Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 96750.34 kilometrów w tym 7732.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.51 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 652863 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Przewyższenia>1000m

Dystans całkowity:17276.04 km (w terenie 1302.00 km; 7.54%)
Czas w ruchu:824:29
Średnia prędkość:20.95 km/h
Maksymalna prędkość:89.27 km/h
Suma podjazdów:219768 m
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:156 (83 %)
Suma kalorii:282462 kcal
Liczba aktywności:156
Średnio na aktywność:110.74 km i 5h 17m
Więcej statystyk
  • DST 69.91km
  • Czas 02:51
  • VAVG 24.53km/h
  • VMAX 73.72km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 170 ( 91%)
  • HRavg 151 ( 81%)
  • Kalorie 2201kcal
  • Podjazdy 1008m
  • Sprzęt Ridley
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ostro dmucha

Sobota, 26 marca 2022 · dodano: 26.03.2022 | Komentarze 0

Pierwszy raz w tym roku zrobione 1000 m w pionie. Pierwsza część trasy ciężka, bo wiało z zachodu, więc prosto w twarz. Kumulacją był zjazd w Broniszowie, gdzie na pokaźnej górce ledwie mogłem przekroczyć 30km/h. Na bocznych drogach koło Wielopola dorzuciłem do kolekcji jeden kwadracik. Później jazda z wiatrem to była inna bajka. Do 30 nawet nie było czuć oporu powietrza, bo tak wiało w plecy;) Jeszcze parę górek po drodze do domu i wchodzi w nogi ten tysiąc w pionie. Nawet to trochę poczułem;) Dzisiaj stosunkowo ciepło, ale przez ten wiatr odczucie było na pewno dużo niższe. Na tygodniu pogoda była dużo bardziej łaskawa, ale wtedy nie było czasu na jazdę. Może po zmianie czasu będzie łatwiej. 




  • DST 76.92km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:59
  • VAVG 25.78km/h
  • VMAX 72.72km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 184 ( 98%)
  • HRavg 155 ( 83%)
  • Kalorie 2201kcal
  • Podjazdy 1130m
  • Sprzęt Ridley
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zwiedzanie Pogórza Strzyżowskiego

Niedziela, 26 września 2021 · dodano: 27.09.2021 | Komentarze 0

Takiej jazdy mi brakowało. Pojechałem przed siebie bez planu na trasę. Od początku nogi zadziwiająco fajnie kręciły pod górkę, więc na górkach się skoncentrowałem. Przed południem z dziećmi byliśmy szukać jesieni na Prządkach, a teraz ja jej szukałem na rowerze;) Objechałem górki które są niemal kwintesencją Pogórza Strzyżowskiego. Szkodna, Mała, Jaszczurowa, Szufnarowa, Niewodna, Bystrzyca. Podjazdów było dzisiaj pod dostatkiem, a pięknych widoków jeszcze więcej:) Oby czas na takie wyjazdy był jak najczęściej. 




  • DST 62.66km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 23.50km/h
  • VMAX 68.40km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 151 ( 81%)
  • Kalorie 1935kcal
  • Podjazdy 1037m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ochodzita

Piątek, 6 sierpnia 2021 · dodano: 13.08.2021 | Komentarze 0

Udało się wygospodarować trochę więcej czasu na jazdę. Uderzyłem na szosie przez korki do Wisły i na podjazd na Kubalonkę. Później zjazd do Istebnej i wspinaczka do Koniakowa. Tam trochę po płytach, trochę w terenie i wjechałem na szczyt Ochodzitej. Jedna z najlepszych panoram górskich w okolicy. Widoki mega naokoło, a całość dopełnia ławeczka z widokiem na góry. Na ten szczyt na pewno będę chciał wrócić. Powrót niemalże tą samą drogą z urozmaiceniem jakąś boczną drogą z dużymi nachyleniami w Koniakowie. Później znowu Kubalonka tylko od drugiej strony. Korki w Wiśle i do domu. Na kolacje po dobre jeździe kebab na mieście i podjazd ul. Armii Krajowej z nachyleniem 18%.
Bardzo dobrze się dzisiaj jeździło, a góreczki wchodziły bez problemu. Do tego dobra pogoda. Oby częściej takie przejażdżki:)
Trochę zdjęć można podejrzeć na stravie.





  • DST 200.01km
  • Teren 3.00km
  • Czas 08:24
  • VAVG 23.81km/h
  • VMAX 65.88km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 155 ( 83%)
  • Kalorie 6567kcal
  • Podjazdy 1062m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lub lubelskie 3/3

Niedziela, 25 lipca 2021 · dodano: 09.08.2021 | Komentarze 0

Dzień wcześniej padłem wieczorem jak nieżywy zanim zdążyłem sobie pojeść, więc kalorie uzupełniam od pobudki. Z namiotu wygania mnie gorąco. Zresztą co raz większy huk od pobliskiej drogi i tak nie daję już pospać. W nocy parę razy budziły mnie jeżdżące opodal samochody. Zbieranie się idzie jakoś topornie i ruszam w drogę dopiero po 9. Najpierw mam w planie dostać się bocznymi drogami do Kazimierza Dolnego. Przebijam się przez ogródki w Puławach i wjeżdżam na dróżkę wzdłuż Wisły. Niestety szybko okazuję się że jest ona z kostki chodnikowej i na szosie nie jedzie się zbyt przyjemnie. Po paru kilometrach odbijam na pobliską drogę. Żeby było ciekawiej to jadę przez Kazimierski Park Krajobrazowy i w końcu zaliczam jakiś stromszy podjazd. Zjazd doprowadza mnie bardzo malowniczą drogą w do Kazimierza. Trochę płatania po mieście. Podjeżdżam trochę po nierównej kostce w stronę zamku, ale nie ma gdzie się za bardzo wbić z rowerem, a do tego tłum turystów zniechęca mnie do dalszych prób i wracam na rynek. Jadę nad Wisłę i wzdłuż niej na chybił trafił wyjeżdżam z miasta. Kończy się to terenową jazdą po chwilami dość mocno nachylonych dróżkach. Później odcinek po kostce i w końcu docieram do upragnionego asfaltu;) Przez całe to płatanie i gubienie niepotrzebnie tracę sporo czasu. Po ponad 2 godzinach mam zaledwie 35 km na liczniku. Tu już prawie południe, a do domu daleko. Fajnym zjazdem docieram znowu w okolice Wisły i jadę prawie 20 km po płaskim. Słońce zaczyna mocno dogrzewać. W bidonach dno, a ja opadam z sił. Robię przerwę koło sklepu i pakuje w siebie trochę kalorii. Słońce nie odpuszcza, bo na postoju temperatura na liczniku skacze do 40 stopni!!! Przede mną powoli wznosząca się droga, wiatr w twarz i mega gorąc. Jedzie się bardzo źle. W Niedźwiadzie Dużej dojeżdżam do terenów leśnych. W cieniu robi się trochę przyjemniej, kończy się podjazd, a ja zaczynam czuć przypływ moc z wcześniejszego posiłku. Sytuacja zaczyna się diametralnie zmieniać. Jedzie się co raz lepiej i szybciej. Temperatura spada do 27-28 stopni i dzięki temu robi się dużo przyjemniej. Przez Józefów po małych hopkach dojeżdżam do Annopola i tu kończy się moja przygoda z Lubelszczyzną. Wjeżdżam do Świętokrzyskiego i pierwsze co widzę to nadciągającą chmurę deszczową. Niestety jej trajektoria ewidentnie przecina się z kierunkiem mojej jazdy. Koło Zawichostu dopada mnie deszcz, ale chowam się na stacji benzynowej robiąc jednocześnie przerwę na jedzenie. Kilkanaście minut później ruszam dalej, ale dopada mnie nawrót deszczu. Chowam się znowu pod jakimś drzewem na chwilę, a zaraz ruszam dalej. Przestaje padać, ale drogi całe mokre, więc i tak chwila moment mam mokro w butach. Temperatura spada z 34 stopnie które były niecałą godzinę wcześniej do 17 stopni :O aż zaczęło mi się robić zimno. Jednak jedzie mi się bardzo dobrze, więc cisnę dalej. Przez kolejną góreczkę docieram do Sandomierza. Znowu robi się 28 stopni. Tam trochę plątania po centrum, parę zdjęć, wciągam zapiekankę i uciekam z miasta, bo taki tłum turystów, że ciężko przejechać. Znowu wychodzi na mnie chmura deszczowa, ale teraz wygląda to trochę gorzej, bo nie widać jej końca, a do domu jeszcze prawie 80km. Na dodatek wjeżdżam w mało zaludnione tereny i nawet nie ma się gdzie schronić. Gdy zaczyna mocniej padać tylko staje pod drzewem i ubieram wiatrówkę. Przed deszczem może bardzo nie chroni, ale robi się cieplej;) Kolejne kilometry mijają w dość mocnym deszczu. Jestem kompletnie przemoczony. Droga jak od linijki przez lasu i pola. Nawet nie ma się gdzie zatrzymać na chwilę. Do tego walczę z opadającą przednią sakwą, którą z racji deszczu obciążyłem aparatem. Kończy się to przetarciem jej od przedniego koła. Traci szczelność i do środka dostaje się woda. Przed Nową Dębą wbijam na główną drogę. Chwile wcześniej przestaje padać. Niestety po kilku kilometrach znowu mam nawrót deszcze, ale na szczęście tym razem tylko na chwilę. Do Kolbuszowej cisnę po głównej chociaż w planie miałem boczne drogi. Do przejechania jeszcze około 30 km, ale w bidonach dno, jedzenia brak, a ja zaczynam się robić głodny. Ratuje się na Orlenie hot-dogiem i batonami. Dobra dawka kalorii i bliskość domu dodają sił. Ciśnie się bardzo dobrze. Zresztą najwyższą prędkość miałem podczas ostatniej godziny jazdy;) Żeby na koniec też dobić do 200 jadę do domu przez Sędziszów. Idealnie wyliczone- wjeżdżając na mostek na liczniku wybija 200km :)
I nawet dzisiaj praktycznie przeszedł mi ból kolana;)

Całą trasę udało się przejechać mniej więcej tak jak planowałem z lekkimi modyfikacjami. Wyszło ze 30 km więcej od trasy w komputerze, więc w graniach tego co się spodziewałem (z powodu gubienia się, zmian trasy itp). Bardzo dawno już nie robiłem dystansów powyżej 200km, a coś takiego 3 dni z rzędu jeszcze nigdy;) Lubię na rowerze stawiać sobie ambitne cele i sprawdzać przy okazji swoje możliwości. Tutaj zdecydowanie byłem ich bliski;) Myślałem że bolące kolano spowoduje przedwczesny powrót, ale od drugiego dnia ból powoli przechodził, aż praktycznie zniknął na koniec. Z miejsc które odwiedziłem na plus mogę zaliczyć Roztoczański Park Narodowy i Zwierzyniec, Zamość, Lublin, Nałęczów, Kazimierz Dolny i jego okolice. Sandomierz był mi już wcześniej znany, ale też wart polecenia. Do kolekcji około 40 nowych gmin;)
Łącznie czas brutto od wyjazdu z domu do powrotu to niecałe 61 godzin z czego jazda to około 26 godzin- wyszedł z tego mały ultramaraton;) 

Trochę własnych przemyśleń odnośnie ekwipunku do bikepackingu (dla chętnych i dla mnie żebym nie zapomniał;)
Był to mój pierwszy wyjazd w stylu bikepackingu. Specjalnie pod tym kątem skompletowałem nowy ekwipunek zwracając uwagę na wagę i gabaryty. Nowy namiot, śpiwór, mata, które łącznie mieszczą się w wadze niewiele ponad 2kg i zmieściły się w torbie podsiodłowej. Nowe sakwy bikepackingowe z których wcześniej zdążyłem wypróbować tylko podsiodłówkę (Newboler 13L)- ona zdecydowanie na plus. Torba w ramę od Crosso też dobrze sobie poradziła i idealnie spasowała do rozmiaru ramy. Najbardziej problematyczna była sakwa na kierownicę, która składał się z dwóch niezależnych toreb (zestaw Rhinowalk 8+4L). Główna torba w której miałem ubranie trzymała się bardzo dobrze jednak naciskała na przewody od przedniego hamulca i powodowało to jego ocieranie. Jednak to był problem do rozwiązania przez dodatkowy pasek mocujący, a w przyszłości przez wydłużenie pancerza od tego hamulca. Gorzej było z mocowanie drugiej torby z zestawu, którą mocowało się od przodu tej głównej. Pod własnym ciężarem nisko opadała i zaczynała ocierać o przednie koło. Przez to właśnie przetarła się (dziura o średnicy 1 cm) i do środka dostała się woda, która chlapała prosto z przedniego koła. Muszę przemyśleć jak zmienić system jej mocowania, bo ta torba była najbardziej przydatna w trakcie jazdy. Miałem w niej wszystkie podręczne pierdoły, oraz przekąski, więc jej posiadanie uważam za konieczne. Z racji bardzo ograniczonego miejsca w torbach ekwipunek do ponownego przemyślenia, ponieważ tym razem zdecydowałem się na jazdę bez palnika i garnuszka, a jednak w bardziej niedostępnych terenach i przy spaniu na dziko byłby bardzo przydatny, ale już za bardzo nie miałem na niego miejsca;) Chociaż z drugiej strony zabrałem ze sobą stroje na przebranie na każdy dzień, więc tu można by wygospodarować trochę miejsca.

Poniżej trasa ze stravy gdzie można też znaleźć trochę zdjęć z jazdy:




  • DST 227.58km
  • Teren 1.00km
  • Czas 09:19
  • VAVG 24.43km/h
  • VMAX 50.76km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 165 ( 88%)
  • HRavg 127 ( 68%)
  • Kalorie 7257kcal
  • Podjazdy 1010m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lub lubelskie 1/3

Piątek, 23 lipca 2021 · dodano: 17.11.2021 | Komentarze 0

3 dni. Tylko 3 dni, albo dla mnie, aż 3 dni. Całe 3 dni na rower. Mając małe dzieciaki ciężko czasem wygospodarować czas w ogóle na rower, a co dopiero na kilkudniowe wyjazdy. Jednak dzięki dobroci żony dostałem wolne na przedłużony weekend. Wybór padł dość nietypowo na zwiedzenie województwa lubelskiego. Z założenia miało być dużo kilometrów i zwiedzanie z poziomu siodełka rowerowego. Plan trasy udało się zrealizować razem z podstawowym założeniem 3 x 200km.
Miało to być też mój pierwszy wyjazd w stylu bikepackingowym. Sakwę podsiodłową miałem już wypróbowaną, ale resztę sprzętu nie, a kupowałem go specjalnie pod kątem tego i kolejnych wyjazdów, które mam nadzieję kiedyś jeszcze nastąpią. 

Wystartowałem 7:15 z pod domu. Na początek 16-17 stopni i trochę przychmurzone niebo. Może lekko chłodno, ale jedzie się bardzo przyjemnie. Pierwsze kilometry to oswajanie z objuczoną sakwami szosą. Niestety na początku pojawia się problem z opadającą sakwa na kierownicy. O ile zwijany worek trzymał się bardzo dobrze, o tyle druga sakwa (podręczna) z zestawu okazała się za bardzo dociążona (głównie przez aparat) co skutkowało naciskiem na pancerz od hamulca. To powodowało ocieranie hamulca o koło. Na szczęście udało się z tym uporać za pomocą dodatkowego paska do sakw zamontowanego do kierownicy.
W końcu mogłem cieszyć się jazdą. Początkowe kilometry to oczywiście przebijanie się przez dobrze znane mi drogi. Praktycznie do Leżajska znam te okolice, chociaż po niektórych drogach już dawno nie jeździłem. W Leżajsku wizyta w bazylice Bernardynów i przeskakuję na drugą stronę Sanu. Powoli zmierzam na Roztocze. Przed Biłgorajem ogromne roboty drogowe, więc odbijam w boczną drogę i mijam je nadrabijąc kilka kilometrów. Po drodze przerwa Biłgoraju w którym raczej nie znalazłem nic ciekawego. Za nim wbijam na szlak Green Velo i dużo fajniejszymi drogami przez Roztocze docieram do Zwierzyńca i Roztoczańskiego Parku Narodowego. Te okolice spodobały mi się już dużo bardziej. W Zwierzyńcu przerwa na obiad i powoli ruszam dalej.
Po jeździe w zeszłym tygodniu lekko czułem lewe kolano i obawiałem się tego pod kątem wyjazdu. To kolano rozruszało się i nic mu nie było, ale dla równowagi zaczęło mnie boleć ścięgno w prawym. 
Kolejnym celem na trasie jest Zamość. Tam oczywiście zwiedzam zabytkowe centrum i robię chwilę przerwy. Ruszam dalej na północ, ale żeby było ciekawiej i mniej po głównych drogach to jadę przez wioski leżące w Skierbieszowskim Parku Krajobrazowym. Krajobraz urozmaicony lekkimi górkami od razu staje się ciekawszy i lepiej się jedzie chociaż kolano doskwiera. Powoli zaczynam szukać jakiegoś sklepu żeby zrobić zapasu na noc, ale jak na złość nic nie ma. Tak dojeżdżam do głównej drogi i lecę na Krasnystaw. Dopiero tam udaje sie znaleźć sklep i zrobić zapasy. Z reklamówką przewieszoną przez kierownicę szukam jakiegoś spania. Campingów brak więc zostaje poszukać czegoś u jakiegoś gospodarza, bo nie chciało mi się spać na dziko po takiej długiej trasie. Jak na złość jadę jednak wzdłuż głównej drogi i nie ma czego tutaj szukać. Dopiero jak odbijam w bok skręcam na wioskę i zaczynam czegoś szukać, ale już późno i zaczyna się ściemniać. Dowiaduje się że opodal jest jakaś agroturystyka i tam uderzam. Pani niechętnie podchodzi do opcji rozbicia namiotu, ale z chęcią może mi wynająć pokój za 4 dyszki, więc już nie wybrzydzałem i skończyło się na spaniu w łóżku. Jeszcze tylko stoczyłem w pokoju nierówną walkę z chmarami komarów co skończyło się zabiciem co najmniej kilkudziesięciu sztuk, a i tam do rana zdążyły mnie pogryźć kilkanaście razy.
Dzisiejszy dystans wskoczył do czołówki moich najdłuższych. Tylko 3 razy zrobiłem więcej w ciągu jednego dnia.

Zdjęć nie chce mi się wrzucać, więc dla chętnych jest ich trochę do obejrzenia na stravie.







  • DST 83.78km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 86.40km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 179 ( 96%)
  • HRavg 152 ( 81%)
  • Kalorie 2362kcal
  • Podjazdy 1125m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z wizytą na Rzeszowskim Kryterium Szosowym

Niedziela, 11 lipca 2021 · dodano: 11.07.2021 | Komentarze 0

Wybrałem się zobaczyć jak ścigają się na Rzeszowskim Kryterium Szosowym, ale wcześniej skatowałem się trochę po górkach. Przed dojazdem do Rzeszowa 5 większych góreczek po okolicach których dawno nie odwiedzałem, a gdy mieszkałem w Boguchwale to były standardowe okolice do objeżdżania. Na powrocie do domu jeszcze 3 mniejsze góreczki, ale trzeba przyznać że wyjazd z miasta to na bombie;) która później trochę odpuściła, ale i tak już za bardzo sił nie było żeby mocniej pocisnąć.
Na wyścigu nie zabawiłem zbyt długo, bo czasu brakowało, a startował mój brat, który ostatecznie zajął 20 miejsce. Trzeba przyznać, że tempo tam mieli mocne. 




  • DST 108.12km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 24.39km/h
  • VMAX 69.84km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 174 ( 93%)
  • HRavg 152 ( 81%)
  • Kalorie 2923kcal
  • Podjazdy 1494m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góra Św. Michała

Czwartek, 3 czerwca 2021 · dodano: 04.06.2021 | Komentarze 0

Weekend zapowiada się z dziećmi i o jazdę będzie zdecydowanie trudniej, więc przynajmniej w świąteczny czwartek postanowiłem trochę pokręcić.
Trasa zaplanowana na szybko dzień wcześniej i ruszam po 13 w drogę. Początek to standard, czyli z Olchowej do Nockowej, później nietypowo jak na szosę, bo obieram kierunek na Las Czudecki z Woli Zgłobieńskiej. Oczywiście wiąże się to z odcinkiem leśnej drogi, ale nie ma błota to jedzie się raczej bezproblemowo, a dzięki temu szybko znajduje się w Czudcu. Później po płaskim do Niebylca i odbijam w Konieczkowej na Kąty Lutecki. Bardzo fajna dróżka przez las. Kawałkami dość stromo, ale jedzie się. W końcu wyjeżdżam na górze w Baryczy i zjeżdżam do Golcowej. Podjeżdżam na cel mojej wycieczki, czyli Górę Św. Michała. Kojarzę że na szczycie znajduje się kaplica. Jak się okazuje asfalt mija bokiem szczyt, więc trzeba znowu zaliczyć odcinek terenowy, trochę trudniejszy niż wcześniej. Do tego końcówka też w ternie mocno pod górkę, ale wjeżdżam raczej bez problemów. Z góry fajny widok przez okno w lesie. Kilka zdjęć i czas wracać. Najpierw znowu odcinek terenowy, a później stromo w dół po asfalcie wzdłuż którego na górę idzie drogą krzyżowa. Na zjeździe trzeba uważać na zakonnice idące do góry. Zjazd szybki, ale było by jeszcze szybciej gdybym nie musiał hamować w połowie, ponieważ auto zajechało mi drogę. Zjeżdżam do Bliznego i jadę jeszcze oglądnąć drewniany kościół wpisany na listę UNESCO. Czas wracać, a wcześniej znaleźć jakiś sklep bo w bidonie został ostatni łyk do wypicia. Niestety jak na złość nic nie ma po drodze. Tak mijam Domaradz, Lutczę, Żyznów i Godową. Masakra! Czuję że zaczynam się odwadniać o czym dają mi również znać moje mięśnie. Dopiero w Strzyżowie ratuje mnie monopolowy po przejechaniu ponad 20 km bez wody. Wrzuciłem szybko snicersa i trochę picie, zalałem bidony do pełna i dawaj pod górę. Ścianką między garażami mozolnie wspinam się do góry. Nogi już trochę zmęczone, bo 1000 przewyższeń już zaliczyły. Zjazd do Pstrągowej i żeby było szybciej (bo w tej chwili i tak już byłem spóźniony) jadę najkrótszą drogą w stronę domu. Wiąże się to z zaliczeniem podjazdu, który już mnie całkowicie wykończył. Zaraz na początki wskakuje 16%, później spada trochę poniżej 10%, po czym znowu skacze aż do maksymalnie 18%. Już dobrze ujechany patrzę żeby jak najszybciej dotrzeć do domu, ale nie ma już sił żeby mocniej cisnąć.
Pozwoliłem sobie dobrze się zmęczyć tą trasą, ale satysfakcja proporcjonalna do ilości przewyższeń:) Pogoda genialna do jazdy, chociaż po długich miesiącach bez słońca to teraz było dla mnie chwilami nawet za ciepło;) Człowiek nie zdążył się przyzwyczaić do temperatur ponad 20 stopni ;)
Zdjęcia na stravie jeśli ktoś ciekawy. 




  • DST 71.93km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:49
  • VAVG 25.54km/h
  • VMAX 68.76km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 177 ( 93%)
  • HRavg 149 ( 78%)
  • Kalorie 2993kcal
  • Podjazdy 1059m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góreczki

Piątek, 21 maja 2021 · dodano: 24.05.2021 | Komentarze 0

Dzisiaj nabrałem ochoty na trochę górek. Pogoda była niezła, ale czas na jazdę znalazłem dopiero po 17. Trasy nie miałem wymyślonej, ale od początku nogi całkiem fajnie kręciły, więc po każdej kolejnej górce wymyślałem sobie kolejną. W końcu stwierdziłem, że objadę Tułkowice gdzie ostatnio byłem na kawalerskim, a wrócę przez Niewodną, bo tam nie wszystkie drogi znam. Po drodze odcinek po szutrze, ale jak sucho to śmiało można się tam pchać na szosie;) W pierwszej części trasy jeszcze wiało w twarz co nie ułatwiało jazdy, ale już od Niewodnej wiatr zaczął pomagać. Nawet podjazd z Wielopola do Szkodnej poszedł dzięki temu dość sprawnie mimo że była to już 5 górka dzisiaj. Żeby nie było za lekko to wracam drogą koło cegielnie na Wiercany gdzie można trochę poczuć nachylenie i jeszcze na koniec podjazd z Nockowej. Dzięki temu w końcu wyszło ponad 1000 m w pionie chociaż nogi po tym dobrze poczułem;)





  • DST 100.52km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:04
  • VAVG 24.72km/h
  • VMAX 68.76km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 4042kcal
  • Podjazdy 1356m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed siebie po górkach

Sobota, 5 września 2020 · dodano: 06.09.2020 | Komentarze 0

Dzisiaj miała być dłuższa trasa i kilka nowych gmin do kolekcji, ale niestety zamiast ruszyć na rower o 8 mogłem to zrobić dopiero po 14. Stąd też zmiana planów, a raczej ich brak. Na prędko wymyśliłem sobie jakąś trasę w okolice Dębicy z powrotem po płaskim. Początek dobrze mi już znany, później nowy podjazd z Okonina. Później fajne dróżki w stronę Stasiówki i zonk bo miałem jechać w stronę Gumnisk, a tu mój skręt okazuje się być kamienistą drogą. W związku z tym zjeżdżam do Dębicy. Bardzo fajny zjazd. Na początku trochę dziurawy, ale później jest kilka kilometrów fajnego krętego zjazdu po nowym asfalcie. Nogi się już trochę rozkręciły chociaż na początku ciężko się kręciło, więc zamiast odbijać na północ postanawiam zmienić kierunek i odbijam z powrotem na górki. Przez Gumniska do Braciejowej z przerwą na uzupełnienie zapasów jedzenia i picia. Stamtąd spory podjazd do Głobikowej, a na szczycie remontowana droga i trzeba było spory kawałek tłuc się po kamieniach. Zjeżdżam do Grudnej i odbijam w jakąś boczną dróżkę, bo ładnie wyglądała;) No i wbijam na dość stromy podjazd z nachyleniem dochodzącym do 15%. 60 km za mną, a na liczniku już blisko 1000 m przewyższeń. Łatwo nie było, ale też jazda bez spiny i raczej dość spokojnym tempem. Na zjeździe bardzo fajne widoki na górę Chełm. Czas wracać do domu żeby zdążyć przed zachodem słońca. W dalszej części już bez kombinowania, najkrótszą drogą do domu tj. przez Wielopole, podjazd w Nawsiu na Pstrągową i przez Iwierzyce do Będziemyśla.
Wyjazd bez celu, ale wyszło fajne kręcenie po górkach i trochę nowych dróg doszło do kolekcji. Tylko trochę za duże natężenie wolno biegających psów, które chciały się dobrać do moich kostek.


Zjazd z Głobikowej
Zjazd z Głobikowej © azbest87

Ciśnięcie przez pola
Ciśnięcie przez pola © azbest87

Autoportret
Autoportret © azbest87

Z widokiem na górę Chełm
Z widokiem na górę Chełm © azbest87




  • DST 145.35km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 25.57km/h
  • VMAX 68.04km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 5590kcal
  • Podjazdy 1585m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielka Pętla Bieszczadzka

Sobota, 15 sierpnia 2020 · dodano: 16.08.2020 | Komentarze 0

Rzecz niespotykana- cały dzień wolny na rower! Padło na Wielką Pętlę Bieszczadzką. Co prawda nie wiedziałem, czy dam radę przy mojej obecnej formie, ale spróbować można;) Pojechał ze mną brat, żebym nie był samotny w katowaniu po górkach;) 
Start w Lesku, gdzie jesteśmy już o 9. Słońce ładnie świeci i zapowiada ładny dzień. Przynajmniej na początku;) Na rozgrzewkę podjazd przez Lesko i później powoli, lekko pod górkę w stronę Ustrzyk Dolnych. Pogoda przyjemna- słonecznie i 19 stopni- idealnie do jazdy. Krótka przerwa pod cerkwią w Rabem i podjeżdżamy na przełęcz przed Żłobkiem. Zjazd do Czernej i wspinaczka w stronę Lutowisk z punktem widokowym na Bieszczady na szczycie. Dalej odbijamy na chwilę w bok pod cerkiew w Smolniku (wpisana na listę UNESCO) gdzie podjeżdża się po betonowych płytach i szutrze. Kawałek dalej niestety kończy się nam woda,a słońce już przypieka, więc do Ustrzyk Górnych jedzie się trochę mozolnie. W Ustrzykach robimy dłuższy popas i uzupełniamy zapasy wody. Od Lutowisk ciągle straszą nas ciemne chmury, ale do tej pory udaje się nam ich unikać. Teraz trzeba rozruszać się po przerwie. Podjazd pod przełęcz Wyżniańską jest do tego idealny. Po drodze mokry asfalt, więc minęliśmy się z deszczem. Na przełęcz mega korek. Okazuje się, że na szczycie jakaś akcja ratunkowa. Wylądował helikopter pogotowia, stoi karetka i GOPR. Mijamy całą akcje i zjeżdżamy w dół znowu po mokrym asfalcie. Podjazd na przełęcz Wyżną jak zawsze malowniczy, więc trochę przerw na zdjęcia. Zmiany ciśnienia powodują, że Garmin pokazuje trochę nieprawidłowe wysokości, więc w rzeczywistości tych przewyższeń zapewne wyszło więcej. Z przełęczy nareszcie czeka nas porządny zjazd, bo do tej pory droga głównie szła do góry. Kilkanaście kilometrów w dół, ale po mokrym asfalcie, ponieważ chwilę wcześniej przeszła burza. Przyczyniło się to też do sporego ochłodzenia. Temperatura na przełęczy spada do 15 stopni i dalej powoli leci w dół, żeby zatrzymać się na 13. Nad nami ciemne chmury i kiepskie prognozy co do najbliższej pogody. Wtedy też podczas podjazdu pod Przysłup zaczyna padać. Początkowo lekko, ale po zjeździe co raz mocniej. Kawałek przed Cisną robimy przerwę na przystanku. Musiałem zabezpieczyć aparat przed deszczem i ubrać jaką kurtkę w końcu, bo do tej pory jechałem na krótki. Przeczekujemy kilkanaście minut na przystanku w czasie bardziej intensywnych opadów i przy trochę mniejszym deszczu ruszamy na przód. Bardziej na północy widać, że trochę się rozpogadza dlatego odpuszczamy sobie przerwę w Cisnej i jedziemy na przełęcz, żeby szybciej się przebić do lepszej pogody. Na szczycie rzeczywiście przestaje padać, a po kilku kilometrach zjazdu wychodzi słońce i zaczyna się robić co raz cieplej. Powoli zaczynamy schnąć, tym bardziej że droga cały czas lekko z górki i tempo w miarę przyzwoite mimo ponad 100 km po górach które już mamy w nogach. Dojazd do Leska to już w sumie droga bez historii. Tylko wyczekiwaliśmy końca. To była zdrowa przejażdżka:) I o dziwno nogi nawet nieźle dały sobie radę:) Przewyższeń miało wyjść około 2000m, ale Garmin coś świrował przez burze, więc wysokości nie dokładne. Podejrzewam że w rzeczywistości było więcej co zresztą czułem w nogach:P


Przez cały dystans przetargałem ze sobą aparat to chociaż wrzucę kilka zdjęć;)

Cerkiew w Rabe
Cerkiew w Rabe © azbest87

Serpentyny w Żłobku
Serpentyny w Żłobku © azbest87

Widok na Bieszczady nad Lutowiskami
Widok na Bieszczady nad Lutowiskami © azbest87

Wnętrze cerkwi w Smolniku
Wnętrze cerkwi w Smolniku © azbest87

Akcja śmigłowca na przełęczy Wyżniańskiej
Akcja śmigłowca na przełęczy Wyżniańskiej © azbest87

Zjazd w stronę Brzegów Górnych z widokiem na Wetlińską
Zjazd w stronę Brzegów Górnych z widokiem na Wetlińską © azbest87

Kuba, a w tle Caryńskia
Kuba, a w tle Caryńskia © azbest87

Widok z serpentyn na Połoninę Caryńską
Widok z serpentyn na Połoninę Caryńską © azbest87