Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102730.07 kilometrów w tym 8000.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 707743 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Fotki

Dystans całkowity:39637.92 km (w terenie 4151.20 km; 10.47%)
Czas w ruchu:1857:43
Średnia prędkość:21.12 km/h
Maksymalna prędkość:89.27 km/h
Suma podjazdów:241378 m
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Suma kalorii:221084 kcal
Liczba aktywności:552
Średnio na aktywność:71.81 km i 3h 26m
Więcej statystyk
  • DST 86.55km
  • Czas 04:50
  • VAVG 17.91km/h
  • VMAX 45.45km/h
  • Podjazdy 643m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 19- Obijanie się nad morzem

Środa, 3 sierpnia 2011 · dodano: 08.09.2011 | Komentarze 1

Z racji, że wczoraj się zasiedzieliśmy to znowu krótsze spanie, ale za to w wygodnym łóżko, więc wstaję wyspany:) W nocy znowu komary mnie zgryzły niemiłosiernie:/ i tak prawie codziennie- to jest moje przekleństwo na tym wyjeździe. Ruszamy dopiero po 10- po śniadaniu, myciu, praniu i pożegnaniu z rodziną u której spaliśmy. Znowu wiatr w twarz. Tak w ogóle to odkąd wjechaliśmy do Turcji cały czas mamy pod wiatr (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że będzie tak przez cały tydzień, aż do końca wyjazdu). Chwila przerwy nad morzem, gdzie od pracowników restauracji dostajemy herbatę. Wiatr dzisiaj wyjątkowo uprzykrza życie, więc znowu robimy przerwę na pływanie w Morzu Marmara. Na plaży Marcin znowu zagaduje jakieś dziewczyny i kończy się to tak, że po pływaniu dostajemy zaproszenie od jednej z nich na obiad tj. od Buszry (polska pisownia;P) Później nauka jazdy na deskorolce z dwom kółkami i szaleństwa w wodzie- ogólnie większość dnia się obijaliśmy:P Dalej w trasę ruszamy dopiero po 19 i po 3 km Marcinowi strzela szprycha w tylnym kole. Zatrzymujemy się na naprawę, ale że to Marcin, więc oczywiście musiał urwać szprychę 30 m od serwisu rowerowego..;) Panowie z serwisu wymieniają szprychę za darmo;) Próbujemy nadrobić trochę kilometrów i jedziemy, aż zrobiło się całkiem ciemno. Trochę schodzi z szukaniem noclegu, aż w końcu dzieciaki w wieku gimnazjalnym pokazują nam kawałek plaży z miejscem na namiot. Trochę z nimi siedzimy i gramy krótki meczyk w piłkę:D W sumie to właśnie dotarliśmy do pierwszych przedmieść Istambułu. Jutro czeka nas przejazd przez miasto, którego główne zwiedzania planujemy zostawić na dni kiedy będziemy wracać.

Trasa:


Zdjęcia:

Pierwsza przerwa nad morzem © azbest87


Z racji robót drogowych kawałek trzeba było się przebić rowkiem na środku drogi:) © azbest87


Łódki na Morzu Marmara © azbest87


Czas na przerwę na pływanie;) © azbest87


Morze Marmara po raz kolejny © azbest87


Buszra na Marcina rowerze:) © azbest87


W serwisie rowerowym © azbest87




  • DST 120.62km
  • Czas 06:41
  • VAVG 18.05km/h
  • VMAX 57.60km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1533m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 18- Morze Marmara

Wtorek, 2 sierpnia 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 4

Oczywiście się nie wyspałem z racji, że po pierwsze położyłem się spać po 2, a po drugi o trzeciej w nocy słychać było wszędzie ludzi, bębny i coś tam jeszcze. Tak właśnie w środku nocy rozpoczął się ramazan u muzułmanów i mieli oni jakieś swoje święto. Po pobudce zostajemy zaproszeni do Bulenta na śniadanie:) Tureckie śniadanie, czyli konfitura, jajka, chleb, oliwki, ogórki, pomidorki, ser i coś tam;) Ogólnie dobrze sobie pojedliśmy:D Z rana mały deszczy jeszcze nas straszył, ale znowu skończyło się na niczym. Chmury szybko się rozeszły i znowu mamy patelnię. Po 25 km mała akcja ze zgubionym portfelem Marcina, ale po poszukiwaniach okazuje się, że jest w innej sakwie;) Po drodze, gdy zatrzymujemy się pod sklepem dostajemy obiad- bardzo dobrą zupę o nazwie czorwa- w Turcji jedzą ją prawie codziennie tylko przygotowywaną na różne sposoby. Przed Tekirdagiem ostatni dzisiaj porządny podjazd - prawie 3 km o średnim nachyleniu 6%. Na górze w końcu widać ostatnie z mórz, które chcemy odwiedzić- Marmara. Marcin dzisiaj tylko cały dzień kombinował jak przy pomocy ciężarówek dostać się na szczyt kolejnej górki;) Zjazd do miasta też niezły- można było poszaleć:D Tekirdag okazuje się być bardzo zadbanym miastem i jakby bogatszym w porównaniu do tego co widzieliśmy wcześniej w Turcji. Brak plaży, więc jedziemy dalej szukać miejsca do rozbicia. Dowiadujemy się o campingu 5 km za miastem, więc jedziemy dalej. Niedaleko tego miejsca pytamy w domu o możliwość rozbicia namiotu i zostajemy zaproszeni. Dostajemy kolację i tort:) bo okazuje się, że jedna z dziewczyn (z którymi później spędzamy cały wieczór:) ma właśnie dzisiaj urodziny. To był bardzo miły wieczór. No i zamiast spać w namiocie dostajemy do dyspozycji cały dół domu, czyli pokój z łóżkami, kuchnię i łazienkę. Normalnie luksusowe warunki:D No i znowu kładziemy się grubo po północy;)

Trasa:


Zdjęcia:

Nocleg koło bloku:D © azbest87


Znowu towarzyszą nam pola słoneczników © azbest87


Z serii: tureckie krajobrazy © azbest87


Do Istambułu już nie tak daleko © azbest87


A teraz z serii: tureckie meczety © azbest87


Słonecznikowy świat © azbest87


Pachnie orientem:) © azbest87


Tureckie krajobrazy © azbest87


Ostatnia górka przed Tekirdagiem © azbest87


Czyli że co??;) © azbest87


Morze w Tekirdagu © azbest87




  • DST 124.12km
  • Czas 05:54
  • VAVG 21.04km/h
  • VMAX 42.77km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 791m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 17- Morze Egejskie

Poniedziałek, 1 sierpnia 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 3

Pobudka o 7 z racji jeżdżącego pół metra od namiotu traktora O.o Okazuje się że ktoś przyjechał zebrać siano z polanki na której śpimy. Po tym incydencie biorę się za śniadanie, a Marcin oczywiście zasypia:P Droga do Aleksadropoli idzie szybko po małych pagórkach. Przy wjeździe do miasta przerwa przy Lidlu i jedziemy do centrum. Wbijamy się na plażę i zaliczamy kolejne morze- Egejskie:) Temperatura wody nie pozostawia złudzeń, że jesteśmy w Grecji- aż nie chce się z wody wychodzić:D Ja spędzam w wodzie tyle czasu, że pod wieczór czuję lekkie oparzenia od słońca;)
Teraz czas na powrót do Turcji. Wracam się główną drogą do rozjazdu i jedziemy pustą autostradą do przejścia granicznego. Tutaj Marcin ma śmieszną sytuację z żołnierzami. Chwalił Turcję przed nimi, że to taki świetny kraj, a chwilę później okazało się, że mówił to do greckich żołnierzy:P
Po przejechaniu granicy zaczyna nas gonić pierwsza od nie wiem ilu dni burza;) Trochę kropki, ale ostatecznie kończy się na niczym, chociaż widać, że kawałek dalej nieźle popadało.
W Ipsali szukamy noclegu. Ludzie początkowo odsyłają nas w okolice stacji benzynowej, ale pytamy jeszcze w dwóch blokach z ogrodzeniem. Akurat na prawie każdym balkonie ktoś jest. Robimy przez to trochę zamieszania, ale okazuje się, że mieszka tam m.in. nauczycielka angielskiego. Ludzie bez problemu się zgadzają, a później się zaczęło. Najpierw dostaliśmy do zjedzenia pidę (coś w rodzaju pizzy), później jeszcze pilau (takie jakieś pseudo naleśniki;) i jeszcze arbuz na deser. Później Bulent (którego tam poznaliśmy) zaprasza nas do siebie i możemy wziąć prysznic, oraz skorzystać z internetu. Ogólnie z wszystkim schodzi nam do pierwszej, więc znowu krótsze spanie nas czeka;)

Trasa:


Zdjęcia:

Czas się zbierać © azbest87


Na greckich drogach © azbest87


Góreczki przy drodze © azbest87


Grecki krajobraz © azbest87


Grecki kościołek © azbest87


Wyschnięte koryto rzeki © azbest87


W Aleksandropoli © azbest87


Nad Morzem Egejskim © azbest87


Na plaży w Aleksandropoli © azbest87


Marcin z greckimi żołnierzami;) © azbest87


Takie tam.. gdzieś tam.. © azbest87




  • DST 121.90km
  • Czas 05:50
  • VAVG 20.90km/h
  • VMAX 46.27km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 829m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 16- Grecki klimat

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 2

Pobudka jak przeważnie po 7. Przynajmniej moja;) bo na Marcina czekam jeszcze trochę zanim wstanie. Szybkie śniadanie i jedziemy dalej. Po drodze tylko postój pod sklepem i następny dopiero w Edirne na większe zakupy. W centrum miasta napotykamy sporo różnych meczetów, w tym jeden dość duży i zabytkowy. Postanawiamy go obejrzeć. Trzeba przyznać, że robił wrażenie. I zdążyliśmy go obejrzeć zanim nas delikatnie wyproszono z racji wejścia w krótkich spodenkach:P Teraz kierunek granica. Oczywiście znowu wszytko idzie sprawnie i jesteśmy w Grecji! Ostatnie państw z naszej listy. Po przekroczeniu granicy od razu widać zmianę stylu budownictwa- pojawiając się charakterystyczne jasne domki pokryte dachówką., a na drogach dużo porządnych samochodów- nie widać żeby to państwo było w czasie kryzysu;) Gorąc dzisiaj niezły- dopiero po 19 zaczyna się robić trochę lepiej, ale dalej gorąco. Po drodze pięknie widać zarysy wysokich gór na horyzoncie. Ostatecznie dojeżdżamy do Soufli, gdzie udaje się dogadać z pewną kobietą po niemiecku i rozbijamy się na polance między domami. Na kolację wyjadanie zapasów od księdza i z Turcji, bo w Grecji mały skok cenowy w porównaniu do innych państw. Tak więc ograniczamy koszty;)

Trasa:


Zdjęcia:

Słoneczniki, słoneczniki, słoneczniki.. © azbest87


Meczet w Edirne © azbest87


Meczet od wewnątrz © azbest87


Kopuła meczetu © azbest87


Gdzieś w Grecji © azbest87


Grecka kapliczka przydrożna © azbest87


Przejazd przez Soufli © azbest87


2510 km - mój nowy rekord miesięcznego przebiegu:)




  • DST 73.15km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 19.08km/h
  • VMAX 77.66km/h
  • Podjazdy 1065m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 15- Turcja po raz pierwszy

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 05.09.2011 | Komentarze 2

Dzisiaj postanowiliśmy sobie zrobić "dzień dziecka", czyli odpoczywamy. Pospaliśmy do 9 w wygodnych łóżkach:) Do tego porządne śniadanie z księdzem, pranie wszystkich ubrań, mycie i golenie. Marcin pozszywał swoje sakwy. Razem z księdzem zwiedziliśmy miasteczko i obejrzeliśmy kościół. Dzisiaj wszystko na spokojnie. Na drogę dostajemy jeszcze ciastka, ser, ogórki i dżem:)
Ostatecznie ruszamy dopiero kilkanaście minut po 15. Na początek 9 km wspinaczki do granicy z Turcją, którą postanowiliśmy odwiedzić trochę wcześniej niż zamierzaliśmy. Wspinaczka ponad 300 m do góry po dość stromej drodze. Granica idzie bardzo sprawnie z racji że miły celnik po tureckiej stronie pokazuje jak szybko przez to przejść. Kupujemy więc wizy (20$) i kilka chwil później już jemy ciastka w Turcji:)
Na początku zaskakuje nas jakoś dróg w Turcji:O Jedziemy drogą niczym niemiecka autostrada na której jest zerowy ruch:) Na dobry początek czeka nas szybki zjazd, a później droga zaczyna się wić cały czas do góry i w dół. Znowu towarzyszą nam piękne widoki, ale już rzuca się w oczy zmiana krajobrazu na bardziej wysuszony z wystającymi co kawałek skałami. A środkiem.. asfalt po którym jazda to czysta poezja:) Ostatni zjazd miażdży- kilka minut jazdy ponad 60, wyprzedzanie ciężarówki i v-max całej wyprawy- ponad 77 km/h :D
Ciekawostką jest to że prawie każdy kierowca nas pozdrawia klaksonem i podnosi rękę. W końcu nie jest do trąbienie na nas tylko do nas!:)
Po wjechaniu do pierwszego większego miasta (Kirklareli) czuć już orient. Nad miastem widać wystające minarety i ogólnie widać inną kulturę. Teraz zaczynam czuć, że jest kawał drogi od domu:)
W mieście szukamy miejsca do kupienia mapy i wymiany dolarów na liry. Pewna kobieta prowadzi nas do brata, który zna angielski i prowadzi sklep optyczny. U niego udaje nam się wymienić dolary i dostajemy w prezencie mapę Turcji:) Życzliwość Turków nie przestaje nas zaskakiwać. Wyjeżdżamy w stronę Edirne, bo już późno i czas szukać noclegu.
W Inece zatrzymujemy się chwilę pod sklepem. Dla Panów z pod sklepu jesteśmy nie małą sensacją i jeden z nich stawia nam po.. herbacie:D Trochę próbujemy pogadać i jedziemy dalej. W następnej miejscowości dogadujemy się z młodymi i wskazują nam miejsce do rozbicia namiotu. Ziemia co prawda okropnie twarda, tak że trzeba było śledzie wbijać kamieniami, ale za to jest się gdzie rozłożyć, bo w tej części Turcji cała ziemia jest wykorzystana do najmniejszego skrawka. Albo wszędzie pola, albo droga, albo jakieś krzaki nad rzeką. Zero miejsca na rozbicie namiotu. Na kolację serwujemy makaron z sosem i herbatniki z dżemem.
To był kolejny bardzo ciekawy dzień:)

Trasa:


Zdjęcia:

Jak przez okno..;) © azbest87


U księdza w środku © azbest87


I domek w którym spaliśmy z zewnątrz © azbest87


Z wizytą w sklepie:D © azbest87


Malko Tarnovo z góry © azbest87


Prawdziwa natura Strandży- nieprzenikniony las niczym z tropików © azbest87


Ostatnie spojrzenie na Strandżę © azbest87


Witamy w Turcji © azbest87


Rowerowa autostrada:) © azbest87


Cała droga dla nas © azbest87


Turecki krajobraz © azbest87


Któraś tam górka za nami © azbest87


Tureckie dzieci © azbest87


Taki widok miał się stać dla nas codziennością:) © azbest87


Panowie z pod sklepu © azbest87




  • DST 128.06km
  • Czas 06:47
  • VAVG 18.88km/h
  • VMAX 52.41km/h
  • Podjazdy 1480m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 14- Strandża

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 05.09.2011 | Komentarze 0

Standardowo jak to na plaży pobudka po 7 bo nie da się już w namiocie wytrzymać. Uff.. gorąco. To zapowiada kolejny słoneczny dzień. Na rozbudzenie trochę chlapania w morzu, śniadanko i w drogę.Początek idzie szybko i raz dwa jesteśmy w Burgas. Na stacji benzynowej zaczepia nas Bułgar dobrze mówiący po polsku i stawia nam piwo:) Trochę gadamy i okazuje się, że polskiego nauczył się w Grecji gdzie pracował przez 10 lat z ekipą Polaków:P
Dalszą trasę planujemy zmienić i do Grecji wjechać przez kawałek Turcji zamiast bezpośrednio z Bułgarii. I decydujemy się jechać wzdłuż wybrzeża dopiero i na południu odbić w stronę przejścia granicznego. Ostatecznie jednak po kilkunastu kilometrach główną drogą zostajemy spacyfikowani. Droga z okropnym ruchem samochodowym i bez pobocza. Tak więc odpuszczam ją i decydujemy się na wariant alternatywny- boczne drogi trochę bardziej w głąb lądu. Skręcamy na Rosen. Już po 3 km od morza zaczynają się takie widoki jakbym jechał przez Beskid Niski, a droga cały czas powoli wchodzi w co raz większe góreczki:) Zaczyna mi się tu podobać:D Przebijamy się do drogi idącej w stronę przejścia z Turcją i wjeżdżamy do Parku Narodowego Strandża. Jedno z najładniejszych miejsc przez które jechałem podczas tej wyprawy:) Widoki jakbym jechał przez Bieszczady całkowicie pozbawione ludzi. Wszędzie tylko las tak zarośnięty, że nawet ciężko by było do niego wejść. Miejscowości co kilkanaście kilometrów, a tak to ani żywej duszy. Widoki genialne! Zalesione góry z wystającymi skałami po bokach drogi i co jakiś czas pojawiającymi się ścianami skalnymi. Na rzecze Veleka przejeżdżamy przez most zawieszony na oko z 50 m na doliną rzeki wcinającej się między góry- fenomenalne miejsce. Trzeba przyznać, że mi osobiście baaardzo spodobał się ta okolica i z chęcią bym tam jeszcze kiedyś wrócił:)
Ostatecznie pod wieczór docieramy do Malko Tarnovo niedaleko granicy tureckiej. Pod sklepem tubylcy oznajmiają nam, że w tym miasteczku niemalże na końcu świata żyje ksiądz misjonarz z Polski! Zostajemy do niego zaprowadzeni. Ksiądz Roman bez wahania przyjmuje nas pod swój dach. Zjadamy u niego sytą kolację, oraz dowiadujemy się sporo o okolicy i historii tego miejsca. Ksiądz mieszka w zabytkowym domu wykonanym w specyficzny dla okolicy sposób- bardzo ładny domek. Kosztujemy też trochę rakii:D No i mamy spanie w łózkach i możliwość podładowania baterii.
To był świetny dzień!:)

Trasa:


Zdjęcia:

Widok z namiotu © azbest87


Obok lotniska w Burgas © azbest87


Poznany Bułgar © azbest87


W Burgas © azbest87


Nieoczekiwana zmiana krajobazu © azbest87


Rzeźby gdzieś przy drodze © azbest87


Górki raz jeszcze © azbest87


Trawa;) © azbest87


Na takie zasadzki trzeba być przygotowanym;) © azbest87


Takie wynalazki to nic szczególnego w tamtym rejonie © azbest87


Strandża w całej swej okazałości © azbest87


Widok z mostu na rzeczkę w dole © azbest87


Do wąwozu rzeczki schodziły niemal pionowe ściany skalne © azbest87


Droga przez Strandżę © azbest87


Zachodzik © azbest87


Z księdzem Romanem © azbest87




  • DST 100.01km
  • Teren 2.00km
  • Czas 06:22
  • VAVG 15.71km/h
  • VMAX 66.11km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 1484m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 13- Nadmorskie górki

Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 03.09.2011 | Komentarze 5

Jak zwykle budzi nas gorąco w namiocie (mimo że stoi w cieniu), a to zapowiada, że będzie dzisiaj ciepło. Droga dalej zaczyna się wić po górkach po 3-5 km podjazdach. Przerwa w południe w jakimś barze, gdzie pracuje Pani ze Słowacji- dowiadujemy się m.in. że w tym rejonie już od trzech miesięcy nie było deszczu. Docieramy do Białej i robimy dłuższą przerwą pod sklepem, a później na plaży. Oczywiście z pływaniem:) Spotykamy co raz więcej Polaków, którzy przyjeżdżają w te okolice na wakacje. Marcin standardowo idzie spać. Później żeby wrócić do miasteczka trzeba było wytargać rowery po schodach i podjechać dość stromą na dodatek remontowaną uliczką. Teraz zaczyna się zabawa- cały czas pod górkę z wypłaszczeniami co jakiś czas, aż w końcu z poziomu morza docieramy na ponad 400m. Po drodze w Banji spotykamy pół Bułgara, pół Polaka Mariusza, który poleca nam konkretne miejsca w Bułgarii do zwiedzenia i pod wpływem tych informacji później zmieniamy naszą trasę przejazdu. W końcu szczyt z pięknymi widokami i mega zjazd! Pędzimy w dół około 60 wyprzedzając samochody na serpentynach, a górka w dół cały czas o nachyleniu 7-8 %. Było gdzie się rozpędzić:D W połowie zjazdu ukazuje się jeszcze naszym oczom wspaniały widok na Słoneczny Brzeg i Nesebyr. Przejeżdżamy przez centrum kurortu, ale tam ogólnie tylko dziesiątki hotel i tysiące wczasowiczów, że ciężko przejechać chwilami- to nie dla mnie. Przebijamy się do Nesebyru. Stare miasto ze starożytnymi ruinami i ciekawą zabudową. Trzeba przyznać, że ma swój klimat tylko oczywiści tutaj też mnóstwo turystów, że ciężko się przebić. Poza tym już zaczęło się ściemniać, więc wyjeżdżamy poszukać noclegu za miastem. Zjadamy po kebabie i dojeżdżamy do Aheloy, gdzie namiot rozbijamy na plaży 15 metrów od brzegu morza.

Trasa:


Zdjęcia:

Miejscówka w krzakach © azbest87


Schowani w cieniu na plaży w Białej © azbest87


Nad Morzem Czarnym © azbest87


Kolejna nadmorska miejscowość © azbest87


Zabawa z pszczołą po drodze:) © azbest87


Widok na Nesebyr © azbest87


Wiatrak w Nesebyrze © azbest87


Ruiny w Nesebyrze © azbest87




  • DST 125.74km
  • Teren 3.00km
  • Czas 06:30
  • VAVG 19.34km/h
  • VMAX 70.60km/h
  • Podjazdy 1054m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 12- Bułgarskie wybrzeże

Środa, 27 lipca 2011 · dodano: 02.09.2011 | Komentarze 0

Pobudka znowu koło 8 i kąpiel w morzu na dobry początek dnia:) Udaje się wykręcić pozostałości śruby z ramy i wkręcamy śrubę z Marcina błotników, a jego błotnik montujemy oczywiście na.. opasce zaciskowej:P Tak więc jadę dalej!:) Droga nudna i do tego pod wiatr. Jedynym urozmaiceniem jest jedno, czy dwa miasteczka. W ogóle w Bułgarii miejscowości są znacznie od siebie oddalone i spotykamy się z raczej małą gęstością zaludnienia. Przed Warną zaliczamy dość długi podjazd i genialnym zjazdem docieramy w okolice Złotych Piasków. Na stacji benzynowej robimy sobie przerwę na mycie i golenie, po czym kolejna wspinaczka. Zjazd do samej Warny bardzo szybki, a samo miasto malowniczo usytuowane. W mieście idziemy do kafejki internetowej by nadrobić zaległości na blogu. Schodzi nam z tym jednak za długo i wychodzimy, gdy już jest ciemno i wszystkie sklepy zamknięte. Tak więc wyjazd z miasta w nocy i autostradą, bo innej drogi nie było w tym kierunku. Woda skończyła się już jakiś czas temu, zapasów jedzenia też nie zdążyliśmy zrobić, więc idzie mozolnie pod górę. Spotykamy jakiegoś autostopowicza, który dzieli się z nami herbatnikami:) W końcu po 15 km jest pierwsza stacja benzynowa! Kupujemy zapas batonów i wody i robimy piknik przed stacją:) Już mieliśmy się koło niej rozbijać, ale jak podjedliśmy to postanowiliśmy jeszcze kawałek przejechać. W końcu odbijamy w stronę jakiejś nadmorskiej miejscowości. Spory kawałek przez las, no i zjazd do wysokości poziomu morza. Okazuję się to być standardowa miejscowość turystyczna z mnóstwem hoteli i brakiem miejsca na namiot. Po długich nocnych poszukiwaniach plaży ostatecznie rozbijamy się kąsani przez komary w jakichś krzakach;) No cóż, sami się prosiliśmy o takie zakończenie dania.

Trasa:


Dzisiaj mało zdjęć:

Miejscówka na nocleg © azbest87


Widoczek z pod namiotu © azbest87


Pędzimy w dół © azbest87


Morze w Warnie © azbest87


Kościół w Warnie © azbest87


Piknik na stacji benzynowej;) © azbest87




  • DST 110.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 20.31km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Podjazdy 591m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 11- Bad day

Wtorek, 26 lipca 2011 · dodano: 02.09.2011 | Komentarze 0

To był kiepski dzień mimo pozytywnych akcentów. Wstaliśmy po 8 chociaż mieliśmy odespać wczorajszą długą jazdę. Niestety na plaży już rano tak się nagrzewa namiot, że nie dało się w nim wytrzymać. Bez pośpiechu coś zjedliśmy i poszliśmy na jedno piwko. Przy pakowaniu trzeba było usunąć jak najwięcej wszędobylskiego piasku.
Ruszamy po 12 i pierwszy pech. Licznik nie działa. Wyrwany kabel z podstawki. Zapewne stało się to w nocy, gdy przewróciły się nam rowery. Naprawa nie była łatwa biorąc narzędzia które mieliśmy, ale w końcu prowizorycznie udaje się wszystko zmontować na opasce zaciskowej:P (patrz zdjęcie) Jedziemy w stronę Konstanty szukając jakiegokolwiek miejsca gdzie możemy kupić wodę. W międzyczasie niestety licznik znowu odmawia posłuszeństwa, wiec jadę bez. Nie lubię tego, bo jestem bardzo przyzwyczajony do licznika, no i pozwala mi mniej więcej planować trasę i kolejne odcinki. Pod sklepem z drugiej strony miasta udaje się znowu zmontować licznikową prowizorkę, która działała już niemal do samego końca wyprawy:) Dalej jazda główną drogą- byle do granicy z przerwa na melona.
W Mangali oglądamy port, statki i stocznię. Granica standardowo idzie bardzo szybko. Okazuje się również, że z Bułgarami można próbować się dogadać po polsku z racji podobieństw językowych:)
Za granicą dość nudny odcinek po małych hopkach. W końcu zamierzamy odbić w stronę morza i przypadkiem przewraca mi się rower. Niestety okazało się, że rozklekotane na dziurach śruby od bagażnika poluzowały się i przy przewrotce ucięło mi śrubę od mocowania bagażnika w taki sposób, że jej połowa została w ramie:/ Do miejsca noclegu było z 2 km po szutrze, więc podtrzymują ręką sakwę dojeżdżam i myślę, jak to zmontować, żeby chociaż dojechać do jakiegoś większego miasta..
Rozbijamy się nad brzegiem Morza Czarnego gdzie przy nie mogliśmy rozbić namiotu z racji atakującej nas cały czas chmary komarów! Na miły koniec dnia zostajemy zaproszeni przez obozowiczów obok na gotowane raki i smażone ryby prosto z morza:D Nauczyłem się otwierać raki, a ryba królewska była pyszna:) No i piwko do tego:)

Trasa


Zdjęcia:

Nasza miejscówka do spania © azbest87


Nad morzem © azbest87


Nie chce się wstawać..;) © azbest87


Licznikowa prowizorka;) © azbest87


Marcin z Bożydarem © azbest87


Rumuńskie stateczki © azbest87


Bułgaria wita! © azbest87


Pustkowia w Bułgarii © azbest87




  • DST 180.73km
  • Teren 2.00km
  • Czas 08:52
  • VAVG 20.38km/h
  • VMAX 62.33km/h
  • Podjazdy 1211m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 10- W końcu Morze Czarne

Poniedziałek, 25 lipca 2011 · dodano: 01.09.2011 | Komentarze 0

Wstaję po 7, a przed namiotem dość gęsta mgła. Porobiłem trochę zdjęć, połaziłem i przed 8 obudziłem Marcina- w końcu ile można spać:P Śniadanie standardowo już pod sklepem- tym razem pod marketem Punny. W końcu ruszamy w stronę Murighiolu drogą wzdłuż Rezerwatu Biosfery Delta Dunaju. Spodziewałem się tam lepszych widoków po wcześniejszych krajobrazach- pewnie popłynięcie w głąb delty byłoby lepszym rozwiązaniem, ale nie miałem rowerka wodnego;) Po drodze kupujemy świeżo upieczony chleb w piekarni i zjadamy go później na stacji benzynowej, gdzie Marcin przypadkiem uszkadza zamek w lodówce:P We wspomnianym miasteczku spotykamy dwójkę francuzów, którzy są już od pół roku w podróży rowerowej i stawiają nam piwo:) Wymieniamy trochę cennych informacji i ruszamy w drogę. Droga trochę monotonna, ale wygłupy na rowerze jakoś ją urozmaicają:D
W końcu docieramy do skądinąd znanego mi Babadagu, a to stąd że kiedyś w Beskidzie Niskim znalazłem na odludziu kierunkowskaz który wskazywał 1034 km do Babadagu:P i dziwnym zrządzeniem losu akurat przez niego przejechałem parę miesięcy później:)
Minęliśmy kilka fajnych podjazdów m.in. 10% przez 1,5 km. Kolejny dzień z rządu mamy wspaniały zachód słońca razem z towarzyszącymi nam cały dzień wiatrakami.
Zaczynamy jechać po zmroku szukając jakiegoś przyzwoitego miejsca na nocleg, ale trochę ciężko szło. Zresztą po zmroku temperatura była wręcz idealna do jazdy, więc postanowiliśmy trochę więcej pocisnąć:)
W Istrze chcieliśmy się rozbić nad jeziorem, ale jak się okazało, że ogłuszający brzęk wydostaje się z chmary komarów obok szybko stamtąd uciekliśmy. Po drodze jeszcze Marcin gubi śrubę od bagażnika, ale dość szybko sobie z tym radzimy. Ostatecznie docieramy w końcu nad Morze Czarne i rozbijamy się na plaży po północy w czym wcale nie pomaga silny wiatr z nad morza. Jeszcze tylko pierwsza kąpiel w morzu (niezbyt ciepłym;) i spanie dopiero po 2. To był długi dzień..

Trasa:


Zdjęcia:

Poranne zamglenie © azbest87


Z cyklu: mgliste opowieści © azbest87


Poranna makrozabawa © azbest87


Góreczki po drodze © azbest87


Cała droga dla nas © azbest87


Przydrożny krzyż © azbest87


Pofałdowany teren © azbest87


Babadag!:D © azbest87


Osiołki dwa:P © azbest87


Wiatrakowy zachód słońca © azbest87