Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102730.07 kilometrów w tym 8000.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 707743 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Fotki

Dystans całkowity:39637.92 km (w terenie 4151.20 km; 10.47%)
Czas w ruchu:1857:43
Średnia prędkość:21.12 km/h
Maksymalna prędkość:89.27 km/h
Suma podjazdów:241378 m
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Suma kalorii:221084 kcal
Liczba aktywności:552
Średnio na aktywność:71.81 km i 3h 26m
Więcej statystyk
  • DST 144.11km
  • Czas 05:18
  • VAVG 27.19km/h
  • VMAX 39.96km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 4668kcal
  • Podjazdy 505m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gminy dwie

Czwartek, 21 maja 2020 · dodano: 22.05.2020 | Komentarze 0

Wyjazd z serii gminobranie. Mam w planie w tym roku dołożyć trochę nowych gmin do mojej kolekcji i na rozgrzewkę postanowiłem zaliczyć dwie, które stanowiły dziurę na mojej mapie.
Nie były jeszcze na tyle daleko żebym musiał używać innych środków lokomocji, więc wystarczyło tylko wsiąść na rower i pojechać. 
Trafił się akurat jeden dzień wolny w pracy i dało się więcej pojeździć.
Trasa zapowiadała się na dość płaską i rzeczywiście taka była. Ruszyłem przed 10 i było raczej chłodno.. Około 10 stopni. Przy krótkich spodenkach to nie była zbyt ciepło.. przynajmniej dopóki się trochę nie rozgrzałem. Poza temperaturą pogoda idealna do jazdy. Ładne słoneczko i białe obłoczki na niebie. Większość trasy była utrzymana w klimatach polno-leśnych, więc można było się trochę oderwać i odpocząć. No może poza odcinkiem przez Kolbuszową i z Kolbuszowej do Nowej Dęby gdzie jechałem drogą krajową. Dodatkowo wiało dzisiaj dość mocno z północy, więc pierwsze 65 km było pod wiatr. Za to na powrocie powiewało w plecy. Niestety nie udało się tego zbytnio wykorzystać, bo koło połowy trasy zacząłem odczuwać prawe kolano i do końca jazdy ból niestety tylko się wzmagał:/ Na koniec już dość duży dyskomfort i tylko patrzyłem żeby dojechać do domu. Nie wiem czym to było spowodowane. Być może przeciążone kolano. Tak czy siak teraz na pewno czeka mnie parę dni odpoczynku. Na pewno jestem zadowolony z kondycji, bo trasa weszła bez najmniejszego problemu i mógłbym jeszcze sporo kilometrów przejechać.
Mimo tych problemów z kolanem cel wyjazdu udało się osiągnąć. Do kolekcji wpadła Nowa Dęba i Grębów. Drogi dzisiaj wiodły przez pozostałości Puszczy Sandomierskiej. Dużo pól i dużo lasów. Z Krawców na Stany odcinek 10 km przez las i to przez środek poligonu wojskowego:) W stanach fajny drewniany kościół. Jedyne co to.. mega płasko;) Takie przewyższenia do normalnie mi wychodzą na 40km, a nie 140;)


Pod chmurami
Pod chmurami © azbest87

Przerwa nad stawem
Przerwa nad stawem © azbest87

Przez rzekę
Przez rzekę © azbest87

Przez środek poligonu
Przez środek poligonu © azbest87

Kościół w Stanach
Kościół w Stanach © azbest87




  • DST 63.80km
  • Czas 02:34
  • VAVG 24.86km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 2602kcal
  • Podjazdy 921m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Czudec

Sobota, 2 maja 2020 · dodano: 03.05.2020 | Komentarze 3

Pogoda straszyła dzisiaj trochę przelotnymi burzami, ale ostatecznie obeszło się bez zmoknięcia. Za to burzowe chmury przetaczające się po niebie wyglądały świetnie.  Aż nie mogłem sobie odmówić sporej ilości przerw na robienie zdjęć:) (można więcej zobaczyć na stravie).
Trasa po górkach i góreczkach. Bez pośpiechu. Wiosenne górki z szalonymi chmurami wyglądały dzisiaj rewelacyjnie. Szkoda że nie miałem ze sobą swojego aparatu. Odwiedziłem swoje wcześniej dość mocno eksplorowane okolice, czyli Czudec, Niechobrz itp.
Na deser przy podjeździe pod Słotwinkę dętka w przednim kole. Przebicie razem z oponą, Chyba trzeba będzie popatrzeć za nowymi oponami, bo te już trochę mają za sobą. 



Wiosna
Wiosna © azbest87

Idzie burza
Idzie burza © azbest87




  • DST 121.42km
  • Czas 05:23
  • VAVG 22.55km/h
  • VMAX 71.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 4649kcal
  • Podjazdy 1783m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

4 przełęcze w Beskidzie Śląskim i Małym

Niedziela, 19 sierpnia 2018 · dodano: 24.08.2018 | Komentarze 0

Dostałem wolne na weekend, więc wybrałem się razem z bratem w Beskid Śląski.
Sobota to ponad 20 km z buta z punktem kulminacyjnym na Skrzycznym. Tak więc najwyższy szczyt Beskidy Śląskiego zaliczony. To już 10-ty najwyższy szczyt z Korony Gór Polski do kolekcji.
Za to na niedzielę zaplanowaliśmy sobie szosową trasę po okolicznych znanych przełęczach.
Start z Węgierskiej Górki i po 6,5 km powrót, bo zapomniałem zmienić baterie w aparacie i padły;) Także rozgrzewka zaliczona i pół godziny w plecy. Przez Kamesznicę wspinamy się powoli do góry. Po wczorajszym chodzeniu nogi jakoś nie chcą się kręcić za dobrze pod górę. Droga długo wznosi się dość lekko, ale ostatnie 200 m w pionie to jest rzeźnia. 2 km ze średnim nachyleniem 11%, ale końcówka to spokojnie ponad 20%. Najpierw ściana na przełęcz Koniakowską, tam lekkie wypłaszczenie i znowu ściana na Koczy Zamek (wysokość jakieś 825 m). Trzeba było użyć tajemnej sztuki jazdy wężem, najniższe przełożenie, a i tak było przepychanie korby. Zmasakrował mnie ten podjazd, ale widoki na szczycie całkiem fajne.
Zjechaliśmy do Istebnej i od razu kolejny podjazd. Tym razem na przełęcz Kubalonka (758 m). Na szczycie nawet nie ma żadnej tabliczki z wysokością.. Ostatecznie stamtąd zjeżdżamy przez tak zwany Zameczek w stronę jeziora Czerniańskiego i do rezerwatu Wisła. Tam chwila przerwy na mostku nad Wisłą i później przerwa na jedzenie pod skocznią w Wiśle-Malince. Stamtąd zaczynamy wspinaczkę na najwyższy punkt dnia tj. przełęcz Salmopolską. Do podjechania ponad 8km, ale nachylenie całkiem przyjemne, raczej nie przekracza 10%. Po drodze mija nas para na rowerach elektrycznych. Co jak co, ale nazywanie tego rowerem jest mocnym nadużyciem. Meldujemy się na tak zwanym Białym Krzyżu na wysokości 934 m. Chwila przerwy na podziwianie widoczków i zjazd w dół. Naginamy do Szczyrku, gdzie pora na dłuższą przerwę. Zaliczamy sklep i ciepły obiad. Po odpoczynku siły dopisują, więc uderzamy na jeszcze jeden podjazd. Tym razem opuszczamy już Beskid Śląski i wjeżdżamy w Beskid Mały od strony Bielsko Białej.
Ten podjazd jedzie się całkiem dobrze, bo asfalt jest schowany w lesie, a dzisiejszy upał już dawał się nam we znaki. Tym razem wyjeżdżamy na 663 m. Zjazd w stronę jeziora Międzybrodzkiego bardzo fajny, dobry asfalt. Jest parę zawijasów, ale też można się trochę rozbujać. Na koniec zostaje nam jeszcze przejechać wzdłuż jeziora Międzybrodzkiego i Żywieckiego w stronę Żywca. Przebijamy się przez miasto od strony browaru i jeszcze tylko dojazd do Węgierskiej Górki na którym już tempo mi siada. Młody co prawda zaciągnął jeszcze mocniej, ale po tym to już mnie zaczęło odcinać;)
To był zajebisty dzień na rowerze. Ostatnio brakuje czasu, żeby móc sobie tak dobrze pojeździe, więc tym bardziej doceniam tą trasę. W te okolice trzeba jeszcze wrócić z rowerem, ale żeby uderzyć w teren:)


Nad Sołą w Węgierskiej Górce
Nad Sołą w Węgierskiej Górce © azbest87

Rzeźnicza końcówka pod przełęcz Koniakowską
Rzeźnicza końcówka pod przełęcz Koniakowską © azbest87

Młody pozuje na podjeździe
Młody pozuje na podjeździe © azbest87

Widoki w okolicach Koczego Zamku
Widoki w okolicach Koczego Zamku © azbest87

Kościółek niedaleko Kubalonki
Kościółek niedaleko Kubalonki © azbest87

Zjazd z Kubalonki
Zjazd z Kubalonki © azbest87

Jezioro w górach
Jezioro w górach © azbest87

Nad Wisłą w Wiśle
Nad Wisłą w Wiśle © azbest87

Odwiedziny u Małysza
Odwiedziny u Małysza © azbest87

Widok z przełęczy Salmopolskiej
Widok z przełęczy Salmopolskiej © azbest87

Przełęcz Salmopolska
Przełęcz Salmopolska © azbest87

Młody na zjazdach
Młody na zjazdach © azbest87

Przełęcz Przegibek
Przełęcz Przegibek © azbest87

Jezioro Międzybrodzkie
Jezioro Międzybrodzkie © azbest87

Kuba nad jeziorem
Kuba nad jeziorem © azbest87




  • DST 34.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 21.47km/h
  • VMAX 49.70km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Kalorie 726kcal
  • Podjazdy 414m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zimowa szosa

Sobota, 17 lutego 2018 · dodano: 17.02.2018 | Komentarze 0

W sumie nie zamierzałem iść na rower, ale brat napisał do mnie, więc motywacja szybko przyszła:)
Razem z oboma braćmi zrobiliśmy pętlę przez Niechobrz i Czudec. Trochę syf na drogach, bo słońce lekko przyświeciło i zaczął ścieg topnieć. Podjazd pod Niechobrz poszedł mozolnie, ale za to w lesie na szczycie bardzo ładnie. 
Na koniec wybrałem się z braćmi drugą stroną Wisłoka z myślą że przeskoczę sobie przez mostek linowy i tak zrobiłem. Problemem tylko było to że na szosą na śniegu to była walka o każdy metr;) Do mostku udało się jakoś dojechać, ale później najpierw spacyfikowały mnie deski na mostku, a później do asfaltu trzeba było zasuwać z buta bo nie dało rady jechać;) I jeszcze na myjni kolejka i nie umyłem roweru.. :/



Zimowa szosa
Zimowa szosa © azbest87

Las w Niechobrzu
Las w Niechobrzu © azbest87




  • DST 122.00km
  • Czas 05:13
  • VAVG 23.39km/h
  • VMAX 60.50km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 4490kcal
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieszczady Ukraińskie- dzień 4- Cisna - Boguchwała

Środa, 21 czerwca 2017 · dodano: 29.06.2017 | Komentarze 1

Ostatni dzień wyjazd jest bez szczególnej historii. To już czysty dojazd do domu z Cisnej. Na początek trzeba było zaliczyć jeszcze jedną przełęcz, a później droga prowadziła lekko w dół więc pocisnęliśmy dość mocno. W ten oto sposób z przełęczy do Leska zrobiliśmy średnią koło 30 :O Później chwila przerwy koło Sanu i przejazd interwałowymi góreczkami do Sanoka. Przerwa w Macu na kalorie i Funfell zaczął narzucać dość mocne tempo chociaż wiało nam w twarz. Trochę wychodziłem na zmiany, ale nie chciało mi się aż tak cisnąć, więc też sporo siedziałem na kole. W ten sposób byłem w domu już o 17. Nawet zdjęć prawie nie robiłem- raptem kilka pstryknięć, bo to droga którą już nie raz jechałem i jest mi dobrze znana.
Tak oto kończy się nasza ukraińska przygoda:)



Miejscówka na campingu w Cisnej
Miejscówka na campingu w Cisnej © azbest87

San między Leskiem a Zagórzem
San między Leskiem a Zagórzem © azbest87

Tym razem Lesko żegna a w tle Bieszczady
Tym razem Lesko żegna a w tle Bieszczady © azbest87




  • DST 114.40km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:55
  • VAVG 19.34km/h
  • VMAX 59.40km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 3660kcal
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieszczady Ukraińskie- dzień 3- Połonina Równa - Cisna

Wtorek, 20 czerwca 2017 · dodano: 29.06.2017 | Komentarze 5

Dzień 3 zaczął się wysoko. Co ciekawe noc na połoninie Równej była dość ciepła. Rano w końcu można było popodziwiać widoki jakie się stamtąd rozciągają, bo dzień wcześniej trochę późno wjechaliśmy. Namioty rozłożone tuż obok ruin radzieckiej bazy w zagłębieniu terenu, więc z samych namiotów też super widoków nie było. A było co oglądać! W każdą stronę gdzie się nie spojrzy rozciągają się pasma górskie. Co prawda sam szczyt połoniny jest dość płaski i rozległy (stąd nazwa Równa) i żeby zobaczyć co jest z drugiej strony trzeba kawałek przejść. Z racji podziwiania widoków z zebraniem zeszło nam trochę czasu, ale nigdzie się nam nie spieszyło. Poza tym zmęczenie z wczorajszej wspinaczki jeszcze dawało o sobie znać. Jedyne co nam przeszkadzało na górze to chmary much. Wystarczyło wyjść z namiotu i od razu każdego atakowały setki much. Chwilami było to nie do zniesienia. Na szczęście pomógł OFF :)
W końcu zaczynamy zjazd. I to nie byle jaki! 15 km z górki z czego większość po płytach i po kamienistej drodze. Jakbym jechał na pusto to można by poszaleć, ale z obładowanym rowerem trzeba było uważać i sporo hamować. Przez to musiałem parę razy się zatrzymać żeby czasem nie przegrzać hamulców. Ostatecznie i tak złamałem tam jedną szprychę w tylnym kole, ale nie stanowiło to problemu. 
Im niżej tym cieplej i u podnóży połoniny zaczyna nas dobrze dopiekać. Docieramy do sklepu z wczoraj i też tam robimy zakupy. Jest tak ciepło że nie chce nam się zbierać. W końcu ruszamy, ale ciężko się jedzie. Przebijamy się przez kolejne kilometry ukraińskich dróg. Nierówne drogi plus wysoka temperatura plus zmęczenie z wczoraj dają w rezultacie kiepską formę do jazdy. Przed granicą robimy ze dwie przerwy i uderzamy w końcu na Słowację. Na przejściu idzie dość sprawnie. Zatrzymuje nas na chwilę tylko jeden słowacki celnik, bo okazało się że też jeździ na rowerze:) więc chwilę z nim rozmawiamy o rowerach. Słowacja wita nas podjazdem i sporym zjazdem, aż do Stakcina. W planach mieliśmy jazdę do Komańczy lub tamte okolice, ale z racji że jazda szła nam dzisiaj bardzo opornie i nie ma szans tam dojechać przed nocą to zmieniamy plan. Chęć wykąpania się na polskiej ziemi zwyciężyła;) Odbijamy nad jezioro Starina i wzdłuż jego brzegów kierujemy się na szutrowe drogi które mają nas doprowadzić na przełęcz nad Roztokami. Jeden porządny podjazd zamiast kilku mniejszych. Już kiedyś go jechaliśmy z Funflem, więc wiedzieliśmy czego się spodziewać. Droga na początku powoli się wznosi by później po kamienistej drodze już z większym nachyleniem wspiąć się, aż na przełęcz na wysokości ponad 800m. Większość jechało mi się dość dobrze, ale jak droga weszła w las to jazda po luźnych kamieniach już mnie zmasakrowała, a od ciągłych wstrząsów rozbolały mnie plecy. Na szczęście stąd czeka nas już praktycznie tylko zjazd do Cisnej, gdzie lokujemy się na znanym nam campingu. Ciepły prysznic to było błogosławieństwo :) Szkoda tylko że nasza próba zjedzenia czegoś w jakiejś knajpie spełzła na niczym. Parę dni przed rozpoczęciem wakacji wszyscy jeszcze czekają tu na właściwy sezon, więc wieczorem wszystko pozamykane. Skończyło się tylko na zakupach w sklepie tuż przed zamknięciem. 


Miejsce noclegowe na połoninie tuż obok ruin
Miejsce noclegowe na połoninie tuż obok ruin © azbest87

Widoki na inne połoniny
Widoki na inne połoniny © azbest87

Krajobraz z połoniny Równej
Krajobraz z połoniny Równej © azbest87

I jeszcze jeden widoczek na Karpaty
I jeszcze jeden widoczek na Karpaty © azbest87

Zdobywcy Równej! :)
Zdobywcy Równej! :) © azbest87

Krzyż na szczycie
Krzyż na szczycie © azbest87

Kolejne ruiny już trochę niżej
Kolejne ruiny już trochę niżej © azbest87

Tak wyglądał podjazd/zjazd z Równej
Tak wyglądał podjazd/zjazd z Równej © azbest87

A tak wyglądał odcinek szutrowy
A tak wyglądał odcinek szutrowy © azbest87

Słowackie drogi
Słowackie drogi © azbest87

Zjazd do Stakcina
Zjazd do Stakcina © azbest87

Przez te górki w tle trzeba się teraz przebić
Przez te górki w tle trzeba się teraz przebić © azbest87

Gwiazdy nad polem namiotowym w Cisnej
Gwiazdy nad polem namiotowym w Cisnej © azbest87




  • DST 122.50km
  • Teren 35.00km
  • Czas 08:45
  • VAVG 14.00km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Kalorie 5200kcal
  • Podjazdy 2700m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieszczady Ukraińskie- dzień 2- Sianki - Połonina Równa (1482m)

Poniedziałek, 19 czerwca 2017 · dodano: 25.06.2017 | Komentarze 2

Pobudka gdzieś po 7 i powoli się ogarniamy. Do śniadania ukraińskie piwko. Na początek zjeżdżamy jeszcze na stację kolejową w Siankach, którą widać ze szlaku po polskiej stronie. Uzupełnienie zapasów w sklepie i wspinamy się z powrotem na górę. Kilka kilometrów jazdy tą drogą co wczoraj i docieramy do przełęczy Użockiej (852m). Na przełęczy posterunek wojskowy na którym trzeba się wylegitymować, ale bez problemów. Stąd zaczyna się szlak na Pikuja, czyli według naszej terminologii najwyższy szczyt Bieszczadów. Tutaj też niestety kończy się dobry asfalt i zaczynają się dziury. Zgodnie ze wskazówkami które wczoraj przekazał nam Vasyl jedziemy kilkaset metrów i odbijamy za wiaduktem w prawo w szutrową drogę. Raptem z 300 metrów dalej znajdujemy punkt widokowy o którego istnieniu normalnie nie mielibyśmy pojęcia. Dzięki Vasyl! :) Chwila przerwy z pięknymi widokami na Bieszczady i zaliczamy zjazd serpentynami z lichym asfaltem do miejscowości Użok. Tutaj nasza droga odbija całkiem na południe i wiedzie wzdłuż podnóży całej połoniny Pikuja. Co ciekawe droga do Użoku jest oznaczana na mapach jako czerwona, czyli krajowa, a dziur tam co nie miara i krowy chodzą środkiem drogi;) Po odbiciu w lewo robi się jeszcze ciekawiej. Asfalt znika w mgnieniu oka, chociaż to droga wojewódzka i nawet był drogowskaz na skrzyżowaniu. Akurat nie spodziewałem się niczego lepszego;) Tak naprawdę dopiero dzisiaj widzimy jak wygląda prawdziwa Ukraina. Jedziemy kamienisto-błotną drogą wzdłuż typowo wiejskich zabudowań. W takich warunkach czekał nas ponad 300 metrowy podjazd, który ciągnął się kilka kilometrów. Z przełęczy kolejny świetny widok na Karpaty i niestety dość wyboisty zjazd. Normalnie po tych kamieniach to bym się puścił bez hamowania, ale z obładowanym rowerem trzeba było sporo uważać. Po przejechaniu przez pierwszą wieś powoli pojawiają się jakieś ślady asfaltu, ale szybko znikają. Im byliśmy niżej tym więcej dziurawego asfaltu pod kołami. Dopiero po jakimś czasie pojawia się standardowy ukraiński dziurawy asfalt, a niżej kawałkami nawet dość znośny do jazdy. Słońce dopieka dzisiaj dość mocno i czuję chwilami że zaczynam się smażyć. W tym roku nie jestem przyzwyczajony do takich temperatur, bo do tej pory pogoda była raczej marna. Dojeżdżamy od Pidpolozzia i odbijamy w prawo żeby przebić się do Poliany. Po drodze kolejny podjazd ukryty w lesie. Po zjeździe robimy sobie przerwę pod laskiem na żarcie. Kawałek dalej znowu mamy podjazd na którym skończył się asfalt. Szutrowe serpentyny w lesie z dziurami na które lepiej uważać to zaczyna być codzienność. W końcu docieramy do miejscowości Turi Remety, gdzie robimy dłuższą przerwę pod sklepem. Robimy zapasy na noc i napełniamy brzuchy. Po wszystkich dzisiejszych podjazdach zjeżdżamy na wysokość poniżej 200 m.
Teraz czas na wyzwanie wyjazdu! W planie jest wjechanie rowerem na Połoninę Równą i nocleg na niej. Trochę późno dotarliśmy do miejsca startu na podjazd, więc nieciekawie się zapowiada godzina jego ukończenia. Poza tym mamy już w nogach 100km po górach na obładowanych rowerach. Będzie ciekawie... Na początek jedziemy drogą w kierunku Turychky, która wznosi się bardzo powoli, ale pierwsze 100 m w górę za nami. Prawdziwy podjazd zaczyna się przy skręcie na Lipowiec. Gorzej że tak jak przystało na ukraińskie drogi zaraz kończy się asfalt, a zaczyna istna masakra po kamienistej drodze. Obładowany rower na slikach + luźne kamienie + spore nachylenie daje wybuchową mieszankę, która potrafi człowieka wykończyć. W ten sposób wspięliśmy się z 300 m w górę, ale mieliśmy już serdecznie dość. Jadąc taką drogą to do północy byśmy tam nie wyjechali o ile w ogóle starczyłoby nam siły. Na szczęście tuż przed Lipowcem zaczyna się oczekiwana od dołu droga po betonowych płytach, która według moich informacji prowadzi na sam szczyt połoniny. Jedzie się po tym zdecydowanie lepiej, nawet mimo tego że nachylenia często są większe niż wcześniej. Wyjeżdżamy z Lipowca będąc na wysokości niecałych 700m- jeszcze spory kawał do góry przed nami. Teraz zdobywanie wysokości zaczyna iść jakby szybciej. Zaczynają się serpentyny w lesie i nareszcie na wysokości około 1100 m wyjeżdżamy powyżej granicy lasu. Widoki świetne, ale nie ma czasu ich podziwiać, bo musimy przed zmrokiem wjechać na szczyt, a słońce już co raz niżej. Kawałek dalej co ciekawe spotykamy Ukraińca na rowerze który właśnie zjeżdża z góry! Słońce zaczyna się chować, ale widnokrąg jest na tyle jasny że bez problemu wszystko widać. Do tej pory jechaliśmy z Funflem podobnym tempem, ale zaczyna mnie odcinać, więc ucieka mi trochę do przodu. Moja wina bo w trakcie podjazdu praktycznie nie uzupełniałem kalorii i skończyła się energia. Z tego powodu ostatnie kilkadziesiąt minut jazdy już na niezłej bombie - tutaj już jechałem samą głową, bo nogi mi odcięło;) No i wlecze się ta ostatnia część potwornie. W końcu koło 21:20 melduję się na górze gdzie już czeka Piotrek.  Już chwilę po zachodzie, ale jest jeszcze dość widno (na Ukrainie jest godzina później więc mamy 22:20).
Połonina Równa zdobyta! 1482 m z przewyższeniem sięgającym niemal 1300m. To na obładowanym rowerze i ze sporą ilością kilometrów i górek w nogach. To był jeden z najtrudniejszych podjazdów jakie miałem okazję przejechać, dlatego na górze myślę tylko o rozbiciu namiotu i zjedzeniu czegoś, chociaż z wysiłku mam raczej kiepski apetyt. Zresztą ilość przewyższeń mówi sama za siebie. Rozbijamy się w zagłębieniu ruin które znajdują się na szczycie, ponieważ są tam pozostałości radzieckiej bazy rakietowej. To do niej była doprowadzona ta droga którą podjeżdżaliśmy.
Zasypiamy wykończony, ale usatysfakcjonowany:) 



Zbieramy się po noclegu u Vasyla
Zbieramy się po noclegu u Vasyla © azbest87

Na stacji w Siankach
Na stacji w Siankach © azbest87

Ostatni odcinek dobrego asfaltu
Ostatni odcinek dobrego asfaltu © azbest87

Na przełęczy Użockiej
Na przełęczy Użockiej © azbest87

Kontrola wojskowa na przełęczy
Kontrola wojskowa na przełęczy © azbest87

Punkt widokowy kawałek za przełęczą
Punkt widokowy kawałek za przełęczą © azbest87

Chwila przerwy na serpentynach na podziwianie widoków
Chwila przerwy na serpentynach na podziwianie widoków © azbest87

Sielski wiejski krajobraz
Sielski wiejski krajobraz © azbest87

W Użoku
W Użoku © azbest87

Gówna droga a tu krowy na środku
Gówna droga a tu krowy na środku © azbest87

To podobno droga wojewódzka czy coś w tym stylu
To podobno droga wojewódzka czy coś w tym stylu © azbest87

Już prawie kolejna przełęcz za nami (około 900m)
Już prawie kolejna przełęcz za nami (około 900m) © azbest87

Widoczek z przełęczy
Widoczek z przełęczy © azbest87

Karpaty
Karpaty © azbest87

Po tej drodze trzeba zjechać do jakiejkolwiek cywilizacji
Po tej drodze trzeba zjechać do jakiejkolwiek cywilizacji © azbest87

Nieśmiało pojawiają się resztki asfaltu
Nieśmiało pojawiają się resztki asfaltu © azbest87

Przerwa na żarcie
Przerwa na żarcie © azbest87

Przez te górki przejechaliśmy
Przez te górki przejechaliśmy © azbest87

Wyjazd z Lipowca- taką drogą jazda już do samej góry
Wyjazd z Lipowca- taką drogą jazda już do samej góry © azbest87

Słońce zachodzi a tu jeszcze prawie godzina jazdy
Słońce zachodzi a tu jeszcze prawie godzina jazdy © azbest87

Zachód słońca nad górami
Zachód słońca nad górami © azbest87




  • DST 157.30km
  • Czas 08:17
  • VAVG 18.99km/h
  • VMAX 56.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 5800kcal
  • Podjazdy 1800m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bieszczady Ukraińskie - dzień 1- Przemyśl - Sianki

Niedziela, 18 czerwca 2017 · dodano: 23.06.2017 | Komentarze 6

Trasa która już od dawna chodziła mi po głowie. Do tej pory zawsze wybór padał na coś innego, ale w końcu i ten plan doczekał się realizacji. Całość była przewidziana tylko na 4 dni, ale za to bardzo intensywne dni z kilkoma przysłowiowymi "wisienkami na torcie" :)
Plan z grubsza wyglądał bardzo prosto: przejechać przez ukraińskie Bieszczady, po drodze kilka wyższy przełęczy lub szczytów i wrócić do Polski przez Słowację. Żeby dowiedzieć się jak to wyglądało w realizacji i jakie realia temu towarzyszyły to już odsyłam do tej powoli powstającej relacji. 

Na dzień dobry trzeba było dojechać na dworze PKP w Rzeszowie. Tam spotykam się z Piotrkiem vel Funflem który razem ze mną jedzie w tą trasę. Pociągiem jedziemy do Przemyśla (trasę do Przemyśla zaliczyliśmy obaj tydzień wcześniej jako przetarcie przed wyjazdem). Na miejscu jesteśmy koło 9:30 i powoli ruszamy w stronę przejścia granicznego w Medyce po drodze zaliczając jeszcze sklep. Po wczorajszych deszczach już powoli znikają ślady, a pogoda powoli robi się co raz lepsza. Przejazd przez przejście graniczne idzie dość sprawnie. Po naszej stronie jest osobna kolejka dla obywateli UE w której nie było nikogo:) a po ukraińskiej stronie było przed nami ze 2 osoby. Kilkanaście minut i już byliśmy na Ukrainie. Ruszamy na wschód ładnym asfaltem idącym do Lwowa, który powstał na potrzeby Euro 2012. Po drodze dość długi korek, ale nie do przejścia tylko policja ukraińska sprawdza wszystkie auta po kolei jadące w stronę przejścia. Po niewielkich góreczkach dojeżdżamy do Mościsk, gdzie nasza trasa odbija na południe. Tutaj spodziewałem się że jakość nawierzchni ulegnie pogorszeniu, ale nawet mimo dość sporej ilości dziur było całkiem znośnie do jazdy. Dojeżdżamy do Sambiru i robimy przerwę na uzupełnienie kalorii. O dziwo spotykamy tam ukraińskiego kolarza na MTB który ze sporym plecakiem jedzie z Lwowa w stronę Ustrzyk Dolnych. Podczepiamy się pod niego na prawie całym odcinku do Starego Sambiru, a tam nasze drogi się rozchodzą. Nasza droga natomiast wchodzi między karpackie wzgórza. Powoli nabieramy wysokości jadąc doliną rzeki. Zaczynają się większe podjazdy. Po drodze dopadła nas jeszcze burza, więc musieliśmy przeczekać na przystanku. Ten czas wykorzystaliśmy na ugotowanie zupki chińskiej. W Turce szukamy jakiegoś otwartego jeszcze sklepu i nawet się nam to udaje. Zaopatrzeni w prowiant i wodę ruszamy dalej na południe. Już ponad 120 km na liczniku, a tu mamy 4-kilometrowy podjazd z którego zaczynają się co raz ładniejsze widoki na Bieszczady. Co ciekawe od Sambiru jedziemy cały czas nowym asfaltem! Tego się nie spodziewałem! Po zaliczeniu podjazd okazuje się że zjazdu nie ma;) Droga wiedzie przez kolejne kilkadziesiąt kilometrów szczytami wznosząc się co raz wyżej z krótkimi odcinkami w dół. Cały czas mamy widoki na wszystkie okoliczne szczyty łącznie z polskimi Bieszczadami (było widać Halicz oraz Kińczyk Bukowski). W takich to okolicznościach przyrody dojeżdżamy do Sianek, czyli miejscowości do której po polskiej stronie można dojść idąc szlakiem do źródeł Sanu. Zaczynamy poszukiwania noclegu. W sumie było mnóstwo miejsc gdzie można by się rozbić na dziko, ale zaczęliśmy jechać drogą w dół przez Sianki. Przed nami stado krów wracające z pastwiska- co kawałek krowy odbijają same do swoich domów;) Zagaduje nas jeden z lokalnych i po wymianie paru zdań już mamy zapewniony noclegu u niego na ogródku. To był Vasyl:) Dostajemy ciepłą herbatę i małą przekąskę w postaci kotlecików z chlebem. Posłużyła nam ona raczej jako zakąska do przyniesionego przez Vasyla samogonu:P Vasyl był bardzo fajnym gościem z którym spędziliśmy pewnie ze 2 godziny zanim udaliśmy się do namiotów. Zresztą on też w środku nocy miał jechać z rodziną na wakacje nad Morze Czarne. Na koniec jeszcze napełnianie żołądków i spać.

Trasa bez odcinka na dworzec:

Droga w stronę Lwowa
Droga w stronę Lwowa © azbest87

Cerkiew w Mościskach
Cerkiew w Mościskach © azbest87

Kirkut przy drodze
Kirkut przy drodze © azbest87

Tory które prowadzą w Bieszczady
Tory które prowadzą w Bieszczady © azbest87

Kolejna cerkiew spotkana gdzieś po drodze
Kolejna cerkiew spotkana gdzieś po drodze © azbest87

Uzupełnianie zapasów wody
Uzupełnianie zapasów wody © azbest87

Zaczynają się co raz większe górki
Zaczynają się co raz większe górki © azbest87

O dziwo cały czas dobry asfalt
O dziwo cały czas dobry asfalt © azbest87

Dopadła nas burza- trzeba było przeczekać na przystanku
Dopadła nas burza- trzeba było przeczekać na przystanku © azbest87

Krajobraz po burzy
Krajobraz po burzy © azbest87

Karpaty ukraińskie
Karpaty ukraińskie © azbest87

Droga cały czas szła tymi szczytami
Droga cały czas szła tymi szczytami © azbest87

Za mną w tle widać polskie Bieszczady
Za mną w tle widać polskie Bieszczady © azbest87

Górki do zaliczenia na jutro:)
Górki do zaliczenia na jutro:) © azbest87




  • DST 169.20km
  • Teren 3.00km
  • Czas 07:10
  • VAVG 23.61km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 3800kcal
  • Podjazdy 2010m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przemyśl

Niedziela, 11 czerwca 2017 · dodano: 11.06.2017 | Komentarze 0

Po głowie chodziła mi jakaś dłuższa trasa i w końcu padło na Przemyśl. Co prawda nie miałem całego dnia na jazdę, bo popołudniu musiałem wrócić, ale przy wczesnej pobudce wystarczyło żeby obskoczyć w obie strony. Dlatego wyjazd paręnaście minut po 7. Niestety pogoda zaskoczyła mnie nie miło- mokro i tylko 16 stopni. Zapowiadało się trochę lepiej, a tak to trafiłem na najbrzydszy dzień w tym tygodniu. Pod trasę postanowił się podłączyć jeszcze Funfell, więc spotykamy się w Tyczynie i dalej jedziemy już razem. Po rozgrzewce temperatura bardzo nie przeszkadza, a nawet bym powiedział że miło chłodzi. Słońce nie dopieka, więc człowieka tak nie suszy- ogólnie dość dobrze się jechało przy tej pogodzie. Szkoda tylko widoków, które w słoneczne dni są niewątpliwie dużo lepsze na tej trasie.
Droga do Przemyśla od początku szła dość gładko mimo, że miałem postanowienie nie narzucać zbyt wysokiego tempa. Do celu docieramy w 3 godziny ze średnią ponad 27 chociaż po drodze było sporo mniejszych górek i dwa większe podjazdy. Nie spodziewałem się takiego tempa. Drastycznie ta średnia spada podczas plątania się po mieście, pobieżnego zwiedzania i szukania czegoś do żarcia. Z racji że była dopiero 11 w niedzielę to prawie wszystkie knajpki pozamykane, więc ciężko było znaleźć coś konkretnego na obiad. Swoją drogą w Rzeszowie coś takiego byłoby nie do pomyślenia. W końcu łapiemy się na kebaba przy dworcu i robimy chwilę przerwy.
Przed 12 w końcu ruszamy i na początek podjazd serpentyną na północ. W górnej część siadam na koło skutera który mnie zaczął wyprzedzać, ale już pod szczytem odpuszczam sobie po kierowca zaczął się denerwować;)
W Żurawicy odbijamy na Pruchnik i zaczyna się powolna męka. Ruszył się wiatr z zachodu i wieje nam w twarz, do tego dystans robi już swoje zaczynamy czuć zmęczenie. Jakoś dojechaliśmy do Pruchnika, gdzie postanawiamy się rozdzielić- Funfell jedzie na Kańczugę po mniejszych górkach, a jak tak jak planowałem na Świebodną. Tam zaczyna się podjazd który wysysa ze mnie siłę. Jadę niczym emeryt, ale jakoś w końcu doczołgałem się na szczyt. Nawet weszła 15% ściana pod koniec, ale tu już musiałem zastosować technikę węża;) Zjazd i znowu ścianka w górę i reszta zjazdu do Widaczowa. Górka w Jaworniku wchodzi trochę lepiej- tak jakbym zaczął odzyskiwać siły. Po zjechaniu z serpentyn w Szklarach tempo mi wyraźnie wzrosło i tak doleciałem do Tyczyna. Tutaj nagle zaatakował mnie głód i znowu zaczęło mnie odcinać, ale już niedaleko do domu, więc tylko batonik na głód i przez kładkę do Boguchwały. W drodze powrotnej prędkość znacznie poniżej oczekiwań, no ale cóż..
Ze dwa lata już nie robiłem takich dystansów i sporo sił to kosztował, ale jak zwykle jest satysfakcja:)


Jakieś tam foty z komórki:
Panorama rynku w Przemyślu
Panorama rynku w Przemyślu © azbest87

Wieża zegarowa czyli muzeum dzwonów i fajek
Wieża zegarowa czyli muzeum dzwonów i fajek © azbest87

Pod zamkiem w Przemyślu
Pod zamkiem w Przemyślu © azbest87




  • DST 74.70km
  • Czas 02:41
  • VAVG 27.84km/h
  • VMAX 67.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 1890kcal
  • Podjazdy 940m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Odwiedzić Cergową ;)

Czwartek, 1 czerwca 2017 · dodano: 01.06.2017 | Komentarze 0

Dzisiaj miałem wolne po pracy, a że dzień już dość długi to można było trochę pojeździć po pracy. Wziąłem rower ze sobą i zaraz po robocie uderzyłem na trasę. Na początek Głowienkę i Wrocankę w stronę Dukli- trasa często objeżdżana przeze mnie, gdy mieszkałem w Krośnie. Piękna pogoda to i widoki na Beskid Niski całkiem fajne. Oczywiście najbardziej na horyzoncie wyróżnia się Cergowa, w której stronę zmierzałem. W Dukli odbijam na Jasionkę i wspinam się na góreczkę tuż obok Cergowej- lubię widoki w tych okolicach:) Zjeżdżam do Lubatowej i zaraz następny podjazd do Iwonicza Zdrój. W uzdrowisku nie chce mi się zatrzymywać, więc tylko szybko przez nie przecinam i uderzam na podjazd serpentyną wśród domów i bloków. Na tym odcinku wypłaszczenia terenu mieszają się z odcinkami o nachyleniu do 20%. Nie wiem czemu, ale chyba nigdy nie miałem okazji tędy podjeżdżać chociaż przejeżdżałem obok nie raz. Zjeżdżam do Klimkówki i uderzam główną drogą do Rymanowa. Teraz dłuższy płaski odcinek wśród wiatraków przez Wróblik Szlachecki do Haczowa. Noga dzisiaj całkiem fajnie podaje, więc łatwo się trzyma prędkość. Przecinam główną, gdzie akurat w tym miejscu nie dawno wydarzył się wypadek- zderzenie z kimś na skuterze. Droga przyblokowana i trochę gapiów naokoło, a strażaki uwijają się z zabezpieczeniem terenu wkoło. Miałem już jechać na Krosno, ale stwierdzam, że dobrze się jedzie więc odbijam jeszcze na drogę przez Dział i szczytem docieram do Rezerwatu Prządki. Szybki zjazd serpentynami do Korczyny i ciśnięcie do auta, bo już zaczyna się ściemniać- czas po pracy do zmierzchu wykorzystany optymalnie:) To była dobra jazda!


Z widokiem na Cergową
Z widokiem na Cergową © azbest87