma miejsca © azbest87

Dalej jazda wzdłuż rzeki Socza
Dalej jazda wzdłuż rzeki Socza © azbest87

W miejscowości Kanal ob Soci
W miejscowości Kanal ob Soci © azbest87

Największy kamienny most na Słowenii
Największy kamienny most na Słowenii © azbest87

Na tym moście odbywały się skoki na bungee
Na tym moście odbywały się skoki na bungee © azbest87

Czas na Włochy
Czas na Włochy © azbest87

Uliczki miasta Gorizia
Uliczki miasta Gorizia © azbest87

Centrum Gorizii
Centrum Gorizii © azbest87

Kiubek zdobył Adriatyk!
Kiubek zdobył Adriatyk! © azbest87

Morskie widoki
Morskie widoki © azbest87

W Trieście
W Trieście © azbest87

Widok na Koper
Widok na Koper © azbest87

W Piranie
W Piranie © azbest87

Koniec! Dalej już nie jadę- Piran zdobyty
Koniec! Dalej już nie jadę- Piran zdobyty © azbest87

Nad Adriatykiem
Nad Adriatykiem © azbest87

Ekipa w uliczkach Piranu
Ekipa w uliczkach Piranu © azbest87