Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 104492.90 kilometrów w tym 8031.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.69 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 723986 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyprawy

Dystans całkowity:13291.24 km (w terenie 357.00 km; 2.69%)
Czas w ruchu:668:15
Średnia prędkość:19.89 km/h
Maksymalna prędkość:82.80 km/h
Suma podjazdów:128808 m
Maks. tętno maksymalne:177 (95 %)
Maks. tętno średnie:145 (77 %)
Suma kalorii:136569 kcal
Liczba aktywności:106
Średnio na aktywność:125.39 km i 6h 18m
Więcej statystyk
  • DST 39.00km
  • Teren 17.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 13.76km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cypr- wąwóz Avakas Gorge

Sobota, 28 lutego 2015 · dodano: 25.03.2015 | Komentarze 0

Całkowicie zapomniałem że mam dodać jeszcze jeden wpis z Cypru, kiedy to też używałem roweru do zwiedzania okolicy.
Tym razem wycieczka razem z Anią w stronę półwyspu Akamas- bezludnego terenu na Cyprze objętego ochroną.
Dodatkowo w planach było zaliczenie wąwozy Avakas Gorge.
Na początek wzdłuż morza, gdzie mogliśmy obejrzeć stary wrak który spoczywa na składach przy wybrzeżu.
Później punktu widokowy nad morze, ale dzisiaj lekka mgła spowijała okolicę i przez to widoczność była dość słaba.
Kawałek dalej skończył się asfalt i jadąc wzdłuż urwiska dotarliśmy do ścieżki idącego do wąwozu. Rowery zostawiliśmy i zrobiliśmy sobie tam mały treking. Sam wąwóz zrobił na mnie niesamowite wrażenie. W najwęższym miejscu pionowe skalne ściany były oddalone od siebie około 2-3 metry.
Wróciliśmy po rowery i pojechaliśmy jeszcze dalej na zachód do żółwiej plaży na której w okolicach bodajże maja pojawia się mnóstwo żółwi które składają tam jaja. Stąd już powrót tą samą drogą.

Trasy z roweru:

Trochę fotek:
Poranna kąpiel słoneczna
Poranna kąpiel słoneczna © azbest87

Wrak na wybrzeżu
Wrak na wybrzeżu © azbest87

Ten punkcik to ja
Ten punkcik to ja © azbest87

Teraz robi za atrakcję
Teraz robi za atrakcję © azbest87

Na punkcie widokowym chociaż widoczność była słaba
Na punkcie widokowym chociaż widoczność była słaba © azbest87

Jedziemy w stronę półwyspu Akamas
Jedziemy w stronę półwyspu Akamas © azbest87

..i wąwozu Avacas czy jakoś tak;)
..i wąwozu Avacas czy jakoś tak;) © azbest87

W wąwozie
W wąwozie © azbest87

Skałka utknęła między ścianami
Skałka utknęła między ścianami © azbest87

To miejsce zrobiło na mnie wrażenie
To miejsce zrobiło na mnie wrażenie © azbest87

Koło żółwiej plaży
Koło żółwiej plaży © azbest87

Dziki półwysep Akamas
Dziki półwysep Akamas © azbest87

Wracamy żeby zdążyć oddać rowery
Wracamy żeby zdążyć oddać rowery © azbest87


Kategoria 0-50km, Fotki, Wyprawy, Z kimś


  • DST 50.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 12.50km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt Pożyczone itp
  • Aktywność Jazda na rowerze

Cypr - okolice Pafos

Środa, 25 lutego 2015 · dodano: 08.03.2015 | Komentarze 4

W Polsce ciągle zima, więc szukając ciepła razem z Anią udaliśmy się na tygodniowy urlop na Cypr. Udało się nawet cały ten wyjazd okrasić jazdą na rowerze. Szkoda tylko że kompletnie brak mi formy, więc i trasy niezbyt wymagające, ale jak na kompletny brak przygotowania to trochę metrów w pionie udało się zrobić. Za to dupa później nieźle bolała;P
Ten dzień to zwiedzanie okolicy Pafos, czyli miejsca w którym przebywaliśmy. Udało się wspiąć na pobliskie górki o wysokości około 700 m startując praktycznie z poziomu morza.
Tempo niewiele większe od piechura, ale długie odcinki o średnim nachyleniu 9% skutecznie mnie zwalniały..


Kilka zdjęć z trasy:
Nadmorskie klify
Nadmorskie klify © azbest87

Miejsce jaskiń morskich
Miejsce jaskiń morskich © azbest87

Morze Śródziemne
Morze Śródziemne © azbest87

Lazurowa woda
Lazurowa woda © azbest87

No to jedziem pod górę
No to jedziem pod górę © azbest87

Wysokość powoli wzrasta
Wysokość powoli wzrasta © azbest87

Tutaj wszędzie zielono
Tutaj wszędzie zielono © azbest87


"Banda" przy drodze © azbest87

Znowu 9%
Znowu 9% © azbest87

W terenie też byłoby gdzie poszaleć
W terenie też byłoby gdzie poszaleć © azbest87

Winnice
Winnice © azbest87

Cypryjskie wioski
Cypryjskie wioski © azbest87

Grekokatolicka świątynia
Grekokatolicka świątynia © azbest87

Charakterystyczne kamienne murki
Charakterystyczne kamienne murki © azbest87

Pożyczony rower= słabe hamulce= brak szaleństw na zjeździe
Pożyczony rower= słabe hamulce= brak szaleństw na zjeździe © azbest87

Chwilę trzeba było przeczekać z racji chwilowego deszczyku
Chwilę trzeba było przeczekać z racji chwilowego deszczyku © azbest87

Cypryjskie krajobrazy
Cypryjskie krajobrazy © azbest87

Bonusowo fotka pod wieczór z pod hotelu
Bonusowo fotka pod wieczór z pod hotelu © azbest87




  • DST 74.12km
  • Czas 04:21
  • VAVG 17.04km/h
  • VMAX 63.69km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 760m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podkarpacka trzydniówka- dzień 3- Kalwaria Pacławska- Jarosław

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 20.08.2014 | Komentarze 2

Początkowy plan wyjazdu przewidywał koniec w Przemyślu, ale przez dwa dni przejechaliśmy więcej niż zamierzaliśmy to do Przemyśla zostało raptem trochę ponad 20 km. Tak więc w trakcie zmieniliśmy ostateczny cel z Przemyśla na Jarosław dokładając trochę kilometrów.
Na początek dnia zaliczyliśmy mszę w kościele w Kalwarii Pacławskiej, a później wejście na wieżę widokową która wczoraj była zamknięta. Na zjeździe z Kalwarii niestety nie dało się poszaleć, bo zaraz przede mną zaczął go radiowóz i hamował mnie przez całą drogę w dół. Poza tym tłum ludzi właśnie jechał na górę prawie że tworząc korki. 
Teraz czekał nas kolejny stromy podjazd przez Huwniki do Aksmanic. Na dole odbiliśmy jeszcze trochę w bok żeby zobaczyć zabytkowe kościoły w Kłokowicach oraz w Młodowicach. Dojeżdżamy do Fredropola (drewniany kościół) i kierujemy się na Przemyśl.
Gdy docieramy do głównej drogi to okazuje się że jest w trakcie remontów i ciężko będzie się przebić rowerami, dlatego wybieramy alternatywną trasę bocznymi drogami. Chwila na objechanie Przemyśla i dużo dłuższa chwila na zjedzenie pizzy:)
Z Przemyśla wyjeżdżamy w stronę Żurawicy w której odbijamy na zachód i po dość interwałowej trasie po małych góreczkach jedziemy do Rokietnicy. Następnie przez Chłopice (kolejna gmina dziura zaliczona;) do Jarosławia. Mamy jeszcze pół godziny na szybkie zobaczenie starówki po czym wsiadamy w pociąg do Rzeszowa. W pociągu ciasno jak nie wiem, ledwie się zmieściliśmy, bo jechał tylko szynobus.
Wypad bardzo udany. Może dystanse nie powalają chociaż pierwszego dnia całkiem nieźle poszło, ale nie ma to jak wspólne rowerowanie:) Ania całkiem ładnie sobie poradziła z tą niekończącą się ilością górek, gdzie podjazdy wcale nie należały do najłatwiejszych. No i pogoda nam dopisała chociaż prognozy przed wyjazdem były trochę mało optymistyczne.

Punkt widokowy w Kalwarii Pacławskiej
Punkt widokowy w Kalwarii Pacławskiej © azbest87

Pod kościołem w Kalwarii
Pod kościołem w Kalwarii © azbest87

Kłokowice - cerkiew
Kłokowice - cerkiew © azbest87

Młodowice- cerkiew
Młodowice- cerkiew © azbest87

Fredropol- kościół
Fredropol- kościół © azbest87

Wieża zegarowa w Przemyślu
Wieża zegarowa w Przemyślu © azbest87

Interwałowo do Jarosławia
Interwałowo do Jarosławia © azbest87

Kościół w Chłopicach
Kościół w Chłopicach © azbest87

Kamienica Orsettich w Jarosławiu
Kamienica Orsettich w Jarosławiu © azbest87

Wnętrze kolegiaty Bożego Ciała w Jarosławiu
Wnętrze kolegiaty Bożego Ciała w Jarosławiu © azbest87




  • DST 47.24km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:11
  • VAVG 14.84km/h
  • VMAX 69.42km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Podjazdy 850m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podkarpacka trzydniówka- dzień 2- Ropienka- Kalwaria Pacławska

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 19.08.2014 | Komentarze 1

W nocy zanim zasnęliśmy deszcz odezwał się ze sporą siłą. Na szczęści namiot bez problemu sprawdził się w tych ciężkich warunkach. W nocy sporo popadało i rano jak wstaliśmy to na zewnątrz też siąpi, więc poszliśmy spać dalej;) I tak byliśmy trochę kilometrów do przodu względem planów. Przed 10 przestało padać, a my zaczęliśmy się powoli zbierać żeby w końcu ruszyć koło 11:30.
Na początek zakupy w pobliskim sklepie i od razu niezła rozgrzewka na podjeździe w stronę Wojtkówki- odcinkami było dość stromo, ale to była tylko zapowiedź dzisiejszego dnia. Jeszcze kilka górek było przed nami. Na zjeździe nawet nie wiem kiedy prawie 70km/h pojawiło się na liczniku. Zresztą na każdej górce dzisiaj bez problemu przekraczało się 60.
Dojeżdżamy do Jureczkowej żeby obejrzeć kościół i wracamy się na podjazd przez Braniów. Kolejny szybki zjazd i odbijamy w boczną drogę idącą w stronę granicy. Odpuszczamy sobie główną drogę na Arłamów i wbijamy na szuter. Kompletne odludzie, ukraińska granica prawie na wyciągnięcie ręki, spokój i powolna wspinaczka pod górę. Będąc już prawie na szczycie odbijamy jeszcze w bok i wyjeżdżamy na szczyt Połoninek Arłamowskich- widoki z góry świetne! Chyba najlepsze na całym wyjeździe- na Ukrainę, Pogórze Przemyskie i Góry Słonne. Na szczycie znajdujemy stos bali siana gdzie robimy przerwę na żarełko. Wyjątkowo przypadło mi do gustu to miejsce.
W końcu wracamy z powrotem na drogę w stronę Arłamowa, ponieważ zaczynają nas straszyć chmury deszczowe które pojawiają się w różnych miejscach na niebie. Jedna nas mija, druga zahacza nas koło Arłamowa. Odpuszczamy sobie podjazd pod ośrodek, za to zaczynamy zjazd do Makowej- prawie 10 km w dół;) Co prawda było sporo wypłaszczeń, ale i tak nie wiele trzeba było pedałować na tym odcinku.
Na deser w dniu dzisiejszym został nam podjazd pod Kalwarię Pacławską. Kto był ten wie jak to wygląda- mało jest takich stromizn na asfalcie w naszych okolicach, a jeszcze podjazd atakowany załadowanym rowerem to dodatkowa trudność. Spore odcinki trzymające po 20 %, a strava w najostrzejszym miejscu pokazuje nawet 30% :O Nawet kojarzę to miejsce- tam na zakręcie już przedni koło zaczynało tracić kontakt z podłożem;) Tutaj dogoniła nas chmura, więc trzeba było zrobić przerwę przy cudownym źródełku, a resztę górki jechaliśmy w mały deszczyku który przeszedł na górze.
Plan na dzisiaj zakładał spanie na Kalwarii, więc już bez spinki szukamy miejscówki. Ostatecznie trafiamy na pole namiotowe, ale z racji opadów które były tutaj przez ostatnie kilka dni średnio jest jak rozłożyć namiot- ziemie mocno namoknięta. W końcu śpimy na materacach w garażu który się tam znajdował- przynajmniej nie trzeba rozkładać namiotu;) Jeszcze zaliczamy spacerek po okolicy i jedzenie w bufecie. Zupa gulaszowa weszła dość gładko;)
Krótka trasa, ale treściwa pod względem podjazdów.


Foty:
Miejscówka noclegowa
Miejscówka noclegowa © azbest87

Pierwsza góra dzisiaj zaliczona
Pierwsza góra dzisiaj zaliczona © azbest87

Czas na szybki zjazd
Czas na szybki zjazd © azbest87

Kościół w Jureczkowej
Kościół w Jureczkowej © azbest87

Zwiedzamy Pogórze Przemyskie
Zwiedzamy Pogórze Przemyskie © azbest87

Połoninki Arłamowskie od dołu
Połoninki Arłamowskie od dołu © azbest87

Droga wzdłuż granicy
Droga wzdłuż granicy © azbest87

Kolejny szczyt zdobyty :)
Kolejny szczyt zdobyty :) © azbest87

Widoki z Połoninek
Widoki z Połoninek © azbest87

Ta chmura straszyła nas deszczem
Ta chmura straszyła nas deszczem © azbest87

Widoki z Kalwarii
Widoki z Kalwarii © azbest87

Zachód słońca nad Pogórzem
Zachód słońca nad Pogórzem © azbest87

Błota droga w Kalwarii
Błota droga w Kalwarii © azbest87




  • DST 114.15km
  • Teren 1.00km
  • Czas 06:43
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 63.08km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 1360m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Podkarpacka trzydniówka- dzień 1- Krosno- Ropienka

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 19.08.2014 | Komentarze 0

Krótki wyjazd razem z Anią w celu pozwiedzania trochę podkarpackich bezludzi:) Trasa w większości tymi trochę mniej uczęszczanymi drogami, lub w ogóle nieuczęszczanymi;) Miało być spokojnie i było. Chociaż tylko mogłem zaczerpnąć w tym roku rowerowego kilkudniowego podróżowania.
Cały wyjazd zaczął się średnio szczęśliwie.
Po przejechaniu ledwie 2-3 km Ania łapie gumę. Szybka zmiana, jeszcze stacja benzynowa obok więc jest gdzie napompować i wydaje się że jest ok. Niestety zanim zdążyłem donieść napompowane koło wybuchło mi w rękach;) Stara, spękana opona nie wytrzymała i ją rozerwało przy okazji tworząc sporej wielkości dziurę w dętce. Szczęście w nieszczęściu że to zaraz na początku, więc szybko skleiłem pierwszą dętkę i pojechałem na mieszkanie. Tam miałem swoje Kendy, więc z jedną byłem zaraz z powrotem. Wymiana poszła szybko i to na szczęście była pierwsza i ostatnia usterka na trasie. Teraz mogliśmy się już tylko cieszyć jazdą przy powoli rozpogadzającym się niebie (z rana całe Krosno było schowane we mgle).
W końcu wyjeżdżamy z Krosna boczną drogą w stronę wiatraków koło Rymanowa. Następnie drogą niedaleko zalewu w Sieniawie i jedziemy na Bukowsko (gmina dziura na mojej mapie zbieracza gmin). Spokojna droga, prawie zerowy ruch samochodowy, fajne widoczki na Beskid Niski i świecące słoneczko- sielankowa jazda. Przejeżdżamy przez Bukowsko gdzie ludzie się przygotowują na dożynki i kierujemy przez przełom Osławy w Mokrym na Zagórz. Żeby nie nadkładać zbytnio drogi na drugą stronę Sanu przedostajemy się mostem kolejowym i po paru kilometrach zaczynamy podjazd serpentynami na góry Słonne od strony Załuża. Ania dzielnie sobie z nimi poradziła chociaż tutaj wkurzali nas cały czas goście na motorach, którzy jeździli w tę i z powrotem. Na punkcie widokowym byliśmy dosłownie moment i zaraz zjechaliśmy do Tyrawy Wołoskiej, gdzie zaliczamy jeszcze mszę w tutejszym kościele.
Z racji że pora jeszcze nie taka późna a słońce jeszcze ładnie świeci to kręcimy dalej. Ania chce koniecznie zaliczyć swoją pierwszą setkę, czego nie udało się jej w zeszłym roku- biorąc pod uwagę trasę i ilość przewyższeń było to nie takie łatwe.
W ten sposób dojeżdżamy do Wańkowej i zaczynamy się rozglądać za noclegiem. Nie ma się za bardzo gdzie rozbić. Jedziemy dalej. Ropienka. Zaczyna się groźnie chmurzyć, więc jesteśmy skłonni nawet wziąć jakieś lokum, ale w wiosce było raptem dwa miejsca z noclegami. W pierwszym nie było nikogo, a w drugim trafiliśmy na jakąś nieprzyjemną babę która nawet nie pozwoliła rozbić namiotu pod jakimś dziwnym pretekstem.. Zresztą zrobiła takie wrażenie że i tak nie chcieliśmy tam zostać. Odjechaliśmy kawałek za wieś i rozbiliśmy się na wzgórzu pod lasem. Nawet zdążyliśmy się ogarnąć zanim zaczęło padać.



Fotorelacja:
Kościół we Wróbliku Szlacheckim
Kościół we Wróbliku Szlacheckim © azbest87

W okolicy zalewu w Sieniawie
W okolicy zalewu w Sieniawie © azbest87

Odpoczynek w polach
Odpoczynek w polach © azbest87

Droga na Bukowsko
Droga na Bukowsko © azbest87

Pogoda zaczęła dopisywać
Pogoda zaczęła dopisywać © azbest87

Kolejny podjazd zaliczony
Kolejny podjazd zaliczony © azbest87

Ania dzisiaj wykręciła swoją pierwszą setkę!:)
Ania dzisiaj wykręciła swoją pierwszą setkę!:) © azbest87

Drogami z takimi widokami to można jeździć i jeździć
Drogami z takimi widokami to można jeździć i jeździć © azbest87

Przerwa na mostku
Przerwa na mostku © azbest87

Most kolejnowy w Zagórzu
Most kolejnowy w Zagórzu © azbest87

Widok z platformy widokowej w górach Słonnych
Widok z platformy widokowej w górach Słonnych © azbest87

Kościół w Wańkowej
Kościół w Wańkowej © azbest87







  • DST 94.00km
  • Czas 07:00
  • VAVG 13.43km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 2500m
  • Sprzęt Pożyczone itp
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sv. Jure 1762 m.n.p.m (Chorwacja)

Czwartek, 12 września 2013 · dodano: 19.09.2013 | Komentarze 7

Długo wyczekiwany urlop w końcu nadszedł, a razem z nim tygodniowy odpoczynek od wszystkiego w Chorwacji. No prawie wszystkiego, bo roweru nie mogło zabraknąć:) chociaż ostatnio co raz rzadziej mam czas na niego siadać i forma jest tragiczna.

Widząc że na Chorwacji będziemy mieszkać w miejscowości Makarska zaplanowałem sobie wjazd na pobliską górę o nazwie Sv. Jure o wysokości 1762m:D a podjazd zaczynał się niemal na wysokości poziomu morza:D
Jest to drugi co do wysokości szczyt w Chorwacji i najwyższe miejsce gdzie można wjechać nawet samochodem, ponieważ na szczycie znajduje się stacja telewizyjna do której prowadzi droga.

Co prawda nie byłem zbyt pewny czy poradzę sobie z ponad 30-kilometrowym podjazdem z racji że ostatnio bardzo mało jeżdżę, ale spróbować zawsze można:)

Podjazd miał być spokojnym tempem, dlatego też postanowiła mi towarzyszyć Ania w próbie ataku na tą górę- najwyżej w razie braku sił wystarczyło się odwrócić i zjechać z powrotem do Makarskiej nie musząc już pedałować.

Pożyczamy rowery (GT- sentyment do marki na której nabiłem sporo kilometrów;) za 100 kuna chorwackich na jedną dobę, tj jest ponad 50 zł, na godziny się kompletnie nie opłacało.
Przejazd przez miasto i wspinamy się w stronę wjazdu do Parku Narodowego Biokovo, który pokrywa całe pasmo górskie o tej samej nazwie.
Od strony Makarskiej pasmo to robiło niewiarygodne wrażenie, ponieważ zaraz za miejscowością wznosiły się prawie pionowe ściany skalne wychodzące na ponad 1200m.

Na razie pogoda średnia, niebo zachmurzone, a szczyty gór w chmurach.
Docieramy do wjazdu do Parku i zaczyna lać, więc przeczekujemy mocniejszy deszcz i kupujemy bilety wstępu do Parku- za osobę w aucie opłata 40 kuna, rowerzyści mogą jechać za połowę tej ceny;)

Deszcze trochę odpuszcza, więc jedziemy dalej, jednak po jakimś czasie mżawka wraca. Mimo to wytrwale pedałujemy pod górkę i nawet Ani dość dobrze idzie. Jednak na wysokości około 700m deszcze przeistacza się w burzę, a dwa uderzenia pioruna gdzieś zaraz nad nami nakazują nam szybki odwrót. Tak więc moknąc od wody którą wyrzucają w górę nasze koła zjeżdżamy z powrotem do Makarskiej. Jazda dalej wydawał się dość niebezpieczna.

Jednak ta historia nie kończy się tak łatwo, bo i ja tak łatwo nie odpuszczam:P

W czasie gdy się suszyliśmy i robiliśmy obiad burza przeszła, a niebo pięknie się wypogodziło, więc zaraz pojawiła się myśl żeby znowu spróbować.. Widziałem że nie mam zbyt wiele czasu po południu, bo muszę zdążyć przed zmrokiem wjechać i zjechać, ale i tak postanowiłem zaryzykować chociaż już miałem 700m w górę w nogach. No i nie miałem zamiaru znowu płacić za pożyczenie roweru;P

Ruszam tym razem już sam kilkanaście minut przed 16.. późno. Pierwsze kilometry po głównej drodze idą szybciej. Wjeżdżam do Parku Narodowego i zaczyna się mozolna wspinaczka serpentynami, które już rano pokonywałem, ale pogoda piękna więc jest i motywacja do jazdy. Z racji ograniczonego czasu starałem się zminimalizować ilość przerw. Ogólnie w czasie drugiego ataku zrobiłem ich tylko kilka na szybkie pstryknięcie fotek i jedną dłuższą, która trwała może z 8 minut;)
Na asfalcie było opisane ile kilometrów zostało do szczytu (przez Park Narodowy trzeba było się wspiąć 23 km) i strasznie wkurzało że tak wolno posuwam się do przodu.
Na końcu zastanawiałem się czy nie odpuścić- tak podpowiadał rozsądek, ponieważ wiedziałem że nie zdążę przed zachodem słońca nawet wjechać na górę a co dopiero zjechać, a nie miałem żadnych światełek:O
Jednak jak to zwykle na rowerze rozsądek przegrał z chorą ambicją, tym bardziej że do szczytu nie zostało tak dużo;)

W drodze i na szczycie spotykam prawie samych Polaków;P Zresztą Makarska to chyba polska kolonia nad Adriatykiem- gdzie się nie obejrzysz tam słyszysz bądź widzisz Polaka;)
Szczyt zdobywam kilkanaście minut po zachodzie słońca. Naokoło rozpościerały się tylko fantastyczne kolory po zachodzie. Na górze zabawiłem dosłownie momencik. Pamiątkowe zdjęcie i zaraz zaczynam zjazd. Co prawda miałem propozycję zjechania bezpiecznie w samochodzie ze spotkanymi tam Polakami, ale nie mogłem sobie odmówić przyjemność godzinnej jazdy w dół:D

Zaraz za pierwszymi serpentynami doganiam dwa samochody, które zaczęły zjeżdżać chwilę wcześniej i w ten sposób jadąc za nimi przez godzinę zjeżdżam aż do Makarskiej. Gdyby nie ich światła to kompletnie bym nic nie widział i nie wiem jakbym stamtąd zjechał;)
To był jeden z bardziej hardcorowych wyjazdów jakie pamiętam;)

Chciałoby się napisać więcej o tym wyjeździe i całym pobycie na Chorwacji, bo ewidentnie mam przypływ weny, no ale to jest blog rowerowy i niech tak zostanie:) zresztą i tak już tyle napisałem że nikt tego nie przeczyta;)
Tak wiec zdjęcia też tylko z wypadu rowerowego.

To chyba też moje rekordowe przewyższenia jak na jeden dzień co przy obecnej formie trochę mnie samego zaskakuje;)

Trasa:


Zdjęcia:

Starujemy z Anią- pogoda nie sprzyja © azbest87


Pogoda dużo lepsza niż rano- zaczyna się wspinaczka © azbest87


Tam na górę muszę się wspiąć a później jeszcze z 500 m wyżej;) © azbest87


Pierwsze widoki po wyjechaniu powyżej linii lasu © azbest87


Serpentynami do góry © azbest87


I dalej pod górę © azbest87


Po wjechaniu na ścianę skalną roztacza się taki krajobraz © azbest87


Niby brak serpentyn ale droga dalej wytrwale prowadzi co raz wyżej, z jednej górki na drugą © azbest87


Jazda skrajem gór z widokiem na morze i wyspy obok © azbest87


Pierwszy widok na cel dzisiejszej jazdy © azbest87


Widoki w stronę Bośni przy zapadającym zmroku © azbest87


Szczyt już co raz bliżej © azbest87


Zachód słońca widziany z wysokości około 1700m © azbest87


Z widokiem na zachód- na szczycie © azbest87


Mój nowy rekord wysokości na rowerze :D © azbest87




  • DST 48.02km
  • Czas 02:50
  • VAVG 16.95km/h
  • VMAX 46.39km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskid Niski z Anią - dzień 3

Niedziela, 14 lipca 2013 · dodano: 24.07.2013 | Komentarze 2

Planem minimum na ten wyjazd było dotarcie do Krynicy, ponieważ stamtąd już jeżdżą pociągi którymi mogliśmy wrócić do domu. Z racji że ten plan osiągnęliśmy już po dwóch dniach to na koniec zaplanowaliśmy sobie przejazd malowniczą drogą wzdłuż rzeki Poprad jadąc wzdłuż granicy polsko- słowackiej z fajnymi widokami na górki.
Na początek zaliczamy jeszcze mszę w kościele w Krynicy, a że staliśmy przed kościołem to dodatkowo mieliśmy gratisowe mycie w postaci deszczu. Nie napawało to optymizmem przed dzisiejszą jazdą, ale na szczęście deszcz przeszedł chwilę przed tym zanim ruszyliśmy i później było już tylko co raz ładniej i cieplej. Szkoda tylko że najładniej się zrobiło jak już wsiedliśmy do pociągu;)
W czasie powrotu czekała nas jeszcze dwugodzinna przesiadka w Tarnowie, więc w tym czasie odwiedziliśmy jeszcze tamtejszy rynek i spróbowaliśmy tamtejszego kebaba;)

Trasa:


Parę zdjęć:

Teraz już odcinek wzdłuż Beskidu Sądeckiego © azbest87


Cerkiew w Andrzejówce © azbest87


Za rzeką już Słowacja © azbest87


Przerwa na łące © azbest87


W tle widać wyższe szczyty Beskidu Sądeckiego © azbest87


Oczekiwanie na pociąg w Piwnicznej © azbest87


Na rynku w Tarnowie © azbest87


Mimo niezbyt udanej pogody to był bardzo fajny wyjazd:)




  • DST 56.50km
  • Teren 5.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 13.56km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 760m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskid Niski z Anią- dzień 2

Sobota, 13 lipca 2013 · dodano: 23.07.2013 | Komentarze 0

Niestety tego dnia pogoda nas nie rozpieszczała. Najpierw prawie przez całą noc padał deszcz. W chwili przerwy w opadach udaje się nam zebrać i załadować wszystko na rowery.
Na początek jedziemy bardziej na południe przez Regietów. Gdyby pogoda była lepsza widoki na pewno też byłby dużo ciekawsza, no ale i tak jest fajnie:)
Oglądamy cerkiew w Skwirtnym i jedziemy do Kwiatonia. Tamtejsza cerkiew niedawno została wpisana listę UNESCO. Mogliśmy ją całą obejrzeć, łącznie z wejściem za ikonostas. W międzyczasie zaczęło mocniej padać, więc przejechaliśmy tylko kilkadziesiąt metrów do najbliższego przystanku i tam założyliśmy chwilową bazę;)
Po uzupełnieniu płynów i kalorii ruszamy dalej w deszczyki, który z przerwami towarzyszył nam już do samej Krynicy.
Za Uściem Gorlickim zaliczamy niczego sobie podjazd w stronę Czarnej, w której oglądamy kolejną cerkiew. Po czym kolejną w Śnietnicy, oraz w Banicy.
W drodze do Izb towarzyszą nam piękne widoczki na Lackową- najwyższy polski szczyt Beskidu Niskiego.
Za Izbami kolejna wymagająca wspinaczka po betonowych płytach na wysokość ponad 700m by przedostać się na asfalt, który zaprowadzi nas do Tylicza.
Żeby nie było łatwo to ostatni podjazd przed Krynicą też daje nam w kość i zaliczamy najwyższy punkt podczas tego wyjazdu- ponad 730m. Zjazd do Krynicy idzie szybko chociaż w małym deszczyku i po mokrej nawierzchni. Chwilę kręcimy się po Krynicy szukając jakiegoś miejsca do jedzenie.
Wchłonięcie pizzy dobrze nam robi, a w między czasie udaje się zaklepać pokój w jakimś pensjonacie- musimy tylko wrócić się kawałek pod górkę drogą którą wcześniej zjeżdżaliśmy.
Ciepły prysznic po tej deszczowej jeździe to jest to o czym wtedy marzyłem:)

Trasa:


Foty:

Widoczki w drodze do Regietowa © azbest87


Cerkiew w Skwirtnym © azbest87


Cerkiew w Kwiatoniu © azbest87


Wnętrze cerkwi w Kwiatoniu © azbest87


Pod cerkwią w Czarnej © azbest87


W dole Izby a za nimi Lackowa © azbest87


Zjazd z widokiem na Lackową © azbest87


Męczący odcinek po płytach © azbest87


Cerkiew w Tyliczu © azbest87




  • DST 88.84km
  • Teren 15.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 14.81km/h
  • VMAX 49.54km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 720m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskid Niski z Anią- dzień 1

Piątek, 12 lipca 2013 · dodano: 22.07.2013 | Komentarze 3

Wyjazd planowany już od dłuższego czasu na który miałem się wybrać razem z Anią. Po małych przygotowaniach, czyli jeździe po rzeszowskich góreczkach Ania dała sobie dzielnie radę z tymi beskidzkimi podjazdami chociaż wcale nie były łatwe:)
Nie ukrywam że jestem dumny, bo do tej pory nie jeździła w takim terenie i takich dystansów:)

Pojechaliśmy chociaż pogoda po raz kolejny miała nas nie rozpieszczać, no ale wolne na piątek już zaklepane więc nie można tego zmarnować.

Hasłem przewodnim tego trzydniowego wyjazdu był szlak architektury drewnianej z którego mieliśmy po drodze kilkanaście cerkwi do obejrzenia.

Startujemy w piątek po porannych przygotowaniach. Pogoda średnia, ale w miarę ciepło bo koło 20 stopni. Pierwszy podjazd, zjazd i przymusowa przerwa z racji deszczu. Na szczęście napatoczył się przystanek:) Za kilkanaście minut jedziemy dalej, ale po kolejnych kilkunastu kilometrach przez Nowym Żmigrodem znowu chowanie się przed burzą- ledwie zdążyliśmy na przystanek.
W Nowym Żmigrodzie oglądamy cmentarz, moment na rynku i już jedziemy dalej żeby jak najszybciej znaleźć się na terytorium Beskidu Niskiego, oraz Magurskiego Parku Narodowego.
Po drodze zaliczam przymusowe wodowanie prawie po kolano przy próbie przejazdu przez bród na rzece- już do końca dnia miałem mokro w tym bucie;)

W Myscowej kolejna przymusowa przerwa, ale jak się później okazuje już ostatnia dzisiejszego dnia. Bardzo malowniczą drogą docieramy do Krempnej, gdzie oglądamy pierwszą z cerkwi na naszej drodze. Czas również na pierwszej zakupy, bo wiem że przez sporo kilometrów może teraz brakować jakiegokolwiek sklepu.

Kolejna cerkiew w Kotani, gdzie mamy trochę zabawy z aparatami. Następnie Świątkowa Mała- zaliczam wejście na wieże w cerkwi- normalnie nie można się tam dostać:) I zaraz śmigamy do kolejnej cerkwi w Świątkowej Wielkiej. Tutaj chwila i uciekamy, bo wychodzi na nas kolejna chmura. Na szczęście nasza droga zaczyna teraz wieść na południe i udaje się nam uciec przed dość groźnie wyglądającą chmurą.

Przez tereny po PGR-owskie, szutrową drogą wspinamy się na przełęcz Długie (ponad 550m wysokości). Na górze zasłużona przerwa i częściowe opróżnianie zapasów bułek i termosu. Szutrówką tniemy w dół fajnymi beskidzkimi terenami, oraz wzdłuż rzeczki, aż docieramy do Radocyny. Tutaj mały feler- coś zaczyna stukać przy łańcuchu i przy jeździe pod górkę zrywam łańcuch. Na szczęście skuwacz jest gdzie powinien i po kilku minutach brudzenia się smarem mogę jechać dalej.

Teraz czeka nas nie łatwy odcinek, gdzie wspinamy się na wysokości ponad 620 m po śliskiej i błotnistej drodze przez las. Na slickach była to nie lada gratka i nieźle się napociłem żeby dostać się na górę.
Na szczęście zjazd dużo przyjemniejszy po szutrze, aż wyjeżdżamy z lasu gdzie przed nami rozpościera się wspaniały widok Beskidu Niskiego pięknie oświetlony powoli zachodzącym słońcem.

Jeszcze tylko parę kilometrów po drodze do Gładyszowa (po drodze kolejne cerkwie w Koniecznej, Zdyni i samym Gładyszowie), gdzie ostatecznie śpimy pod namiotem przy klubie jeździeckim.
Dzień pełen wrażeń i Ania strzela swoją życiówkę:) Chciała stówkę, ale brakło nam dnia;)

Trasa:


Obszerna fotorelacja:

Pierwsze podjazdy © azbest87


Na cmentarzu w Nowym Żmigrodzie © azbest87


Bród przez który przejeżdżałem- 2 m przed końcem silny prąd mnie prawie przewrócił;) © azbest87


Widoczki w drodze do Myscowej © azbest87


Malowniczą drogą do Krempnej © azbest87


Cerkiew w Krempnej © azbest87


Cerkiew w Kotani © azbest87


Krzyże obok cerkwi w Kotani © azbest87


Cerkiew w Świątkowj Małej © azbest87


Cerkiew w Świątkowej Wielkiej © azbest87


Przełęcz Długie zaliczona © azbest87


Przed tymi chmurami udało się nam uciec © azbest87


Prawie jak na safari;) © azbest87


Przerwa na focenie © azbest87


Beskidzie krajobrazy i drogi © azbest87


Cerkiew w Gładyszowie © azbest87




  • DST 109.20km
  • Czas 05:32
  • VAVG 19.73km/h
  • VMAX 56.07km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 710m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lwów - Przemyśl

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 16.07.2013 | Komentarze 2

Powrót ze Lwowa. Droga identyczna jak dzień wcześniej z urozmaiceniem w postaci szwendania się po Lwowie.
Na rowerach do Przemyśla decyduje się wracać oprócz mnie również Janek i Grzesiek, natomiast Sylwia pojechała marszrutką.
Jajeczniczka na śniadanie i poranne zbieranie które schodzi nam dość długo do czego nie mało przyłożył się Marcin;)
W końcu jednak po pożegnaniach udaje nam się wyruszyć na plątanie po mieście. Spotykamy francuza który już ponad miesiąc jazdy ma za sobą, a kolejne trzy przed sobą. Samo jeżdżenie po Starówce schodzi z godzinę, po czym jeszcze razem z Grześkiem jedziemy na Wysoki Zamek z którego możemy podziwiać panoramę całego Lwowa.

Powrót trochę utrudniony z racji przedniego wiatru, ale jakoś wszyscy dajemy radę. Jeszcze oczywiście przed granicą zakupy ukraińskich trunków i zrobienie zapasów ukraińskich cukierków:)
Odprawa graniczna poszła bardzo sprawnie. Powrót z Przemyśla autem razem z Grześkiem i Sylwią- jakimś cudem udało nam się zmieścić do środka trzy rowery razem z bagażami, choć samochód był wypchany po sam dach:)

Trasa:


Trochę fotek:

Widok z okna w mieszkaniu gdzie spaliśmy © azbest87


Schody w kamienicy © azbest87


Ekipa baczność! © azbest87


Lwowskie ulice © azbest87


Z wizytą u Adasia;) © azbest87


Fontanna na rynku we Lwowie © azbest87


Lans na rynku © azbest87


Panorama Lwowa © azbest87


Dworzec we Lwowie © azbest87


Zjazd do Mościsk © azbest87