Info
Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102701.43 kilometrów w tym 7993.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 707618 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Listopad5 - 0
- 2024, Październik7 - 0
- 2024, Wrzesień8 - 0
- 2024, Sierpień10 - 0
- 2024, Lipiec9 - 0
- 2024, Czerwiec10 - 0
- 2024, Maj15 - 0
- 2024, Kwiecień11 - 1
- 2024, Marzec9 - 0
- 2024, Luty7 - 0
- 2024, Styczeń3 - 0
- 2023, Grudzień6 - 0
- 2023, Listopad4 - 0
- 2023, Październik7 - 0
- 2023, Wrzesień7 - 0
- 2023, Sierpień9 - 0
- 2023, Lipiec14 - 0
- 2023, Czerwiec6 - 0
- 2023, Maj8 - 0
- 2023, Kwiecień10 - 0
- 2023, Marzec4 - 1
- 2023, Luty3 - 0
- 2023, Styczeń8 - 0
- 2022, Grudzień3 - 0
- 2022, Listopad5 - 0
- 2022, Październik9 - 0
- 2022, Wrzesień4 - 0
- 2022, Sierpień9 - 0
- 2022, Lipiec9 - 0
- 2022, Czerwiec10 - 1
- 2022, Maj7 - 0
- 2022, Kwiecień10 - 1
- 2022, Marzec11 - 0
- 2022, Luty8 - 0
- 2022, Styczeń9 - 0
- 2021, Grudzień3 - 0
- 2021, Listopad7 - 0
- 2021, Październik5 - 0
- 2021, Wrzesień9 - 0
- 2021, Sierpień8 - 3
- 2021, Lipiec9 - 0
- 2021, Czerwiec10 - 0
- 2021, Maj9 - 0
- 2021, Kwiecień12 - 1
- 2021, Marzec8 - 0
- 2021, Luty5 - 0
- 2021, Styczeń5 - 0
- 2020, Grudzień7 - 0
- 2020, Listopad9 - 0
- 2020, Październik4 - 0
- 2020, Wrzesień4 - 0
- 2020, Sierpień9 - 0
- 2020, Lipiec10 - 0
- 2020, Czerwiec8 - 0
- 2020, Maj9 - 3
- 2020, Kwiecień14 - 5
- 2020, Marzec11 - 4
- 2020, Luty5 - 0
- 2020, Styczeń1 - 0
- 2019, Grudzień3 - 0
- 2019, Listopad3 - 5
- 2019, Październik2 - 0
- 2019, Wrzesień7 - 1
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec7 - 0
- 2019, Czerwiec13 - 0
- 2019, Maj8 - 0
- 2019, Kwiecień5 - 0
- 2019, Marzec8 - 0
- 2019, Luty5 - 1
- 2018, Listopad3 - 0
- 2018, Październik5 - 1
- 2018, Wrzesień9 - 1
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec9 - 0
- 2018, Czerwiec9 - 3
- 2018, Maj10 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec6 - 1
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń4 - 1
- 2017, Grudzień1 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik5 - 0
- 2017, Wrzesień11 - 0
- 2017, Sierpień7 - 0
- 2017, Lipiec11 - 0
- 2017, Czerwiec12 - 14
- 2017, Maj11 - 2
- 2017, Kwiecień11 - 0
- 2017, Marzec10 - 2
- 2016, Listopad4 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień8 - 0
- 2016, Sierpień14 - 7
- 2016, Lipiec13 - 5
- 2016, Czerwiec12 - 3
- 2016, Maj15 - 0
- 2016, Kwiecień11 - 0
- 2016, Marzec6 - 0
- 2016, Luty1 - 0
- 2016, Styczeń1 - 0
- 2015, Grudzień5 - 1
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik4 - 0
- 2015, Wrzesień5 - 0
- 2015, Sierpień4 - 2
- 2015, Lipiec20 - 11
- 2015, Czerwiec11 - 5
- 2015, Maj8 - 2
- 2015, Kwiecień10 - 0
- 2015, Marzec3 - 0
- 2015, Luty2 - 4
- 2015, Styczeń1 - 3
- 2014, Listopad1 - 0
- 2014, Październik2 - 3
- 2014, Wrzesień3 - 1
- 2014, Sierpień10 - 3
- 2014, Lipiec10 - 2
- 2014, Czerwiec7 - 1
- 2014, Maj10 - 12
- 2014, Kwiecień9 - 2
- 2014, Marzec6 - 7
- 2014, Luty2 - 1
- 2014, Styczeń4 - 2
- 2013, Grudzień4 - 2
- 2013, Wrzesień2 - 7
- 2013, Sierpień4 - 0
- 2013, Lipiec14 - 10
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj10 - 2
- 2013, Kwiecień8 - 8
- 2012, Grudzień1 - 2
- 2012, Listopad1 - 13
- 2012, Wrzesień1 - 0
- 2012, Sierpień13 - 2
- 2012, Lipiec21 - 14
- 2012, Czerwiec19 - 46
- 2012, Maj20 - 22
- 2012, Kwiecień12 - 16
- 2012, Marzec13 - 28
- 2012, Luty2 - 4
- 2012, Styczeń2 - 4
- 2011, Grudzień5 - 21
- 2011, Listopad16 - 42
- 2011, Październik22 - 11
- 2011, Wrzesień24 - 25
- 2011, Sierpień20 - 34
- 2011, Lipiec26 - 43
- 2011, Czerwiec26 - 31
- 2011, Maj19 - 37
- 2011, Kwiecień21 - 47
- 2011, Marzec20 - 26
- 2011, Luty8 - 52
- 2011, Styczeń13 - 51
- 2010, Grudzień8 - 24
- 2010, Listopad22 - 74
- 2010, Październik22 - 25
- 2010, Wrzesień24 - 35
- 2010, Sierpień27 - 69
- 2010, Lipiec22 - 66
- 2010, Czerwiec22 - 43
- 2010, Maj13 - 24
- 2010, Kwiecień12 - 21
- 2010, Marzec28 - 61
- 2010, Luty7 - 11
- 2009, Grudzień7 - 28
- 2009, Listopad10 - 26
- 2009, Październik4 - 11
- 2009, Wrzesień13 - 38
- 2009, Sierpień21 - 29
- 2009, Lipiec27 - 40
- 2009, Czerwiec8 - 7
- 2009, Maj10 - 46
- 2009, Kwiecień13 - 45
- 2009, Marzec8 - 23
- 2009, Luty1 - 4
- 2008, Grudzień5 - 18
- 2008, Listopad9 - 28
- 2008, Październik11 - 47
- 2008, Wrzesień17 - 48
- 2008, Sierpień18 - 66
- 2008, Lipiec15 - 60
- 2008, Czerwiec26 - 80
- 2008, Maj27 - 151
- 2008, Kwiecień24 - 172
- 2008, Marzec25 - 218
- 2008, Luty25 - 193
- 2008, Styczeń9 - 74
- 2007, Grudzień8 - 46
- 2007, Listopad12 - 70
- 2007, Październik22 - 85
- 2007, Wrzesień26 - 55
- 2007, Sierpień21 - 35
- 2007, Lipiec4 - 15
- 2007, Czerwiec27 - 32
- 2007, Maj29 - 54
- 2007, Kwiecień25 - 25
- 2007, Marzec26 - 9
- 2007, Luty9 - 0
- 2007, Styczeń10 - 0
Wyprawy
Dystans całkowity: | 13291.24 km (w terenie 357.00 km; 2.69%) |
Czas w ruchu: | 668:15 |
Średnia prędkość: | 19.89 km/h |
Maksymalna prędkość: | 82.80 km/h |
Suma podjazdów: | 128808 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 145 (77 %) |
Suma kalorii: | 136569 kcal |
Liczba aktywności: | 106 |
Średnio na aktywność: | 125.39 km i 6h 18m |
Więcej statystyk |
- DST 122.00km
- Czas 05:13
- VAVG 23.39km/h
- VMAX 60.50km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 4490kcal
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady Ukraińskie- dzień 4- Cisna - Boguchwała
Środa, 21 czerwca 2017 · dodano: 29.06.2017 | Komentarze 1
Ostatni dzień wyjazd jest bez szczególnej historii. To już czysty dojazd do domu z Cisnej. Na początek trzeba było zaliczyć jeszcze jedną przełęcz, a później droga prowadziła lekko w dół więc pocisnęliśmy dość mocno. W ten oto sposób z przełęczy do Leska zrobiliśmy średnią koło 30 :O Później chwila przerwy koło Sanu i przejazd interwałowymi góreczkami do Sanoka. Przerwa w Macu na kalorie i Funfell zaczął narzucać dość mocne tempo chociaż wiało nam w twarz. Trochę wychodziłem na zmiany, ale nie chciało mi się aż tak cisnąć, więc też sporo siedziałem na kole. W ten sposób byłem w domu już o 17. Nawet zdjęć prawie nie robiłem- raptem kilka pstryknięć, bo to droga którą już nie raz jechałem i jest mi dobrze znana.
Tak oto kończy się nasza ukraińska przygoda:)
Miejscówka na campingu w Cisnej © azbest87
San między Leskiem a Zagórzem © azbest87
Tym razem Lesko żegna a w tle Bieszczady © azbest87
- DST 114.40km
- Teren 30.00km
- Czas 05:55
- VAVG 19.34km/h
- VMAX 59.40km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 3660kcal
- Podjazdy 1400m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady Ukraińskie- dzień 3- Połonina Równa - Cisna
Wtorek, 20 czerwca 2017 · dodano: 29.06.2017 | Komentarze 5
Dzień 3 zaczął się wysoko. Co ciekawe noc na połoninie Równej była dość ciepła. Rano w końcu można było popodziwiać widoki jakie się stamtąd rozciągają, bo dzień wcześniej trochę późno wjechaliśmy. Namioty rozłożone tuż obok ruin radzieckiej bazy w zagłębieniu terenu, więc z samych namiotów też super widoków nie było. A było co oglądać! W każdą stronę gdzie się nie spojrzy rozciągają się pasma górskie. Co prawda sam szczyt połoniny jest dość płaski i rozległy (stąd nazwa Równa) i żeby zobaczyć co jest z drugiej strony trzeba kawałek przejść. Z racji podziwiania widoków z zebraniem zeszło nam trochę czasu, ale nigdzie się nam nie spieszyło. Poza tym zmęczenie z wczorajszej wspinaczki jeszcze dawało o sobie znać. Jedyne co nam przeszkadzało na górze to chmary much. Wystarczyło wyjść z namiotu i od razu każdego atakowały setki much. Chwilami było to nie do zniesienia. Na szczęście pomógł OFF :)
W końcu zaczynamy zjazd. I to nie byle jaki! 15 km z górki z czego większość po płytach i po kamienistej drodze. Jakbym jechał na pusto to można by poszaleć, ale z obładowanym rowerem trzeba było uważać i sporo hamować. Przez to musiałem parę razy się zatrzymać żeby czasem nie przegrzać hamulców. Ostatecznie i tak złamałem tam jedną szprychę w tylnym kole, ale nie stanowiło to problemu.
Im niżej tym cieplej i u podnóży połoniny zaczyna nas dobrze dopiekać. Docieramy do sklepu z wczoraj i też tam robimy zakupy. Jest tak ciepło że nie chce nam się zbierać. W końcu ruszamy, ale ciężko się jedzie. Przebijamy się przez kolejne kilometry ukraińskich dróg. Nierówne drogi plus wysoka temperatura plus zmęczenie z wczoraj dają w rezultacie kiepską formę do jazdy. Przed granicą robimy ze dwie przerwy i uderzamy w końcu na Słowację. Na przejściu idzie dość sprawnie. Zatrzymuje nas na chwilę tylko jeden słowacki celnik, bo okazało się że też jeździ na rowerze:) więc chwilę z nim rozmawiamy o rowerach. Słowacja wita nas podjazdem i sporym zjazdem, aż do Stakcina. W planach mieliśmy jazdę do Komańczy lub tamte okolice, ale z racji że jazda szła nam dzisiaj bardzo opornie i nie ma szans tam dojechać przed nocą to zmieniamy plan. Chęć wykąpania się na polskiej ziemi zwyciężyła;) Odbijamy nad jezioro Starina i wzdłuż jego brzegów kierujemy się na szutrowe drogi które mają nas doprowadzić na przełęcz nad Roztokami. Jeden porządny podjazd zamiast kilku mniejszych. Już kiedyś go jechaliśmy z Funflem, więc wiedzieliśmy czego się spodziewać. Droga na początku powoli się wznosi by później po kamienistej drodze już z większym nachyleniem wspiąć się, aż na przełęcz na wysokości ponad 800m. Większość jechało mi się dość dobrze, ale jak droga weszła w las to jazda po luźnych kamieniach już mnie zmasakrowała, a od ciągłych wstrząsów rozbolały mnie plecy. Na szczęście stąd czeka nas już praktycznie tylko zjazd do Cisnej, gdzie lokujemy się na znanym nam campingu. Ciepły prysznic to było błogosławieństwo :) Szkoda tylko że nasza próba zjedzenia czegoś w jakiejś knajpie spełzła na niczym. Parę dni przed rozpoczęciem wakacji wszyscy jeszcze czekają tu na właściwy sezon, więc wieczorem wszystko pozamykane. Skończyło się tylko na zakupach w sklepie tuż przed zamknięciem.
Miejsce noclegowe na połoninie tuż obok ruin © azbest87
Widoki na inne połoniny © azbest87
Krajobraz z połoniny Równej © azbest87
I jeszcze jeden widoczek na Karpaty © azbest87
Zdobywcy Równej! :) © azbest87
Krzyż na szczycie © azbest87
Kolejne ruiny już trochę niżej © azbest87
Tak wyglądał podjazd/zjazd z Równej © azbest87
A tak wyglądał odcinek szutrowy © azbest87
Słowackie drogi © azbest87
Zjazd do Stakcina © azbest87
Przez te górki w tle trzeba się teraz przebić © azbest87
Gwiazdy nad polem namiotowym w Cisnej © azbest87
- DST 122.50km
- Teren 35.00km
- Czas 08:45
- VAVG 14.00km/h
- VMAX 53.60km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 5200kcal
- Podjazdy 2700m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady Ukraińskie- dzień 2- Sianki - Połonina Równa (1482m)
Poniedziałek, 19 czerwca 2017 · dodano: 25.06.2017 | Komentarze 2
Pobudka gdzieś po 7 i powoli się ogarniamy. Do śniadania ukraińskie piwko. Na początek zjeżdżamy jeszcze na stację kolejową w Siankach, którą widać ze szlaku po polskiej stronie. Uzupełnienie zapasów w sklepie i wspinamy się z powrotem na górę. Kilka kilometrów jazdy tą drogą co wczoraj i docieramy do przełęczy Użockiej (852m). Na przełęczy posterunek wojskowy na którym trzeba się wylegitymować, ale bez problemów. Stąd zaczyna się szlak na Pikuja, czyli według naszej terminologii najwyższy szczyt Bieszczadów. Tutaj też niestety kończy się dobry asfalt i zaczynają się dziury. Zgodnie ze wskazówkami które wczoraj przekazał nam Vasyl jedziemy kilkaset metrów i odbijamy za wiaduktem w prawo w szutrową drogę. Raptem z 300 metrów dalej znajdujemy punkt widokowy o którego istnieniu normalnie nie mielibyśmy pojęcia. Dzięki Vasyl! :) Chwila przerwy z pięknymi widokami na Bieszczady i zaliczamy zjazd serpentynami z lichym asfaltem do miejscowości Użok. Tutaj nasza droga odbija całkiem na południe i wiedzie wzdłuż podnóży całej połoniny Pikuja. Co ciekawe droga do Użoku jest oznaczana na mapach jako czerwona, czyli krajowa, a dziur tam co nie miara i krowy chodzą środkiem drogi;) Po odbiciu w lewo robi się jeszcze ciekawiej. Asfalt znika w mgnieniu oka, chociaż to droga wojewódzka i nawet był drogowskaz na skrzyżowaniu. Akurat nie spodziewałem się niczego lepszego;) Tak naprawdę dopiero dzisiaj widzimy jak wygląda prawdziwa Ukraina. Jedziemy kamienisto-błotną drogą wzdłuż typowo wiejskich zabudowań. W takich warunkach czekał nas ponad 300 metrowy podjazd, który ciągnął się kilka kilometrów. Z przełęczy kolejny świetny widok na Karpaty i niestety dość wyboisty zjazd. Normalnie po tych kamieniach to bym się puścił bez hamowania, ale z obładowanym rowerem trzeba było sporo uważać. Po przejechaniu przez pierwszą wieś powoli pojawiają się jakieś ślady asfaltu, ale szybko znikają. Im byliśmy niżej tym więcej dziurawego asfaltu pod kołami. Dopiero po jakimś czasie pojawia się standardowy ukraiński dziurawy asfalt, a niżej kawałkami nawet dość znośny do jazdy. Słońce dopieka dzisiaj dość mocno i czuję chwilami że zaczynam się smażyć. W tym roku nie jestem przyzwyczajony do takich temperatur, bo do tej pory pogoda była raczej marna. Dojeżdżamy od Pidpolozzia i odbijamy w prawo żeby przebić się do Poliany. Po drodze kolejny podjazd ukryty w lesie. Po zjeździe robimy sobie przerwę pod laskiem na żarcie. Kawałek dalej znowu mamy podjazd na którym skończył się asfalt. Szutrowe serpentyny w lesie z dziurami na które lepiej uważać to zaczyna być codzienność. W końcu docieramy do miejscowości Turi Remety, gdzie robimy dłuższą przerwę pod sklepem. Robimy zapasy na noc i napełniamy brzuchy. Po wszystkich dzisiejszych podjazdach zjeżdżamy na wysokość poniżej 200 m.
Teraz czas na wyzwanie wyjazdu! W planie jest wjechanie rowerem na Połoninę Równą i nocleg na niej. Trochę późno dotarliśmy do miejsca startu na podjazd, więc nieciekawie się zapowiada godzina jego ukończenia. Poza tym mamy już w nogach 100km po górach na obładowanych rowerach. Będzie ciekawie... Na początek jedziemy drogą w kierunku Turychky, która wznosi się bardzo powoli, ale pierwsze 100 m w górę za nami. Prawdziwy podjazd zaczyna się przy skręcie na Lipowiec. Gorzej że tak jak przystało na ukraińskie drogi zaraz kończy się asfalt, a zaczyna istna masakra po kamienistej drodze. Obładowany rower na slikach + luźne kamienie + spore nachylenie daje wybuchową mieszankę, która potrafi człowieka wykończyć. W ten sposób wspięliśmy się z 300 m w górę, ale mieliśmy już serdecznie dość. Jadąc taką drogą to do północy byśmy tam nie wyjechali o ile w ogóle starczyłoby nam siły. Na szczęście tuż przed Lipowcem zaczyna się oczekiwana od dołu droga po betonowych płytach, która według moich informacji prowadzi na sam szczyt połoniny. Jedzie się po tym zdecydowanie lepiej, nawet mimo tego że nachylenia często są większe niż wcześniej. Wyjeżdżamy z Lipowca będąc na wysokości niecałych 700m- jeszcze spory kawał do góry przed nami. Teraz zdobywanie wysokości zaczyna iść jakby szybciej. Zaczynają się serpentyny w lesie i nareszcie na wysokości około 1100 m wyjeżdżamy powyżej granicy lasu. Widoki świetne, ale nie ma czasu ich podziwiać, bo musimy przed zmrokiem wjechać na szczyt, a słońce już co raz niżej. Kawałek dalej co ciekawe spotykamy Ukraińca na rowerze który właśnie zjeżdża z góry! Słońce zaczyna się chować, ale widnokrąg jest na tyle jasny że bez problemu wszystko widać. Do tej pory jechaliśmy z Funflem podobnym tempem, ale zaczyna mnie odcinać, więc ucieka mi trochę do przodu. Moja wina bo w trakcie podjazdu praktycznie nie uzupełniałem kalorii i skończyła się energia. Z tego powodu ostatnie kilkadziesiąt minut jazdy już na niezłej bombie - tutaj już jechałem samą głową, bo nogi mi odcięło;) No i wlecze się ta ostatnia część potwornie. W końcu koło 21:20 melduję się na górze gdzie już czeka Piotrek. Już chwilę po zachodzie, ale jest jeszcze dość widno (na Ukrainie jest godzina później więc mamy 22:20).
Połonina Równa zdobyta! 1482 m z przewyższeniem sięgającym niemal 1300m. To na obładowanym rowerze i ze sporą ilością kilometrów i górek w nogach. To był jeden z najtrudniejszych podjazdów jakie miałem okazję przejechać, dlatego na górze myślę tylko o rozbiciu namiotu i zjedzeniu czegoś, chociaż z wysiłku mam raczej kiepski apetyt. Zresztą ilość przewyższeń mówi sama za siebie. Rozbijamy się w zagłębieniu ruin które znajdują się na szczycie, ponieważ są tam pozostałości radzieckiej bazy rakietowej. To do niej była doprowadzona ta droga którą podjeżdżaliśmy.
Zasypiamy wykończony, ale usatysfakcjonowany:)
Zbieramy się po noclegu u Vasyla © azbest87
Na stacji w Siankach © azbest87
Ostatni odcinek dobrego asfaltu © azbest87
Na przełęczy Użockiej © azbest87
Kontrola wojskowa na przełęczy © azbest87
Punkt widokowy kawałek za przełęczą © azbest87
Chwila przerwy na serpentynach na podziwianie widoków © azbest87
Sielski wiejski krajobraz © azbest87
W Użoku © azbest87
Gówna droga a tu krowy na środku © azbest87
To podobno droga wojewódzka czy coś w tym stylu © azbest87
Już prawie kolejna przełęcz za nami (około 900m) © azbest87
Widoczek z przełęczy © azbest87
Karpaty © azbest87
Po tej drodze trzeba zjechać do jakiejkolwiek cywilizacji © azbest87
Nieśmiało pojawiają się resztki asfaltu © azbest87
Przerwa na żarcie © azbest87
Przez te górki przejechaliśmy © azbest87
Wyjazd z Lipowca- taką drogą jazda już do samej góry © azbest87
Słońce zachodzi a tu jeszcze prawie godzina jazdy © azbest87
Zachód słońca nad górami © azbest87
- DST 157.30km
- Czas 08:17
- VAVG 18.99km/h
- VMAX 56.90km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 5800kcal
- Podjazdy 1800m
- Sprzęt Kiubek
- Aktywność Jazda na rowerze
Bieszczady Ukraińskie - dzień 1- Przemyśl - Sianki
Niedziela, 18 czerwca 2017 · dodano: 23.06.2017 | Komentarze 6
Trasa która już od dawna chodziła mi po głowie. Do tej pory zawsze wybór padał na coś innego, ale w końcu i ten plan doczekał się realizacji. Całość była przewidziana tylko na 4 dni, ale za to bardzo intensywne dni z kilkoma przysłowiowymi "wisienkami na torcie" :)
Plan z grubsza wyglądał bardzo prosto: przejechać przez ukraińskie Bieszczady, po drodze kilka wyższy przełęczy lub szczytów i wrócić do Polski przez Słowację. Żeby dowiedzieć się jak to wyglądało w realizacji i jakie realia temu towarzyszyły to już odsyłam do tej powoli powstającej relacji.
Na dzień dobry trzeba było dojechać na dworze PKP w Rzeszowie. Tam spotykam się z Piotrkiem vel Funflem który razem ze mną jedzie w tą trasę. Pociągiem jedziemy do Przemyśla (trasę do Przemyśla zaliczyliśmy obaj tydzień wcześniej jako przetarcie przed wyjazdem). Na miejscu jesteśmy koło 9:30 i powoli ruszamy w stronę przejścia granicznego w Medyce po drodze zaliczając jeszcze sklep. Po wczorajszych deszczach już powoli znikają ślady, a pogoda powoli robi się co raz lepsza. Przejazd przez przejście graniczne idzie dość sprawnie. Po naszej stronie jest osobna kolejka dla obywateli UE w której nie było nikogo:) a po ukraińskiej stronie było przed nami ze 2 osoby. Kilkanaście minut i już byliśmy na Ukrainie. Ruszamy na wschód ładnym asfaltem idącym do Lwowa, który powstał na potrzeby Euro 2012. Po drodze dość długi korek, ale nie do przejścia tylko policja ukraińska sprawdza wszystkie auta po kolei jadące w stronę przejścia. Po niewielkich góreczkach dojeżdżamy do Mościsk, gdzie nasza trasa odbija na południe. Tutaj spodziewałem się że jakość nawierzchni ulegnie pogorszeniu, ale nawet mimo dość sporej ilości dziur było całkiem znośnie do jazdy. Dojeżdżamy do Sambiru i robimy przerwę na uzupełnienie kalorii. O dziwo spotykamy tam ukraińskiego kolarza na MTB który ze sporym plecakiem jedzie z Lwowa w stronę Ustrzyk Dolnych. Podczepiamy się pod niego na prawie całym odcinku do Starego Sambiru, a tam nasze drogi się rozchodzą. Nasza droga natomiast wchodzi między karpackie wzgórza. Powoli nabieramy wysokości jadąc doliną rzeki. Zaczynają się większe podjazdy. Po drodze dopadła nas jeszcze burza, więc musieliśmy przeczekać na przystanku. Ten czas wykorzystaliśmy na ugotowanie zupki chińskiej. W Turce szukamy jakiegoś otwartego jeszcze sklepu i nawet się nam to udaje. Zaopatrzeni w prowiant i wodę ruszamy dalej na południe. Już ponad 120 km na liczniku, a tu mamy 4-kilometrowy podjazd z którego zaczynają się co raz ładniejsze widoki na Bieszczady. Co ciekawe od Sambiru jedziemy cały czas nowym asfaltem! Tego się nie spodziewałem! Po zaliczeniu podjazd okazuje się że zjazdu nie ma;) Droga wiedzie przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów szczytami wznosząc się co raz wyżej z krótkimi odcinkami w dół. Cały czas mamy widoki na wszystkie okoliczne szczyty łącznie z polskimi Bieszczadami (było widać Halicz oraz Kińczyk Bukowski). W takich to okolicznościach przyrody dojeżdżamy do Sianek, czyli miejscowości do której po polskiej stronie można dojść idąc szlakiem do źródeł Sanu. Zaczynamy poszukiwania noclegu. W sumie było mnóstwo miejsc gdzie można by się rozbić na dziko, ale zaczęliśmy jechać drogą w dół przez Sianki. Przed nami stado krów wracające z pastwiska- co kawałek krowy odbijają same do swoich domów;) Zagaduje nas jeden z lokalnych i po wymianie paru zdań już mamy zapewniony noclegu u niego na ogródku. To był Vasyl:) Dostajemy ciepłą herbatę i małą przekąskę w postaci kotlecików z chlebem. Posłużyła nam ona raczej jako zakąska do przyniesionego przez Vasyla samogonu:P Vasyl był bardzo fajnym gościem z którym spędziliśmy pewnie ze 2 godziny zanim udaliśmy się do namiotów. Zresztą on też w środku nocy miał jechać z rodziną na wakacje nad Morze Czarne. Na koniec jeszcze napełnianie żołądków i spać.
Trasa bez odcinka na dworzec:
Droga w stronę Lwowa © azbest87
Cerkiew w Mościskach © azbest87
Kirkut przy drodze © azbest87
Tory które prowadzą w Bieszczady © azbest87
Kolejna cerkiew spotkana gdzieś po drodze © azbest87
Uzupełnianie zapasów wody © azbest87
Zaczynają się co raz większe górki © azbest87
O dziwo cały czas dobry asfalt © azbest87
Dopadła nas burza- trzeba było przeczekać na przystanku © azbest87
Krajobraz po burzy © azbest87
Karpaty ukraińskie © azbest87
Droga cały czas szła tymi szczytami © azbest87
Za mną w tle widać polskie Bieszczady © azbest87
Górki do zaliczenia na jutro:) © azbest87
- DST 66.80km
- Czas 04:04
- VAVG 16.43km/h
- VMAX 63.70km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 3200kcal
- Podjazdy 2200m
- Sprzęt FORT
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpy - dzień 7 - Wielki finał, czyli Stelvio Day!
Sobota, 27 sierpnia 2016 · dodano: 09.09.2016 | Komentarze 2
Na ostatni dzień wyjazdu. Na wielki finał zgodnie z planem wybraliśmy się na legendarne Passo Stelvio. Tak mieliśmy ustawiony wyjazd żeby pojawić się tam w dniu "Stelvio Day", czyli imprezy podczas której droga na Stelvio jest zamykana dla ruchu samochodowego i otwarta jedynie dla rowerzystów.
Pogoda zaczęła nas aż za bardzo rozpieszczać (w Prato temperatury w okolicach 30 stopni) , więc postanowiliśmy wstać trochę wcześniej niż zazwyczaj i wyjechaliśmy z campingu kilka minut przed 9. Zewsząd w stronę centrum miasteczka ściągały już grupki rowerzystów. W miejscu startu dość tłocznie, więc jedziemy po prostu na podjazd. Każdy startuje o której chce ponieważ droga jest zamknięta od 8 do 16. Zaczynamy i jedziemy cały czas w peletonie rowerzystów. Istny tłum! Cała droga to tylko rower obok roweru. Początek podjazd dość chłodny bo słońce akurat tutaj rzuca cień, ale jedzie się dość przyjemnie. Wszyscy jadą na spokojnie, bo każdy wie że ma do pokonania ponad 1800 pod górę i 26 km podjazdu. Ja swoim tempem raczej większość osób wyprzedzam, ale co raz zatrzymuje się na zdjęcia więc znowu mnie wszyscy wyprzedzają;) Z tego powodu ze sporą ilością osób dość często mijałem się na trasie;) W końcu jest pierwsza z 48 serpentyn które trzeba pokonać w drodze na szczyt przełęczy. Do Gomagoi trafiają się jeszcze pojedynczy kierowcy którzy mimo zakazu wepchali się na drogę, ale chyba nie jedzie się im za dobrze bo cała droga zablokowana przez rowerzystów;)
Jedziemy lasem z widokami na góry z lodowcami które przedzierają się gdzieś między drzewami. Po drodze były nawet rozstawione darmowe bufety z których mógł każdy skorzystać. W końcu gdy wyjeżdżamy powyżej lasu po sekwencji ciasnych serpentyn robię sobie chwilę przerwy na batona i kilka fotek. Widoki na masyw Ortlera i w stronę przełęczy robią wrażenie. Widok zakręconej drogi wiodącej na szczyt pozytywnie człowieka nastraja i jedzie się bardzo dobrze:) Zakrętasy wchodzą jeden po drugim aż do przełęczy. Dotarcie na szczyt licząc ze sporą ilością przerw na zdjęcia i krótką przerwą na batona schodzi ponad 3 godziny. Na sam szczyt docieram jednak z buta, ponieważ na górze taki tłum że nie da się jechać. Wysokość 2758 m zaliczona (niektóre źródła podają też wysokość 2760). W ten sposób ustanawiam mój nowy rekord wysokości i rekord przewyższenia na jednym podjeździe (wcześniejszy był z Chorwacji- ponad 1700 m na raz). Przedzieram się na drugą stronę, kupuję pamiątkowy magnes na lodówkę i wracam na końcówkę podjazdu żeby się wygodnie ułożyć na murkach ochronnych z widokiem na serpentyny i góry. Tam czekam na Funflla. Później już wspólnie znowu przebijamy się przez przełęcz i zaczynamy zjazd. Szybko docieramy do rozjazdu i kierujemy się na Szwajcarię! Tym samy dołożyłem kolejny kraj do rowerowej kolekcji. Przy okazji na granicy zaliczamy ostatnią przełęcz- Umbrail- o wysokości 2503 m (o ile się nie mylę najwyższa przełęcz Szwajcarii). Zjazd ze świetnymi widokami przez co znowu co chwilę się zatrzymywałem;) Dopóki na karcie nie zostało mi miejsca na 3 zdjęcia:P później już tylko cieszyłem się jazdą w dół. Na koniec jeszcze kawałek dojazdu ścieżką rowerową z wczoraj i jesteśmy na campingu. Znowu skok do basenu i można się powoli przygotowywać do drogi powrotnej przewidzianej na kolejny dzień.
Z tego co wyczytałem to łącznie tego dnia na Stelvio wjechało ponad 11 400 rowerzystów, z czego od strony Prato ponad 9000 !!
Zaczynamy zabawę! © azbest87
Pierwsze serpentyny © azbest87
Zaczynają się widoki na góry © azbest87
Robi się co raz ciekawiej © azbest87
Kolejna fota z serii: Alpejskie widoki © azbest87
Ciasne serpentyny w lesie © azbest87
Szybko nabieramy wysokości © azbest87
Przerwa na batona © azbest87
Nareszcie wydostaliśmy się z lasu © azbest87
Ostatni i zarazem najsławniejszy fragment podjazdu © azbest87
Wszyscy złączeni w jednym celu.. © azbest87
.. żeby się dostać pod tą tablicę!:) © azbest87
Ten widok był dla mnie fascynujący! © azbest87
Godzinę spędziłem patrząc na te serpentyny ;) © azbest87
Droga pięknie wkomponowana w zbocze góry © azbest87
Widok dla którego warto było przejechać ponad 1200 km © azbest87
Zjazd z drugiej strony przełęczy © azbest87
Umbrail Pass zaliczone czyli wjeżdżamy do Szwajcarii © azbest87
Widoki po szwajcarskiej stronie © azbest87
Tam gdzieś w górze widać Stelvio © azbest87
Szwajcarskie serpentyny © azbest87
I szwajcarskie doliny © azbest87
Szwajcarskie miasteczko © azbest87
Ostatnie chwile w Alpach © azbest87
Ten wyjazd i jazda po tych wszystkich sławnych przełęczach to spełnienie jednego z moich rowerowych marzeń:) Niezapomniane chwile, podjazdy, zjazdy i widoki! Wiem że kiedyś wybiorę się tam znowu.. koniecznie! :)
- DST 69.40km
- Teren 5.00km
- Czas 03:44
- VAVG 18.59km/h
- VMAX 63.00km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 2600kcal
- Podjazdy 1500m
- Sprzęt FORT
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpy - dzień 6 - Passo Resia
Piątek, 26 sierpnia 2016 · dodano: 06.09.2016 | Komentarze 0
Dzisiaj postanowiliśmy zrobić sobie bardziej lajtowy dzień. Wybraliśmy się nad jezioro Resia i przełęcz o tej samej nazwie położoną na granicy włosko-austriackiej.
Praktycznie od razu po wyjechaniu z campingu wjechaliśmy na ścieżkę rowerową która szła nad jezioro i niemal cały dzień na niej spędziliśmy. Ścieżka jest świetnie poprowadzona, z dala od drogi. Prowadzi głownie wzdłuż rzeki, przez pola i nad jeziorem, po czym nagle wchodzi do jakiejś miejscowości by przejść przez nią ciasnymi uliczkami i wyjść znowu w pola. Po takich ścieżkach to można jeździć! W Polsce chyba nie miałem jeszcze okazji jeździć tak świetnie poprowadzoną ścieżką. Nie mówiąc już o widokach jakie mieliśmy naokoło!
Najpierw dotarliśmy do miejscowości średniowiecznej Glorenza którą pokrótce zwiedziliśmy. Do pierwszego jeziora na drodze- Lago di Muta trzeba było pokonać jeszcze około 600 m w pionie. Po serpentynach na głównej drodze pewnie byłoby łatwiej, a na ścieżce trafiały się nawet znaki z oznaczeniem 16 i 20 %. Co ciekawe były ustawione tylko w kierunku zjazdu, a pod górkę nie było ich widać- pewnie żeby nie zniechęcać rowerzystów;) A propos rowerzystów- tych na ścieżce było mnóstwo zwłaszcza na płaskim odcinku do Glorenzy i wzdłuż jeziora. Tutaj miałem większą styczność z osobami na rowerach elektrycznych i trzeba przyznać że czasem to dość wkurza. Jedzie sobie człowiek pod górę, pod stromą górę, a tu jakaś babka wyprzedza cię ledwie pedałując jakby jechała na najcięższym możliwym przełożeniu. Wyprzedziła mnie taka para, więc trochę przycisnąłem. Babkę wyprzedziłem a gościowi siadłem na koło a było to akurat na najostrzejszym kawałku. Prawie 20% pod górę, ja się zaginam, a gość nawet oddechu za bardzo nie miał przyspieszonego i jeszcze się cieszy na mój widok. Po czymś takim stwierdzam że tam gdzie pojawia się silnik to kończy się rower.
Wracając jednak do tematu wycieczki to po drodze nad jezioro minęliśmy jeszcze kilka zamków. Szybko minęliśmy pierwsze jezioro i dotarliśmy do drugiego, znacznie większego. Jeździe ścieżkę rowerową wzdłuż niego towarzyszył cały czas świetne widoki na otaczające nas góry. Niemal sielankowa jazda:) Jak się okazało z drugiej strony żeby dotrzeć na przełęcz Resia to trzeba.. zjechać w dół;) Jezioro było położone kilkadziesiąt metrów wyżej niż przełęcz. Zaliczamy więc kolejną przełęcz i kilkaset metrów po Austrii. Następnie robimy sobie dłuższą przerwę na jeziorem. W drodze powrotnej chcieliśmy objechać jezioro z drugiej stronie żeby zobaczyć dość popularną tutaj ciekawostkę turystyczną czyli zatopioną w wodzie wieżę kościelną. Ścieżka z drugiej strony była jednak w sporej części szutrowa, więc kawałek pokonaliśmy też drogą by kawałek dalej znowu wskoczyć na ścieżkę. Kilkukilometrowy zjazd ścieżką rowerową to było to! :) Kręta wąska droga z widokami na góry, tylko na innych rowerzystów trzeba było uważać bo pierwszy raz po ścieżce jechałem 60 km/h :P
To był udany dzień "odpoczynku" a po powrocie wskoczyliśmy do basenu który był na terenie campingu :P
Ścieżka niedaleko Prato © azbest87
Kościół w Glorenzie © azbest87
W centrum Glorenzy © azbest87
Miejskie uliczki © azbest87
Ścieżką rowerową pod górę © azbest87
Jeden z zamków po drodze © azbest87
Ciasne i kolorowe uliczki Clusio © azbest87
Widok nad pierwszym jeziorem © azbest87
Krajobraz nad jeziorem z Ortlerem w tle © azbest87
Alpejskie widoki © azbest87
Na zaporze Lago di Resia © azbest87
Widoki na ścieżce rowerowej © azbest87
Takimi ścieżkami to można śmigać © azbest87
Było całkiem przyjemnie © azbest87
Passo Resia i poniekąd Austria zaliczone:) © azbest87
Widok na część austriacką © azbest87
Łódki na Lago di Resia © azbest87
Ścieżka z drugiej strony jeziora © azbest87
Sława zatopiona wieża © azbest87
Wieża po raz drugi © azbest87
Zjazd w stronę Prato © azbest87
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 1200kcal
- Podjazdy 1300m
Alpy - dzień 5 - Pieszo na 3128 m
Czwartek, 25 sierpnia 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 0
Co prawda dzisiaj był dzień bez roweru, ale z racji że to też część wyjazdu więc wyjątkowo trafi to na bloga.
Dzień piąty to przetransportowanie się w inną część Alp. Opuszczamy Dolomity i udajemy się bliżej Szwajcarii. Oczywiście trochę zeszło z pakowaniem z rana i później jeszcze ponad dwugodzinny dojazd do Prato dello Stelvio. Następnie szukanie campingu i gdy myśleliśmy że już dzień będzie stracony to Piotrek wyszukał krótką pieszą trasę po górach. Dojeżdżamy autem kawałek do drogi idącej do Soldy i ruszamy z buta dopiero po 14. Na początek kawałek szutrową drogą i obok schroniska droga idzie do góry. Początkowo przez las, ale cały czas ze sporym nachyleniem. Niedaleko górskiej gospody wychodzi z lasu i naszym oczom ukazują się świetne widoki na Ortlera (najwyższy szczyt w okolicy- niecałe 4000m) i dolinę Soldy. Górska ścieżko która idzie stromo do góry prowadzi nas w wyższe partie tej góry. Praktycznie brak jakichkolwiek ludzi po drodze i genialna cisza zakłócana jedynie przez szum wiatru i krowie dzwonki;) Krowy pasące się na tutejszych łąkach spotykaliśmy nawet gdzieś na wysokości 2700-2800 m. Początkowo mieliśmy wyjść na wysokość około 2900, ale przez przypadek minęliśmy miejsce gdzie chcieliśmy iść;) Tak więc z racji że mieliśmy dobry czas poszliśmy dalej na pierwszy wierzchołek który był na wysokości 3128 m. Także zaliczony mój pierwszy trzytysięcznik o wdzięcznej nazwie Hinteres Schoneck;) Panorama ze szczytu wyglądała genialnie z widokiem na ośnieżonego Ortlera, okoliczne lodowce i niekończące się pasma gór widoczne z każdej strony. Było widać również Passo Stelvio- z tej perspektywy można było wyraźnie zobaczyć przez jak ogromne góry jest poprowadzona ta przełęcz.
Trzeba przyznać że po 4 dniach jazdy po przełęczach to wejście dało nam dobrze w kość, ale było warto nawet mimo tego że później miałem po tym mega zakwasy;) I nawet zdążyliśmy zejść przed zmrokiem i zakwaterować się na campingu przed zamknięciem recepcji;)
Czas przejechać w trochę wyższe góry © azbest87
Chatka przy szlaku © azbest87
Na rozdrożu © azbest87
Serpentyny nie tylko asfaltowe © azbest87
Gdzieś na szlaku © azbest87
Alpejskie krowy © azbest87
Widok na Passo Stelvio © azbest87
Niekończące się pasma górskie © azbest87
Mój pierwszy raz.. na 3128 m;) © azbest87
Azbest zdobywca! ;) © azbest87
Widok na Ortlera © azbest87
Krowy na łąkach © azbest87
- DST 72.30km
- Czas 04:08
- VAVG 17.49km/h
- VMAX 68.80km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 3600kcal
- Podjazdy 2200m
- Sprzęt FORT
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpy - dzień 4 - Passo Rolle, Valles i San Pellegrino
Środa, 24 sierpnia 2016 · dodano: 04.09.2016 | Komentarze 2
Kolejny dzień jeżdżenia po Dolomitach. Tym razem podjechaliśmy sobie autem do miejscowości Moena i wzdłuż głównej drogi pojechaliśmy do Predazzo. Droga przyjemnie szła cały czas delikatnie w dół. Szkoda tylko że dopiero niedaleko przed miejscowością zauważyliśmy że obok idzie całkiem fajna ścieżka rowerowa. Odwiedziliśmy skocznie narciarskie na których swego czasu Małysz został mistrzem świata. W Predazzo odbijamy na wschód i zaczynamy podjazd na Passo Rolle. Zaraz za miejscowością zaczyna się podjazd około 7% i trzyma tak przez kilka kilometrów wspinając się serpentynami do góry. Za Bellamonte droga się wypłaszcza i jedzie się spory kawałek z minimalnym nachyleniem wzdłuż jeziora Lago di Paneveggio. W końcu przy rozjeździe zaczynają się znowu serpentyny i nimi kręci się aż do samej góry. Po drodze cały czas towarzyszy nam widok na szczyt Cimon della Pala (zwany Matterhornem Dolomitów) do którego przykleiła się mała chmura i nie mogła się oderwać. Chwila przerwy na przełęczy i zjeżdżamy tą samą drogą do rozjazdu, gdzie odbijamy na przełęcz Valles. Nie miałem bliższych informacji o tej przełęcz (po za tym że wychodzi na ponad 2000 m) więc nie bardzo wiedziałem czego się spodziewać. Trzeba przyznać że podjazd trochę mnie zmęczył. Długimi odcinkami trzymał dobre 10-12 % co w połączeniu z dość wysoką temperaturą wysysało ze mnie energię. Poza tym w przeciwieństwie do innych przełęczy tutaj nie było żadnych informacji ile jeszcze do końca, więc człowiek się męczył a nie wiedział jako długo to go jeszcze czeka;) W końcu meldujemy się na wysokości 2032 m. Przy barze na szczycie udaje się nam uzupełnić zapasu wody ze źródełka, bo na tyle dzisiaj dopieka że te kończą się w zastraszająco szybkim tempie. Z przełęczy jest dość dobry widok na masyw Marmolady. Zjazd dość szybki ale w większości w lesie więc nie było jakichś specjalnych widoków. Dojeżdżamy do kolejnej drogi skąd mamy do zaliczenia ostatnią dziś przełęcz- Passo San Pellegrino. Od początku było wiadomo że łatwo nie będzie, bo na samym początku ujrzeliśmy znak- nachylenie 15% przez 3 km. To był ciężki kawałek chleba.. Mocno nachylone serpentyny w lesie nie odpuszczały ani na chwilę. Pod koniec tego odcinka już się prawie cieszyłem że będzie teraz lżej po czym ujrzałem kolejny znak... 18%. Kolejne pół kilometra przepychania korby i w końcu na paręset metrów się trochę wypłaszcza żeby dać odpocząć na moment nogom. Ostatnie dwa kilometry z nachyleniem 7-10% do dziecinna igraszka w porównaniu z początkiem tego podjazdu.
Na szczycie dłuższa przerwa i popas na trawce. Piotrek podjeżdża jeszcze po małe jeziorko położone na przełęczy na leże na trawce:) Za to zjazd do Moeny to miejsce gdzie można się dobrze rozpędzić, bo serpentyny są tylko w nielicznych miejscach. Zjazd mieliśmy z przełęczy aż do samego auta. Było na tyle ciepło że mimo wizyt na 2000 nawet nie musiałem się ubierać na zjazdy.
Skocznie narciarskie w Predazzo © azbest87
Początkowe serpentyny na Passo Rolle © azbest87
Jazda przez Bellamonte © azbest87
Chmura przyklejona do Cimon della Pala © azbest87
Passo Rolle też jest dobrze przygotowana pod kątem rowerzystów © azbest87
Passo Rolle zdobyte © azbest87
Widok po drugiej stronie przełęczy © azbest87
Początek podjazdu na Passo Valles © azbest87
Chwila przerwy podczas podjazdu © azbest87
Na Passo Valles © azbest87
Widok z przełęczy na masyw Marmolady © azbest87
Początek podjazdu na Passo San Pellegrino zapowiada się ciężko © azbest87
Niestety później wcale nie jest łatwiej © azbest87
W połowie drogi na przełęcz © azbest87
Passo San Pellegrino osiągnięte © azbest87
Krajobrazy na przełęczy © azbest87
Piotrek wypatruje jeziorka © azbest87
- DST 57.50km
- Czas 03:30
- VAVG 16.43km/h
- VMAX 62.60km/h
- Temperatura 28.0°C
- Kalorie 3100kcal
- Podjazdy 2400m
- Sprzęt FORT
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpy - dzień 3- Passo Gaiu, Falzarego i Valparola
Wtorek, 23 sierpnia 2016 · dodano: 02.09.2016 | Komentarze 0
Dnia trzeciego padło na słynne Passo Giau. Najpierw żeby się do niego dostać musimy podjechać trochę autem pokonując po drodze przełęcz Fedaia (ponad 2000 m wysokości) na której znajduje się jezioro zaporowe. Po drodze mamy też dobre widoki na lodowiec Marmolady jak również na sam szczyt. Auto zostawiamy w miejscowości Selva di Cadore niedaleko której zaczyna się podjazd na Giau.
Temperatura dzisiaj wyraźnie wyższa i zaczyna nas dopiekać. Pierwsze kilometry pod przełęcz mają słuszne nachylenie (raczej nie spada poniżej 10%) ze średnim nachyleniem całego 10-kilometrowego podjazdu na poziomie 10%. To w połączeniu z upałem i duchotą powoduje że gotuję się i jedzie mi się ciężko. Dopiero koło połowy podjazdu nogi puszczają i gdy droga zaczyna wychodzić z lasu to zaczyna mi się jechać co raz lepiej. Druga część podjazdu poszła całkiem przyjemnie:)
W końcu Passo Giau zaliczone (2236 m)! Jeśli chodzi o widoki to ta przełęcz była chyba najlepsza z wszystkich. Przez to sporo czasu spędzamy tam na zdjęciach. Teraz czekało nas 10 km krętych zjazdów i zaraz znowu pod górę w stronę Passo Falzarego. Pod tą przełęcz jedzie mi się bardzo dobrze. Na tyle dobrze że praktycznie nie zatrzymywałem się na robienie zdjęć, po drodze wyprzedzając kilku innych kolarzy. Dobre tempo powoduje że muszę trochę czekać na Piotrka na szczycie. Falzarego zdobyte (2105 m)!
Z racji że stąd nie było daleko na przełęcz Valparola to jeszcze tam podjeżdżamy na chwilę żeby wrócić z powrotem na Falzarego i zaliczyć 15 km zjazdów. Boczną drogą docieramy z powrotem do miejscowości skąd startowaliśmy po drodze odwiedzając jeszcze punkt widokowy.
To była kolejna dobra trasa! :)
Jezioro na przełęczy Fedaia (dojazd autem) © azbest87
Widok z Selva di Cadore- mega malowniczy kościółek! © azbest87
Serpentyny pod Giau © azbest87
W drugiej połowie podjazdu zaczynają się co raz ciekawsze widoki © azbest87
Tutaj też Giro ciągle żywe © azbest87
Przerwa na zdjęcia © azbest87
Panoramka z Passo Giau © azbest87
Dolomity w pełnej krasie © azbest87
Fort na Passo Giau © azbest87
Na przełeczy © azbest87
Na podjeździe pod Passo Falzarego © azbest87
Passo Falzarego © azbest87
Passo Valparola © azbest87
Piotrek ciśnie na przełęcz © azbest87
Widoki z Passo Valparola © azbest87
Falzarego i zjazd z niej widziane z góry © azbest87
Gdzieś po drodze na zjeździe © azbest87
Z serii: Alpejskie obrazki © azbest87
Alpejska pocztówka © azbest87
W dolinach szybko znikało słońce © azbest87
Ostatnie kilometry trasy © azbest87
- DST 64.60km
- Czas 03:52
- VAVG 16.71km/h
- VMAX 56.90km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 3800kcal
- Podjazdy 2400m
- Sprzęt FORT
- Aktywność Jazda na rowerze
Alpy- dzień 2- Passo Pordoi, Campolongo, Gardena i Sella
Poniedziałek, 22 sierpnia 2016 · dodano: 01.09.2016 | Komentarze 2
Budzimy się rano i pogoda całkowicie odmienna niż wczoraj- prawie bezchmurnie i z ładnym słoneczkiem. Tzn w miejscu gdzie mieliśmy namiot słońce zza góry wyszło dopiero po 9 ale zapowiadał się dobry dzień na jazdę. Zebraliśmy manatki i pojechaliśmy autem w stronę Dolomitów. W Canazei zostawiliśmy samochód i ruszyliśmy w trasę na sławną przełęcz Pordoi. Startujemy z około 1450 m i od razu serpentynami do góry. Pierwsze kilka kilometrów to dojazd na pętlę którą chcieliśmy pokonać wokół grupy Sella. Po około 6 km i wspinaczce na 1800 m docieramy do rozjazdu. Teraz kierunek na Pordoi! Powoli wspinamy się do góry. Po drodze pierwszy raz na rowerze mijam granicę 2000 m. Końcówka mocno serpentynowata (łącznie na przełęcz prowadzi 29 serpentyn) i Pordoi zdobyte- 2239 m i mój nowy rekord wysokości na rowerze! Podjazd na przełęcz dobrze przygotowanych również dla rowerzystów ponieważ po drodze co kilometr jest tabliczka ile zostało jeszcze do końca, jaka jak aktualna wysokość i jakie nachylenie ma kolejny kilometr. Poza tym numerowane serpentyny i podawana na nich wysokość dodatkowo pozwalają odliczać ile zostało do szczytu. Skalne ściany i widoki rozpościerające się z przełęczy robią wrażenie. Chwila odpoczynku i jedziemy bardzo krętym zjazdem do Arabby. Po drodze sporo napisów z Giro- wyścig ciągle żywy. Nawet zostały ślady dopingu dla Rafała Majki:) Kolejna przełęcz- Campolongo (1850 m) już sporo niższa, bo do pokonania tylko niecałe 300 m przewyższenia i widokowo mniej okazała. Konieczna jednak jako dojazd do następnej części trasy. Zresztą na zjeździe z niej już widoków nie zabrakło i w ten sposób dojeżdżamy do miasteczka Corvara. Stąd zaczynamy kolejny podjazd na Passo Gardena. Teraz do pokonania około 600 m w pionie. Początek podjazd idzie nam jakoś ciężko więc robimy przerwę na popas z widokiem na miasteczko i ściany skalne rozciągające się tuż obok drogi. Po tej przerwie jazda już poszła mi dużo lepiej i melduję się na wysokości 2137 m zaliczając znowu po drodze sporo jazdy serpentynami. Teraz czekał nas niedługi zjazd i kawałek dojazdu w stronę ostatniej przełęczy tj. Passo Sella. Słońce chowa się za górkami i temperatura spada, aż trzeba było przywdziać rękawki. Ostatnia przełęcz idzie mi dość ciężko i mozolnie, ale w końcu Sella zaliczona i do rekordu wysokości dołożony kolejny metr ponieważ jej wysokość to 2240 m.
Chwila przerwy na zdjęcia, ponieważ było stamtąd dobrze widać najwyższy szczyt Dolomitów tj Marmoladę i lodowiec na jej szczycie. Temperatura mocno spadła, zapewne w okolice 11-12 stopni, więc ubieramy się na zjazd. Jednak mimo wszystko ta temperatura w połączeniu z 12 km zjazdu doprowadziło do tego że jak dojechałem do auta to praktycznie dygotałem z zimna, a palce prawie przymarzły mi do kierownicy;) Dlatego zaraz po zjeździe, jeszcze na parkingu ugotowaliśmy sobie po zupce chińskiej na rozgrzewkę:P
Los nam sprzyjał, bo okazało się że zaraz obok parkingu był camping, więc nie musieliśmy daleko szukać. Tam założyliśmy bazę numer dwa, jako miejsce wypadowe w Dolomity, a kolejne dwie porcje makaronu uzupełnimy trochę deficyt węglowodanów;)
Teraz mega fotorelacja, ponieważ jeśli chodzi o całość trasy to ta była chyba najładniejsza z całego wyjazdu!
Zaczynamy podjazd w Canzei © azbest87
Pierwszy kilometr i już pierwsze serpentyny © azbest87
Jeziorko po drodze © azbest87
Serpentyny w stronę Passo Pordoi © azbest87
Skalne ściany grupy Sella © azbest87
To już 14 serpentyna © azbest87
Co raz ciekawsze alpejskie widoki © azbest87
Wioska po drodze na przełęcz © azbest87
Pierwszy raz na 2000 m © azbest87
Serpentyna numer 27 © azbest87
Skały tuż nad przełęczą © azbest87
Passo Pordoi zdobyte! © azbest87
Widok na ostatni fragment podjazu © azbest87
Panorama na drugą stronę Pordoi © azbest87
Fort dawał radę na tym wyjeździe:) © azbest87
Funfell z Dolomitami w tle © azbest87
Zjazd do Arabby © azbest87
Majka GO! © azbest87
Podjazd na Campolongo © azbest87
Passo Campolongo zaliczone © azbest87
Zjazd w przeciwieństwie do podjazdu był całkiem widokowy © azbest87
Corvara i szczyty piętrzące się nad nią © azbest87
Początek podjazdu na Passo Gardena © azbest87
Serpentyny w stronę Passo Gardena © azbest87
Na Passo Gardena - 2137 m © azbest87
Ja i rower mój;) © azbest87
Passo Gardena widziana od dołu © azbest87
Górki jeszcze oświetlone ale jechać już trzeba w cieniu góry © azbest87
Skalne szczyty Dolomitów robią wrażenie © azbest87
Ostatni odcinek przed szczytem Passo Sella © azbest87
Uuu.. aha.. rowery dwa © azbest87
Passo Sella - 2240 m © azbest87
Resztki słońca w okolicy © azbest87
Marmolada- najwyższy szczyt Dolomitów © azbest87