Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102730.07 kilometrów w tym 8000.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 707743 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Przewyższenia>1000m

Dystans całkowity:18498.50 km (w terenie 1314.00 km; 7.10%)
Czas w ruchu:874:23
Średnia prędkość:21.16 km/h
Maksymalna prędkość:89.27 km/h
Suma podjazdów:236950 m
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:156 (83 %)
Suma kalorii:315934 kcal
Liczba aktywności:168
Średnio na aktywność:110.11 km i 5h 12m
Więcej statystyk
  • DST 114.15km
  • Teren 1.00km
  • Czas 06:43
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 63.08km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1360m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podkarpacka trzydniówka- dzień 1- Krosno- Ropienka

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 19.08.2014 | Komentarze 0

Krótki wyjazd razem z Anią w celu pozwiedzania trochę podkarpackich bezludzi:) Trasa w większości tymi trochę mniej uczęszczanymi drogami, lub w ogóle nieuczęszczanymi;) Miało być spokojnie i było. Chociaż tylko mogłem zaczerpnąć w tym roku rowerowego kilkudniowego podróżowania.
Cały wyjazd zaczął się średnio szczęśliwie.
Po przejechaniu ledwie 2-3 km Ania łapie gumę. Szybka zmiana, jeszcze stacja benzynowa obok więc jest gdzie napompować i wydaje się że jest ok. Niestety zanim zdążyłem donieść napompowane koło wybuchło mi w rękach;) Stara, spękana opona nie wytrzymała i ją rozerwało przy okazji tworząc sporej wielkości dziurę w dętce. Szczęście w nieszczęściu że to zaraz na początku, więc szybko skleiłem pierwszą dętkę i pojechałem na mieszkanie. Tam miałem swoje Kendy, więc z jedną byłem zaraz z powrotem. Wymiana poszła szybko i to na szczęście była pierwsza i ostatnia usterka na trasie. Teraz mogliśmy się już tylko cieszyć jazdą przy powoli rozpogadzającym się niebie (z rana całe Krosno było schowane we mgle).
W końcu wyjeżdżamy z Krosna boczną drogą w stronę wiatraków koło Rymanowa. Następnie drogą niedaleko zalewu w Sieniawie i jedziemy na Bukowsko (gmina dziura na mojej mapie zbieracza gmin). Spokojna droga, prawie zerowy ruch samochodowy, fajne widoczki na Beskid Niski i świecące słoneczko- sielankowa jazda. Przejeżdżamy przez Bukowsko gdzie ludzie się przygotowują na dożynki i kierujemy przez przełom Osławy w Mokrym na Zagórz. Żeby nie nadkładać zbytnio drogi na drugą stronę Sanu przedostajemy się mostem kolejowym i po paru kilometrach zaczynamy podjazd serpentynami na góry Słonne od strony Załuża. Ania dzielnie sobie z nimi poradziła chociaż tutaj wkurzali nas cały czas goście na motorach, którzy jeździli w tę i z powrotem. Na punkcie widokowym byliśmy dosłownie moment i zaraz zjechaliśmy do Tyrawy Wołoskiej, gdzie zaliczamy jeszcze mszę w tutejszym kościele.
Z racji że pora jeszcze nie taka późna a słońce jeszcze ładnie świeci to kręcimy dalej. Ania chce koniecznie zaliczyć swoją pierwszą setkę, czego nie udało się jej w zeszłym roku- biorąc pod uwagę trasę i ilość przewyższeń było to nie takie łatwe.
W ten sposób dojeżdżamy do Wańkowej i zaczynamy się rozglądać za noclegiem. Nie ma się za bardzo gdzie rozbić. Jedziemy dalej. Ropienka. Zaczyna się groźnie chmurzyć, więc jesteśmy skłonni nawet wziąć jakieś lokum, ale w wiosce było raptem dwa miejsca z noclegami. W pierwszym nie było nikogo, a w drugim trafiliśmy na jakąś nieprzyjemną babę która nawet nie pozwoliła rozbić namiotu pod jakimś dziwnym pretekstem.. Zresztą zrobiła takie wrażenie że i tak nie chcieliśmy tam zostać. Odjechaliśmy kawałek za wieś i rozbiliśmy się na wzgórzu pod lasem. Nawet zdążyliśmy się ogarnąć zanim zaczęło padać.



Fotorelacja:
Kościół we Wróbliku Szlacheckim
Kościół we Wróbliku Szlacheckim © azbest87

W okolicy zalewu w Sieniawie
W okolicy zalewu w Sieniawie © azbest87

Odpoczynek w polach
Odpoczynek w polach © azbest87

Droga na Bukowsko
Droga na Bukowsko © azbest87

Pogoda zaczęła dopisywać
Pogoda zaczęła dopisywać © azbest87

Kolejny podjazd zaliczony
Kolejny podjazd zaliczony © azbest87

Ania dzisiaj wykręciła swoją pierwszą setkę!:)
Ania dzisiaj wykręciła swoją pierwszą setkę!:) © azbest87

Drogami z takimi widokami to można jeździć i jeździć
Drogami z takimi widokami to można jeździć i jeździć © azbest87

Przerwa na mostku
Przerwa na mostku © azbest87

Most kolejnowy w Zagórzu
Most kolejnowy w Zagórzu © azbest87

Widok z platformy widokowej w górach Słonnych
Widok z platformy widokowej w górach Słonnych © azbest87

Kościół w Wańkowej
Kościół w Wańkowej © azbest87







  • DST 113.80km
  • Czas 04:47
  • VAVG 23.79km/h
  • VMAX 60.19km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 1390m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Magurski Park Narodowy i słowackie okolice

Piątek, 1 sierpnia 2014 · dodano: 04.08.2014 | Komentarze 0

Nareszcie po długim okresie posuchy pod względem setek udało się chociaż jedną zaliczyć. Specjalnie po to zaklepałem sobie wolne w pracy i tylko sprawdzałem pogodę codziennie z nadzieją że ta ładna pojawi się na piątek.
Pobudka po jak normalnie na tygodniu i po 8 już wyjeżdżałem z pod domu.
Żeby odpuścić sobie dojazd po już trochę objeżdżonych górkach zapakowałem rower do auta i podjechałem do Nowego Żmigrodu.
Ogólnie pogoda nie rozpieszcza, bo całe niebo w chmurach, ale temperatura do jazd całkiem ok- troszkę powyżej 20 stopni.
Zresztą zaraz pierwszy podjazd na przełęcz Hałbowską (540m) nieźle mnie rozgrzał. Jak zaczynałem podjazd to jej szczyt był w chmurach, ale zanim dojechałem zdążyły się one podnieść. Szybki zjazd do Krempnej i śmiga drogą w stronę Ożennej. Podjazd na granicę idzie całkiem sprawnie i szybko melduję się na szczycie tj na przełęczy Polianske Sedlo (590m). Po słowackiej stronie spory odcinek szybkiego zjazdu i znajduję się ponad 200 m niżej niż przed chwilą. Obieram kierunek na Zborov. Po malowniczych droga jedzie się bardzo przyjemnie, jeszcze tylko brakuje ładniejszej pogody, bo niebo ciągle całe zachmurzone. 
W Zborovie znajdują się ruiny zamku, ale odpuściłem sobie podjazd w ich stronę, bo mimo planów niestety nie miałem całego dnia na rower. Ze Zborova zaczyna się bardzo irytujący kawałek. Droga idzie przez jakieś 10 km w stronę granicy, ale ciągle lekko pod górkę tak że prawie tego nie widać, ale czuć. Do tego wiatr w twarz i kończy się to mozolną jazdą w stronę Polski. Za granicą jazda w dół to i zacząłem trochę przyspieszać. Zaraz przed Gładyszowem wykładam się chwilę na łące i wyjadam resztki zapasów. Powoli pogoda zaczyna się klarować i w końcu przebija się słońce chociaż były zapowiadane burze popołudniu. Podjazd na przełęcz Małastowską przejechany równym tempem nawet mnie bardzo nie zmęczył chociaż na dole straszył znak z nachyleniem 8% przez 2 km- stwierdzam że nie było tam tyle. 
Na szczycie znowu przerwa. Tym razem na oglądnięcie cmentarza z I Wojny Światowej. Po zjeździe serpentynami oglądam jeszcze na kościół w Ropicy Górnej (na szybko bo już go kiedyś oglądałem) i jadę w stronę Męciny Małej i Wielkiej. W międzyczasie słońce zaczyna już dobrze dogrzewać. W Męcinie Wielkiej kolejna cerkiew do obejrzenia o której opowiada mi dziewczyna która miała dyżur przy niej- chwilę czasu mija na miłej rozmowie. Obieram już całkiem kierunek na samochód, ale jeszcze po drodze odwiedzam ostatni dzisiaj kościół ze szlaku architektury drewnianej w Pielgrzymce.
Trasa wyszła bardzo przyjemna z nawet nie taką małą ilością przewyższeń. Tempo spokojniejsze niż ostatnimi czasy to i skończyłem jazdę w dobrej formie- bez problemów jeszcze trochę kilometrów by weszło bo siły były.

Ślad w częściach, bo po kilku kilometrach mojej komórce zachciało się zrestartować, a zauważyłem to dopiero na 31 km. Reszta już normalnie się zapisała.

 

Porcja zdjęć z wyjazdu chociaż pogoda średnio sprzyjała fotografii krajobrazowej;) no ale skoro miałem czas żeby popstrykać to trzeba było parę górek uwiecznić.

Spojrzenie w tył podczas podjazdu na Hałbowską
Spojrzenie w tył podczas podjazdu na Hałbowską © azbest87

Na przełęczy Hałbowskiej
Na przełęczy Hałbowskiej © azbest87

Slovensko wita!
Slovensko wita! © azbest87

Zachmurzona Słowacja
Zachmurzona Słowacja © azbest87

Malownicze drogi
Malownicze drogi © azbest87

Trochę jednak brakowało słońca
Trochę jednak brakowało słońca © azbest87

W dole Zborov, po lewej ruiny zamku
W dole Zborov, po lewej ruiny zamku © azbest87

Kościół na Słowacji
Kościół na Słowacji © azbest87

Mozolnie przed siebie
Mozolnie przed siebie © azbest87

Dodatki w polnym krajobrazie
Dodatki w polnym krajobrazie © azbest87

Łemkowskie nazwy miejscowości
Łemkowskie nazwy miejscowości © azbest87

Chwila przerwy na jedzenie i studiowanie mapy
Chwila przerwy na jedzenie i studiowanie mapy © azbest87

Cmetarz wojenny na przełęczy Małastowskiej
Cmetarz wojenny na przełęczy Małastowskiej © azbest87

Cmentarz wojenny
Cmentarz wojenny © azbest87

Czas na zjazd tymi zakrętasami
Czas na zjazd tymi zakrętasami © azbest87

Kościół w Ropicy Górnej
Kościół w Ropicy Górnej © azbest87

Kościół w Męcinie Wielkiej
Kościół w Męcinie Wielkiej © azbest87

Wnętrze kościoła w Męcinie
Wnętrze kościoła w Męcinie © azbest87

Kościółek bodjaże w Wapiennym
Kościółek bodjaże w Wapiennym © azbest87

Coś z innej beczki tzn z innego ogródka
Coś z innej beczki tzn z innego ogródka © azbest87

Kościół w Pielgrzymce
Kościół w Pielgrzymce © azbest87




  • DST 91.42km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:44
  • VAVG 15.95km/h
  • VMAX 67.50km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 1570m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskidzka wyrypa

Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 24.06.2014 | Komentarze 0

Wyrypa razem z bratem po Beskidzie Niskim ze startem z Dukli.
Wykończyłem się ale wypad świetny:) 
Póki co tylko mapa. W wolnej chwili wrzucę jakiś opis i zdjęcia.

EDIT:

W końcu dzień który mogłem przeznaczyć na rower. Dzień wcześniej przyjechał do mnie brat i razem mieliśmy pozwiedzać trochę Beskid Niski.
Żeby oszczędzić trochę czasu do Dukli podjeżdżamy samochodem i ruszamy w stronę Lubatowej. Na początku jedzie mi się okropnie ciężko. Sam nie wiem dlaczego.. W Lubatowej asfaltem do końca, później w las i zaczynamy kolejną wspinaczkę. Docieramy w okolice szczytu na wysokości 640m i przez pola zjeżdżamy na Przełęcz Szklarską. 
Przecinamy asfalt i jedziemy dalej szutrem. Droga wznosi się w okolice szczytu Bania Szklarska (695 m) i znika w lesie. Jedziemy dalej pod górkę przez niejaki Las Kanfiniarka. Tam miał być szczyt który mieliśmy objechać naokoło, ale oczywiście ścieżki zawiodły nas w przeciwnym kierunki niż zamierzony, więc ostatecznie skończyliśmy w wąwozie z rzeczką i kompletnie bez żadnej drogi.
Z mapy wywnioskowaliśmy że najlepszym rozwiązaniem będzie zrobienie sobie drogi właśnie z tej rzeczki:) Bardzo ciekawy odcinek z umyciem nóg w lodowatym strumyku (chociaż nie planowane;) W końcu docieramy do drogi która wcale nie okazuje się wąską leśną dróżką, a leśną szutrową autostradą. Szybki zjazd i docieramy do jakichś zabudowań mijając po drodze dość duże stado krów. Miałem wrażenie że dziwnie się nam przyglądają;) Kawałek dalej okazało się że jechaliśmy przez czyjś teren i żeby się wydostać trzeba było przedostać się przez drut kolczasty. Z jego drugiej strony przywitały nas dwie tabliczki- jedna mówiąca o wypasie bydła w którym występują buhaje:P a druga ostrzegająca o wilkach i niedźwiedziach występujących na tych w większości odludnych terenach.
W końcu drogą przypominającą sawannę docieramy do rzeki Wisłok, a później do asfaltu i miejscowości Moszczaniec.
Normalnie koniec świata;) a jego główną atrakcją są chyba zabudowania po PGR-ze i zakład karny.
Przerwa na uzupełnienie kalorii i ruszamy zielonym szlakiem pod górę. Droga wznosi się bardzo powoli i w większości idzie terenem, gdzie widać że rzadko ktoś chodzi, chociaż udało się nam nawet spotkać grupę ludzi z plecakami, ale to by było na tyle.
Przez zarośniętą ścieżkę przedzieramy się w stronę szczytu. Szlak dobrze oznaczony, ale zarośnięty i sporo zwalonych drzew do przeskoczenia po drodze.
W końcu po około godzinie docieramy na szczyt o nazwie Kanasiówka (823m) na którego zboczach swój początek bierze zarówno Jasiołka jak i nasz poczciwy Wisłok. Kawałek dalej jest szczyt Wielki Bukowiec (848m) którego też zaliczamy.
W tym miejscu szlak graniczny jest dużo przyjemniejszy do jazdy niż cały podjazd który zaliczyliśmy. Tak więc puszczamy hamulce wracając w stronę Kanasiówki co kończy się dobiciem opony przeze mnie i klasycznym snejkiem. Powietrze szybko ucieka.
Przerwa na zmianę dętki. Pompowanie i jedziemy dalej, ale lada moment okazuje się że jednak nie tak szybko. Ze zmienionej dętki zaczyna powoli schodzić powietrze... musiała mieć jakąś małą dziurkę. No to zonk bo nie mam już zapasu, a i łatek jakoś się nie wzięło.
Braliśmy już kilka opcji wydostania się z tej dziczy, ale w końcu postanowiliśmy założyć zapasową dętkę mojego brata dla kół 29 cali. Trochę za duża była na początku, ale po odpowiednim złożeniu siadła idealnie i mogliśmy się cieszyć zjazdem po granicy:)
Mieliśmy odbić w stronę jakiejś cywilizacji, bo już kompletnie nie mieliśmy się czym ratować w przypadku jakiejś kolejnej tego typu awarii, ale los chciał że pierwszy zjazd przegapiliśmy, a kolejny jaki spotkaliśmy był w stronę Słowacji:) Tak więc świetnym zjazdem po polnych drogach dotarliśmy od miejscowości Habura na Słowacji. 
Suszyło mnie tutaj już nieźle, w bidonie pustynia, a słoneczko zaczyna przypiekać, więc w Certiznym trzeba było zagadać z tubylcami i od jednej babci dostaliśmy zimną wodę:)
Kolejna wspinaczka czekała nas na Przełęcz Beskid i zjazd do Jaślisk. Tutaj już zaczęło mi trochę odcinać prąd, ale dzielnie doturlałem się do wioski gdzie uratował nas otwarty sklep. Ostatni odcinek to już powrót po asfalcie do Dukli z zaliczeniem pagórków po drodze.
Jak padłem na parking przed samochodem to nie chciało mi się wstawać;) To była dobra rozgrzewka przez weekendowym pieszym wypadem na Babią Górę. Wytłukliśmy się porządnie po bezludziach i trochę przewyższeń wyszło co przy mojej formie jest niezłym wynikiem.

Trochę fot:
Startujemy z Dukli
Startujemy z Dukli © azbest87


Beskid Niski w swojej okazałości
Beskid Niski w swojej okazałości © azbest87
Pozowanie do zdjęcia- oczywiście skończyło się tak jak myślałem czyli swobodnym spadaniem;)
Pozowanie do zdjęcia- oczywiście skończyło się tak jak myślałem czyli swobodnym spadaniem;) © azbest87
Tutaj schłodziłem sobie nogi chociaż wcale tego nie chciałem;)
Tutaj schłodziłem sobie nogi chociaż wcale tego nie chciałem;) © azbest87
Chwilowo naszą drogą stał się strumyk
Chwilowo naszą drogą stał się strumyk © azbest87
Widoki z poziomu strumyka były całkiem fajne:)
Widoki z poziomu strumyka były całkiem fajne:) © azbest87
Uwaga na wilki, niedźwiedzie i buhaje:P
Uwaga na wilki, niedźwiedzie i buhaje:P © azbest87
Kanasiówka zdobyta
Kanasiówka zdobyta © azbest87
Na zobaczach Kanasiówki wypływa Wisłok- rzeka dobrze znana w Krośnie i Rzeszowie
Na zobaczach Kanasiówki wypływa Wisłok- rzeka dobrze znana w Krośnie i Rzeszowie © azbest87
Słowacki krajobraz
Słowacki krajobraz © azbest87
Gdzieś przez słowackie bezludzia
Gdzieś przez słowackie bezludzia © azbest87
Tak mniej więcej wyglądałem po powrocie pod samochód;)
Tak mniej więcej wyglądałem po powrocie pod samochód;) © azbest87




  • DST 67.84km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 19.38km/h
  • VMAX 56.07km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 1030m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po górkach do Wisłoczka

Czwartek, 12 czerwca 2014 · dodano: 12.06.2014 | Komentarze 0

Było spoko:) ale później musiałem wracać półtorej godziny po ciemku;) dobrze że przed 22 znalazłem jeszcze otwarty sklep w Rymanowie.. dłuższy opis kiedy indziej


EDIT:
Dzisiaj w planach było zwiedzenie trochę górek w okolicach Iwonicza i Rymanowa.
Na dobre rozkręcenie poszedł podjazd w Równym, po czym władowałem się w jakąś zauważoną na mapie drogę leśną.
Najpierw po betonowych płytach później drogą przez las docieram w końcu do Iwonicza Zdroju.
Z Iwonicza uderzam bodajże zielonym szlakiem do Rymanowa Zdroju- świetny odcinek z jeszcze lepszymi widokami na szczytach górek. Na zjeździe zaliczyłbym dwie gleby bo na trawie już osiadała rosa i trochę ślisko się zrobiło, ale udało się z tego wyjść. 
Do Rymanowa dotarłem już kilkanaście minut po 20, ale było jasno więc postanowiłem pojechać dalej w stronę Wisłoczka.
Na podjeździe trochę zaczęło mi odcinać prąd bo w sumie byłem tylko o obiedzie który zjadłem koło 14.. Jednak przerwa na batona i ostatnie łyki picie ożywiły mnie i podjazd poszedł całkiem fajnie:)
W Wisłoczku zrobiło się już dość ciemnawo i chłodno, a w Rudawce Rymanowskiej już całkiem ciemno. Całe szczęście do Rymanowa dotarłem chwilę przed 22 i załapałem się na otwarty sklep. Picie i batony dodały mocy na powrót, bo w żołądku już nic nie było;)
Powrót już najkrótszą drogą, a i tak do domu dotarłem koło 22:40.
Świetna trasa- godna polecenia.





  • DST 70.08km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:12
  • VAVG 16.69km/h
  • VMAX 61.31km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1330m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Uczestnicy

Cergowa i prawie Piotruś

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 4


Wczoraj przyjechał do mnie brat z Rzeszowa i popołudniu mieliśmy w planach coś więcej pojeździć.
Padło na Cergową. Dojazd główną przez Miejsce Piastowe i Iwonicz Zdrój. Trochę przez górkę i pakujemy się w teren zmierzając na Cergową. Łatwo nie było, ale jakoś jedziemy. Jak już jesteśmy na zacnej wysokości zaczynają się fajne widoczki przez dziury w lesie. Ściana która prowadzi bezpośrednio na szczyt przeze mnie została pokonana z buta, a brat nawet część z niej podjechał, ale w końcu i on musiał część z buta pokonywać, no coż.. w najostrzejszych odcinkach strava pokazuje tam nachylenie nawet 40% :O 
Jedziemy cały grzbietem Cergowej, aż pod krzyż gdzie zostawiamy wpis w pamiątkowym zeszycie. 
Zjazd wybieramy żółtym szlakiem. W połowie trzeba było zrobić chwilę przerwy żeby ostudzić hamulce:P bo przedni przestał działać, a na tarczy można było bez problemu jajko na twardo zrobić.
Zjeżdżamy do Zawadki Rymanowskiej. Szybkie fotki przy tamtejszej cerkwi greckokatolickiej pw. Narodzenia Bogurodzicy i ruszamy dalej z zamiarem wjechania na Piotrusia. Niestety przez tragiczne oznaczenia szlaków, oraz zarośnięte drogi dość szybko gubimy szlak i ostatecznie znosi nas trochę na zachód. Przejeżdżamy przez wzniesienie Kamieniec, które jest obok Piotrusia i kończymy na okropnie zarośniętej drodze, gdzie głównie rosnąc rośliny to pokrzywy i inne chwasty. Dawno tak nie poparzyłem nóg, które piekły mnie jeszcze jak poszedłem spać wieczorem. Na chybił trafił dojeżdżamy do jakiejś podmokłej drogi, która kończy się na brodzie na rzece Jasiołce.
Próba przejazdu kończy się oczywiście zalanymi butami, ale przynajmniej docieramy do jako takiej cywilizacji. 
Wracamy do Dulki główną drogą z tym że jeszcze postanawiamy podjechać pod pustelnię św. Jana z Dukli. Stamtąd czerwonym szlakiem zjazd przez las i do Dukli.
Mieliśmy wracać już jakoś najszybciej do Krosna, ale jednak stwierdziłem że powinno mi starczyć sił żeby zaliczyć jakąś górkę, więc jedziemy na podjazd przez Wzgórze Franków i później z Kobylan do Chorkówki.
Mega fajna wyrypa, jakiej już od dawna mi brakowało. Na pewno będą kolejne z serii "Błądzenie po Beskidzie Niskim" bo w końcu na tego Piotrusia też trzeba wjechać:)


No i w końcu trochę zdjęć z wyjazdu:
Aż dym poszedł z pod opon;P
Aż dym poszedł z pod opon;P © azbest87

Do Cergowej już nie daleko
Do Cergowej już nie daleko © azbest87

Z widokami na Beskid Niski
Z widokami na Beskid Niski © azbest87

Szpan na szczycie
Szpan na szczycie © azbest87

Widok z Cergowej w stronę Krosna
Widok z Cergowej w stronę Krosna © azbest87

Droga tylko dla nas
Droga tylko dla nas © azbest87

Na szczycie Cergowej
Na szczycie Cergowej © azbest87

Cerkiew w Zawadce Rymanowskiej
Cerkiew w Zawadce Rymanowskiej © azbest87

Yyy.. to w którą stronę na tego Piotrusia?
Yyy.. to w którą stronę na tego Piotrusia? © azbest87

Z drugiej strony Cergowej
Z drugiej strony Cergowej © azbest87

Nie wszędzie dało się przejechać
Nie wszędzie dało się przejechać © azbest87

Przejazd przez Jasiołke
Przejazd przez Jasiołke © azbest87

U św. Jana z Dukli
U św. Jana z Dukli © azbest87




  • DST 94.00km
  • Czas 07:00
  • VAVG 13.43km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 2500m
  • Sprzęt Pożyczone itp
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sv. Jure 1762 m.n.p.m (Chorwacja)

Czwartek, 12 września 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 7

Długo wyczekiwany urlop w końcu nadszedł, a razem z nim tygodniowy odpoczynek od wszystkiego w Chorwacji. No prawie wszystkiego, bo roweru nie mogło zabraknąć:) chociaż ostatnio co raz rzadziej mam czas na niego siadać i forma jest tragiczna.

Widząc że na Chorwacji będziemy mieszkać w miejscowości Makarska zaplanowałem sobie wjazd na pobliską górę o nazwie Sv. Jure o wysokości 1762m:D a podjazd zaczynał się niemal na wysokości poziomu morza:D
Jest to drugi co do wysokości szczyt w Chorwacji i najwyższe miejsce gdzie można wjechać nawet samochodem, ponieważ na szczycie znajduje się stacja telewizyjna do której prowadzi droga.

Co prawda nie byłem zbyt pewny czy poradzę sobie z ponad 30-kilometrowym podjazdem z racji że ostatnio bardzo mało jeżdżę, ale spróbować zawsze można:)

Podjazd miał być spokojnym tempem, dlatego też postanowiła mi towarzyszyć Ania w próbie ataku na tą górę- najwyżej w razie braku sił wystarczyło się odwrócić i zjechać z powrotem do Makarskiej nie musząc już pedałować.

Pożyczamy rowery (GT- sentyment do marki na której nabiłem sporo kilometrów;) za 100 kuna chorwackich na jedną dobę, tj jest ponad 50 zł, na godziny się kompletnie nie opłacało.
Przejazd przez miasto i wspinamy się w stronę wjazdu do Parku Narodowego Biokovo, który pokrywa całe pasmo górskie o tej samej nazwie.
Od strony Makarskiej pasmo to robiło niewiarygodne wrażenie, ponieważ zaraz za miejscowością wznosiły się prawie pionowe ściany skalne wychodzące na ponad 1200m.

Na razie pogoda średnia, niebo zachmurzone, a szczyty gór w chmurach.
Docieramy do wjazdu do Parku i zaczyna lać, więc przeczekujemy mocniejszy deszcz i kupujemy bilety wstępu do Parku- za osobę w aucie opłata 40 kuna, rowerzyści mogą jechać za połowę tej ceny;)

Deszcze trochę odpuszcza, więc jedziemy dalej, jednak po jakimś czasie mżawka wraca. Mimo to wytrwale pedałujemy pod górkę i nawet Ani dość dobrze idzie. Jednak na wysokości około 700m deszcze przeistacza się w burzę, a dwa uderzenia pioruna gdzieś zaraz nad nami nakazują nam szybki odwrót. Tak więc moknąc od wody którą wyrzucają w górę nasze koła zjeżdżamy z powrotem do Makarskiej. Jazda dalej wydawał się dość niebezpieczna.

Jednak ta historia nie kończy się tak łatwo, bo i ja tak łatwo nie odpuszczam:P

W czasie gdy się suszyliśmy i robiliśmy obiad burza przeszła, a niebo pięknie się wypogodziło, więc zaraz pojawiła się myśl żeby znowu spróbować.. Widziałem że nie mam zbyt wiele czasu po południu, bo muszę zdążyć przed zmrokiem wjechać i zjechać, ale i tak postanowiłem zaryzykować chociaż już miałem 700m w górę w nogach. No i nie miałem zamiaru znowu płacić za pożyczenie roweru;P

Ruszam tym razem już sam kilkanaście minut przed 16.. późno. Pierwsze kilometry po głównej drodze idą szybciej. Wjeżdżam do Parku Narodowego i zaczyna się mozolna wspinaczka serpentynami, które już rano pokonywałem, ale pogoda piękna więc jest i motywacja do jazdy. Z racji ograniczonego czasu starałem się zminimalizować ilość przerw. Ogólnie w czasie drugiego ataku zrobiłem ich tylko kilka na szybkie pstryknięcie fotek i jedną dłuższą, która trwała może z 8 minut;)
Na asfalcie było opisane ile kilometrów zostało do szczytu (przez Park Narodowy trzeba było się wspiąć 23 km) i strasznie wkurzało że tak wolno posuwam się do przodu.
Na końcu zastanawiałem się czy nie odpuścić- tak podpowiadał rozsądek, ponieważ wiedziałem że nie zdążę przed zachodem słońca nawet wjechać na górę a co dopiero zjechać, a nie miałem żadnych światełek:O
Jednak jak to zwykle na rowerze rozsądek przegrał z chorą ambicją, tym bardziej że do szczytu nie zostało tak dużo;)

W drodze i na szczycie spotykam prawie samych Polaków;P Zresztą Makarska to chyba polska kolonia nad Adriatykiem- gdzie się nie obejrzysz tam słyszysz bądź widzisz Polaka;)
Szczyt zdobywam kilkanaście minut po zachodzie słońca. Naokoło rozpościerały się tylko fantastyczne kolory po zachodzie. Na górze zabawiłem dosłownie momencik. Pamiątkowe zdjęcie i zaraz zaczynam zjazd. Co prawda miałem propozycję zjechania bezpiecznie w samochodzie ze spotkanymi tam Polakami, ale nie mogłem sobie odmówić przyjemność godzinnej jazdy w dół:D

Zaraz za pierwszymi serpentynami doganiam dwa samochody, które zaczęły zjeżdżać chwilę wcześniej i w ten sposób jadąc za nimi przez godzinę zjeżdżam aż do Makarskiej. Gdyby nie ich światła to kompletnie bym nic nie widział i nie wiem jakbym stamtąd zjechał;)
To był jeden z bardziej hardcorowych wyjazdów jakie pamiętam;)

Chciałoby się napisać więcej o tym wyjeździe i całym pobycie na Chorwacji, bo ewidentnie mam przypływ weny, no ale to jest blog rowerowy i niech tak zostanie:) zresztą i tak już tyle napisałem że nikt tego nie przeczyta;)
Tak wiec zdjęcia też tylko z wypadu rowerowego.

To chyba też moje rekordowe przewyższenia jak na jeden dzień co przy obecnej formie trochę mnie samego zaskakuje;)

Trasa:


Zdjęcia:

Starujemy z Anią- pogoda nie sprzyja © azbest87


Pogoda dużo lepsza niż rano- zaczyna się wspinaczka © azbest87


Tam na górę muszę się wspiąć a później jeszcze z 500 m wyżej;) © azbest87


Pierwsze widoki po wyjechaniu powyżej linii lasu © azbest87


Serpentynami do góry © azbest87


I dalej pod górę © azbest87


Po wjechaniu na ścianę skalną roztacza się taki krajobraz © azbest87


Niby brak serpentyn ale droga dalej wytrwale prowadzi co raz wyżej, z jednej górki na drugą © azbest87


Jazda skrajem gór z widokiem na morze i wyspy obok © azbest87


Pierwszy widok na cel dzisiejszej jazdy © azbest87


Widoki w stronę Bośni przy zapadającym zmroku © azbest87


Szczyt już co raz bliżej © azbest87


Zachód słońca widziany z wysokości około 1700m © azbest87


Z widokiem na zachód- na szczycie © azbest87


Mój nowy rekord wysokości na rowerze :D © azbest87




  • DST 141.67km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:19
  • VAVG 19.36km/h
  • VMAX 49.90km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1272m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Bałtyk- dzień 6- Mazurskie górki

Poniedziałek, 11 czerwca 2012 · dodano: 19.06.2012 | Komentarze 4

W nocy potężnie polało. Deszcz i grzmoty budziły mnie kilka razy. Już myślałem, że namiot nie wytrzyma, ale dał radę:) Rano jeszcze lekko mży, więc dzisiaj mi się nigdzie nie spieszy. Śpię dłużej i powoli się zbieram.
Pogoda kiepska- co chwilę deszcz i cały czas zimny wiatr z północy.

Ruszam dopiero po 11 w lekkim deszczyku. Cały czas wmordewind. Dopiero w dwóch bluzach zaczyna się robić w miarę ok, ale palce u rąk i tak kostnieją. Nie taką pogodę sobie wyobrażałem w połowie czerwca..
Pojawiają się w końcu większe góreczki. Zaliczam podjazd o ponad 150m przewyższenia i docieram do Wiżajn- polskiego bieguna zimna. Niestety dzisiaj pogoda tylko to potwierdza to hasło- normalnie tam zmarzłem. Najgorsza pogoda z całego wyjazdu. Za to widoki całkiem fajne chociaż znacznie ograniczone przez padający deszcz.

Docieram do trójstyku granicy pl-ros-lit. Prowadzi do niego ścieżka przyrodnicza, jak się okazuje przez metrowej wysokości chaszcze całe mokre od deszczu, ale skoro już tu jestem to szkoda nie podejść tam. Kończy się to tym, że jestem cały mokry do pasa, a kawałek dalej znajduję drugie dojście do tego punktu po wykoszonej trawce.. Brak słów. Jeszcze po drodze rzucam się na mnie jakieś bydle i później to psisko czeka na drodze, gdy wracam. Udaje się szybko koło niego przejechać.

Od tego miejsca na szczęście pogoda zaczyna się poprawiać i nawet słońce zaczyna się przebijać, a parę kilometrów dalej już ładnie świeci, a ja zaczynam wszystko suszyć. Po górkach gdzie nawet pojawia się serpentyna docieram do Puszczy Rominckiej- "polskiej tajgi". Cały ten odcinek łącznie z jazdą wzdłuż puszczy bardzo fajny- jeden z najfajniejszych na trasie.

Odbijam kawałek z głównej w bok by dotrzeć do mostów w Stańczykach nazywanych suwalskimi "akweduktami". Mosty o długości 200m, zawieszone 36m nad rzeczką płynącą w dole- robią wrażenie. Poza tym górki naokoło bardzo ciekawe i malownicze. Zwijam się stamtąd, gdy pojawia się cały autokar turystów.

Powoli docieram do Gołdapi- mazurskiego ośrodka narciarskiego:) ale już po chwili jadę dalej na Węgorzewo. Znaczna część drogi w remoncie co nie ułatwia poruszania się na przód. Postanawiam skrócić do Pozezdrza bocznymi drogami i trafiam na niekończący się ciąg dziurawych dróg i wsi po kilka domów pośrodku lasów, pól, łąk i jezior.

W końcu ląduję w Giżycku- wymuskany kurort w którym można spotkać mnóstwo odpoczywających Niemców. Przejeżdżam przez centrum do portu, na chwilę pod twierdzę Boyen, ale już zamknięta o tej porze (już po 20) i tylko oglądam mury zewnętrzne.

Najwyższy czas na rozłożenie się gdzieś. Camping dwugwiazdkowy trochę drogi, następny opustoszały (chyba jeszcze się tu sezon nie zaczął) i w końcu rozbijam się na dziko w lesie zaraz nad jeziorem Niegocin. Miejscówka nawet fajna:)
Jeszcze gdzieś w okolicach Giżycka zgubiłem spodnie dresowe w których rano jechałem, a później suszyły się na bagażniku. Wytrzęsło mnie na dziurach i gdzieś musiały wypaść..

Trasa:


Foty:

O poranku nad jeziorem © azbest87


Góreczki przede mną © azbest87


Widok w czasie podjazdu i pogoda do bani © azbest87


Jeziorka niedaleko Litwy © azbest87


Na trójstyku granic © azbest87


Przy ścieżce przyrodniczej w stronę trójstyku © azbest87


Suwalskie obrazki © azbest87


Standardowy widok na mazurach © azbest87


Kolejny obrazek z serii mazurskie krajobrazy © azbest87


Wiadukty w Stańczykach © azbest87


Widok z wiaduktu © azbest87


W Gołdapi © azbest87


Wiatraki za Gołdapią © azbest87


Tysiąc za mną:) © azbest87


W porcie w Giżycku © azbest87


Budynki w Giżycku © azbest87


Widok na jezioro Niegocin z mojej miejscówki do spania © azbest87




  • DST 185.31km
  • Teren 2.00km
  • Czas 08:39
  • VAVG 21.42km/h
  • VMAX 45.04km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Bałtyk- dzień 5- W końcu są jeziora

Niedziela, 10 czerwca 2012 · dodano: 19.06.2012 | Komentarze 2

Wstaję w miarę wcześnie i ruszam koło 8:40. Niedziela, więc ruch bardzo mały, zresztą w tych terenach też jakiegoś większego bym się nie spodziewał.
Pogoda też dopisuje, słońce ładnie świeci od samego rana.
Cały dzień po małych hopkach, to niby nic, ale jednak cały czas było pod góreczkę, albo w dół- bardzo fajne do jazdy:)

Do Dąbrowy Białostockiej przez Sokółkę sam nie wiem kiedy zleciało. Dalej jadąc na Lipsk przejeżdżam przez Biebrzę i wstępuję na punkt widokowy przy Biebrzańskim Parku Narodowym.

W Lipsku odbijam na Augustów. Gdzie po kilkunastu minutach przypominam sobie, że miałem kupić wodę do picia. W bidonie prawie dno widać, a przede mną 30 km przez Puszczę Augustowską bez jakiejkolwiek miejscowości.. Trochę mnie wysuszyło na tym odcinku. Jak dopadłem sklep w Augustowie to litra soku weszła w mgnieniu oka;)

Przed Augustowem w końcu pojawia się pierwsze jezioro i sam Augustów to całkiem fajne miasteczko, chociaż w jego centrum schodzi się kilka dróg krajowych przez co jest gigantyczny ruch na głównej drodze.

Przerwa nad jeziorkiem na jedzenie i moczenie nóg;) i ruszam drogą na północ, trochę ze sporym ruchem samochodowym, ale po kilkunastu kilometrach odbijam w bok, gdzie ruchu nie ma w ogóle;) Bocznymi drogami docieram do jeziora Wigry, a więc i Wigierskiego Parku Narodowego. Z punktu widokowego bardzo fajny, spokojny krajobraz na jezioro. Musi być bardzo fajnym miejscem do odpoczynku- przynajmniej od tej strony.

Bocznymi drogami docieram niedaleko Suwałek, ale nie miałem ochoty pchać się do miasta. Jadę na wschód do Sejn. Droga wiedzie malowniczo pofałdowanym terenem z towarzyszącymi po bokach co kawałek jeziorami- kolejny miły odcinek.

W Sejnach oglądam tamtejszy kościół i jadę drogą na Szypliszki. I po raz kolejny zapominam kupić wodę. Co prawda na jazdę mi jeszcze starcza, ale to już po 18 i pasuje pomyśleć o noclegu. Do Szypliszek droga zaczyna wić się delikatnie do góry,a ja w już całkowicie wkraczam na tereny Pojezierza Suwalskiego. Po drodze żadnego otwartego sklepu. Spotkani po drodze policjanci też nie są w stanie powiedzieć, gdzie mogę jakiś znaleźć. No ale po spojrzeniu na mapę zauważam, że przecież droga do której jadę to główny ciąg komunikacyjny na Litwę.
Przy niej bez problemu znajduję otwarte sklepy i uzupełniam zapasy.
W międzyczasie trafiam jeszcze na kilka dwujęzycznych nazw miejscowości- tutaj Litwa wkrada się trochę w Polskę;)

Czas na nocleg. Wjeżdżam do pierwszej miejscowości na mojej drodze i pytam o jakieś pole namiotowe, ponieważ spodziewałem się sporych opadów w nocy i nazajutrz i nie chciałem się dlatego rozbijać na dziko.
Jakiś człowiek kieruje mnie z tym do sklepu. Tam się okazuje, że właściciele sklepu udostępniają turystom kawałek nad jeziorem za piątaka:) Tak więc mama spanie nad jeziorkiem w bardzo malowniczej scenerii. Na koniec jeszcze mycie w jeziorze i spać- akurat wtedy zaczyna padać deszcz. Upiekło mi się;)

Jedyny minus to, że zaczynam lekko czuć prawe kolano:/ Niestety towarzyszy mi to już do samego końca wyjazdu, czasem wręcz trochę przeszkadzając. Wydaje mi się, że to przeciążone albo naciągnięte ścięgno. Parę dni odpoczynku w domu i już prawie przeszło:) Widocznie 905 km w 5 dni to za dużo, ale jechało się bardzo łatwo i pod względem kondycyjnym bez najmniejszego problemu:)

Trasa:


Fotorelacja:

Kościół św. Antoniego w Sokółce © azbest87


Pofałdowana droga do Dąbrowy Białostockiej © azbest87


Uwaga krowy!;) © azbest87


Punkt widokowy w Biebrzański Parku Narodowym © azbest87


Nad Biebrzą © azbest87


Jezrioro Sejno koło Augustowa © azbest87


W Augustowie © azbest87


Łódką wszędzie da się przepłynąć © azbest87


Punkt widokowy nad Jeziorem Wigry © azbest87


Wigierski Park Narodowy © azbest87


Śmiesznie pofalowany teren;) © azbest87


Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Sejnach © azbest87


To chyba wiem co się uprawia tam nad rzeką:P © azbest87


Kościół w drodze do Szypliszek © azbest87


Powoli trzeba się rozglądać za noclegiem © azbest87


Nocleg nad bardzo malowniczym jeziorkiem Ilgiel w Becejłach © azbest87


Spokój na jeziorze © azbest87


Zachód słońca nad jeziorem też wyglądał świetnie © azbest87




  • DST 191.08km
  • Teren 7.00km
  • Czas 09:09
  • VAVG 20.88km/h
  • VMAX 41.16km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 1292m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Bałtyk- dzień 4- Podlasie wita

Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 7

W nocy budzi mnie przejeżdżający obok samochód, ale bez konsekwencji- chyba jakiś poranny wędkarz. Słońce nieśmiało przebija się przez chmury. Ja budzę się dość wcześnie, bo o 6. Później cały poranny rytuał i 7:15 czekam na prom jako pierwszy pasażer. Z samym nieprzepłynięciem schodzi okropnie długo- łącznie z pół godziny, ale w końcu udaje się przedostać na drugą stronę.

W Drodze do Mielnika pojawiają się małe góreczki, a przy wyjeździe z tej miejscowości nawet podjazd z kilkudziesięcioma metrami różnicy wysokości.
Kawałek główną i jadę zobaczyć Św. Górę Grabarkę nazywaną "Jasną Górą polskiego prawosławia".

Na Kleszczele droga wiedzie spokojnie przez lasy i pola. Niby słońce i ciepło, ale co jakiś czas widać na horyzoncie burzowe chmury, która póki co mnie omijają. Z Hajnówki miałem jechać do Białowieży, ale ostatecznie kilka czynników powoduje, że odpuszczam sobie ten odcinek i przejeżdżam skrajem puszczy Białowieskiej do Narewki. Przejeżdżam przez rzekę Narew opodal zbiornika Siemianówka.

Od Hajnówki ścigam się z burzą, która dopada mnie w Juszkowym Grodzie. W ostatniej chwili dopadam przystanek, a chwilę później przechodzi mega ulewa- fuks:) Przerwa na jedzenie. W międzyczasie przyplątał się miejscowy żul, który próbował jeszcze wyciągnąć kasę na wino. Przestaje padać, więc uwalniam się od niego ruszając dalej w drogę, a jego zostawiając z niedowierzaniem, że jestem z Rzeszowa;)

Po paru kilometrach zaczyna kropić, a gdy dojeżdżam do drogi na Bobrowniki to już leje. Ubieram pelerynę przeciwdeszczową i jadę swoje. Kawałek przed granicą chwila przerwy na przystanku i wjeżdżam w leśną, piaszczystą drogą przez Puszczę Knyszyńską. Nie był to zbyt łatwy odcinek na slickach. Dojeżdżam do Łużan- mega odludzie, kilak domów w środku lasu i tyle. Jadę dalej. Wyjeżdżam w Kruszynianach- jedynej w Polsce wsi tatarskiej. Odnajduję tam również jedyny w Polsce meczet tatarski co łączy się z ustaniem w końcu deszczu. Tam też dojeżdża do mnie para Niemców na rowerach. Z moimi marnymi zdolnościami językowi jakoś udaję się trochę porozmawiać, czy to po niemiecku, czy po angielsku. Razem zwiedzamy meczet w którym gość, który opowiadał o wszystkim zachowywał się i mówił jakby chciał to jak najszybciej odbębnić i się nas pozbyć;)

Ruszam samemu w stronę Krynek, żeby odnaleźć jakiś sklep i zrobić potrzebne zakupy przed wieczorem, który nieuchronnie się zbliżał. Pogoda po deszczu robi się bardzo przyjemna i jedzie się super, dlatego jadę trochę dłużej niż zamierzałem. W końcu w Słójce pytam o możliwość rozbicia namiotu i ostatecznie mogę się rozłożyć za domem koło kapliczki. Znowu towarzyszy mi na koniec dnia ciekawy zachód słońca i świetnie wyglądająca mgła, która podnosi się z pobliskich bagien ostatecznie zasłaniając całą dolinę w której spałem.

Gdyby nie burza pewnie 200 by dzisiaj stuknęło bez problemu;)

Trasa:


Zdjęcia:

Przeprawa promowa Gnojno- Niemirów © azbest87


Krzyże na Górze Grabarce © azbest87


Cerkiew na Grabarce © azbest87


Cerkiew ale szczerze mówiąc nie pamiętam gdzie;) © azbest87


Odcinek skrajem Puszczy Białowieskiej © azbest87


Na niebie burza chmura, a później burza z chmur;) © azbest87


Przekraczam Narew © azbest87


Chwilę później ta burza przeszła nade mną.. © azbest87


Kolejna z napotkanych cerkwi- spotkałem ich mnóstwo po drodze, tutaj wrzucam tylko małą część z nich. © azbest87


Meczet tatarski w Kruszynianach © azbest87


Wnętrze meczetu © azbest87


Przydrożne drzewa za Krynkami © azbest87


Takie tam drzewko o zachodzie © azbest87


Słońce na dziś już się kończy © azbest87


Wschodzące wieczorne mgły © azbest87




  • DST 168.57km
  • Teren 11.00km
  • Czas 08:25
  • VAVG 20.03km/h
  • VMAX 51.94km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 1147m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Bałtyk- dzień 1- Na Roztocze

Środa, 6 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 4

Trasa którą chciałem pokonać jeszcze w zeszłym roku, ale plany się wtedy pozmieniały. Teraz miałem możliwość, więc trzeba było zaliczyć wyjazd nad morze:) Co prawda nie byłem pewny swojej formy, bo trochę mało dłuższych wypadów było w tym roku, ale po płaskich terenach nie spodziewałem się zbyt wymagających odcinków.
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym pojechał tak po prostu nad morze najkrótszą drogą, dlatego trasa trochę naokoło, ale co i jak to dopiero w następnych wpisach:)
Zapraszam do lektury:)

Mimo wyjazdu jakoś nie chciało mi się rano wstać. Pogoda też taka średnia, ale tego akurat się spodziewałem. Wyjeżdżam dopiero koło 8:40 z pod bloku i jadę jeszcze na moment do Ani, a później obwodnicą w stronę Tesco na stację, żeby napompować koła o czym zapomniałem wcześniej.

Z odpowiednim ciśnieniem w oponach w końcu ruszam. Początkowo dobrze znanymi mi drogami, czyli wyjazd przez Słocinę. Bocznymi asfaltami do Albigowej, następnie na Markową i do Urzejowic. Tutaj już dawno nie byłem, jeszcze sobie źle skręciłem na jednym skrzyżowaniu i przez przypadek obejrzałem drewnianą cerkiew greckokatolicką w Krzeczowicach. Stąd już prosto na Jarosław.

W Jarosławiu trochę plątania po mieście i przerwa na jedzenie. Nie chciałem tu tracić zbyt dużo czasu ponieważ zwiedzałem to miasto już dokładnie. Wyjeżdżam z miasta, przekraczam San i zaczynają się tereny dotychczas mi nie znane.

Po pierwsze robi się płasko. Na szczęście to nowe tereny i jedzie się całkiem ok, więc tak bardzo mi to nie przeszkadza. Oglądam po drodze cmentarz z I wojny światowej w Ryszkowej Woli i jadę na Oleszyce a stamtąd do Lubaczowa. Stwierdzam, że trochę za szybko mi idzie, więc czas na trochę dłuższą przerwę i jakieś jedzenie.

Po godzinie 14 zaczyna się robić w miarę ciepło, jak również powoli pojawiają się pierwsze promienie słońca. W końcu chmury prawie całkowicie ustępują i robi się bardzo przyjemny dzień:)

Bułki z Lubaczowa się przyjęły, wiec zaczyna się jechać dużo lepiej i szybciej. Tak docieram do Horyńca Zdroju. Takie tam miasteczko uzdrowiskowe. Fajnie, spokojnie, ale bardzo nie zachwyca. Bardziej mnie interesują rzeczy, które mogę obejrzeć w okolicach.

Najpierw wyjazd w stronę granicy ukraińskiej do Radruża. Tam moim celem jest cerkiew św. Paraskewy z 1583 r., która znajduje się dosłownie paręset metrów od granicy. Wracam do Horyńca i szlakiem turystycznym przez las udaje się w stronę kaplicy na wodzie w Nowinach Horynieckich. Jazda na slickach z obładowanym rowerem po lesie łatwa nie była, ale przejechać się dało;) W końcu docieram na miejsce- trzeba przyznać, że mi się spodobało i warto było tutaj jechać.

Chcąc innym szlakiem przebić się do asfaltu oczywiście się gubię. Standard. Przez to wyjeżdżam na polankę z terenem otoczonym ogrodzeniem z drutem kolczastym i kilkoma ogromnymi antenami satelitarnym. Z tego co się później dowiaduję jest to jakaś wojskowa stacja wczesnego ostrzegania. Oczywiście z zakazem robienia zdjęć (można takowe zobaczyć poniżej:P). Szkoda tylko, że ja powinienem się znaleźć z drugiej strony tego ogrodzonego terenu, a tak to zjeżdżam w drugą stronę po bardzo malowniczej łące pełnej kwiatów. Także nie ma co żałować;)

Zjazd kończę znowu w Nowinach Horynieckich, więc tam docieram do asfaltu i przez roztoczańskie lasy dojeżdżam w końcu do Werchraty, gdzie udaje się zrobić zakupy. Tym samym przebijam się przez środek Południoworoztoczańskiego Parku Krajobrazowego.

Zaczynam szukanie noclegu. Mnóstwo miejsc, gdzie można by się rozłożyć na dziko, ale postanawiam spróbować spania u jakiegoś gospodarza. Dojeżdżam do Woli Wielkiej, oglądam tamtejsza cerkiew pw. Opieki NMP z 1755 r. rozmawiając przy okazji z jakimś staruszkiem. Przy wyjeździe ze wsi pytam się o możliwość rozłożenia namiotu, a ostatecznie ląduję na sianie w stodole:) To dobrze bo w nocy padał deszcz i nie musiałem rano pakować mokrego namiotu. Kolację zjadam w towarzystwie Pani Gospodarz rozmawiając o tym i tamtym:)

Się opisałem..;)

Trasa w przybliżeniu:


I porcja zdjęć z dnia pierwszego:

Taki widok pól towarzyszył mi niemal do końca © azbest87


Cerkiew w Krzeczowicach © azbest87


Autostrada się buduje © azbest87


Ulica prowadząca do rynku w Jarosławiu © azbest87


Opactwo Benedyktynek w Jarosławiu © azbest87


Na cmentarzu wojennym w Ryszkowej Woli © azbest87


Roztoczańskie górki już się pojawiają © azbest87


Na drodze do Radruża © azbest87


Cerkiew w Radrużu © azbest87


Wnętrze cerkwi © azbest87


Jeden z krzyży cmentarnych obok cerkwi © azbest87


Kaplica na wodze w Nowinach Horynieckich © azbest87


Wojskowa stacja wczesnego ostrzegania © azbest87


Na Roztoczu © azbest87


Roztocze- idealne na spokojny odpoczynek © azbest87


Cerkiew w Woli Wielkiej © azbest87


Razem z tym wpisem mały jubileusz, czyli 50 000 km przejechane razem z Bikestats:)