Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 96750.34 kilometrów w tym 7732.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.51 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:22815.29 km (w terenie 1387.00 km; 6.08%)
Czas w ruchu:1043:50
Średnia prędkość:21.86 km/h
Maksymalna prędkość:81.40 km/h
Suma podjazdów:173162 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:154 (82 %)
Suma kalorii:223799 kcal
Liczba aktywności:177
Średnio na aktywność:128.90 km i 5h 53m
Więcej statystyk
  • DST 200.01km
  • Teren 3.00km
  • Czas 08:24
  • VAVG 23.81km/h
  • VMAX 65.88km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 155 ( 83%)
  • Kalorie 6567kcal
  • Podjazdy 1062m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lub lubelskie 3/3

Niedziela, 25 lipca 2021 · dodano: 09.08.2021 | Komentarze 0

Dzień wcześniej padłem wieczorem jak nieżywy zanim zdążyłem sobie pojeść, więc kalorie uzupełniam od pobudki. Z namiotu wygania mnie gorąco. Zresztą co raz większy huk od pobliskiej drogi i tak nie daję już pospać. W nocy parę razy budziły mnie jeżdżące opodal samochody. Zbieranie się idzie jakoś topornie i ruszam w drogę dopiero po 9. Najpierw mam w planie dostać się bocznymi drogami do Kazimierza Dolnego. Przebijam się przez ogródki w Puławach i wjeżdżam na dróżkę wzdłuż Wisły. Niestety szybko okazuję się że jest ona z kostki chodnikowej i na szosie nie jedzie się zbyt przyjemnie. Po paru kilometrach odbijam na pobliską drogę. Żeby było ciekawiej to jadę przez Kazimierski Park Krajobrazowy i w końcu zaliczam jakiś stromszy podjazd. Zjazd doprowadza mnie bardzo malowniczą drogą w do Kazimierza. Trochę płatania po mieście. Podjeżdżam trochę po nierównej kostce w stronę zamku, ale nie ma gdzie się za bardzo wbić z rowerem, a do tego tłum turystów zniechęca mnie do dalszych prób i wracam na rynek. Jadę nad Wisłę i wzdłuż niej na chybił trafił wyjeżdżam z miasta. Kończy się to terenową jazdą po chwilami dość mocno nachylonych dróżkach. Później odcinek po kostce i w końcu docieram do upragnionego asfaltu;) Przez całe to płatanie i gubienie niepotrzebnie tracę sporo czasu. Po ponad 2 godzinach mam zaledwie 35 km na liczniku. Tu już prawie południe, a do domu daleko. Fajnym zjazdem docieram znowu w okolice Wisły i jadę prawie 20 km po płaskim. Słońce zaczyna mocno dogrzewać. W bidonach dno, a ja opadam z sił. Robię przerwę koło sklepu i pakuje w siebie trochę kalorii. Słońce nie odpuszcza, bo na postoju temperatura na liczniku skacze do 40 stopni!!! Przede mną powoli wznosząca się droga, wiatr w twarz i mega gorąc. Jedzie się bardzo źle. W Niedźwiadzie Dużej dojeżdżam do terenów leśnych. W cieniu robi się trochę przyjemniej, kończy się podjazd, a ja zaczynam czuć przypływ moc z wcześniejszego posiłku. Sytuacja zaczyna się diametralnie zmieniać. Jedzie się co raz lepiej i szybciej. Temperatura spada do 27-28 stopni i dzięki temu robi się dużo przyjemniej. Przez Józefów po małych hopkach dojeżdżam do Annopola i tu kończy się moja przygoda z Lubelszczyzną. Wjeżdżam do Świętokrzyskiego i pierwsze co widzę to nadciągającą chmurę deszczową. Niestety jej trajektoria ewidentnie przecina się z kierunkiem mojej jazdy. Koło Zawichostu dopada mnie deszcz, ale chowam się na stacji benzynowej robiąc jednocześnie przerwę na jedzenie. Kilkanaście minut później ruszam dalej, ale dopada mnie nawrót deszczu. Chowam się znowu pod jakimś drzewem na chwilę, a zaraz ruszam dalej. Przestaje padać, ale drogi całe mokre, więc i tak chwila moment mam mokro w butach. Temperatura spada z 34 stopnie które były niecałą godzinę wcześniej do 17 stopni :O aż zaczęło mi się robić zimno. Jednak jedzie mi się bardzo dobrze, więc cisnę dalej. Przez kolejną góreczkę docieram do Sandomierza. Znowu robi się 28 stopni. Tam trochę plątania po centrum, parę zdjęć, wciągam zapiekankę i uciekam z miasta, bo taki tłum turystów, że ciężko przejechać. Znowu wychodzi na mnie chmura deszczowa, ale teraz wygląda to trochę gorzej, bo nie widać jej końca, a do domu jeszcze prawie 80km. Na dodatek wjeżdżam w mało zaludnione tereny i nawet nie ma się gdzie schronić. Gdy zaczyna mocniej padać tylko staje pod drzewem i ubieram wiatrówkę. Przed deszczem może bardzo nie chroni, ale robi się cieplej;) Kolejne kilometry mijają w dość mocnym deszczu. Jestem kompletnie przemoczony. Droga jak od linijki przez lasu i pola. Nawet nie ma się gdzie zatrzymać na chwilę. Do tego walczę z opadającą przednią sakwą, którą z racji deszczu obciążyłem aparatem. Kończy się to przetarciem jej od przedniego koła. Traci szczelność i do środka dostaje się woda. Przed Nową Dębą wbijam na główną drogę. Chwile wcześniej przestaje padać. Niestety po kilku kilometrach znowu mam nawrót deszcze, ale na szczęście tym razem tylko na chwilę. Do Kolbuszowej cisnę po głównej chociaż w planie miałem boczne drogi. Do przejechania jeszcze około 30 km, ale w bidonach dno, jedzenia brak, a ja zaczynam się robić głodny. Ratuje się na Orlenie hot-dogiem i batonami. Dobra dawka kalorii i bliskość domu dodają sił. Ciśnie się bardzo dobrze. Zresztą najwyższą prędkość miałem podczas ostatniej godziny jazdy;) Żeby na koniec też dobić do 200 jadę do domu przez Sędziszów. Idealnie wyliczone- wjeżdżając na mostek na liczniku wybija 200km :)
I nawet dzisiaj praktycznie przeszedł mi ból kolana;)

Całą trasę udało się przejechać mniej więcej tak jak planowałem z lekkimi modyfikacjami. Wyszło ze 30 km więcej od trasy w komputerze, więc w graniach tego co się spodziewałem (z powodu gubienia się, zmian trasy itp). Bardzo dawno już nie robiłem dystansów powyżej 200km, a coś takiego 3 dni z rzędu jeszcze nigdy;) Lubię na rowerze stawiać sobie ambitne cele i sprawdzać przy okazji swoje możliwości. Tutaj zdecydowanie byłem ich bliski;) Myślałem że bolące kolano spowoduje przedwczesny powrót, ale od drugiego dnia ból powoli przechodził, aż praktycznie zniknął na koniec. Z miejsc które odwiedziłem na plus mogę zaliczyć Roztoczański Park Narodowy i Zwierzyniec, Zamość, Lublin, Nałęczów, Kazimierz Dolny i jego okolice. Sandomierz był mi już wcześniej znany, ale też wart polecenia. Do kolekcji około 40 nowych gmin;)
Łącznie czas brutto od wyjazdu z domu do powrotu to niecałe 61 godzin z czego jazda to około 26 godzin- wyszedł z tego mały ultramaraton;) 

Trochę własnych przemyśleń odnośnie ekwipunku do bikepackingu (dla chętnych i dla mnie żebym nie zapomniał;)
Był to mój pierwszy wyjazd w stylu bikepackingu. Specjalnie pod tym kątem skompletowałem nowy ekwipunek zwracając uwagę na wagę i gabaryty. Nowy namiot, śpiwór, mata, które łącznie mieszczą się w wadze niewiele ponad 2kg i zmieściły się w torbie podsiodłowej. Nowe sakwy bikepackingowe z których wcześniej zdążyłem wypróbować tylko podsiodłówkę (Newboler 13L)- ona zdecydowanie na plus. Torba w ramę od Crosso też dobrze sobie poradziła i idealnie spasowała do rozmiaru ramy. Najbardziej problematyczna była sakwa na kierownicę, która składał się z dwóch niezależnych toreb (zestaw Rhinowalk 8+4L). Główna torba w której miałem ubranie trzymała się bardzo dobrze jednak naciskała na przewody od przedniego hamulca i powodowało to jego ocieranie. Jednak to był problem do rozwiązania przez dodatkowy pasek mocujący, a w przyszłości przez wydłużenie pancerza od tego hamulca. Gorzej było z mocowanie drugiej torby z zestawu, którą mocowało się od przodu tej głównej. Pod własnym ciężarem nisko opadała i zaczynała ocierać o przednie koło. Przez to właśnie przetarła się (dziura o średnicy 1 cm) i do środka dostała się woda, która chlapała prosto z przedniego koła. Muszę przemyśleć jak zmienić system jej mocowania, bo ta torba była najbardziej przydatna w trakcie jazdy. Miałem w niej wszystkie podręczne pierdoły, oraz przekąski, więc jej posiadanie uważam za konieczne. Z racji bardzo ograniczonego miejsca w torbach ekwipunek do ponownego przemyślenia, ponieważ tym razem zdecydowałem się na jazdę bez palnika i garnuszka, a jednak w bardziej niedostępnych terenach i przy spaniu na dziko byłby bardzo przydatny, ale już za bardzo nie miałem na niego miejsca;) Chociaż z drugiej strony zabrałem ze sobą stroje na przebranie na każdy dzień, więc tu można by wygospodarować trochę miejsca.

Poniżej trasa ze stravy gdzie można też znaleźć trochę zdjęć z jazdy:




  • DST 200.50km
  • Teren 2.00km
  • Czas 08:19
  • VAVG 24.11km/h
  • VMAX 55.08km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 162 ( 87%)
  • HRavg 125 ( 67%)
  • Kalorie 6317kcal
  • Podjazdy 775m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lub lubelskie 2/3

Sobota, 24 lipca 2021 · dodano: 30.07.2021 | Komentarze 0

Mimo że w łóżku to noc średnia. Pogryzły mnie komary i trochę dokuczało w nocy bolące od wczoraj kolano. W planie było sprawdzić na początku czy będę w stanie jechać dalej, a później się zobaczy;) 
Zebranie chwilę mi zeszło i ruszam koło 8:30. Na początek w stronę Rejowca Fabrycznego przez okoliczne wioski. Drogi niestety średniej klasy, a dodatkowo jedna z zaplanowanych to kamienie, więc trzeba było znaleźć alternatywę. Na szczęście kolano mniej doskwiera niż wczoraj, więc jedzie się całkiem dobrze. Przez Siedliszcze docieram do głównej drogi na Włodawę i jadę nią do Urszulina. Tutaj kolejny mój cel, czyli Poleski Park Narodowy, oraz Poleski Park Krajobrazowy. Krajobrazy typu pola i lasy. Jedzie się przyjemnie, a nawet pojawiają się całkiem fajne asfaltowe ścieżki rowerowe. Ogólnie niestety bez szału z poziomu siodełka. Pewnie dużo ciekawiej by to wyglądało gdybym na nogach zagłębił się w jakieś ścieżki. Po drodze znajduję sklep. Uzupełniam zapasy wody i chwile odpoczywam, bo zaczęło mnie trochę dogrzewać. Dojeżdżam do Sosnowicy i później uderzam główną drogą na Łęczną. Odcinek bez historii tylko jakoś tak gorzej mi się jedzie. Musiałem zrobić kolejną przerwę, a i tak do Łęcznej dojeżdżam jakiś przymulony. Tam odpoczywam chwilę i wyjeżdża drogą na Lublin. Robi się gorąco, a ja żeby uniknąć głównej uderzam w prawo przez wioski. Temperatura przekracza 30 i wysysa ze mnie siły. Kolejna przerwa pod sklepem. Zjadał snikersa i popijam colą. Na szczęście za chwilę wychodzą chmury, temperatura trochę spada, a to w połączeniu z wchłoniętymi kaloriami dodaje mi życia. Zaczyna się jechać dużo lepiej i szybciej mimo że pojawiają się pierwsza od dłuższego czasu pagórki. Do Lublina wjeżdżam bocznymi drogami. W jednym miejscu źle skręciłem, bo chciałem zaoszczędzić trochę trasy i skończyło się to przebijaniem szutrowymi drogami przez ogródki działkowe i to spory kawałek. Zamiast zaoszczędzić straciłem tam sporo czasu. 
Sam Lublin całkiem fajny, zwłaszcza centrum. Zwiedzam okolice zamku, starówkę i Krakowskie Przedmieście. Z chęcią wybiorę się tu jeszcze kiedyś. Miałem zrobić sobie przerwę obiadową, ale tłum turystów zniechęcił mnie do tego. W związku z tym szybko oddalam się z miasta po drodze zjadając paczkę kabanosów i dalej szukając jakiegoś miejsca obiad. Z braku takowych miejsc jadę przed siebie i dojeżdżam do Nałęczowa. Tutaj przerwa w jakiejś gruzińskiej knajpie. Co ciekawe mają w ofercie napój Temek, który piłem często podczas wyjazdu do Turcji, a w Polsce się z nim nie spotkałem. Za Nałęczowem kolejne małe góreczki, a mi zmęczenie z dwóch dni daję o sobie znać i trochę siada mi tempo. Podjazdy może nie były jakieś bardzo wymagające, ani długie, ale nachylenia rzędu 7-8 % się trafiały. Przez Końskowolę jadę do Puław, gdzie planowałem się rozbić na kampingu. Przejeżdżam jeszcze mostem przez Wisłę w te i z powrotem dzięki czemu dobijam do 200 km i rozbijam się na spanie. Na spokojnie rozkładanie namiotu, prysznic i zakupy. Po nich miałem sobie dobrze pojeść, ale byłem tak padnięty, że wypiłem tylko trochę picia i padłem w namiocie bez sił do czegokolwiek;) 

Znowu ewentualne zdjęcia z trasy można znaleźć na stravie.




  • DST 227.58km
  • Teren 1.00km
  • Czas 09:19
  • VAVG 24.43km/h
  • VMAX 50.76km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • HRmax 165 ( 88%)
  • HRavg 127 ( 68%)
  • Kalorie 7257kcal
  • Podjazdy 1010m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lub lubelskie 1/3

Piątek, 23 lipca 2021 · dodano: 17.11.2021 | Komentarze 0

3 dni. Tylko 3 dni, albo dla mnie, aż 3 dni. Całe 3 dni na rower. Mając małe dzieciaki ciężko czasem wygospodarować czas w ogóle na rower, a co dopiero na kilkudniowe wyjazdy. Jednak dzięki dobroci żony dostałem wolne na przedłużony weekend. Wybór padł dość nietypowo na zwiedzenie województwa lubelskiego. Z założenia miało być dużo kilometrów i zwiedzanie z poziomu siodełka rowerowego. Plan trasy udało się zrealizować razem z podstawowym założeniem 3 x 200km.
Miało to być też mój pierwszy wyjazd w stylu bikepackingowym. Sakwę podsiodłową miałem już wypróbowaną, ale resztę sprzętu nie, a kupowałem go specjalnie pod kątem tego i kolejnych wyjazdów, które mam nadzieję kiedyś jeszcze nastąpią. 

Wystartowałem 7:15 z pod domu. Na początek 16-17 stopni i trochę przychmurzone niebo. Może lekko chłodno, ale jedzie się bardzo przyjemnie. Pierwsze kilometry to oswajanie z objuczoną sakwami szosą. Niestety na początku pojawia się problem z opadającą sakwa na kierownicy. O ile zwijany worek trzymał się bardzo dobrze, o tyle druga sakwa (podręczna) z zestawu okazała się za bardzo dociążona (głównie przez aparat) co skutkowało naciskiem na pancerz od hamulca. To powodowało ocieranie hamulca o koło. Na szczęście udało się z tym uporać za pomocą dodatkowego paska do sakw zamontowanego do kierownicy.
W końcu mogłem cieszyć się jazdą. Początkowe kilometry to oczywiście przebijanie się przez dobrze znane mi drogi. Praktycznie do Leżajska znam te okolice, chociaż po niektórych drogach już dawno nie jeździłem. W Leżajsku wizyta w bazylice Bernardynów i przeskakuję na drugą stronę Sanu. Powoli zmierzam na Roztocze. Przed Biłgorajem ogromne roboty drogowe, więc odbijam w boczną drogę i mijam je nadrabijąc kilka kilometrów. Po drodze przerwa Biłgoraju w którym raczej nie znalazłem nic ciekawego. Za nim wbijam na szlak Green Velo i dużo fajniejszymi drogami przez Roztocze docieram do Zwierzyńca i Roztoczańskiego Parku Narodowego. Te okolice spodobały mi się już dużo bardziej. W Zwierzyńcu przerwa na obiad i powoli ruszam dalej.
Po jeździe w zeszłym tygodniu lekko czułem lewe kolano i obawiałem się tego pod kątem wyjazdu. To kolano rozruszało się i nic mu nie było, ale dla równowagi zaczęło mnie boleć ścięgno w prawym. 
Kolejnym celem na trasie jest Zamość. Tam oczywiście zwiedzam zabytkowe centrum i robię chwilę przerwy. Ruszam dalej na północ, ale żeby było ciekawiej i mniej po głównych drogach to jadę przez wioski leżące w Skierbieszowskim Parku Krajobrazowym. Krajobraz urozmaicony lekkimi górkami od razu staje się ciekawszy i lepiej się jedzie chociaż kolano doskwiera. Powoli zaczynam szukać jakiegoś sklepu żeby zrobić zapasu na noc, ale jak na złość nic nie ma. Tak dojeżdżam do głównej drogi i lecę na Krasnystaw. Dopiero tam udaje sie znaleźć sklep i zrobić zapasy. Z reklamówką przewieszoną przez kierownicę szukam jakiegoś spania. Campingów brak więc zostaje poszukać czegoś u jakiegoś gospodarza, bo nie chciało mi się spać na dziko po takiej długiej trasie. Jak na złość jadę jednak wzdłuż głównej drogi i nie ma czego tutaj szukać. Dopiero jak odbijam w bok skręcam na wioskę i zaczynam czegoś szukać, ale już późno i zaczyna się ściemniać. Dowiaduje się że opodal jest jakaś agroturystyka i tam uderzam. Pani niechętnie podchodzi do opcji rozbicia namiotu, ale z chęcią może mi wynająć pokój za 4 dyszki, więc już nie wybrzydzałem i skończyło się na spaniu w łóżku. Jeszcze tylko stoczyłem w pokoju nierówną walkę z chmarami komarów co skończyło się zabiciem co najmniej kilkudziesięciu sztuk, a i tam do rana zdążyły mnie pogryźć kilkanaście razy.
Dzisiejszy dystans wskoczył do czołówki moich najdłuższych. Tylko 3 razy zrobiłem więcej w ciągu jednego dnia.

Zdjęć nie chce mi się wrzucać, więc dla chętnych jest ich trochę do obejrzenia na stravie.







  • DST 114.71km
  • Czas 04:01
  • VAVG 28.56km/h
  • VMAX 62.28km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 178 ( 95%)
  • HRavg 153 ( 82%)
  • Kalorie 2938kcal
  • Podjazdy 736m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łańcut i takie tam

Sobota, 17 lipca 2021 · dodano: 19.07.2021 | Komentarze 0

Start po 8 żeby złapać trochę chłodniejszego powietrza. Najpierw na Rzeszów, przebicie się na drugą stronę i przez Malawę, oraz Kraczkową na Łańcut. Później na północ w okolice Sokołowa, bo dawno nie byłem w tych terenach. Słońce już co raz mocniej dopieka i jedzie się gorzej. W tym roku jakoś nie mogę się przyzwyczaić do wyższych temperatur chociaż nigdy mi one jakoś nie przeszkadzały. Z Nienadówki na Hucisko fajną drogę przez las. Powrót przez Głogów, Lipie i Bratkowice. Ogólne wszystkie drogi były mi znane tylko dawno po niech nie jeździłem. Jazda raczej bez większej historii. Tylko dwie przerwy w sklepach na uzupełnienie napojów i ciśnięcie przed siebie. Jak na taką trasę to wróciłem w nawet dość dobrym stanie. 




  • DST 108.25km
  • Czas 03:55
  • VAVG 27.64km/h
  • VMAX 58.68km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 176 ( 94%)
  • HRavg 152 ( 81%)
  • Kalorie 2892kcal
  • Podjazdy 832m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po gminę

Niedziela, 27 czerwca 2021 · dodano: 03.07.2021 | Komentarze 0

Sobota była zajęta tworzeniem huśtawki dla dzieci, ale za to w niedzielę udało się wygospodarować trochę czasu na rower. Ruszyłem koło 8:30 i na początek kilka hopek i dwie większe górki żeby dotrzeć w okolice Dębicy. Celem na dzisiaj była gmina Czarna w powiecie dębickim. Za Straszęcinem okolica była dość przyjemna. Pojawiło się więcej lasów i małe góreczki. W Czarnej przerwa na zrobienie zapasów i ruszam w drogę powrotną. Drogi przez pola w Borowej bardzo malownicze z widokami na górki. Ogólnie powrót już po płaskim. 
Pogoda dość przyjemna. Dopiero na powrocie w Ropczycach temperatura skoczyła do 29 stopni i przez to zaczęło się jechać trochę gorzej, ale nogi całkiem spoko dzisiaj kręciły na całej trasie. 




  • DST 117.41km
  • Teren 6.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 28.18km/h
  • VMAX 47.88km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • HRmax 166 ( 89%)
  • HRavg 149 ( 80%)
  • Kalorie 2824kcal
  • Podjazdy 519m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wilcza Wola, Majdan Królewski, Rezerwat Buczyna

Niedziela, 20 czerwca 2021 · dodano: 21.06.2021 | Komentarze 0

Sobota pracująca- najpierw w robocie, a później prace okołodomowe, więc czasu na jazdę brakło. Za to trochę postanowiłem sobie to odbić w niedzielę.
Ruszyłem z rana póki słońce jeszcze tak mocno nie grzało. Na początek przyjemne 18 stopni. Przejechałem przez las w Bratkowicach (w tym ponad 3 km po szutrze). Później przez Widełkę i Przewrotne do Raniżowa, a stamtąd szybko do Wilczej Woli, ale nawet nie chciało mi się zaglądać nad zalew, więc tylko przejechałem wzdłuż niego. Po spokojnym poranku zaczął się ruszać mocniejszy wiatr. Póki co jeszcze mi pomagał, ale wiedziałem że zmieni się to na powrocie. Temperatura zaczęła rosnąć (jakieś 24-25 stopni), ale jeszcze była w miarę optymalna do jazdy. Nie miałem jakiegoś konkretnego pomysłu na dzisiejszą trasę. Najpierw chciałem dojechać do Wilczej Woli, a później już improwizowałem. Odbiłem przez nieznane mi drogi na Majdan Królewski. W tym czasie skończyło mi się picie, a temperatura skoczyła już do 28 i zaczęło przypiekać. Na szczęście sklep znalazłem nie tak daleko (Ostrowy Tuszowskie) i mogłem uzupełnić napoje prosto z lodówki. Za następny punkt na trasie obrałem Rezerwat Buczyna w Cyrance. Udało się tam przejechać kilka kilometrów przez las asfaltowo-szutrową drogą. Całkiem fajny odcinek, na pewno do powtórzenia, jedynie od strony Niwisk gorsza droga jak na szosę, ale idzie przejechać, bo krótki kawałek. 
W Niwiskach już co raz cieplej i zaczynam trochę opadać z sił, bo w sumie jazda tylko z jedną przerwą na zakupy w sklepie, a tu już 90 km za mną. Do tego tak jak się spodziewałem wiatr prosto w twarz, więc morale spadają, ale walczę żeby się zbytnio nie wlec. Jakoś doturlałem się do domu chociaż trzeba przyznać, że wiatr dał trochę popalić na końcówce. 
Na dodatek Garmin wyłączył się podczas zapisu trasy i nie pojawił się ona w zapisanych trasach. Myślałem że przepadła, ale po podłączeniu do kompa znalazłem się w pamięci Garmin. Udało się ją zgrać i naprawić. Garmin już powoli niedomaga. Po wcześniejszej trasie prawdopodobnie padł moduł bluetooth, bo nie mogę się z nim połączyć z komórki, a teraz wyłączył się mimo że było ponad 30?terii :/ Choć trzeba przyznać, że jeździe ze mną już ładnych kilka lat. 
Jak zwykle kilka zdjęć z trasy można zobaczyć po przekliknięciu na stravę. 




  • DST 108.12km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 24.39km/h
  • VMAX 69.84km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 174 ( 93%)
  • HRavg 152 ( 81%)
  • Kalorie 2923kcal
  • Podjazdy 1494m
  • Sprzęt FOCUS
  • Aktywność Jazda na rowerze

Góra Św. Michała

Czwartek, 3 czerwca 2021 · dodano: 04.06.2021 | Komentarze 0

Weekend zapowiada się z dziećmi i o jazdę będzie zdecydowanie trudniej, więc przynajmniej w świąteczny czwartek postanowiłem trochę pokręcić.
Trasa zaplanowana na szybko dzień wcześniej i ruszam po 13 w drogę. Początek to standard, czyli z Olchowej do Nockowej, później nietypowo jak na szosę, bo obieram kierunek na Las Czudecki z Woli Zgłobieńskiej. Oczywiście wiąże się to z odcinkiem leśnej drogi, ale nie ma błota to jedzie się raczej bezproblemowo, a dzięki temu szybko znajduje się w Czudcu. Później po płaskim do Niebylca i odbijam w Konieczkowej na Kąty Lutecki. Bardzo fajna dróżka przez las. Kawałkami dość stromo, ale jedzie się. W końcu wyjeżdżam na górze w Baryczy i zjeżdżam do Golcowej. Podjeżdżam na cel mojej wycieczki, czyli Górę Św. Michała. Kojarzę że na szczycie znajduje się kaplica. Jak się okazuje asfalt mija bokiem szczyt, więc trzeba znowu zaliczyć odcinek terenowy, trochę trudniejszy niż wcześniej. Do tego końcówka też w ternie mocno pod górkę, ale wjeżdżam raczej bez problemów. Z góry fajny widok przez okno w lesie. Kilka zdjęć i czas wracać. Najpierw znowu odcinek terenowy, a później stromo w dół po asfalcie wzdłuż którego na górę idzie drogą krzyżowa. Na zjeździe trzeba uważać na zakonnice idące do góry. Zjazd szybki, ale było by jeszcze szybciej gdybym nie musiał hamować w połowie, ponieważ auto zajechało mi drogę. Zjeżdżam do Bliznego i jadę jeszcze oglądnąć drewniany kościół wpisany na listę UNESCO. Czas wracać, a wcześniej znaleźć jakiś sklep bo w bidonie został ostatni łyk do wypicia. Niestety jak na złość nic nie ma po drodze. Tak mijam Domaradz, Lutczę, Żyznów i Godową. Masakra! Czuję że zaczynam się odwadniać o czym dają mi również znać moje mięśnie. Dopiero w Strzyżowie ratuje mnie monopolowy po przejechaniu ponad 20 km bez wody. Wrzuciłem szybko snicersa i trochę picie, zalałem bidony do pełna i dawaj pod górę. Ścianką między garażami mozolnie wspinam się do góry. Nogi już trochę zmęczone, bo 1000 przewyższeń już zaliczyły. Zjazd do Pstrągowej i żeby było szybciej (bo w tej chwili i tak już byłem spóźniony) jadę najkrótszą drogą w stronę domu. Wiąże się to z zaliczeniem podjazdu, który już mnie całkowicie wykończył. Zaraz na początki wskakuje 16%, później spada trochę poniżej 10%, po czym znowu skacze aż do maksymalnie 18%. Już dobrze ujechany patrzę żeby jak najszybciej dotrzeć do domu, ale nie ma już sił żeby mocniej cisnąć.
Pozwoliłem sobie dobrze się zmęczyć tą trasą, ale satysfakcja proporcjonalna do ilości przewyższeń:) Pogoda genialna do jazdy, chociaż po długich miesiącach bez słońca to teraz było dla mnie chwilami nawet za ciepło;) Człowiek nie zdążył się przyzwyczaić do temperatur ponad 20 stopni ;)
Zdjęcia na stravie jeśli ktoś ciekawy. 




  • DST 100.52km
  • Teren 2.00km
  • Czas 04:04
  • VAVG 24.72km/h
  • VMAX 68.76km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 4042kcal
  • Podjazdy 1356m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przed siebie po górkach

Sobota, 5 września 2020 · dodano: 06.09.2020 | Komentarze 0

Dzisiaj miała być dłuższa trasa i kilka nowych gmin do kolekcji, ale niestety zamiast ruszyć na rower o 8 mogłem to zrobić dopiero po 14. Stąd też zmiana planów, a raczej ich brak. Na prędko wymyśliłem sobie jakąś trasę w okolice Dębicy z powrotem po płaskim. Początek dobrze mi już znany, później nowy podjazd z Okonina. Później fajne dróżki w stronę Stasiówki i zonk bo miałem jechać w stronę Gumnisk, a tu mój skręt okazuje się być kamienistą drogą. W związku z tym zjeżdżam do Dębicy. Bardzo fajny zjazd. Na początku trochę dziurawy, ale później jest kilka kilometrów fajnego krętego zjazdu po nowym asfalcie. Nogi się już trochę rozkręciły chociaż na początku ciężko się kręciło, więc zamiast odbijać na północ postanawiam zmienić kierunek i odbijam z powrotem na górki. Przez Gumniska do Braciejowej z przerwą na uzupełnienie zapasów jedzenia i picia. Stamtąd spory podjazd do Głobikowej, a na szczycie remontowana droga i trzeba było spory kawałek tłuc się po kamieniach. Zjeżdżam do Grudnej i odbijam w jakąś boczną dróżkę, bo ładnie wyglądała;) No i wbijam na dość stromy podjazd z nachyleniem dochodzącym do 15%. 60 km za mną, a na liczniku już blisko 1000 m przewyższeń. Łatwo nie było, ale też jazda bez spiny i raczej dość spokojnym tempem. Na zjeździe bardzo fajne widoki na górę Chełm. Czas wracać do domu żeby zdążyć przed zachodem słońca. W dalszej części już bez kombinowania, najkrótszą drogą do domu tj. przez Wielopole, podjazd w Nawsiu na Pstrągową i przez Iwierzyce do Będziemyśla.
Wyjazd bez celu, ale wyszło fajne kręcenie po górkach i trochę nowych dróg doszło do kolekcji. Tylko trochę za duże natężenie wolno biegających psów, które chciały się dobrać do moich kostek.


Zjazd z Głobikowej
Zjazd z Głobikowej © azbest87

Ciśnięcie przez pola
Ciśnięcie przez pola © azbest87

Autoportret
Autoportret © azbest87

Z widokiem na górę Chełm
Z widokiem na górę Chełm © azbest87




  • DST 145.35km
  • Teren 1.00km
  • Czas 05:41
  • VAVG 25.57km/h
  • VMAX 68.04km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 5590kcal
  • Podjazdy 1585m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wielka Pętla Bieszczadzka

Sobota, 15 sierpnia 2020 · dodano: 16.08.2020 | Komentarze 0

Rzecz niespotykana- cały dzień wolny na rower! Padło na Wielką Pętlę Bieszczadzką. Co prawda nie wiedziałem, czy dam radę przy mojej obecnej formie, ale spróbować można;) Pojechał ze mną brat, żebym nie był samotny w katowaniu po górkach;) 
Start w Lesku, gdzie jesteśmy już o 9. Słońce ładnie świeci i zapowiada ładny dzień. Przynajmniej na początku;) Na rozgrzewkę podjazd przez Lesko i później powoli, lekko pod górkę w stronę Ustrzyk Dolnych. Pogoda przyjemna- słonecznie i 19 stopni- idealnie do jazdy. Krótka przerwa pod cerkwią w Rabem i podjeżdżamy na przełęcz przed Żłobkiem. Zjazd do Czernej i wspinaczka w stronę Lutowisk z punktem widokowym na Bieszczady na szczycie. Dalej odbijamy na chwilę w bok pod cerkiew w Smolniku (wpisana na listę UNESCO) gdzie podjeżdża się po betonowych płytach i szutrze. Kawałek dalej niestety kończy się nam woda,a słońce już przypieka, więc do Ustrzyk Górnych jedzie się trochę mozolnie. W Ustrzykach robimy dłuższy popas i uzupełniamy zapasy wody. Od Lutowisk ciągle straszą nas ciemne chmury, ale do tej pory udaje się nam ich unikać. Teraz trzeba rozruszać się po przerwie. Podjazd pod przełęcz Wyżniańską jest do tego idealny. Po drodze mokry asfalt, więc minęliśmy się z deszczem. Na przełęcz mega korek. Okazuje się, że na szczycie jakaś akcja ratunkowa. Wylądował helikopter pogotowia, stoi karetka i GOPR. Mijamy całą akcje i zjeżdżamy w dół znowu po mokrym asfalcie. Podjazd na przełęcz Wyżną jak zawsze malowniczy, więc trochę przerw na zdjęcia. Zmiany ciśnienia powodują, że Garmin pokazuje trochę nieprawidłowe wysokości, więc w rzeczywistości tych przewyższeń zapewne wyszło więcej. Z przełęczy nareszcie czeka nas porządny zjazd, bo do tej pory droga głównie szła do góry. Kilkanaście kilometrów w dół, ale po mokrym asfalcie, ponieważ chwilę wcześniej przeszła burza. Przyczyniło się to też do sporego ochłodzenia. Temperatura na przełęczy spada do 15 stopni i dalej powoli leci w dół, żeby zatrzymać się na 13. Nad nami ciemne chmury i kiepskie prognozy co do najbliższej pogody. Wtedy też podczas podjazdu pod Przysłup zaczyna padać. Początkowo lekko, ale po zjeździe co raz mocniej. Kawałek przed Cisną robimy przerwę na przystanku. Musiałem zabezpieczyć aparat przed deszczem i ubrać jaką kurtkę w końcu, bo do tej pory jechałem na krótki. Przeczekujemy kilkanaście minut na przystanku w czasie bardziej intensywnych opadów i przy trochę mniejszym deszczu ruszamy na przód. Bardziej na północy widać, że trochę się rozpogadza dlatego odpuszczamy sobie przerwę w Cisnej i jedziemy na przełęcz, żeby szybciej się przebić do lepszej pogody. Na szczycie rzeczywiście przestaje padać, a po kilku kilometrach zjazdu wychodzi słońce i zaczyna się robić co raz cieplej. Powoli zaczynamy schnąć, tym bardziej że droga cały czas lekko z górki i tempo w miarę przyzwoite mimo ponad 100 km po górach które już mamy w nogach. Dojazd do Leska to już w sumie droga bez historii. Tylko wyczekiwaliśmy końca. To była zdrowa przejażdżka:) I o dziwno nogi nawet nieźle dały sobie radę:) Przewyższeń miało wyjść około 2000m, ale Garmin coś świrował przez burze, więc wysokości nie dokładne. Podejrzewam że w rzeczywistości było więcej co zresztą czułem w nogach:P


Przez cały dystans przetargałem ze sobą aparat to chociaż wrzucę kilka zdjęć;)

Cerkiew w Rabe
Cerkiew w Rabe © azbest87

Serpentyny w Żłobku
Serpentyny w Żłobku © azbest87

Widok na Bieszczady nad Lutowiskami
Widok na Bieszczady nad Lutowiskami © azbest87

Wnętrze cerkwi w Smolniku
Wnętrze cerkwi w Smolniku © azbest87

Akcja śmigłowca na przełęczy Wyżniańskiej
Akcja śmigłowca na przełęczy Wyżniańskiej © azbest87

Zjazd w stronę Brzegów Górnych z widokiem na Wetlińską
Zjazd w stronę Brzegów Górnych z widokiem na Wetlińską © azbest87

Kuba, a w tle Caryńskia
Kuba, a w tle Caryńskia © azbest87

Widok z serpentyn na Połoninę Caryńską
Widok z serpentyn na Połoninę Caryńską © azbest87




  • DST 144.11km
  • Czas 05:18
  • VAVG 27.19km/h
  • VMAX 39.96km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 4668kcal
  • Podjazdy 505m
  • Sprzęt FORT
  • Aktywność Jazda na rowerze

Gminy dwie

Czwartek, 21 maja 2020 · dodano: 22.05.2020 | Komentarze 0

Wyjazd z serii gminobranie. Mam w planie w tym roku dołożyć trochę nowych gmin do mojej kolekcji i na rozgrzewkę postanowiłem zaliczyć dwie, które stanowiły dziurę na mojej mapie.
Nie były jeszcze na tyle daleko żebym musiał używać innych środków lokomocji, więc wystarczyło tylko wsiąść na rower i pojechać. 
Trafił się akurat jeden dzień wolny w pracy i dało się więcej pojeździć.
Trasa zapowiadała się na dość płaską i rzeczywiście taka była. Ruszyłem przed 10 i było raczej chłodno.. Około 10 stopni. Przy krótkich spodenkach to nie była zbyt ciepło.. przynajmniej dopóki się trochę nie rozgrzałem. Poza temperaturą pogoda idealna do jazdy. Ładne słoneczko i białe obłoczki na niebie. Większość trasy była utrzymana w klimatach polno-leśnych, więc można było się trochę oderwać i odpocząć. No może poza odcinkiem przez Kolbuszową i z Kolbuszowej do Nowej Dęby gdzie jechałem drogą krajową. Dodatkowo wiało dzisiaj dość mocno z północy, więc pierwsze 65 km było pod wiatr. Za to na powrocie powiewało w plecy. Niestety nie udało się tego zbytnio wykorzystać, bo koło połowy trasy zacząłem odczuwać prawe kolano i do końca jazdy ból niestety tylko się wzmagał:/ Na koniec już dość duży dyskomfort i tylko patrzyłem żeby dojechać do domu. Nie wiem czym to było spowodowane. Być może przeciążone kolano. Tak czy siak teraz na pewno czeka mnie parę dni odpoczynku. Na pewno jestem zadowolony z kondycji, bo trasa weszła bez najmniejszego problemu i mógłbym jeszcze sporo kilometrów przejechać.
Mimo tych problemów z kolanem cel wyjazdu udało się osiągnąć. Do kolekcji wpadła Nowa Dęba i Grębów. Drogi dzisiaj wiodły przez pozostałości Puszczy Sandomierskiej. Dużo pól i dużo lasów. Z Krawców na Stany odcinek 10 km przez las i to przez środek poligonu wojskowego:) W stanach fajny drewniany kościół. Jedyne co to.. mega płasko;) Takie przewyższenia do normalnie mi wychodzą na 40km, a nie 140;)


Pod chmurami
Pod chmurami © azbest87

Przerwa nad stawem
Przerwa nad stawem © azbest87

Przez rzekę
Przez rzekę © azbest87

Przez środek poligonu
Przez środek poligonu © azbest87

Kościół w Stanach
Kościół w Stanach © azbest87