Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 104557.07 kilometrów w tym 8031.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 724191 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawy

Dystans całkowity:13291.24 km (w terenie 357.00 km; 2.69%)
Czas w ruchu:668:15
Średnia prędkość:19.89 km/h
Maksymalna prędkość:82.80 km/h
Suma podjazdów:128808 m
Maks. tętno maksymalne:177 (95 %)
Maks. tętno średnie:145 (77 %)
Suma kalorii:136569 kcal
Liczba aktywności:106
Średnio na aktywność:125.39 km i 6h 18m
Więcej statystyk
  • DST 107.80km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:35
  • VAVG 19.31km/h
  • VMAX 52.88km/h
  • Podjazdy 669m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 3- Klimat Kołomyi

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · dodano: 18.08.2011 | Komentarze 0

Noc tak niejaka z racji grupy Ukraińców bawiących się opodal naszego namiotu i Łady szarżującej zaraz obok. Na szczęście w końcu sobie odpuścili. Rano całe jezioro spowite we mgle co wyglądało niesamowicie. Porobiłem parę fotek i na rozbudzenie oczywiście skok do wody:)
Trasa na początku też nie zachwyca, ale później pojawia się fajna góreczka:) i zjazd do Iwano-Frankowska. Miasto typowe dla Ukrainy, które raczej nie ma zbyt wiele ciekawego do zaoferowania dla przejezdnych. Wyjazd z miasta okropny- droga jak od linijki, żar z nieba i od asfaltu, a na około płasko- normalnie tragiczny odcinek. W połowie drogi do Kołomyi stajemy na dobry obiad w jakiejś restauracji i dopadamy tam na chwilę internet. Kilka km przed Kołomyją spotykamy jakiegoś Ukraińca mówiącego dobrze po polsku, który nawet zapraszał nas na nocleg do siebie, ale zachowywał się co najmniej dziwnie, więc po pamiątkowym zdjęciu udało się nam wykręcić. Wjeżdżamy do Kołomyi. Miasteczko inne niż wszystkie. Wyglądało jak nie Ukraina;) Zadbane, odnowione i spokojne, a gdy wjechało się w jego uliczki można było poczuć specyficzny klimat niczym w polskim miasteczku z przed wojny. Świetne miejsce. Tam udaje się znaleźć kościół z pod którego ludzie prowadzą nas do polskiego księdza. Udaje się znaleźć nocleg na plebani. Ks. Kazimierz oprowadza nas po miasteczku i razem spędzamy bardzo fajny wieczór na rozmowach o wszystkim:)

Z ciekawostek mogę napisać, że udało mi się dziś kupić jakiś napój który w smaku przypominał lata świetności legendarnej gumy Turbo:D Ponadto na Ukrainie praktycznie nie ma żadnych napoi niegazowanych, wyłącznie soki. Natomiast jeśli chodzi o samochody to auto bez przyciemnionych szyb na Ukrainie to chyba nie auto:P Praktycznie każdy pojazd takowe posiada zaczynając od starych Ład kończąc na Audicach prosto z salonu. No i oczywiście podniesione podwozie- inaczej nie poradziłby sobie na tych drogach;)

Mapa:
#

Foty:

Zamgleni wędkarze © azbest87


Marcin w wodzie © azbest87


Czas się pakować © azbest87


Piękny przykład rzeźby socjalistycznej;) © azbest87


Jedna z mijanych cerkwi © azbest87


I kolejna- tym razem nowszy model;) © azbest87


Zielona Ukraina © azbest87


Widok na miasto z balkonu plebani © azbest87


Na rynku w Kołomyi © azbest87




  • DST 125.04km
  • Teren 1.00km
  • Czas 06:23
  • VAVG 19.59km/h
  • VMAX 48.48km/h
  • Podjazdy 861m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 2- Namiot na wyspie

Niedziela, 17 lipca 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 3

Wyspani wstajemy na 9 na śniadanie przy którym możemy porozmawiać z księdzem Władysławem- kierownikiem seminarium, oraz księdzem profesorem teologii z Paryża, który okazał się bardzo fajnym i inteligentnym gościem:) Przed odjazdem poznajemy jeszcze pewnego Australijczyka i ruszamy z powrotem do Lwowa. Tu okazuje się, że wydostanie się z miasta w zamierzonym kierunku nie jest takie łatwe. Kierowani przez tutejszych cały czas jedziemy w innym kierunku nadrabiając sporo kilometrów na plątanie się po drogach Lwowa. W końcu prowadzeni przez ukraińską policję pod prąd wjeżdżam na odpowiednią drogę spotykając jeszcze Ukraińca bardzo dobrze mówiącego po polsku.
Słońce zaczyna co raz bardziej przypiekać, a my po małych góreczkach powoli kierujemy się na Iwano-Frankowsk. Przez problemy z nawigacją jedziemy drogą odbiegającą trochę na wschód od naszych początkowych ustaleń. Górki co raz ciekawsze, raz po raz pojawią się hopki po 10%, ale wszystkie dość niskie. Trasa zmienia się już w całkowicie interwałową- cały czas jazda góra- dół. Przez Rohatyń docieramy do miejscowości Bursztyn i kierujemy się nad jezioro, które się tam znajduje. Brzeg jeziora okazuje się idealnym miejscem do noclegu, a woda dość ciepła, więc spędziłem w niej kilkadziesiąt minut:) Przez mostek dostajemy się na małą wyspę i tam rozbijamy namiot. Przez Ukraińców zostaliśmy jeszcze poczęstowani smażonym okoniem z jeziora:)
Rano rozwiązała się też zagadka bolących kolan. Za słabo zacisnąłem zacisk i obniżyła się sztyca. Po poprawieniu jechało się już idealnie:)

Mapa (bez uwzględnienia błądzenia po Lwowie):


I trochę fotek:

We Lwowie © azbest87


Mury we Lwowie © azbest87


Kościół we Lwowie © azbest87


Odpust?;) © azbest87


Panowie Policjanci którzy nas wyprowadzili na odpowiednią drogę © azbest87


Zaczynają się ciekawsze góreczki © azbest87


Kolejna hopka za nami © azbest87


Kaplica gdzieś przy drodze © azbest87


Ukraiński krajobraz © azbest87


Elektrownia nad jeziorem © azbest87




  • DST 117.15km
  • Czas 06:22
  • VAVG 18.40km/h
  • VMAX 41.55km/h
  • Podjazdy 779m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Turcji- dzień 1- Zaczynamy!

Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 17.08.2011 | Komentarze 2

Czas zacząć przygodę, a początek dość intensywny. Najpierw mnóstwo załatwień w związku z akcją, więc pakowanie się trwało do późna w nocy. Spakowany rower ważył 44 kg! :O Cztery godziny snu i po 5 trzeba było wstać na pociąg do Przemyśla. Razem ze mną i Marcinem jadą nasi znajomi, którym każdemu z osobna i wszystkim razem chciałem serdecznie podziękować za obecność i pożegnanie:) Na rynku w Przemyślu pojawiamy się po 8 i chwilę później zaczynają się pojawiać kolejne osoby. Znajomi, nasze rodziny dziennikarze, Wojak Szwejk, grupa motocyklistów, no i oczywiście Wiktoria z rodzicami. Ogólnie spora grupa się zebrała, a z każdym chciało się przywitać i zamienić kilka słów. Jeszcze pamiątkowe zdjęcia, ostatnie wywiady i ustawiamy się w kolumnie do ruszenia przez miasto.
Wyjazd z Przemyśla, aż do Medyki z eskortą policji i sznurem motocyklistów w mocnym tempie narzuconym przez radiowóz;) Przebicie się przez granicę gdzie jeszcze nagrywaliśmy resztę materiału do TV też poszło dość szybko. Jeszcze spotykamy podróżnych wybierających się w góry i nad Morze Czarne, jak również dwie pary sakwiarzy powracających z Mołdawi i Ukrainy. I w końcu przekraczamy granicę. Czas na Ukrainę. Zaczyna się inny świat. Obok siebie jeżdżą Łady i Audi A8. Wszystkie obowiązkowo z przyciemnionymi szybami- to taki standard na Ukrainie. Na stacji benzynowej spotykamy motocyklistów ze Szwajcarii, którzy dołączają się do naszej akcji. Niedaleko miasta Horodok robimy godzinkę przerwy na spanie w polach żeby odespać trochę ostatnią intensywną noc. W końcu dojeżdżamy do Lwowa. Droga którą pokonaliśmy przekonuje mnie, żeby nigdy więcej nie narzekać na polskie drogi. Z tego odcinka pamiętam głównie to, że patrzyłem pod koła, żeby omijać dziury.
Sam Lwów jak wszem i wobec wiadomo jest bardzo ładnym miastem i ja tylko podtrzymuje to zdanie. W centrum mnóstwo wszelkich zabytków. Tylko wszechobecna i nierówna kostka brukowa nieźle potrafi wytrząść, a jej remonty i wymiana porządnie spowolnić przy przejeździe przez miasto. Niestety byliśmy tam dość późno, więc zbytnio nie zwiedziliśmy, ale to miasto nie jest tak daleko, więc na pewno jeszcze je odwiedzę:) Ponadto wcześniej musieliśmy znaleźć kantor i kupić bilety na powrót (bilety na pocią z Krymu w lecie trzeba rezerwować miesiąc wcześniej). Niestety okazuje się, że już nie było wolnych miejsc, więc ostatecznie decydujemy się na powrót przez Odessę. To była jedna z możliwości zależna od tego kiedy będziemy wracać, a że bilety na pociągi na Ukrainie bardzo tanie to mogliśmy sobie na to pozwolić- najwyżej przepadną.
W centrum znajdujemy katedrę rzymsko- katolicką i jeden z księży zaprasza nas na nocleg do seminarium i domu rekolekcyjnego w Brzuchowie opodal Lwowa. Tak więc przy zapadającym zmroku ruszamy w tamtą stronę, co kończy się szukaniem odpowiedniej drogi w nocy w ukraińskim lesie- niezły początek:P Ostatecznie jednak udaję się trafić, dzięki czemu mam nockę w dobrych warunkach i miękkich łóżkach.
Na koniec dnia bolą mnie trochę kolana. Myślałem że to z powodu obciążenia roweru. Na drugi dzień się wyjaśniło czemu;)

Trasa bez uwzględnionego plątania się po Lwowie:


Parę zdjęć:

Oczekiwania na rynku w Przemyślu © azbest87


I już po ukraińskiej stronie:) © azbest87


Cyrylica wita;) © azbest87


Czas na drzemkę! © azbest87


Pod dworcem we Lwowie © azbest87


W centrum Lwowa © azbest87


Opera we Lwowie © azbest87




  • DST 164.34km
  • Teren 1.00km
  • Czas 07:53
  • VAVG 20.85km/h
  • VMAX 67.96km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 1257m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z Zakopca do Krakowa

Poniedziałek, 11 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 7

Czas wracać. Znajomi mieli jeszcze pójść na delikatną trasę, a ja odpuściłem sobie powrót do Rzeszowa i zamiast tłuc się z powrotem postanowiłem pojechać do Krakowa. Stamtąd już wspólnie mieliśmy wrócić pociągiem.
Miałem sporo czasu, wiec wybrałem się jeszcze lekko w bok, żeby zahaczyć o Słowację:) a tam niespodzianka- udaje mi się przebić dętkę mimo założonego Schwalbe Marathona z wkładką antyprzebiciową. Pięciocentymetrowy zardzewiały gwóźdź nie daje najmniejszych szans mojej dętce. Jednak szybko go wyciągam. Słyszę syk i tyle. Powietrze przestaje uchodzić, więc siadam i jadę dalej. Okazuje się że powietrze schodzi, ale bardzo wolno. Nie chce mi się teraz zmieniać dętki, więc jadę dalej. Później dopompowałem ze trzy razy i przejechałem tak z 60 km. W końcu podczas przerwy na bułeczki zmieniam oponę.
Niby miało być z górki, ale po drodze trzeba było się wspiąć na kilka przełęczy z fajnymi widoczkami:)
Problem z przejazdem miałem przed Myślenicami, bo nie widziałem innej drogi niż zakopianka na której pojawił się zakaz jazdy rowerem. No cóż inaczej się nie dało;) więc przebiłem się do Myślenic i później już cały czas prosta droga na Kraków.
Na miejscu byłem dość wcześnie, więc posiedziałem dłuższy czas na rynku, gdzie miałem między innymi piękną tęczę:)
Później dotarli znajomi i już razem wróciliśmy PKP do Rzeszowa. Na koniec jeszcze przejazd z dworca do domu.

Mapa:


Kilka zdjęć:

Jak Zakopane to nie może zabraknąć widoku na tą górę:) © azbest87


Tatrzańskie klimaty © azbest87


Słowacja wita © azbest87


Tatrzańska krowa;P © azbest87



Piękne widoczki:) © azbest87


Najpierw 12% do góry, a później tyle samo w dół © azbest87


Szczerze mówiąc to nie pamiętam gdzie był ten kościół:P © azbest87


Tutaj też nie wiem, ale jak się dowiem do poprawie;) © azbest87


Jeśli się nie myle to widok na Babią Górę © azbest87


W Myślenicach © azbest87


Kościół w Krakowie © azbest87


Tęcza nad krakowskim rynkiem © azbest87




  • DST 247.79km
  • Czas 11:26
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 72.72km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 2040m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Spontaniczne Zakopane, czyli bicie rekordu po raz kolejny

Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 4

W sumie cały ten wyjazd wyszedł dość nieoczekiwanie dosłownie niecałe dwa dni wcześniej. Znajomi jechali do Zakopca, więc stwierdziłem, że na weekend też mogę się wyrwać:)
Trasa w jeden dzień do Zakopanego chodziła mi po głowie już jakiś czas, a teraz miałem ku temu najlepszą okazję. Zładowałem cały dobytek z namiotem na czele i ruszyłem o 5:20 z pod bloku.
Początek to jazda przez 3 godziny w mega mgle. Jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło w takiej jeździć. Widoczność chwilami spadała poniżej 40-50 metrów, a w powietrzu była taka wilgotność, że cały czas na mnie osadzały się krople rosy. Przez to robiło się trochę chłodnawo i nie mogłem się rozkręcić.
W końcu jednak przed Jasłem mgła odpuściła, a przyjemne słoneczko tylko zachęcało do jazdy.
W Gorlicach zrobiłem sobie przerwę u Pauliny i po tym odpoczynku ruszyłem w dalszą trasę zmierzyć się z co raz większymi górkami.
Dwie większe górki pokonuje w spokojnym tempie razem z jakimś innymi rowerzystą, a na zjeździe rozpędzam się do ponad 70 km/h.
W międzyczasie jeszcze udało się spotkać z kumplami, którzy właśnie wracali z Krościenka, więc było chwilę przerwy na gadanie;)
Następnie raczej szybko przemknąłem przez Nowy i Stary Sącz pedałując w stronę Krościenka nad Dunajcem. Upał powoli dawał się we znaki, ale jechało się i tak bardzo fajnie i ciągle czułem się dobrze.
Podjazd na przełęcz Snozka poszedł mozolnie, ale sprawnie, zresztą tak jak i kolejne kilka hopek wzdłuż Jeziora Czorsztyńskiego. Tutaj po raz pierwszy mogę oglądać w oddali widok Tatr.
Ostatnie dwie godziny jazdy pod względem kondycyjnym idą dobrze, gorzej z moim tyłkiem, który ewidentnie ma już dość przebywania na siodełku. To dlatego, że przez całą trasę miałem raptem z półtorej godziny przerw. Jednak w końcu udaje się dotrzeć do Zakopanego (część drogi z Nowego Targu jadę za traktorem z sianem ku uciesze dzieci, które siedziały na górze:P).
Na miejscu trochę szukania kempingu na którym są znajomi z racji, że po drodze padła mi komórka, ale w końcu udaje się wspólnie odnaleźć.

Całość trasy poszła dość sprawnie mimo sporej ilości przewyższeń i rekordowego dystansu. Okazało się, że najsłabszym punktem w takich trasach jest mój tyłek, który po około 8-9 godzinach na siodełku miał dość mimo, że siły w nogach cały czas dopisywały.

To ostatnie takie trasy przed wyjazdem do Turcji, który już w sobotę! Forma jest, teraz żeby tylko reszta się poukładała tak jak chcę:)

Mapa:


Trochę zdjęć z trasy, chociaż robiłem ich raczej mało:

Na dobry początek 3 godziny w mega mgle © azbest87


Trochę się rosa na mnie odkładała.. © azbest87


W Warzycach wyjechałem nad mgłę więc zobaczyłem w końcu promienie słońca © azbest87


Panorama Biecza © azbest87


Dwór obronny w Szymbarku © azbest87


Ratusz w Nowym Sączu- bardzo mi się spodobał © azbest87


Wzdłuż Dunajca zaczęły się pojawiać co raz większe górki © azbest87


Nad Jeziorem Czorsztyńskim było już widać w oddali Tatry © azbest87


Na dodatek jeszcze parę sztuk z niedzieli, gdy wyszliśmy ze znajomymi Doliną Pięciu Stawów, następnie na Szpiglasowy Wierch i zejście do Morskiego Oka.

Strumyczek © azbest87


Wielki Staw © azbest87


Dolina Pięciu Stawów © azbest87


Na Szpiglasowym *od Ani:) © azbest87


Morskie Oko i Czarny Staw © azbest87


5000 stuknęło:D




  • DST 187.16km
  • Teren 3.00km
  • Czas 07:56
  • VAVG 23.59km/h
  • VMAX 71.50km/h
  • Podjazdy 1382m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekend pieszo-rowerowy: Słowacja i powrót do Rzeszowa

Wtorek, 3 maja 2011 · dodano: 05.05.2011 | Komentarze 5

Ostatni dzień długiego weekendu, więc czas wracać do domu. Ale zaraz zaraz! Nie tak prędko:) Obudziłem się wcześnie (po 6), tak więc długi dzień przede mną- trzeba go jakoś dobrze wykorzystać:).
Jak wyszedłem z namiotu to okazało się, że niebo lekko straszy deszczem i nic nie zostało po wczorajszym słoneczku. Przynajmniej po polskiej stronie:P bo po słowackiej tak jakby było trochę ładniej. Postanowiłem więc, że przejadę kawałek przez Słowację i odbiję gdzieś w prawo w stronę Barwinka. Przynajmniej tak zamierzałem, ale bez mapy to mogłem sobie gdybać;) Miałem nadzieję, że znajdę jakąś mapę na Słowacji, ale trafiła się tylko jedna i to za mała. Tak więc zjechałem z przełęczy gdzieś w dół, a po prawej cały czas przed moimi oczami rosła góra przez którą nijak nie było jak się przedostać. Przynajmniej pogoda robiła się co raz lepsza i co chwilę ściągałem z siebie kolejne części garderoby.
W końcu przedostałem się przez jakąś górkę tylko, że droga zaczęła skręcać na południe, a ja chciałem się dostać do Polski i to było w odwrotnym kierunku;) Pozostało mi więc koło ratunkowe- kontakt z domem;) Wysłałem więc krótką wiadomość: "Jestem w miejscowości Chotca na Słowacji. Może mi ktoś sprawdzić jak wrócić do domu, bo nie bardzo wiem gdzie jestem:P" Pomoc telefoniczna szybko uzmysłowiła mi gdzie mam jechać i raz dwa się odnalazłem;) Tak więc przez Stropkow pojechałem do Svidnika, gdzie już były pierwsze kierunkowskazy na Rzeszów (z oznaczeniem 130km:P). Teraz czekała mnie jeszcze wspinaczka na Przełęcz Dukielską i zjazd po Polskiej stronie. W Dukli odbiłem jeszcze do Teodorówki do koleżanki, która uraczyła mnie pysznym obiadem i przy okazji trochę odpocząłem (tutaj poszła mi znowu szprycha w tylnym kole:/ i to mi się nie podoba) Po tym obiedzie dostałem takiego speeda, że z Dukli do Rzeszowa dotarłem w trochę ponad 3 godziny robiąc na tym odcinku średnią w granicach 27 (z obładowanym rowerem, ale i wspomagającym mnie wiatrem).
Jak można przeczytać z małymi przygodami, ale dotarłem do domu koło 18.30 i do Budziwoja wyjechał po mnie Mateusz, więc wspólnie pokonaliśmy ostatnie kilometry. Dosłownie 20 minut po przyjechaniu zaczęło lać, więc dzisiaj byłem w końcu szybszy od chmur burzowych:)

Mapa:


Zdjęcia:

Kościół bodajże w Certiznem © azbest87


Słowacki krajobraz © azbest87


..i słowackie drogi © azbest87


Górki koło Svidnika © azbest87


W Svidniku © azbest87


Czołgi przy wyjeździe ze Svidnika © azbest87


Im bliżej Przełęczy Dukielskiej tym co raz więcej rzeczy przypominało walkach stoczonych tam podczas wojny- tutaj cmentarz wojskowy © azbest87


Cerkiew w Ladamirovej © azbest87


Pod cerkwią w Hunkovcach © azbest87


Niedaleko Przełęczy Dukielskiej © azbest87


Cmentarz na Przełęczy © azbest87


Czas wrócić na naszą stronę granicy:) © azbest87


Do Rzeszowa już co raz bliżej;) © azbest87


Znowu miałem okazję zobaczyć Cergową od drugiej strony:) © azbest87




  • DST 107.88km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:54
  • VAVG 18.28km/h
  • VMAX 52.56km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 1392m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekend pieszo-rowerowy: Ustrzyki Górne - Przełęcz Beskid

Poniedziałek, 2 maja 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 4

Dziś mieliśmy jeszcze gdzieś się wybrać przed odjazdem, ale pogoda całkowicie zniechęcała do wyjścia w góry, a Połoniny odpoczywały pokryte chmurami. Dlatego odpuściliśmy łażenie. Mi przez chwilę przeszło przez głowę, żeby wrócić do domu, ale stwierdziłem, że mam jeszcze jutro dzień wolny to trzeba go jakoś wykorzystać, a nie przesiedzieć w domu:)
Ubrałem się ciepło i ruszyłem przed siebie bez jakiegoś konkretnego planu. Trochę marzłem chwilami (zwłaszcza na zjazdach), ponieważ było w granicach 8 stopni, a chmury na niebie cały czas straszyły deszczem. Co ciekawe mimo najgorszej pogody to był jedyny dzień bez deszczu;)
Na początek poszły dwa podjazdy na przełęcze: Wyżniańską (855m) i Wyżną (872m), po czym kierowałem się cały czas na zachód. I tak dalej miałem Przełęcz Przysłup o wysokości 681m i za Cisną znowu tak samo nazwaną przełęcz o wysokości 749m. Tą drogą jechałem, aż do Komańczy po drodze spotykając kilka innych osób na obładowanych rowerach. Kawałek za Komańczą skończyły się mapy jakie miałem ze sobą ponieważ miałem tylko być w granicach Bieszczad, a tu już wjechałem w teren Beskidu Niskiego. Wzdłuż granic Jaśliskiego Park Krajobrazowego jechałem sobie dalej na zachód. Koleżanka poleciała mi do zwiedzenia parę miejsc i tak może też trochę przypadkiem skręciłem w Jaśliskach na południe. Tam droga zmieniła się w szuter, a na około rozpościerały się świetne widoczki charakterystyczne dla Beskidu Niskiego. Górki, łąki i samotne krzyże przy drodze, oraz pozostałości po nieistniejących wsiach. W ten sposób dotarłem na Przełęcz Beskid (581m), która znajduje się na granicy polsko-słowackiej. Stwierdziłem, że to idealne miejsce do spania:D Rozbiłem się z namiotem 10 metrów od granicy, a kolacje jadłem ze świetnym widokiem na park krajobrazowy i fajnym widokiem na zachód słońca.
W nocy było trochę zimno (pewnie ze 3-4 stopnie, ale dało się spać spokojnie:) i coś mi łaziło po krzakach koło namiotu, ale za zimno było, żebym wychodził sprawdzić:P

Mapa:


Foty:

Połoniny w chmurach © azbest87


Serpentyny na Przełęcz Wyżną © azbest87


Gdzieś w drodze- pogoda mało rowerowa © azbest87


Cerkiew w Komańczy © azbest87


Cerkiew w Wisłoku Wielkim © azbest87


Jaśliski Park Krajobrazowy... © azbest87


..i jego widoki © azbest87


Gdzieś na południe od Jaślisk © azbest87


Taki sprzęcior widziałem po drodze:) © azbest87


A może by do Babadagu?:P to dopiero za jakiś czas..;) © azbest87


Po drodze widziałem sporo samotnych krzyży © azbest87


Na Przełęczy Beskid (Certizske Sedlo) czyli na granicy polsko-słowackiej © azbest87


Widok po słowackiej stronie © azbest87


Widok przed namiotem © azbest87


I tak kończy się zachodzik- czas spać;) © azbest87




  • DST 32.90km
  • Czas 01:36
  • VAVG 20.56km/h
  • VMAX 49.56km/h
  • Podjazdy 553m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekend pieszo-rowerowy- Poranna przebieżka

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 5

Pobudka rano o 7 razem z innymi osobami w pokoju. Ogarnąłem si, zjadłem co nieco i siup jeszcze chwilę na rower zanim znajomi dotrą. Miałem jechać do Mucznego, ale się nie wyrobiłem, więc podjechałem sobie tylko na górkę na drodze w tamtą stronę i wróciłem do Ustrzyk to samą drogą. Tam zająłem miejsce w domku i wybraliśmy się ekipą na zdobycie Małej i Wielkiej Rawki, oraz Kremenarosu.
Niedziela bez rower, ale za to zaliczyłem Tarnicę razem z jej tzw. gniazdem, czyli przejście przez okolice Kopy Bukowskiej na Halicz i dalej na Rozsypaniec. Tak więc wrzuca parę zdjęć z porannego roweru, oraz trochę z łażenia po górach:)

Trasa roweru:


Typowa bieszczadzka droga © azbest87


W Bereżkach © azbest87


Kiubek w wersji szosowo-turystycznej:) © azbest87


Wypalanie węgla drzewnego © azbest87


Widok z Małej Rawki © azbest87


Wielka Rawka zdobyta;) © azbest87


Na ukraińskiej granicy © azbest87


Zejście, a w tle Połonina Caryńska © azbest87


Ścieżka z Przełęczy Goprowców © azbest87


Bez komentarza:) © azbest87


Pięknych widoków nie brakowało:) © azbest87




  • DST 172.45km
  • Teren 2.00km
  • Czas 07:49
  • VAVG 22.06km/h
  • VMAX 62.51km/h
  • Podjazdy 1648m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Weekend pieszo-rowerowy: Rzeszów - Ustrzyki Górne

Piątek, 29 kwietnia 2011 · dodano: 04.05.2011 | Komentarze 2

W planach było połazić ze znajomymi po Bieszczadach, więc skorzystałem z okazji i dodatkowo zrobiłem sobie sporą przebieżkę na rowerze robiąc sobie 5 zamiast 3 dni w górach:)
Wyjechałem jeszcze w piątek ponieważ byliśmy umówienie w Ustrzykach Górnych w sobotę. Tak na prawdę to nie wiedziałem jak z moją wytrzymałością na takiej trasie ponieważ jeszcze mało setek mam za sobą w tym roku. No ale okazało się że jest nieźle:)
Obładowanym rowerem ruszyłem z pod bloku o 8 rano. Pierwsze 20 km to było opanowywanie rower, bo już odzwyczaiłem się od jazdy z obciążeniami.
Jazda na slickach zaraz na początku pokazała swoją przewagę podczas poruszania się po asfalcie. Pierwsze dwie godziny jazdy ze średnią w graniach 25. Po płaskim idę niczym odrzutowiec:P Jednak gdy zaczęły się górki to zwolniłem, bo byłem świadomy, że muszę jeszcze zrobić po nich 100 km;)
Pierwszy postój przed Grabownicą i wszamanie bułki, oraz snickersa. W Sanoku jak zwykle masakra. Przez te jednokierunkowe drogi miałem wrażenie jakbym kręcił się w kółko.
W Zagórzu odbijam na chwilę lekko w bok by w końcu zobaczyć ruiny klasztoru Karmelitów Bosych. Tyle razy już tędy przejeżdżałem, a nigdy ich nie widziałem, a zrobiły na mnie wrażenie i są położone w bardzo fajnym miejscu.
Od Zagórza, aż do Ustrzyk Dolnych cały czas towarzyszy mi denerwujący wmordewind i jedzie się przez to źle, aczkolwiek bez żadnych kryzysów. Po drodze jeszcze oglądam bardzo ciekawy pałac w Olszanicy. Szybko przejeżdżam przez Ustrzyki Dolne i wymijam korek który się wytworzył na wyjazdówce spowodowany wypadkiem.
Powoli zaczynają się co raz większe górki. Zaliczam podjazd na ponad 600m w Żłobku, a na górze zaczyna mnie gonić pierwsza tego dnia burza, która na szczęście przechodzi bokiem. Mi natomiast jedzie się co raz lepiej. Górki wchodzą bez większych problemów. Teraz czeka mnie najwyższy punkt dnia dzisiejszego- prawie 800 m z punktem widokowym nad Lutowiskami- uwielbiam ten widok:). Na podjeździe mija mnie kolejna burza chociaż już zaczynało kropić. Ze szczytu zobaczyłem całe Bieszczady w słońcu, więc miałem nadzieję na koniec mojej zabawy z burzami, ale pomyliłem się okropnie. Burze w imię zasady "do trzech razy sztuka" znowu zaczęły mnie gonić i dopadła mnie jedna dosłownie 5 km przed Ustrzykami. Nawet nie miałem się gdzie schować i zdążyła mnie porządnie zlać:/
W Ustrzykach wpadłem prosto do schroniska i gorącą herbatę. Przemoknięty przestałem myśleć o spaniu w namiocie i zamelinowałem się w schronisku na jedną noc, bo od jutra mieliśmy wynajęty domek. Po gorącym prysznicu od razu poczułem się lepiej:)
W schronisku w nocy było lekko mówiąc chłodno;) mogłem spać w namiocie- wyszło by mi 3 razy taniej;)

Mapa:


I garść zdjęć:

Kościół w Bliznem wpisany na listę UNESCO © azbest87


Chwila odpoczynku © azbest87


Cerkiew w Czerteżu © azbest87


Ruiny w Zagórzu © azbest87


Lesko wita pięknymi widokami © azbest87


Pałac w Olszanicy © azbest87


Widok Bieszczad w Lutowiskach © azbest87


Cel osiągnięty- Ustrzyki Górne © azbest87


I udało się przekroczyć 1000 w kwietniu:)

Reszta wpisów jak znajdę trochę, więcej czasu;)




  • DST 230.22km
  • Teren 2.00km
  • Czas 10:47
  • VAVG 21.35km/h
  • VMAX 59.70km/h
  • Podjazdy 1439m
  • Sprzęt GieTek;)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Operacja "Zakopane" - Dzień 5 - Kraków - Rzeszów = Rekord dystansu:D

Środa, 18 sierpnia 2010 · dodano: 19.08.2010 | Komentarze 8

Naszedł dzień powrotu do Rzeszowa. Znowu pobudka 6:30;) i o 8 już ruszam w trasę ze świadomością że dzisiaj czeka mnie sporo kilometrów. Najpierw oczywiście plątanie po starym mieście w Krakowie na które wczoraj nie starczyło mi czasu z racji deszczu (w sumie to trzy dni z rzędu deszcz mnie męczył po południu). Ogólnie na trasie chciałem w miarę możliwości nie wjeżdżać na E40 bo to jednak jest męczarnia jechać obok tych wszystkich tirów i przygodą z tą drogą próbowałem ograniczyć do minimum. ?Na dodatek zapowiada się wiatr z zachodu, czyli idealny pod moją dzisiejszą trasę:D i choć wieje tylko przez pół dnia i między górkami go nie czuć to jednak chwilami sporo mi pomagał:)
Wyjazd z Krakowa to istny horror, połowa dróg którymi chciałem jechać okazała się być pozamykana z powodu remontów:/ Poza tym wszędzie pełno samochodów- po prostu źle się jechało.. W końcu jednak udaje mi się wydostać w kierunku w którym chciałem jechać i docieram do Niepołomic. Oglądnąłem sobie zamek, coś przekąsiłem i dalej niestety musiałem kawałek przejechać główną drogą do Bochni, gdzie skręcam na południe- na Nowy Wiśnicz. Mniejszy ruch- od razu przyjemniej się jedzie mimo że zaczęły się górki. W Nowym Wiśniczu oglądam z daleka zamek Lubomirskich, oraz klasztor Karmelitów Bosych (obecnie więzienie) i jadę dalej do Lipnicy Murowanej. Tam kolejny drewniany kościółek wpisany na listę UNESCO, zresztą w tej małej mieścince jest aż 4 kościoły:) Następnie jadę do Zakliczyna i bocznymi drogami kieruje się do Tarnowa- fajne góreczki po drodze:D W Tarnowie plącze się trochę po centrum, na rynku przekąska i jadę dalej przez Skrzyszów do Pilzna. Teraz czeka mnie odcinek po E40:/ Mnóstwo tirów nie sprzyja jeździe na rowerze, na dodatek wypadek po drodze i korki:/ ale w końcu docieram do Dębicy i tutaj kolejna przerwa na jedzenie. Do domu już nie tak daleko:)
Z Dębicy bocznymi drogami częściowo mi znanymi do Sędziszowa (tutaj już zachodzi słońce) i dalej przez Iwierzyce do Rzeszowa gdzie kawałek przed domem witają mnie Mateusz z Michałem:)
Udało się! Zakopane zdobyte i niemal pół Małopolski przejechane! Łącznie w 5 dni 759 km:D
Na koniec rekord życiowy w przebiegu dziennym:D i to z obciążeniem na rowerze, plecakiem i po 4 niełatwych dniach na rowerze:)

Trasa:
Kraków- Kokotów- Węgrzce Wielkie- Podłęże- Niepołomice- Dąbrowa- Kłaj- Szarów- Targowisko- Stanisławice- Moszczenica- Bochnia- Kurów- Kopaliny- Olchawa- Nowy Wiśnicz- Lipnica Górna- Lipnica Murowana- Lipnica Dolna- Tymowa- Tworkowa- Jurków- Biskupice Melsztyńskie- Faliszewice- Melsztyn- Zawada Lanckorońska- Zakliczyn- Wróblowice- Janowice- Lubinka- Szczepanowice- Rzuchowa- Koszyce Małe- Koszyce Wielkie- Tarnów- Skrzyszów- Łęki Górne- Łęki Dolne- Pilzno- Parkosz- Podgrodzie- Dębica- Pustynie- Kozłów- Brzeźnica- Paszczyna- Skrzyszów- Ostrów- Kozodrza- Borek- Sędziszów Małopolski- Sielec- Olchowa- Iwierzyce- Nockowa- Wola Zgłobieńska- Zgłobień- Nosówka- Przybyszówka- Rzeszów:)

No i garstka zdjęć;)

Wawel © azbest87


Kościół św. Piotra i Pawła © azbest87


Krakowski rynek i kościół Mariacki © azbest87


Barbakan © azbest87


Zamek w Niepołomicach © azbest87


Zamek Lubomirskich w Nowym Wiśniczu © azbest87


Klasztor Karmelitów Bosych- obecnie więznienie © azbest87


Kościół w Nowym Wiśniczu © azbest87


Kościół w Murowanej Lipnicy- też z listy UNESCO- niestety nie miałem okazji zajrzeć do środka © azbest87


Pałac w Janowicach © azbest87


Rynek w Tarnowie i ciekawe chmury;) © azbest87


Tarnowski ratusz © azbest87


Gdzieś w drodze za Dębicą © azbest87


I na koniec zachód słońca © azbest87


Mapa poglądowa: