Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi azbest87 z miasteczka Będziemyśl. Mam przejechane 102701.43 kilometrów w tym 7993.50 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.65 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 707618 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy azbest87.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 61.90km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:39
  • VAVG 13.31km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2758kcal
  • Podjazdy 1386m
  • Sprzęt Kiubek
  • Aktywność Jazda na rowerze

Beskid Niski

Niedziela, 10 czerwca 2018 · dodano: 10.06.2018 | Komentarze 1

Dzisiaj znowu udało się wyrwać z rowerem na górki. Tym razem padło na okolice Dukli.
Startuje koło 9 i już temperatura jakieś 26-27 stopni. Na rozgrzewkę podjazd żółtym szlakiem, czyli 300 w pionie. Słońce dogrzewa, pot leje się litrami i tempo mozolne. Niedaleko szczytu Chyrowej gubię szlak, ale po chwili błądzenia wpadam na niego z powrotem. Krótki zjazd, oraz podjazd i odbijam na szlak czerwony. Ten odcinek dość fajny, z jazdą nad przepaścią- nie chciałbym tam wypaść na zakręcie;) Znowu rozstaj szlaków i mimo chwili zawahania jadę tak jak planowałem, czyli odbijam na szlak zielony. Na początek mocny wypych z nachyleniem grubo ponad 20%. Miałbym spore wątpliwości, gdybym miał tu zjechać;) W końcu docieram na pasmo i jadę szczytem. Jazda ślimaczym tempem, bo cały czas się kręci razem ze ścieżką. Do tego dużo kamieni i korzeni. Mijam szczyt Czerteż i powoli zaczynam zjeżdżać, ale z krótkimi podjazdami. W końcu szlak odbija mocno w dół i ja za nim. Zaczyna się robić naprawdę stromo. W końcu stromizna już nie pozwala się zatrzymać, po czym dojeżdżam do jeszcze bardziej stromej ścianki. Gładko ze 30%. Tutaj wiara w moje możliwości się skończyła i to mnie zgubiło;) W chwili, gdy tylne koło zaczyna doganiać przednie postanawiam się katapultować w sposób kontrolowany na bok. Kończy się to na dupie zsunięciu się kawałek w dół. Ze strat tylko rozcięta noga i otarta ręka, ale lajtowe więc bez problemu można jechać dalej. Reszta zjazdu nieszczególna. Jakieś takie krzaczory itp. Chociaż możliwe, że pomyliłem ścieżkę na zjeździe i część pokonałem jakąś gorszą odnogą..
Na dole przerwa na papu i otarcie krwi z nogi;) 
Kawałek asfaltem i odbijam na Zyndranową. Miałem jechać jakimiś wynalezionymi dróżkami przez Tokarnię, ale po długiej walce na wcześniejszej górce zmieniam plan, żeby przejechać jakąś trochę lepszą drogą do Lipowca. I to się na mnie zemściło.. Kończę na jakichś drogach zwózkowych. GPS zaczyna tracić dokładność i nie mogę trafić na odpowiednią drogę. Kończy się to porządnym spacerem z rowerem. Straconą kupą czasu, żeby w końcu przez pole pokrzyw dostać się na jakiś bezimienny szczyt (ponad 670m). Tam na szczęście znalezienie drogi, którą chciałem jechać już nie jest takie trudne. Tylko trzeba się przebić przez resztki wycinki. Początek zjazdu strasznie tłucze. Pewnie dlatego że dopiero po chwili zobaczyłem zablokowanego amora;) reszta poszła łatwiej, ale zjazd bez szału. Jedynym jego plusem był przejazd przez kilka strumyków co fajnie schłodziło. Zresztą już się rozglądałem za jakimś, gdzie mógłbym nabrać wody do picia, bo ta skończyła się już chwilę temu i zacząłem usychać. Dlatego cisnę szybko przez Lipowiec do Jaślisk, gdzie ratuje mnie otarty sklep. Przerwa na jedzenie i picie. Zimna cola w taki dzień to jest to!
Ruszam asfaltem w stronę kolejnej górki i zaczyna straszyć burzą naokoło. Podjazd okazuje się być asfaltowy i zaraz na jego początku zaczyna padać. Lekki deszczyk jest nawet przyjemny po tych upałach. Mijam szczyt i zaczyna zdrowo pizgać deszczem, że ledwie coś widzę. Zjeżdżam kawałek i udaje się znaleźć kawałek dachu, żeby się schować. Z konieczność ponad 20 minutowy postój. Deszcz w tym czasie leje jeszcze mocniej, a pioruny uderzają zaraz nad głową. Na szczęście przechodzi, ale już odpuszczam sobie przejazd szutrową drogą do Lubatowej, bo po intensywnych opasach wygląda jak jedna wielka kałuża. Uderzam już tylko asfaltem prosto do Dukli. 
To była zdrowa przejażdżka i nawet coś sił zostało na końcu. Muszę na następny raz bardziej pilnować ilości wody, bo dzisiaj mnie chwile dobrze przysuszyło..
Parę zdjęć może podejrzeć na stravie.






Komentarze
HerrSpiegelmann
| 19:10 poniedziałek, 11 czerwca 2018 | linkuj Fajny trip. Na zielonym miałem kilka lat temu podobne przygody - piękne OTB i problemy w końcówce z wydostaniem na drogę przez krzaczory:D Ta bezimienna górka to Klepke 667m n.p.m. Do Lipowca w okolicy szczytu Tokarnia można się dostać szlakiem końskim lub żółtym gminnym. Przyjemniejsza stokówka niż te paryje :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wkeoc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]